Matka Ziemia. W ogrodzie u Mai Popielarskiej
Rozmowa ze słynną ogrodniczką i konkurs z kosmetykami Weledy
Największa entuzjastka ogrodów w Polsce – Maja Popielarska – od lat zwraca uwagę na kojący wpływ ogrodnictwa na nasze ciało i psychikę, odwiedzając spełnionych, szczęśliwych działkowców. Nie wyobrażaliśmy sobie bez Mai naszego cyklu Matka Ziemia, w którym wspólnie z marką Weleda odkrywamy związki ekologii, dbania o glebę z dbaniem o dobrostan ciała i skóry. Okazuje się, że kluczem do wszystkiego jest równowaga.
Czy znacie program „Maja w ogrodzie”? Kobieta, która przez lata była jego twarzą, to nie tylko ekspertka ogrodnicza, ale także mama dwóch synów: dwudziestodwulatka i jedenastolatka, przed którą na co dzień stają wyzwania jak przed każdą z nas. Maja Popielarska potrafi inspirująco mówić o wielu rzeczach: roślinach, zwierzętach w ogrodzie, glebie, ale też o harmonii w życiu i wartościach.
Dzisiejsza bohaterka to także ikona naturalnego wizerunku w mediach, choć zdziwilibyście się, jak skromna i krytyczna wobec siebie potrafi być. Zapukaliśmy do drzwi jej pięknego domu pod sam koniec lata, by poobserwować i popytać o jej codzienność, a także o domową pielęgnację. Przywitała nas herbatka z werbeną, owoce i najpyszniejsze papierówki na Mazowszu.
Zaprosiliśmy Maję do naszego cyklu publikowanego wraz z Weledą – niemiecko-szwajcarskim pionierem rynku naturalnych kosmetyków opartych na roślinnych składnikach. Weleda jako ekspert holistycznej pielęgnacji namawia od kilku miesięcy na zwrócenie uwagi na stan gleby, jako tego co jest źródłem niemal wszystkiego czego człowiek potrzebuje. Maja Popielarska wydawała się nam idealną kandydatką o rozmowy na tematy oscylujące z jednej strony wokół dbania o siebie, z drugiej – wokół dbania o Ziemię, rośliny i co za tym idzie – glebę. Mamy nadzieję, że ta rozmowa zainspiruje was do spojrzenia inaczej nie tylko na swoją urodę, ale też na przyrodę dookoła.
Maju, muszę ci powiedzieć, że twój dom prezentuje się idyllicznie. Cicha uliczka zatopiona w zieleni, dookoła hortensje i śpiewające ptaki, a w kuchni na gazie powidła. Jednocześnie jesteś kobietą z showbiznesu, pracujesz przecież intensywnie. Jak ci się udaje godzić te dwa światy – zawodowy i prywatny?
Wiesz, trochę o to chodzi, by w domu było poczucie, że jest to azyl, w którym czas płynie powoli. Oczywiście mój prywatny świat nie jest perfekcyjny, to raczej budowanie równowagi, które udaje się różnie. Przecież na nasze spotkanie się spóźniłam (śmiech). Dziś jest poniedziałek, zaczęłam załatwianie spraw i spotkania, ale po drodze było zrobione rodzinne śniadanie, pranie, zakupy, i wstawiony rosół, bo dziecko się rozchorowało. Ten rok jest dla mnie dość szczególny. Postanowiłam trochę zwolnić i zobaczyć co się stanie.
Od ilu lat prowadzisz „Maję w ogrodzie”?
Niedawno była rocznica – od osiemnastu. Prawdę mówiąc sama jestem zdziwiona, że tak długo dawałam radę nagrywać program trzy razy w tygodniu, jeżdżąc po Polsce, do tego inne programy o zdrowiu, prowadzenie prognozy pogody… W telewizji wygląda to jak spokojne spacery po ogródkach, a w rzeczywistości, to bardzo intensywne produkcje wymagające zaangażowania, tysiące kilometrów przejechanych po kraju w jednym tygodniu, a potem: hotel, hotel, hotel… Bycie w pracy zaczynało się u mnie już w niedzielę, gdy pakowałam się na zdjęcia. Gdy teraz patrzę wstecz, to myślę, że tak intensywnie nie da się pracować przez całe życie, szczególnie mając rodzinę.
Tym co mi na co dzień pomaga się nie pogubić, jest notes z kalendarzem. Wpisuję tam wszystko, odhaczam to co już zrobiłam. Wyznam ci, że nawet zdarza mi się spisywać po fakcie to, co zrobiłam danego dnia i od razu to skreślić, tak dla poczucia satysfakcji wykonanego zadania (śmiech). Notes jest dla mnie bardzo ważny. Raz mi go skradziono, a był w nim cały dorobek moich czterystu programów… Kupiłam nowy, też musiał być różowy (śmiech) i od nowa go prowadzę.
