W internecie czytam newsy. Tu robię też zakupy. Dwie narracje – ta o wojnach i ta o przedświątecznej gorączce – splotły się w bolesnym uścisku. Dramat i ludzkie cierpienie przeplatają reklamy, akcje rabatowe i ogólne konsumpcyjne rozpasanie.
Wieszam lampki choinkowe i papierowe gwiazdy. Zapalam świeczki. Ma być jaśniej. Ale we mnie jest mrok. Wiadomości z Ukrainy, ze Strefy Gazy, z białoruskiej granicy chwytają mnie za gardło. Czuję bezradność i rozpacz. Do Świąt coraz bliżej, więc aby się nie rozpaść, przestaję czytać wiadomości. Ale nadal scrolluję Instagram. To tam widzę zdjęcia zabitych dzieci, zbombardowanych szpitali, rodzin, które na próżno czekają na pomoc humanitarną.
CIERPIENIE, KTÓRYM PSUJĘ SWOJE RODZICIELSTWO
I kiedy moje dziecko znowu marudzi, przeżywa jakieś swoje setne tego dnia niezadowolenie, jęczy, w końcu wybucham. Krzyczę na nie, drażnią mnie te problemy „z dupy”. Przecież inne dzieci gdzieś tam tak bardzo cierpią. Po chwili pali mnie wstyd, bo wiem, że problem mojego dziecka jest dla niego prawdziwy. Przeżywa autentyczną trudność i to nie jest jego wina, że „inni mają gorzej”. Biorę głęboki wdech i jeszcze raz oddzielam te dwa światy: nasz, rodzinny, domowy, który musi być bezpieczny i spokojny, byśmy mogli być zdrowi, by moje dziecko mogło się rozwijać. I świat zewnętrzny, który niestety nie jest już bezpieczny ani spokojny.
Czytam badania z Niemiec, że 60 % nastolatków ma zdiagnozowaną depresję (w Polsce według danych NFZ to mogło być 15 % w 2021 roku lub 44% według danych Dolnośląskiej Szkoły Wyższej). Czują, że żyją w świecie zmierzającym ku zagładzie. Wszyscy zapętlamy się w poczuciu winy. Moja przyjaciółka mówi: „Mam psa, ale źle, bo nie ze schroniska, tylko z hodowli. Jem mięso. Zatruwam powietrze, bo jeżdżę dieslem. Może lepszy będzie samochód elektryczny? Ale zaraz czytam, że produkcja baterii i jej późniejsza utylizacja wiążą się ze szkodą dla przyrody i ludzkim cierpieniem. Cokolwiek zrobię, zrobię źle. Tak się nie da żyć”.
I CO ROBISZ?
– pytam ją. Bo ja też wpadam w spiralę wyrzutów sumienia. A moja przyjaciółka odpowiada: „Idę na spacer z tym moim psem z hodowli. Odwracam wzrok, przekierowuję uwagę”.
Bo oprócz wrażliwości na ludzkie cierpienie i empatii, gatunek ludzki ma też zdolność do rezyliencji, do uodparniania się. Mimo że niektóre zdarzenia ze świata mogłyby nas kompletnie załamać i kazać rano zostać pod kołdrą, zamiast robić dzieciom śniadanie, jednak wstajemy. Jednak zbieramy się w całość i działamy. Segregujemy śmieci. Dbamy o swoje małe poletko. Budujemy mosty nad rozpaczą, by działać w świecie na tyle, na ile możemy.
Ta siła do budowania mostów ma dwa składniki: jeden to poczucie sensu (więc także wola działania i siła przetrwania). A drugi – to nadzieja. Nadzieja, że świat zmierza ku przyszłości, na którą jednak możemy mieć wpływ. Może nie zmniejszymy śladu węglowego produkowanego przez odrzutowce bogaczy. Ale możemy być uprzejmi i uśmiechnąć się do kasjerki. Możemy samotnej sąsiadce zanieść te pachnące pierniczki. Zawieźć karmę do schroniska. To jest mega, mega dużo.
Nadziei i woli nie jesteśmy w stanie sobie zaaplikować farmaceutycznie. Nie ma ich ani w suplementach, ani w antydepresantach. Trzeba o nie dbać i pielęgnować je samodzielnie, by się z nich nie wyprztykać. Uczę się tego, by moje dzieci mogły mnie obserwować i wziąć tę zdolność w swoje życie. Trudne czasy prędko się nie skończą i dobrze jest wiedzieć, jak pielęgnować w sobie siłę. Jak nie rezygnować z wrażliwości i umieć świadomie sobie radzić z tym, jak jest.
