lgbt rodzina

Kochajmy, jak nam się podoba

Trzy tęczowe rodziny i Pride Month z Many Mornings

Kochajmy, jak nam się podoba
Pixel Heart Studio i Klaudia Czaplińska

Tytuł tego artykułu to słowa siedemnastoletniej Zosi, która kocha bezgranicznie – jednej z naszych bohaterek. Dla nas oczywiste, ale dla wielu Polaków – nie bardzo. Jak żyje się tęczowym rodzinom w naszym, niestety – homofobicznym, kraju?

Czerwiec to Pride Month – Miesiąc Dumy społeczności LGBTQ+, 30 dni bycia dumnym z tego, że kochamy i jesteśmy kochani, że chcemy żyć po swojemu. To czas pięknej celebracji, ale też refleksji nad tym, że życie w Polsce nie jest łatwe, kiedy wymykamy się „niestandardowym” strukturom i schematom. Rodzinę tworzy grupa społeczna, w której są więzi, niekoniecznie stricte biologiczne. Tą grupą jest także rodzina z wyboru. Rodzina tęczowa. Kochający się ludzie – po prostu!

Niestety, w ubiegłym roku w rankingu ILGA Europe – mierzącego poziom równouprawnienia osób LGBTI w Europie – Polska zajęła ostatnie miejsce wśród krajów UE. I to drugi rok z rzędu. Ranking bierze pod uwagę także prawa rodziny. Według raportu „Tęczowe rodziny w Polsce”, sporządzonego przez Kampanię Przeciwko Homofobii, szacunkowe dane mówią o ponad 50 tysiącach dzieci z naszym kraju, które są wychowywane przez rodziców tej samej płci. Kiedy szukałam bohaterów do tego artykułu, zapytałam Joannę Śmiecińską z Fundacji Tęczowe Rodziny o sytuację rodzin w Polsce. Odpowiedziała, że ostatnie 2-3 lata są straszne – zakładała, że żadni z ich podopiecznych nie zechcą się wypowiedzieć, bo obawiają się o dzieci. Na moje ogłoszenie umieszczone na forum Tęczowych Rodzin nie odpowiedział nikt.

Nie chcemy przemilczeć tematu – te rodziny mają prawo być bezpieczne i szczęśliwe! Celebrując Miesiąc Dumy, razem z marką barwnych skarpetek Many Mornings – partnerem materiałów społecznych wspierających społeczność LGBTQ+ – zaprosiliśmy trzy tęczowe rodziny. Zosię, z jej dziewczyną Olgą i mamą Natalią, Agę i Karolinę, które razem wychowują syna Staszka, oraz Karolinę i Anię, które „urodziły” Blankę.

Nasi bohaterowie noszą skarpetki Many Morning z tęczowej kolekcji Over the Rainbow – to codzienny przejaw pełnej akceptacji dla osób LGBT+, by – jak ładnie mówią twórcy – „wspólnie tworzyć świat, w którym każdy będzie czuł się dobrze sam ze sobą”. 3 zł od każdej sprzedanej pary tęczowych skarpet są przekazywane na działalność Grupy Stonewall i Stowarzyszenia My, Rodzice. Noście się – od stóp – tęczowo!

teczowe-rodziny

Od naszego artykułu o waszej tęczowej rodzinie minęło półtora roku – w tym czasie sporo, także w kwestii LGBTQ+, i to niestety na minus – zmieniło się w Polsce. A co zmieniło się u was?

Niestety w Polsce na minusie – jesteśmy na ostatnim miejscu w Unii Europejskiej, jeśli chodzi o równouprawnienie osób nieheteronormatywnych, a drugi raz z rzędu najbardziej homofobicznym krajem w Europie. Coraz więcej naszych znajomych wyjechało z kraju lub właśnie się pakuje. Przyjaciele zachęcają nas do wyjazdu. Póki co, nie da się dostrzec końca przyzwolenia na dyskryminację, homofobię. Jest straszenie i prowokowanie do nienawiści.

Za to wy żyjecie świadomie, dużo działacie, nie tylko w branży kulinarnej, wasza rodzina to też piękna forma aktywizmu – w co dobrego się ostatnio zaangażowałyście?