Czyli jesteś świetnie zorganizowana? W końcu ogrodnik musi mieć harmonogram prac, tak samo jak Pani z telewizji…
Tak, jestem zorganizowana i poukładana. Ale prawdę mówiąc, doszłam niedawno do wniosku, że to trochę zgubne, jeśli mamy presję by każdego dnia zrobić coś wartościowego i to odhaczyć. Złapałam się na tym, że tak mam. To chodzi za mną chyba od dzieciństwa. Takie nastawienie utrudnia wypoczynek, który jest przecież niezbędny do normalnego, harmonijnego funkcjonowania. To jest chyba pierwszy rok w moim życiu, kiedy pozwalam sobie na nie robienie niczego. Po prostu siedzenie i relaks.
Opowiedz o tym.
Dopiero od niedawna siadam na sofie z książką z poczuciem, że mam w nosie wszystko. Nie chodzi mi o skrajność, mówię o rzeczach które można odpuścić – bo jeśli się do czegoś zobowiążę, to zawsze dotrzymuję słowa. Chodzi mi o świadomość, że dobrostan psychiczny i fizyczny zależy od tego, czy będę na pełnych obrotach cały czas, czy jednak odpocznę. I nie na dwutygodniowym urlopie raz w roku, tylko czy znajdę czas na luz w codziennym pędzie. Taka chwila wytchnienia jest naprawdę niekiedy bardzo potrzebna, a ja długo nie dopuszczałam do siebie, że siedzenie i nic nierobienie jest OK. W mojej głowie od zawsze kołatała myśl: „powinnaś…”
Czyli od jakiegoś czasu przechodzisz przemianę?
Tak. Myślę, że to ambicje nas pożerają, wprowadzają nerwowość, która się udziela także dzieciom. Jestem mamą dwójki chłopców, starszy jest już dorosły, nie miałam zbyt wiele czasu na budowanie z nim więzi, bo jego dzieciństwo przypadło na czas mojego intensywnego rozwoju zawodowego i innych niełatwych życiowych wyzwań. Teraz nadrabiamy, ale z młodszym Jankiem już mam mocne postanowienie, by pilnować codziennego balansu.
Telewizja to szczególna branża. Rozmawiałam z osobami, które znają cię z pracy, i wszyscy mówią, że się wyróżniasz – nie tylko charakterem, spokojem wewnętrznym, ale też stylem, nastawieniem do wizerunku publicznego.
Na pewno ogrodniczy program rządzi się trochę innymi prawami. To tematyka, która nie ociera się o telewizyjny blichtr. Taki show-biznes z łopatą w ręku (śmiech). Ale tak, ja nie lubię sztuczności i chyba zawsze byłam dość naturalna. Lubię piękno i fajny styl, ale nigdy nie koncentrowałam się nadto na swoim wizerunku i wyglądzie. Lubię założyć fajną sukienkę i chodzę na branżowe imprezy, ale równie dobrze mi w rękawiczkach ogrodniczych.
A propos ogrodu, chciałabym trochę wykorzystać twoją wiedzę. Podziel się ze mną czym się kierujesz w dbaniu o swoją zieloną przestrzeń, jak uciekasz od perfekcjonizmu w ogrodnictwie?
Opowiem ci o mojej szklarni. Zawsze o niej marzyłam i długo nie mogłam znaleźć dla niej miejsca. Nie chciałam likwidować żadnych nasadzeń, ani zasłaniać jabłoni, która jest filarem kompozycji mojego ogrodu. W końcu otworzyłam się na sugestie koleżanki. Udało się przearanżować przestrzeń, wykopać rośliny i przekazać je znajomym, nie wyobrażałam sobie czegoś z ogrodu wyrzucać na śmietnik. Teraz szklarnia wygląda, jakby stała tu zawsze. Uprawy warzyw dopiero się uczę, to wyższa szkoła jazdy. Spełniło się moje marzenie, ale nie mam jakiś spektakularnych efektów. W ogrodzie, tak w jak w innych dziedzinach życia – dużo zależy od poziomu samoakceptacji. Ja kocham mój ogród taki jaki jest, choć jeszcze parę lat temu byłam ambitniejsza i wtedy utrzymanie go wymagało więcej pracy. Teraz trwa w nim cudowny moment – mogę nic nie robić. Trwa constans, który nie sądziłam, że może mieć miejsce. Oczywiście czuję pewną presję jako ekspertka od ogrodów, że coś jest do poprawienia, że mogłabym sprawić że plony wzrosną… Ale znów – jak ze wszystkim – trzeba pracować nad tym, by mieć odporność na tę presję, uczyć się cieszyć tym co mamy i współpracować z naturą.