STRACONA NIEWINNOŚĆ
O tym, czym jest poczucie sensu, psychoanalityk Victor Frankl najwięcej dowiedział się jako więzień nazistowskiego obozu koncentracyjnego. W wyniku tego doświadczenia po wojnie stworzył logoterapię, nazywaną trzecią szkołą wiedeńską psychoterapii. Jego książkę „Człowiek w poszukiwaniu sensu” można połknąć w trzy dni i wynieść z niej wspierającą refleksję oraz narzędzia. Sięgam po nią, kiedy czuję nadchodzące duszące podmuchy depresji, kiedy czuję się wystawiona znowu na próbę. A wszechobecny konsumpcjonizm, pogłębiający się kryzys ekonomiczny i straszliwy kryzys humanitarny wystawiają mnie na próbę niemal codziennie.
– Straciliśmy niewinność – powiedziała mi w wywiadzie Gabi Łazarkiewicz, współscenarzystka filmu Zielona granica. To, co się dzieje, wystawia nasze człowieczeństwo i naszą wrażliwość na próbę. Możemy z niej wyjść bardziej ludzcy. Bardziej braterscy, troskliwsi, ale też silniejsi i umiejący w tym wszystkim zadbać o siebie.
Frankl swoją książkę wydał w 1946 roku. Minęło 60 lat i o problemie sensu dalszego życia pisze nasze pokolenie już z innej perspektywy, bo dotyka nas dodatkowo kryzys klimatyczny. Joanna Macy i Chris Johnstone są autorami książki „Aktywna nadzieja”, którą po polsku wydała Krytyka Polityczna. Tu także znalazłam zestaw narzędzi do poradzenia sobie z trudną kondycją naszego świata i wyjścia do niego na nowo, z zaufaniem. Autorzy proponują, by każdy z nas „pomniejszył obrazek” na tyle, na ile jest mu to potrzebne. To może być, choć nie musi, zaopiekowanie się ilością medialnych treści, które do nas docierają. Uznanie, że świat ludzi i zwierząt cierpi. To cierpienie jest faktem, ono się dzieje. Ale nie musi nas rozkładać na łopatki.
NAUKA WSPÓŁCZUCIA
Jedną z reakcji na cudzy ból jest współczucie. Często nie umiemy sobie z nim poradzić, ono nas osłabia. Staje się poczuciem winy. Stachura napisał: „Winny niewinny sumienia wyrzut, że się żyje, gdy umarło tylu, tylu, tylu”. Ten wyrzut sumienia, taki ludzki, nikogo nie wskrzesi, nikomu nie ulży. A gdybyśmy nauczyli się współczuć, nie ujmując sobie, nie dowalając sobie, nie kosztem swoich sił życiowych? Dopiero wtedy będziemy mogli się podzielić z innymi, zorganizować małą akcję charytatywną, zanieść sąsiadce nie tylko pierniczki, ale jeszcze zaprosić ją na herbatę.
MIESIĘCZNY PROGRAM NAPRAWCZY NA TRUDNE CZASY
Oto moje 6 punktów. Czy macie swoje pomysły? Pomóżmy sobie razem i dzielmy się sposobami:
1. Przez jeden miesiąc nie czytam wiadomości. Jeśli wydarzy się coś kluczowego, i tak się dowiem. Odtruwam się od adrenaliny, którą produkuję, czytając nagłówki lub słuchając wiadomości w radio. Ponieważ mam odruch scrollowania, zaglądam na stronę Przekroju, Pisma, Dwutygodnika, Krytyki politycznej, Ładne Bebe.
2. Robię zakupy lokalnie.
3. Idę do biblioteki po „Człowieka w poszukiwaniu sensu” lub wchodzę na stronę aktywnanadzieja.org (podcasty, webinary!).
4. Zażywam kąpieli leśnej, jakkolwiek głupio to brzmi.
5. Medytuję. Nie chodzi o relaksację, tylko o zatrzymanie się, skupienie się na myślach. W jaki sposób je myślę? Jakim prowadzę je torem? Jak kształtuję swoje myślenie o świecie? Zajmuje mi to 5 minut, pod wieczór.
6. Biorę udział w jednej pozytywnej inicjatywie, której nie wspierałam wcześniej, a która przynosi komuś realną poprawę. Schroniska dla zwierząt, domy samotnej matki, domy dziecka – tam stale potrzebna jest pomoc.
Życzę Wam siły. I poczucia sensu. I radości z tego, co macie wokół siebie. I jeszcze tego, żeby Wasze dzieci dostawały to wszystko od Was. Najlepiej codziennie.