Ostatni rok był bardzo domowy ze względu na pandemię. Udało nam się wziąć udział w performansie „Tu i wszędzie jest moja ziemia” w Teatrze Nowym Proxima w Krakowie w ramach Krakowskiej Nocy Poezji. Prince Negatif, czyli Łukasz Błażejewski – bardzo utalentowany scenograf, artysta, współzałożyciel i Dyrektor Kreatywny Teatru Nowego w Krakowie – celowo zebrał do tego performensu zespół, w większości, osób nieheteronormatywnych. Celem wydarzenia było stworzenie, choć na chwilę, bezpiecznej przestrzeni, miejsca azylu, gdzie można poczuć nieskrępowaną wolność i akceptację, czyli dokładnie to, czego w obecnych czasach w Polsce brakuje. Grałyśmy dwa razy na Queerowym Maju, ale w tym roku plany pokrzyżowała nam choroba pieska.

Wspominałyście, że „W Polsce jest bardzo duże przyzwolenie na mowę nienawiści i brak akceptacji innego sposobu na życie niż tradycyjny model rodziny”. Czy któraś z was albo Staszek doświadczacie tego osobiście, w Krakowie?

Osobiście nie, może dlatego, że żyjemy w pięknej i kolorowej bańca, w centrum dużego miasta, wśród wspaniałych, kolorowych znajomych i przyjaciół. Ale np. już o ten czy poprzedni wywiad pytałyśmy Staszka, czy nie ma nic przeciwko, czy się nie boi. Dla niego to żaden problem, ma z tym luz, pewnie by nas jeszcze obronił, gdyby była taka potrzeba. Wiemy, że nie pozwoli powiedzieć o nas złego słowa. Młodzież wychowana w domach otwartych i tolerancyjnych wobec każdej mniejszości, gdzie nie ma tematów tabu i na bieżąco się reaguje i rozmawia, to młodzież bardzo świadoma, otwarta, ciekawa – również świata, polityki, ekologii.

Wasza rodzina to dwie mamy plus syn – model „niestandardowy”. Jak wy same o sobie myślicie? Rodzina nieheteronormatywna, tęczowa? A może w ogóle nie potrzebujecie definiowania?

Zupełnie nie potrzebujemy definiowania, tym bardziej, że nasz model rodziny wykracza daleko poza rozumianą „normalność” – Staszek spędza czas zarówno z swoim tatą, jak i byłym Agnieszki partnerem. W czwórkę bardzo aktywnie uczestniczymy w życiu Staszka. Żyjemy po swojemu, bez udawania i oceniania, jaki model rodziny jest lepszy. Szczerość, miłość, poczucie bezpieczeństwa i akceptacji – na tym nam w domu zależy. Staramy się dać to Staszkowi i widzimy, że od niego dostajemy dokładnie to samo. Po co ściemniać, udawać i uczyć takich zachowań dziecko? Dla nas jest jasne, że jak np. nie chodzę do kościoła, to nie uznaję komunii. Instytucja kościoła nie wspiera osób, które naprawdę tego potrzebują – dla nas to naturalne, że nas w niej nie ma.

W Krakowie macie miejsca LGBTQ+ friendly – opowiedzcie o ulubionych!

Bardzo doceniamy wszelkie miejsca LGBTQ+ friendly, a już szczególnie te, które zakładają osoby, które nie są nieheteronormatywne, dla których teoretycznie nasza sytuacja mogłaby być obojętna a jest wręcz odwrotnie – angażują się i wspierają, tj. np. Sklep Roślinny. Mało ostatnio czasu spędzałyśmy „na mieście”, ale są takie miejsca, gdzie wiemy, że wszelkie przejawy homofobii są gaszone w zarodku i chyba jakoś naturalnie je wybieramy. Zawsze miło zobaczyć tęczową naklejkę np. w Hummusie Amamamusi czy w Rannym Ptaszku. Właściciele obu tych miejsc: Kasia i Bart (i cała załoga tam pracująca) sami wieszają ogromne tęczowe flagi i odważnie kroczą z nami na protestach. Czujemy się z nimi bezpiecznie. Takiego wsparcia nam potrzeba.

Pamiętacie dzień, kiedy Zosia przedstawiła Natalii Olgę? Jakie to były emocje?