Zastanawiam się, czy można w ten sposób myśleć o swojej urodzie, o upływie czasu i naszym wyglądzie. „Nie dążę do perfekcji, nie poprawiam wszystkiego co się da, działam w zgodzie z naturą…” co o tym myślisz?
Tak jak mój nieduży ogród ma ograniczone możliwości – nie stworzę w nim stawu o wielkości 300 metrów – tak też moje ciało nie będzie wyższe czy młodsze o 20 lat. Mogę natomiast mieć oczko wodne wielkości kałuży, więc tę kałużę mam (śmiech). Pokusą zawsze w ogrodzie są fajne rośliny, chciałoby się je gromadzić. Ale mądrzej jest dobrać je do stanowiska, przemyśleć czy będzie na nie miejsce, czy będą do naszego ogrodu pasowały, czy gleba jest dla nich odpowiednia. Widziałaś mój ogród – ja się w nim dobrze czuję, a przecież o to tu chodzi. Nie o to, by mieć to, co ma ktoś inny.
Potraktuję to jako metaforę myślenia o swoim wyglądzie.
Rozmawiałyśmy kiedyś o dążeniu do perfekcji, gdy ja odwiedzałam ciebie w twoim ogrodzie. Mówisz, że stresowałaś się, że dziki zniszczyły trawnik. Ja zupełnie tego nie pamiętam! Mamy taką skłonność, by skupiać się na niedoskonałościach, problemach, a wystarczy przyjąć inną perspektywę. Tak samo gdy wstajesz rano, możesz spojrzeć w lustro i widzieć bladość, podkrążone oczy, zmarszczki, krostkę. Ktoś inny może widzieć tylko piękną kobietę. Patrzymy dziś krytycznie na wszystko i nie mamy wpojonego, by cieszyć się z tego co jest, z drobnostek, które mogą zbudować ci dzień, tydzień czy miesiąc.
Skoro jesteśmy przy temacie urody… Jakie masz poglądy w kwestii pielęgnacji? Spotykamy się jak wiesz, w ramach cyklu Weledy, który łączy w sobie temat dbania o glebę i temat dbania o skórę. Jak o swoją skórę dba najsłynniejsza ogrodniczka w Polsce?
Dobrze jest dbać o siebie, dbać o swoją skórę, chronić ją. Ja lubię, gdy moja twarz jest zadbana. W pracy się delikatnie maluję, na co dzień raczej nie. Chodzę do kosmetyczki, ale na nieinwazyjne zabiegi. Staram się dawać skórze to, czego potrzebuje, przede wszystkim nawilżać, z zewnątrz i od wewnątrz. Nie palę papierosów, za to szczotkuję ciało, nauczyłam się tego wiele lat temu od mojej mamy. Ważne są dla mnie też kremy do rąk ze względu na ogród.
Masz chyba dobre geny, czuję się jakbyśmy były niemal rówieśniczkami, a przecież ty masz dorosłego syna. Założę się, że długo byłaś pytana o dowód osobisty przy kasie z alkoholem…
Byłam! Nawet kilka lat temu! Mam trochę „buzię dziecka”, co jest czasem fajne a czasem nie. Gdybym założyła bluzkę w kwiatuszki wyglądałabym jak dzidzia piernik (śmiech). Ale to miłe, gdy ludzie biorą mnie za siostrę mojego starszego syna.
Jaką jesteś mamą?
Byłam mamą wymagającą. Sama pochodzę z domu, w którym mama mnie bardzo pilnowała. Z perspektywy czasu zastanawiam się jednak: czy nie lepiej było czasem pójść na wspólne wagary do kina? To bym zapamiętała… Straciłam mamę wcześnie i teraz myślę sobie: co z tego, że miałam zawsze odrobione wszystkie zadania domowe, i dobre stopnie? Uczyłam się dużo, ale nie lubiłam tego – wolałam pójść do lasu, w pole, obserwować przyrodę, nad jezioro, na grzyby. Kładłam się na brzuchu na łące, robiłam zdjęcia roślin – zdjęcia fitosocjologiczne, choć nie wiedziałam wtedy, że to się tak nazywa (śmiech).
