„Pokaż mi, gdzie pytałam” – głosi podpis pod memem przedstawiającym kobietę uprzejmie wskazującą na globus. Rady, serwowane kobietom w ciąży oraz młodym matkom, często są nie tylko niepotrzebne, ale i szkodliwe. Razem z położną weryfikujemy wiedzę z lat 70. i 80., która dziś już powinna zostać odłożona do lamusa.
Zaczyna się już w ciąży. Sama pamiętam, gdy swego czasu stałam przy ladzie w piekarni, wpatrując się w stosy chałek i drożdżówek. „Pani teraz to powinna jeść za dwoje”, dała mi przyzwolenie na dodatkowe kalorie sprzedawczyni, wymownie wskazując na mój zaokrąglony brzuch. Ciężarne zwracają na siebie uwagę nie tylko członków swych rodzin, ale i otoczenia. Potem jest już tylko gorzej – niemowlę w wózku przyciąga spojrzenia wszystkich, którzy czują się w obowiązku pouczyć na temat braku czapeczki czy kocyka. O nieproszone rady, jakie otrzymały od teściowych, babć i cioć, zapytałam znajome młode mamy. Oto co usłyszałam.
Ciąża, czyli okres specjalnej troski
Wróćmy do wspomnianej wyżej sprzedawczyni w piekarni. Poprawiłam ją (w myślach), bo przecież powinnam jeść nie za dwoje, lecz dla dwojga, jednakże rad co do zawartości talerza kobiet w ciąży i karmiących piersią możemy oczekiwać od mnóstwa osób. Dopytuję położną Agnieszkę Zugaj, jak restrykcyjne powinno być żywienie kobiet w ciąży i karmiących piersią.
„W ciąży nie jedz orzechów, bo dziecko dostanie alergii”
– To, co kobieta je, oczywiście ma wpływ na skład jej mleka, ale jest to dobry wpływ! – przekonuje położna. – Jeśli chodzi o orzechy ziemne, to badania nad zależnościami związanymi z alergiami u dzieci zaczęły się w 1998 roku. Przeprowadził je Departament Zdrowia Wielkiej Brytanii. Badacze zasugerowali, by kobiety, które miały skłonność do atopii, w ciąży nie jadły orzechów, ponieważ może to spowodować alergie u dzieci. W 2000 roku Amerykańskie Stowarzyszenie Pediatryczne powtórzyło te zalecenia. Co jednak ważne, w kolejnych latach naukowcy nie znaleźli żadnych dowodów, które miałyby przemawiać za tym, by w ciąży orzechów unikać. Warto tu wspomnieć szczególnie dwa ciekawe badania. Pierwsze jest z Danii, prowadzone w latach 1996–2002 na grupie 60 tysięcy ciężarnych, dowodzące, że dzieci, których matki jadły w ciąży orzechy, rzadziej cierpiały na astmę i alergie. Z kolei w Hiszpanii przebadano 2 tysiące kobiet. Dzieci tych, które deklarowały nieunikanie orzechów w ciąży, wykazywały lepsze wyniki, jeśli chodzi o funkcje poznawcze, zdolność utrzymania uwagi i pamięć operacyjną. Dziś zatem już wiemy, że wszystkie orzechy, nie tylko ziemne, są wskazane w czasie ciąży, bo niesie to dla dziecka wymierne korzyści.
„Jak to, kawę w ciąży pijesz? Dziecko będzie niespokojne”
– WHO, czyli Światowa Organizacja Zdrowia, podaje, że w ciąży możemy przyjąć 200 mg kofeiny dziennie – tłumaczy mi Agnieszka Zugaj. – Można przyjąć, że są to dwie zwykłe kawy, zresztą poszczególne kraje podnoszą ten limit nawet do 300 mg. Co prawda w 2021 roku przeprowadzono badanie, które wykazało, że dzieci matek, które piły w ciąży dużo kawy, miały później problemy z otyłością. Na chwilę obecną jednak nie udokumentowano związku między piciem kawy a poważnymi zaburzeniami rozwoju dziecka, choć oczywiście warto się ograniczyć do tych 200 mg kofeiny na dzień. Także mamy karmiące nie muszą sobie odmawiać tego napoju, szczególnie gdy znają sposoby na ograniczenie tej substancji w mleku. Wystarczy na przykład karmić i pić kawę w tym samym czasie, bo największe stężenie kofeiny w pokarmie jest dopiero po godzinie.