Natalia: Zosia po prostu oznajmiła mi pewnego weekendu: „Mamo, Olga do mnie przyjedzie, wreszcie ją poznasz”. Byłyśmy już wtedy po rozmowach na ten temat. Zosia jest osobą, która robi swoje i idzie po swoje. Ma wyjątkowy dar przekonywania. Jeśli czegoś chce, to ja zwyczajnie nie mogę się nie zgodzić. Mogę ją tylko wspierać i być obok, tylko wtedy nasza relacja jest szczera i otwarta. Ja ufam jej, a ona mi. Olga wtedy przyjechała na weekend – troszkę zawstydzona, cichutka, skromna i po prostu była – to było bardzo naturalne i chyba bez zbytniego stresu u żadnej ze stron.

Zosia: Zanim Olga pierwszy raz do nas przyjechała, opowiadałam dużo o niej mamie, więc samego przedstawienia oficjalnego jako tako nie było. Moja mama jest otwartą osobą, wzajemnie sobie ufamy, dlatego nigdy nie pomyślałabym, że coś mogłoby pójść nie tak. Wszystkie byłyśmy na początku trochę zawstydzone swoją obecnością, ale z czasem to zaczęło nabierać tempa i przemieniać się w zwyczajną, swobodną relację.

Olga, Zosia, powiedzcie – jak się poznałyście?

Olga: Pamiętam dzień naszego poznania – towarzyszyły mi głównie spokój i ciekawość. Natomiast to nie było tak, że wcześniej się wcale nie znałyśmy – słyszałyśmy o sobie wiele i kilka razy miałyśmy okazje usłyszeć się telefonicznie.

Zosia: Na początku liceum Olga trafiła do klasy razem z moim przyjacielem Wojtkiem. Szybko zawiązała się między nimi przyjacielska relacja. Wojtek dużo opowiadał o mnie i naszej relacji – Olga dowiedziała się, kim jestem, zanim tak właściwie sama wiedziałam o jej istnieniu. Pewnego dnia Wojtek powiedział, że jego znajoma z klasy chciałaby mnie poznać. Olga od razu przykuła moją uwagę, więc spotkaliśmy się w trójkę kilka dni później. To był deszczowy dzień na początku roku szkolnego – umówiliśmy się na kawę w Zemście. Atmosfera całego spotkania i ulewny deszcz nie sprzyjały za bardzo swobodnemu poznaniu. W tamtej chwili nigdy bym nie pomyślała, że ja i Olga kiedykolwiek staniemy się parą. Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, ale spotykałyśmy się wytrwale, poznając swoje piękno, docierałyśmy się, nie zawsze było kolorowo. W końcu „chemia” uderzyła nam do głów i na dobre zapomniałyśmy o całym świecie.

Jak na wasz związek reagują przyjaciele, a jak rodzina?

Zosia: Właściwie nasza relacja nie była niczym nadzwyczajnym w naszych rodzinach, od początku czułam się bardzo akceptowana – zarówno przez moich członków rodziny, jak i rodziny Olgi. Wszystko zaczęło się tak naturalnie, że nigdy oficjalnie się nie przedstawiłyśmy – wszyscy wiedzieli. Jedynie w pewnym momencie moja babcia zareagowała ze zdziwieniem na wiadomość o tym, że Olga i ja jesteśmy w związku, ale z czasem, po rozmowach oswoiła się z myślą, że jej wnuczka może kochać w taki – społecznie określany jako „inny” – sposób, i stała się wspierająca. Nasi znajomi to przeważnie osoby queerowe i rozmaite środowiska artystyczne, dlatego zostałyśmy jak najbardziej ciepło i serdecznie przyjęte, nasza relacja nigdy nie spotkała się z widocznym wykluczeniem.

Natalia: Zaraz po przedstawieniu Olgi mnie Zosia rozpoczęła Tour de Family (śmiech). Zabrała Olgę do babci, cioć i wujków. Oni wszyscy Zosię uwielbiają i wspierają od najmłodszych lat, więc bez problemu zaakceptowali też Olgę. Nasza rodzina naprawdę jest pod tym kątem wyjątkowa. Niestety, jest też wyjątek. 14-letni brat Zosi, Ignacy nie akceptuje tego związku i – trzeba to nazwać po imieniu – mocno go hejtuje. Pracujemy nad tym, ale nie jest łatwo…

Czy zdarzyło wam się kiedyś usłyszeć niefajne komentarze w stosunku do waszej relacji?

Olga: Szczerze? Nie przypominam sobie nic takiego, nie było takiej sytuacji.