Dlatego staram się dla mojego młodszego syna być przede wszystkim mamą uśmiechniętą, choć wiadomo, problemów i wyzwań nie brakuje, i oczywiście bywam upierdliwa. Nie stwarzam mu jednak wielkiej presji, choć szukam sposobu na to, by syn znalazł cel w życiu, by zadbać o jego edukację. Mój starszy Kuba dzięki zajęciom sportowym odnalazł pasję. Dziś jest człowiekiem gór i to jest super. Zobaczymy jak będzie z młodszym synem.
Często bywasz w górach?
Bywam, ale nie w Tatrach, a pod Tatrami. Dużo spaceruję, niestety wciąż jakoś nie udaje mi się zorganizować wyjścia gdzieś wyżej, daleko na szlaki. Mamy w Zakopanem rodzinę i znajomych, więc zwykle życie się toczy w podhalańskim domu.
A co lubisz w swoim życiu na Mazowszu?
Jestem bardzo zachłanna na życie, głodna doświadczeń, a jedocześnie cenię sobie wolne tempo. Doceniam moment życia w którym jestem. Lubię być gospodynią, lubię pichcić, robić przetwory. Cieszę się, że mam czas odprowadzać syna, że jeździmy podmiejską kolejką do szkoły, lubię nasz rytm. Fajne jest też to, że mieszkamy na spokojnych przedmieściach, ale gdy zatęsknię za teatrem i knajpkami, nie mam daleko do Warszawy, którą uwielbiam. Bardzo lubię wieczorem usiąść w kawiarence i patrzeć na ludzi, pojechać na nocny market. A kiedy mam dosyć zgiełku, to spędzam czas w moim ogrodzie. Teraz nakupiłam cebulek tulipanów i będę je pewnie zaraz sadzić.
Masz dużo czasu tylko dla siebie?
Kilka razy dziennie obchodzę sobie ogród. Przyglądam się roślinom, zwierzętom, wyciszam. Skupiam uwagę na niektórych punktach. Nie umiem medytować, ale znajoma powiedziała mi, że siadanie na schodach w ogrodzie i spędzanie tam czasu, to w pewnym sensie praktyka podobna do medytacji. Uważam, że dla takiego ogólnego dobrostanu ważne są drobne przyjemności, np. kulinarne, i holistyczne podejście do dbania o siebie. Czy mam dużo czasu sama ze sobą? Różnie jest. W tym roku miałam taki dzień, gdy syn był u babci, a ja od rana do wieczora tylko spacerowałam po ogrodzie i czytałam książkę na nowym leżaku, który kupiłam. To było cudowne, choć jednak nowe dla mnie doświadczenie.
Wychodzi na to, że nie trzeba wiele do szczęścia; książka, leżak w ogrodzie…
Tak, bo nam jest potrzebna przede wszystkim równowaga. Trochę czasu zajęło mi, by to zrozumieć.
Dla mnie jesteś inspiracją i niezawodnym źródłem wiedzy. Teraz już nie tylko o ogrodownictwie roślinach i glebie, ale też o innych sprawach. Dziękuję za rozmowę!
Konkurs Weleda
Jak w każdym odcinku naszego cyklu Matka Ziemia i tym razem mamy dla was konkurs. Do wygrania zestaw kosmetyków, który widzicie na zdjęciu: ujędrniający krem pod oczy z granatem, płyn pod prysznic z granatem i ujędrniający krem na dzień z granatem.
By je wygrać, należy odpowiedzieć na pytanie, zamieszczając komentarz pod artykułem: jak wygląda wasz wypoczynek i czas dla siebie? Nagrodzimy najbardziej inspirujące odpowiedzi. Na wasze głosy czekamy do 9. października.
Regulamin naszych konkursów znajdziecie tu.
Wyniki konkursu. Dziękujemy wam za udział w naszej zabawie. Zwycięża komentarz Karoliny, o domu pod lasem i spacerach. Gratulujemy – w sprawie nagrody redakcja odezwie się do zwyciężczyni e-mailowo.
*
Materiał powstał we współpracy z marką Weleda.
Ilość komentarzy: 6!
