Książki dla dzieci

Najulubieńsi!

Nasze top 8 pisarzy i ilustratorów książek dla dzieci

Najulubieńsi!
Kinga Hołub

Autorzy i ilustratorzy, do których mamy ewidentną słabość. Mocna ósemka nazwisk, które skrzą się na grzbietach książek okupujących regały naszych domowych bibliotek.

Gośćmi dzisiejszego książkowego podsumowania będzie ośmioro wspaniałych, których sposób widzenia świata i przekładania tej wizji na język książkowej ilustracji rzuca na kolana. Surowy rys albo obła, taplająca się w kolorze kreska, geometryczna hiperbola lub prosty i wolny od przyciężkiej symboliki obrazek – opcji jest wiele, a każda wchodzi w bliską relację z tekstem, dając mu twórcze, często nieoczywiste rozwinięcie. A pretekstem do podsumowania jest efekt odnowionej kooperacji autorów „Gruffalo”, czyli Julii Donaldson i Alexa Schefflera – książka „Ćmony i Smeśki”, literacko-ilustratorski majstersztyk. Zobaczcie mistrzów w tej dziedzinie.

 

*

JON KLASSEN

Ten kanadyjski autor książek i ilustrator dorastał w bliskim sąsiedztwie wodospadu Niagara. Jego czapeczkowa trylogia, w skład której wchodzą „Gdzie jest moja czapeczka”, „O, kapelusz!” oraz „This is not my hat”, wkradła się w łaski recenzentów New York Timesa, sprzedała się w 2 milionach egzemplarzy i została przetłumaczona na 30 języków. Uwielbiamy jego twórczość za tyle spraw, że można by je tak ciurkiem wymieniać od rana do nocy: niedopowiedzenia, nienaganne maniery głównych bohaterów, skromność w oddawaniu emocji i nieśmiałe dawkowanie teorii na temat świata, sporo bieli i dużo dużych postaci, zwykle po to w ten sposób kreślonych, by oddać ich kruchość. Klassen lubi pisać i rysować o szukaniu, i to nie cel jest w jego literaturze najważniejszy, ale droga, którą pokonują postaci usiłujące odnaleźć zgubę. Albo coś, co ciągle z nami jest, zamknięte w czeluściach szafy pamięci.

Lubimy szczególnie za: „Gdzie jest moja czapeczka?” i „Sam i Dave kopią dół”

 

*

HANNA CZAJKOWSKA

Jej jeżyki, myszki w fartuszkach i krety w spodniach na szelkach! Pewnie już się domyśliliście, że najcieplej wspominamy ilustracje Czajkowskiej do „Czerwonego pantofelka”. Równie ciepło robi mi się jednak na sercu, gdy biorę do rąk rozklejone egzemplarze „Karlssona z dachu” czy „Dzieci z Bullerbyn”. Sprawczyni tych niezapomnianych obrazków ukończyła stołeczną ASP w 1955 roku, a dyplom odebrała z rąk Jana Marcina Szancera. Swoją karierę rysowniczki związała przede wszystkim z literaturą dla dzieci, dlatego dziś możemy radować się z jej ciepłych jak sweter ilustracji w opowiadaniu „Zajączek z rozbitego lusterka” Heleny Bechlerowej i powieści „Oto jest Kasia” Miry Jaworczakowej.

Lubimy szczególnie za: „Dzieci z Bullerbyn” i „Oto jest Kasia”

 

*

JULIA DONALDSON & ALEX SCHEFFLER

Takiego duetu pisarsko-ilustratorskiego ze świecą szukać. Brytyjska dramatopisarka Julia Donaldson i niemiecki rysownik Alex Scheffler znaleźli się doskonale zarówno w twórczym, jak i komercyjnym sensie: w 2014 roku książki Donaldson przeskoczyły sprzedażowe wyniki „Harry’ego Pottera” i tytułów Dana Browna. Oboje byli już nieco zmęczeni popularnością Gruffalo, którego powołali do życia w 1999 roku, postanowili jednak ostatnio na nowo połączyć siły. Wspólnie zmalowali niebiesko-czerwone love story (o którym możecie poczytać tutaj) na miarę „Romea i Julii”, rozgrywające się pomiędzy dorastającymi Ćmoniątkiem i Smesiątkiem, robiącymi po swojemu i robiącymi słusznie. Soczystość kolorów i cudowna umiejętność portretowania stworów – trochę jakby to byli najpoczciwsi kumple z boiska albo sąsiedzi, którzy zawsze chętnie podzielą się szklanką cukru – to jest to coś, za co się ceni Schefflera. A pisarski humor jest tak trafny i nieokiełznany, że każe wymawiać każde słowo Donaldson z nabożną i trochę rozchichotaną czcią (ukłony także dla tłumaczki Joanny Wajs!). To jest taki rodzaj współpracy, kiedy 1 dodać 1 daje 3.