Zosia: Przeważnie ludzie uśmiechają się do nas serdecznie, nie zostałyśmy nigdy wyzwane, obrażone czy wykluczone w miejscach publicznych ani w internecie. Spotykamy się tylko z pewnym wykluczeniem, o którym wspomniała mama – ze strony mojego młodszego brata, który – zapewne ze względu na grono rówieśników – nie potrafi tego zaakceptować czy zrozumieć. Rozumiemy, że może być to dla niego nietypowa sytuacja podsycana przez obraźliwe komentarze w mediach czy internecie, skierowane do grona osób LGBT. Jako młoda, nie zawsze świadoma osoba pada ofiarą pewnych manipulacji, jakie promuje rząd czy kościół.

No właśnie… Czy jest coś, z czym jest wam trudno w naszym kraju?

Zosia: To, że ja i Olga zostałyśmy zaakceptowane przez znajomych czy rodzinę nie znaczy, że każda młoda queerowa osoba ma równie łatwo w tych kwestiach. Znamy osoby, które w szkole czy rodzinie nie zawsze otrzymują należyty szacunek i akceptację. Chyba najtrudniejszy dla mnie jest brak akceptacji moich przyjaciół czy znajomych w obliczu ich queerowości. Brak opieki psychologicznej czy edukacji seksualnej, gdy zmagają się z problemami spowodowanymi przez brak akceptacji i szacunku. W mojej szkole przykładowo jest osoba transseksualna, która nie otrzymuje od niektórych nauczycieli tego prostego gestu, jakim jest zmiana imienia czy zaimku. To boli, bolą także wykluczenia nas jako całej społeczności w mediach, obraźliwe treści, wyzwiska, określenia, filmy dokumentalne puszczane na antenach państwowych telewizji. Denerwują nas ciężarówki określające nas jako zarazę, kłamiące i rzucające zaklęciami nienawiści osoby publiczne, politycy, dziennikarze, księża. Staramy się wspierać osoby, których dotykają represje spowodowane propagandą naszego kraju. To często reakcje łańcuchowe, wypowiedzi, które nastawiają rodziców tych młodych pięknych ludzi przeciwko ich własnym dzieciom. Polska musi uwierzyć w miłość, która nie ma płci, która nie ma granic. To dla nas trudne, że tej wiary nie ma.

Myślicie o sobie jako o osobach nieheteronormatywnych, niebinarnych – a może wcale nie potrzebujecie żadnej definicji?

Olga: Nie jest mi ta definicja jakoś bardzo potrzebna, ale określam siebie jako osobę panseksualną (orientacja psychoseksualna – miłość bez względu na płeć czy tożsamość płciową).

Zosia: Gdy byłam młodsza, trudno było mi określić, kim tak właściwie jestem. W tamtym czasie żadna ze znanych dorosłych mi osób nie wpadła na pomysł, że mogę czuć się zagubiona, psychologa w szkole nie było, a nawet jeśli był, to w tamtym momencie mojego życia byłam pewna, że nikt tego nie zrozumie. Nikt nie będzie umiał mi pomóc. Gdyby ktoś w tamtej chwili powiedział mi, że wszystko jest w porządku i że mam prawo czuć się inaczej, zapewne akceptacja siebie przyszłaby dużo wcześniej. Jednakże o jakiejkolwiek edukacji seksualnej w tamtych latach nikt raczej jeszcze nie mówił, a na pewno nie w podstawówce. Dlatego pozostało mi samej sobie odkrywać i doświadczać, a także określać to, jak się czuję.

Na ten moment nie potrzebuję się określać, wierzę w miłość pod jej płynną, bezpłciową postacią, która ma nieograniczoną liczbę możliwości i preferencji. Nie identyfikuję się z żadną z poszczególnych orientacji, chociaż zapewne bym mogła – w tym momencie, w którym żyję i kocham, nie jest mi to potrzebne. Nie czuję się już zagubiona, więc nie mam potrzeby przynależności i określenia się do którejś z grup. Jednak gdy sięgam pamięcią do moich wczesnych lat odkrywania tego, kim tak naprawdę jestem, to wiem, że wtedy ta przynależność na pewno dużo by mi pomogła. Poczułabym, że są inni ludzie, którzy kochają tak jak ja. Cieszę się, że teraz się o tym rozmawia, że staje się to coraz bardziej zwyczajne, mimo nagonki w mediach na to środowisko LGBT. Chciałabym, aby każda młoda osoba queerowa mogła swobodnie się określać i nie być utożsamiana z kimś niewłaściwym – dziwnym czy chorym. Dlatego kochajmy, jak nam się podoba, dajmy się ponieść uczuciom oraz intuicji – w końcu to my sami wiemy, co dla nas najpiękniejsze.

