Dziecko nie chce iść spać, a wiesz, że rano będzie zmęczone i marudne. Nie chce zjeść śniadania, a zaraz trzeba wyjść do pracy i przedszkola. Przez ten dziecięcy brak współpracy masz ochotę krzyczeć, a przecież nie chcesz – zresztą krzyk i tak nie zadziała, tylko rozkręci aferę. Z pomocą mogą przyjść dwie publikacje od Wilgi.
Sposoby na przedszkolaka to bardzo popularny temat. Rzadko trafiają się przecież dzieci stuprocentowo współpracujące i każdy rodzic chciałby poznać metodę na to, jak pozostać bliskościowym i empatycznym, nie ryzykując przy tym kłopotów w pracy, spóźnień czy poczucia winy.
O ile dawniej poradniki dla rodziców skupiały się na metodach kija i marchewki, dziś już uczą empatii i patrzenia na potrzeby dziecka. Zmieniają się też książeczki dla dzieci. Zamiast pokazywania, jakie są oczekiwania dorosłych, odwołują się do świata dziecka i jego perspektywy.
Dwie nowości wydawnicze, które chcemy pokazać wam dzisiaj, koncentrują się na wzmacnianiu wewnętrznej motywacji przedszkolaka i próbują dziecku pokazać ciąg przyczynowo skutkowy: nie zjesz – nie masz sił i humoru, nie wyśpisz się – potem jest nerwowo. Seria „Opowiadania” od wydawnictwa Wilga to książeczki-tekturówki dla najmłodszych, które przedstawią reguły życia rodzinnego i społecznego bez straszenia i wzbudzania poczucia, że dziecko nie spełnia oczekiwań. Uczą, co jest dobre, bez porównań i przestarzałych idei wychowawczych.
Hania i Staś poznają świat. „Nie chcę spać”/ Tekst: Paulina Chmurska / Ilustracje: Agnieszka Matz
Jest spora szansa, że po kilkukrotnym przeczytaniu tej książeczki twoje dziecko zmieni perspektywę odnośnie spraw związanych z zasypianiem. Zbiór opowiadań „Nie chcę spać” opowiada o rodzeństwie, które w każdym odcinku odkrywa inny aspekt związany ze spaniem. Raz jest to przeprowadzka do nowych łóżek (i czas pożegnania ze spaniem blisko rodziców). Innym razem – nauka o tym, że sen jest potrzebny, a nawet może być traktowany jak lekarstwo. Wartością tej książki jest, że bohaterowie są informowani o regułach, jakie panują w rodzinnym domu, ale nic nie jest im narzucane. Tata pozwala bawić się do późnej nocy, nawet jeżeli nie jest to rozsądne. Chce, by Staś sam przekonał się, do czego taka sytuacja doprowadzi. A gdy siostra Stasia odpoczywa, nie zakazuje bratu głośnej zabawy, jedynie proponują coś innego, co pomaga w wyciszeniu.
Książeczka jest wydana na 40 tekturowych stronach, co jeszcze bardziej czyni ją odpowiednią dla malutkich dzieci, w zasadzie już dwulatków. Polecamy jako lekturę przed snem i nie tylko!
„Lena i Ignaś poznają świat. Nie chcę jeść”/ Tekst: Anna Paszkiewicz / ilustracje Agnieszka Matz
Zdrowe nawyki żywieniowe to temat-rzeka. Każdy, kto choć trochę interesuje się współczesną psychologią czy żywieniem wie, że obecnie odchodzi się od stygmatyzowania jedzenia i podziału na zdrowe/niezdrowe, a stawia na intuicyjność, wolność, słuchanie potrzeb ciała, rozpoznawanie wewnętrznych komunikatów. By rozdzielić fizjologię żywienia od naleciałości kulturowych, potrzeba jednak pracy wielu pokoleń. Wprawdzie mało komu już przychodzi do głowy karmienie łyżką „za mamusię” wbrew woli dziecka, wmuszanie jedzenia przez wywoływania poczucia winy, czy warunkowanie „dostaniesz deser, jeśli zjesz sałatę”. Czasy „zjedz chociaż mięsko” odchodzą w zapomnienie, ustępując miejsca żywieniu intuicyjnemu czy metodzie BLW. Ale część z nas długo jeszcze będzie mieć w głowie przekonania żywieniowe wbijane do głowy latami przez mamy i babcie. Takie jak poczucie, że skoro ktoś przygotował, to zjeść trzeba, by zadowolić dorosłego. Albo że wmuszamy w siebie pokarm, żeby się nie zmarnował.
Przydatną wskazówką, jak lawirować pomiędzy rozsądnym żywieniem dzieci – warzywa to w końcu witaminy i wartości odżywcze – a poszanowaniem ich podmiotowości i wolności, jest książeczka o Lenie i Ignasiu. Są w niej przedstawiane pewne antagonizmy: bohaterka otwarta na nowości i bohater sceptyczny. Nie ma tu jednak stygmatyzowania czy znów – dzielenia dzieci na lepszych „jadków” i gorszych niejadków. Jest powiedziane natomiast, co zrobić, by mało atrakcyjna owsianka stała się smakołykiem. Są dowody, że zachęcać do jedzenia można zabawą, a nie manipulacją, która zabawę udaje. Przede wszystkim jedzenie jest pokazane jako rzecz nierozłączna z gotowaniem – co jak wiadomo, jest najlepszą zachętą dla maluchów, które lubią robić to, co dorośli. „Nie chcę jeść” na pewno pomoże rozwiązać niejeden konflikt przy rodzinnym stole!
Czy waszym zdaniem ogarnięcie kilkulatków bez uciekania się do staroświeckich metod wychowawczych w ogóle jest możliwe? Co wam najbardziej pomaga zachęcić dzieci do współpracy? Dajcie znać w komentarzach.
*
Materiał powstał we współpracy z Wydawnictwem Wilga



