Lubimy szczególnie za: „Ćmony i Smeśki”, „Gruffalo” i „Mały Gruffalo”

 

 

 

*

BLEXBOLEX

Pamiętam swoje osłupienie na wieść o tym, że Blexbolex jest tylko kilka lat młodszy od moich rodziców. Świeżość, z jaką wielokrotnie nagradzany francuski ilustrator (właściwie Bernard Granger) posługuje się technikami w stylu vintage musi wymagać dystansu – tłumaczyłam sobie. Skąd wziął ten dystans artysty dorastającego pośród komiksów Hergé’a i Spiegelmana, obserwującego ufnymi dziecięcymi oczami powojenny rozkwit francuskiej estetyki i myśli? Kolorowe plamy i nieostrości nurtują i nie dają spokoju. Kreska Blexbolexa bywa agresywna i szorstka, co wydaje się spójne z oniryczną atmosferą jego tekstów. To taki typ ilustracji, na temat której zawsze ma się jakieś zdanie, naturalnie wyklucza obojętność. To piękne.

Lubimy szczególnie za: „Balladę” i „Nasze wakacje”

*

DANIEL DE LATOUR

Niezrównany humor i luz, z jakim ilustrator Daniel de Latour portretuje abstrakcyjną rzeczywistość bohaterów książek sprawia, że znakomicie wypada w duetach z pisarzami, którzy – pisząc – lubią się ze swoich bohaterów i zdarzeń trochę pośmiać (Kasdepke czy Andrus). U Daniela prawie zawsze jest śmiesznie – nawet wtedy, kiedy ma być strasznie, to wielkie oczy zajmują tylko pół twarz, drugie pół rozjaśnia uśmiech od ucha do ucha. Jego kreska dodaje lekkości trudniejszym tematom, jak rozstanie rodziców w „Złodziejach snów”, nie odbierając mu jednak wagi i siły przekazu. Jest w tych ilustracjach coś niedzisiejszego, trudna do nazwania jakość i ulotność, która nie prosi się o uwagę, tylko niechcący ją na sobie koncentruje.

Naszą rozmowę z Danielem znajdziecie tu.

Lubimy szczególnie za: „Złodziei snów”, „Bodzio i Pulpeta” oraz „Bzdurki, czyli bajki dla dzieci i innych”

 

*

CATARINA KRUUSVAL

Najcieplejsza z całej ósemki! Opowiastki Catariny Kruusval o Eli i Olku, zamknięte w kwadratowych pastelowych książeczkach, były ze mną w pierwszych latach życia obojga moich dzieci i dotąd trudno mi się z nimi rozstać. „Jabłonkę” czytaliśmy codziennie, sunąc umorusanym paluszkiem po mapie miasteczka, w którym mieszka rodzina Eli – tam, gdzie jest sad, dom z ogrodem, który nawiedziła wichura, i wielki głaz. Na podstawie jej ilustracji jestem w stanie ocenić fakturę sweterka, miękkość pasiastych skarpetek, puszystość  zimowej czapy i rozmach, z jakim znajomy bokser operuje psią śliną. Niezastąpiona!

Lubimy szczególnie za: „Jabłonkę Eli”, „Kwiaty od Eli” i „Wszystkie psy Eli”

 

*

GOSIA HERBA

Nie dziwią mnie muzyczne projekty, które ilustruje Gosia Herba, bo dla mnie jej sugestywne rysunki ociekają dźwiękami. Precyzyjne i zdefiniowane, rysowane zdecydowanymi pociągnięciami ołówka, mocne i poetyckie zarazem – ta sztuka nie udaje się zbyt często. Herba ma skłonność do metodycznego rozpracowywania postaci i zapamiętanego dłubania w detalu. Jej ilustracje są szyte na miarę, dopracowane w każdym szczególe jak robota wiekowego rzemieślnika. Od razu widać, że czyni to z radością.

Lubimy szczególnie za: „Alikwoty” i „Lodorosty i bluszczary”

 

*

GUNILLA BERGSTRÖM

Odkąd po raz pierwszy ją ujrzałam na jednej z pierwszych edycji Festiwalu Kino Dzieci, i posłuchałam tego, co myśli o kinie dla dzieci, literaturze dla dzieci i dzieciach w ogóle, jest dla mnie żeńską wersją mistrza Yody. Gunilla upodobała sobie kilkuletniego Alberta do opowiadania o ocenianiu, słabościach, nieładnych emocjach, bolesnym dorastaniu i walce o niezależność. Szwedzka ilustratorka bawi się kolażem i świadomie kreuje swoją serię na dzieło wybitnie kompatybilne. Choć czasem czyta się je niewygodnie, to wartość, jaka płynie z lektury, jest nieogarniona. Uwielbiamy.

Lubimy szczególnie za: „Albercie, ty złodzieju”, „Albert i Mika” oraz „Hokus-pokus, Albercie”

 

*

A którzy autorzy i ilustratorzy są waszymi ulubieńcami?