Ponad rok temu na świat przyszedł wasz mały-wielki skarb, Blanka. Opowiedzcie, jak doszło do jej narodzin?

Nasze rozmowy o dziecku zaczęły się jakoś na przełomie 2018 roku, trwały ponad pół roku. Chciałyśmy, aby ta decyzja była w pełni świadoma i przemyślana. Kiedy już zdecydowałyśmy, że obie tego chcemy, musiałyśmy znaleźć sposób na to, żeby zrobić to same – stąd metoda kubeczkowa, którą wybrałyśmy. Bardzo długo siedziałyśmy w internecie, czytając co i jak. Byłyśmy przeszczęśliwe, kiedy zobaczyłyśmy na teście dwie kreski – i to już po pierwszej próbie.

Na czym polega ta metoda?

To tzw. inseminacja domowa – anonimowy dawca zostawił nam nasienie w kubeczku, a my same je wstrzyknęłyśmy. Blankę urodziła Ania.

Jak w Polsce, od strony prawnej, wygląda wychowywanie dziecka przez dwie mamy?

Karolina: Wychowywanie dziecka przez dwie mamy czy dwóch ojców tak naprawdę nie wygląda wcale. Ja dla Blanki jestem prawnie „obcą osobą”. Jeżeli Ani by się coś stało, automatycznie Blanka trafia do domu dziecka, ewentualnie później do dziadków. Można u notariusza podpisać konkretne dokumenty na udzielanie mi informacji, stanie zdrowia czy prawie do odbierania z przedszkola, żłobka, szkoły. Jednak to nigdy nie daje gwarancji, na kogo trafimy, tak naprawdę nawet takie dokumenty można podważyć.

Przykre i niesprawiedliwe… Za to wy pięknie i otwarcie mówicie na Instagramie o waszym życiu i codzienności – czy mimo to spotykacie się z nieprzychylnymi reakcjami w sieci?

Oczywiście, ostatnimi czasy dość często dostajemy wiadomości typu: „Oddajcie dziecko do domu dziecka”, „szkoda dziecka”, „jesteście chore psychicznie” itd. Można by wymieniać bez końca. Wyznajemy jedną zasadę: nasz Instagram miał być pamiętnikiem. Na początku był prywatnym kontem, dopiero po jakimś czasie udostępniłyśmy go dla wszystkich, ale nigdy w życiu nie pomyślałyśmy, że dotrze on do tylu ludzi, że będziemy dla wielu osób wsparciem. To piękne i daje nam dużo motywacji, aby dzielić się naszym życiem.

Jak na wieści o waszym związku i na macierzyństwie zareagowali bliscy – rodzina i przyjaciele?

Informacja o tym, że spodziewamy się dziecka, była szokująca. Rodzina i przyjaciele nie chcieli nam uwierzyć, ale kiedy już dostali pierwsze zdjęcie USG, byli przeszczęśliwi. Blanka jest oczkiem w głowie naszych rodziców, babć i przyjaciół.

W ogólnym wyobrażeniu model waszej rodziny jest „niestandardowy”. Jak wy same o sobie myślicie? Rodzina nieheteronormatywna, tęczowa? A może w ogóle nie potrzebujecie definiowania?

W naszym domu przytulamy się, obdarzamy szacunkiem i przede wszystkim jesteśmy przyjaciółkami, ale nie potrzebujemy na co dzień żadnych definicji. Dla wielu jesteśmy tęczową rodziną, a dla nas samych jesteśmy rodziną i po prostu kochającymi się ludźmi.

*

Czy wśród was są tęczowe rodziny? Pokażcie się – chętnie poznamy was bliżej! Wam i nam wszystkim życzymy, by Pride Month był każdego miesiąca. Kochajmy się i pozwólmy kochać po swojemu.

Skarpetki Many Morning z tęczowej kolekcji Over the Rainbow znajdziecie tutaj. Przypominamy, że 3 zł od każdej sprzedanej pary są przekazywane na działalność Grupy Stonewall i Stowarzyszenia My, Rodzice.

Materiał powstał przy współpracy z marką Many Mornings – partnerem materiałów społecznych wspierających społeczność LGBTQ+

Dziękujemy poznańskiej restauracji Tarapaty za gościnę w ich pięknych wnętrzach.

Dodaj komentarz