„Boli go brzuszek? Podaj herbatkę koperkową”
– Koper włoski faktycznie był jeszcze do niedawna bardzo popularny – kontynuuje położna. – Polecano go dla dzieci na problemy brzuszkowe oraz dla mam karmiących na zwiększenie laktacji. Tymczasem wyniki badań stwierdzają zgodnie, że koper włoski hamuje laktację, zawiera także estragol, który ma działanie rakotwórcze, neurotoksyczne i genotoksyczne. Włoski Instytut Badań nad Żywnością i Żywieniem w 2010 roku opublikował duże badania, które dowiodły, że zawarty w tej roślinie poziom estragolu jest zbyt duży, bo można go uznać za bezpieczny dla niemowląt, kobiet w ciąży i karmiących piersią. W 2017 roku Europejskie Towarzystwo Gastroenterologii Hepatologii i Żywienia Dzieci podtrzymało zalecenie, że nie powinno się podawać takich herbatek dzieciom do 4. roku życia.
„Chce mu się pić! Niemowlę musi pić wodę”
– Do około 6 miesiąca, czyli momentu rozszerzania diety, dzieciom karmionym mlekiem matki nie podajemy żadnej wody – mówi Agnieszka Zugaj. – Jeśli chodzi o niemowlęta karmione mieszanką, to w badaniach jest pewna niespójność. Większość zaleceń także mówi, by nie podawać wody, ale jesteśmy w stanie znaleźć badania, które stwierdzają, że w bardzo upalne dni wodę można podać. Przy czym nie ma jasnych wytycznych dotyczących wieku niemowląt czy tego, o jak wysokiej temperaturze mowa. Natomiast chciałabym przy tej okazji podkreślić inną ważną kwestię, by nigdy nie przyrządzać mieszanki mleka modyfikowanego, używając większej ilości wody niż zalecana przez producenta. Takie rozwadnianie mieszanki może skutkować tym, że dziecko zapełni brzuszek, ale nie otrzyma wystarczającej liczby kalorii. To może pociągnąć za sobą choćby problemy ze spadkiem masy ciała – podkreśla położna.
Rośnij duży, okrąglutki… czyli rady o karmieniu
Na słowo „kalorie” pewnie niejednej babci zaświecą się oczy. Najważniejsze przecież, by dziecko było tłuściutkie i najedzone! Aby dowiedzieć się więcej na temat zaleceń sprzed lat, sięgam po publikację „Zdrowie kobiety”, wydaną w 1981 roku pod redakcją Ireneusza Roszkowskiego. To z tego typu podręczników oraz broszur rozdawanych młodym matkom w szpitalach w latach 70. czy 80. kobiety czerpały wiedzę dotyczącą ciąży, połogu i pielęgnacji maleństwa. Na stronie 273, w rozdziale „Żywienie niemowląt – zasady karmienia piersią” czytam: „Po raz pierwszy przykładamy noworodka do piersi najpóźniej 6 godzin po urodzeniu. Do tego czasu podajemy mu do picia wodę osłodzoną cukrem lub glukozą”. Położna na ten cytat łapie się za głowę i zdecydowanie podkreśla, że nie karmimy niemowląt żadnymi innymi płynami niż mleko. Dodaje też, że warto rozprawić się z mitem, że glukoza pomaga na żółtaczkę. Nieprawdziwych informacji na temat karmienia jest jednak więcej.
„Nie karm na żądanie – żołądek musi odpocząć”
– Dawniej uważano, że niemowlęta powinno się przyzwyczajać do regularnego przyjmowania pokarmów 6 razy dziennie, z zachowaniem przerwy nocnej trwającej od 6 do 9 godzin – tłumaczy położna Agnieszka Zugaj. – Natomiast karmienie karmieniu jest nierówne. Gdy słyszymy tego typu rady, możemy odpowiedzieć, podkreślając kwestię długości karmień. Niektóre mamy używają specjalnych aplikacji, dzięki którym liczą czas trwania poszczególnych mlecznych sesji. Są karmienia, które trwają 5 minut, inne trwają 45. Niemowlę to nie robot, nie nastawimy go jak zegarek. Warto też pamiętać o potrzebie ssania nieodżywczego, gdy dziecko zapewnia sobie poczucie bliskości i bezpieczeństwa. Przez ostatnie 40 lat powstało mnóstwo badań dotyczących karmienia piersią i nasza wiedza na ten temat ogromnie się zwiększyła. Rozszerzamy też nasze horyzonty. Dziecko coraz częściej postrzegane jest podmiotowo, a nie przedmiotowo. Warto uznawać jego decyzje i być otwartym na zgłaszane przez nie potrzeby.