Mój wypoczynek wygląda bardzo podobnie jak u Pani Mai 🙂 Też jestem ogrodniczką i kocham każdą minutę, którą mogę być w swoim ogrodzie sama, ale i z moją rodziną. Od ponad 10 lat uprawiam własne warzywa i sprawia mi to mnóstwo frajdy. Prowadzę ogród w stylu naturalnym, bez chemi, ciesząc się z każdego robaczka spotkanego w ogrodzie 🙂 Mam też domową dżunglę, która mnie zawsze wycisza. Uwielbiam grać w planszówki z moim 4-letnim synkiem i mężem 🙂 Nie wiem jak to jest, ale zazwyczaj z nim przegrywamy 🙂 serio! 🙂 Relaksem jest dla mnie też mizianie moich 4 kotów i bawienie się z moim kochanym szczeniakiem:)
Ja też długo nie umiałam wypoczywać. Ciągle w pogoni za większym, lepszym, ciekawszym, dalszym i wieloma innymi przymiotnikami porównawczymi. Zwolnić oraz wypoczywać nauczył mnie mój synek, który aktualnie ma niecałe półtora roku. Paradoksalnie, przy nim uczę się być tu i teraz i dzięki temu wypoczywam (paradoksalnie, bo jestem z nim nonstop od urodzenia). Dopiero urlop macierzyński i nic-nie-muszenie spowodowało, że spaceruję po mieście powolnym krokiem, wstępuję do piekarnio-cukierni pachnących chlebem i drożdżowym ciastem, zajadam się tortami bezowymi w ulubionej kawiarni, maszeruję po Puszczy Kampinoskiej z nosidłem turystycznym na plecach, oglądam zachody słońca z synkiem na rękach na balkonie, a podczas spacerów zauważam wyższe piętra budynków, które wcześniej widziałam tylko z dołu – z okien auta. Już nie mogę doczekać się aż synek usiądzie ze mną w foteliku na rowerze – rower zawsze mnie odpręża i pozwala oczyścić umysł, a czasem się odpowiednio zmęczyć.
Wycisza mnie i uspokaja opiekowanie się moim skromnym zbiorem kwiatów w mieszkaniu: Pan Storczyk z popularnego dyskontu, który kwitnie o dziwo już 4. czy 5. sezon; Pan Aloes od mamy, którego miąższ łagodzi drobne skaleczenia; pnąca się do sufitu Pani Mięta Cytrynowa; a na balkonie doniczkowa czerwona Pani Róża od siostry i 2 doniczkowe rabatki Pani Pelargonii w moim ulubionym koralowym kolorze.
Relaksuje mnie też myślenie o tym, że za kilka lat będę mieć własny nieduży parterowy dom pod miastem, zbudowany na dużej działce tak, by nie wycinać sosen i brzóz, bez idealnego trawnika z rolki, ale za to z leśną ściółką i mchem, z własnym ogrodem z warzywami i kwiatami, może z kilkoma drzewkami owocowymi, jeśli znajdzie się miejsce, z drewnianą sauną i balią lodowatej wody, leżakami i hamakami między pniami sosen, z panelami słonecznymi, własnym kompostownikiem, ekoszambem i studnią.
Póki co właśnie kupiliśmy działkę…
Mój odpoczynek to spacer w lesie niezależnie od pory roku i pogody. Codziennie, bo celowo wybrałam dom pod samym lasem. Wtedy oczyszcza mi się głową i wszystko wskazuje na swoje miejsce. To super proste i darmowe rozwiązanie, a działa jak magia 🙂
Napiszę krótko: rower, dwa foteliki i ja razem z dwójką moich dzieci jeżdząca przez wieś i las do przedszkola.
Jeździmy tak od niedawna, a ja dzięki temu znowu poczułam zapach lasu z dzieciństwa, wspólnie z dziećmi obserwujemy muchomorki i słyszymy okoliczne kurki . To nas niesamowicie relaksuje.
Poradniki radzą ,znajdź codziennie 20 min dla siebie i wyłącz się z gniazdka,, nicnierobienie,,, ,,siękochanie,, to takie proste rady ,a takie trudne do podarowania sobie w prezencie. Staram się dawać sobie ten luksus,spa dla ciała i duszy,wycisk fizyczny,bo i drzewa narąbie,grządki przekopię i na biale ścieżki odrzutowców się pogapię. I od razu lepiej,tętno spokojniejsze,ludzie kochańsi.
Najlepiej odpoczywam, kiedy mam posprzątany 'bajzel’ w głowie. Wtedy, kiedy zrobię pauzę, żeby zatroszczyć się o własne potrzeby. Odpuszczam, uczę się praktykować mindfulness, oddycham 🙂
Uwielbiam ruch na świeżym powietrzu – dłuuuugi spacer, rower i górskie wędrówki (nawet jak na plecach niosę słodki ciężar, którym jest moja córeczka :).
Wraz z przyjściem jesieni lubię odpoczywać na kanapie, w ciepłych skarpetach, książką i kubkiem kakao.
Ostatnio grabiłam liście, zbierałam orzechy i ostatnie maliny, z których zrobiłam sok. A później zasnęłam, w hamaku, ach jak przyjemnie 🙂