„Czemu on się budzi w nocy? Coś źle robisz, wy przesypiałyście całe noce”. „Daj mu wieczorem butelkę z kaszką, to obudzi się dopiero rano”
– Ja też słyszałam o niemowlętach przesypiających całe noce – śmieje się Agnieszka Zugaj. – Ale trzeba wziąć pod uwagę, że dziecko ma dobowe zapotrzebowanie na mleko. I jeśli zgłasza się do piersi bardzo często w ciągu dnia, to może rzadziej jeść w nocy – podkreśla. – Obecnie zalecenia są takie, by do 6 miesiąca życia dziecko miało 2 karmienia nocne, przy czym noc liczymy od godziny 22 do 6. Po 6 miesiącu do 1 roku życia zalecane jest jedno karmienie. Natomiast każde dziecko jest inne. Dzieci, które bardzo dużo jedzą w ciągu dnia, zaczynają też wcześnie dzień, o 4 czy 5 rano są już zainteresowane śniadaniem. Ważne, czy bobas odpowiednio przybiera na wadze i się rozwija. Natomiast rzeczywiście kaszkę trudniej dziecku strawić. Jeśli rozszerzamy już dietę, możemy pomyśleć o tym, by na kolację podawać takie potrawy, które zapewnią mu długi i dobry sen.
„Posól jedzenie dla dziecka! Takie jałowe jest niedobre”
– Do 12 miesiąca nie dodajemy soli do posiłków dla dziecka – potwierdza położna. – Przy czym pamiętajmy, że ono tę sól i tak je, bo solone są rożnego rodzaju produkty, które podajemy do jedzenia, choćby chleb. Niekoniecznie jednak maluchy skazane są na „jałowe” posiłki, bo do dyspozycji mamy zioła czy przyprawy, którymi możemy wzbogacać smak jedzenia.
„Masz za chude mleko”. „Twój pokarm już mu nie wystarcza”. „On jest wciąż głodny!”
– Laktacja jest sterowana tymi samymi hormonami, co poród, czyli hormonami miłości – tłumaczy Agnieszka Zugaj. – Jeśli będziemy się obawiać, że nasze mleko jest bezwartościowe, że karmiąc robimy krzywdę naszemu dziecku, to ten stres może stać się czynnikiem, który będzie mógł zahamować naszą laktację. Mleko po prostu zaniknie. A przecież kobieta w ciąży czy po porodzie jest często bardzo emocjonalna, podatna na wpływ otoczenia. Chcę podkreślić, że nie ma za chudego mleka, tak jak nie ma za tłustego mleka. I nie dajmy też sobie wmówić, że „nie mamy mleka”. Takie obawy często słyszę podczas dyżurów na porodówce: „nie chcę próbować karmić piersią, bo ja nie mam mleka”. To właśnie przystawienie dziecka do piersi jak najszybciej po porodzie jest kluczowe, bo daje sygnał naszemu organizmowi, żeby ruszyła produkcja pokarmu. Nie dajmy sobie wmówić, że to się nie wydarzy.
„Takie duże dziecko wciąż karmisz piersią? Zafundujesz mu traumę!”
– Jeszcze do niedawna Światowa Organizacja Zdrowia WHO i Amerykańska Akademia Pediatryczna zalecały, by kontynuować karmienie piersią do dwóch lat życia dziecka, natomiast wytyczne sprzed roku nie określają już górnej granicy i stwierdzają, że karmienie piersią powinno trwać tyle, ile chcą zarówno dziecko, jak i matka. Jeśli matka chce karmić na przykład trzy tygodnie – w porządku, wspieramy ją w jej decyzji. Jeśli chce karmić trzy lata – też świetnie, takie mleko dla przedszkolaka wciąż jest ważne, odżywcze i zdrowe. Nie ma więc mowy o żadnej traumie, wręcz przeciwnie, długie karmienie piersią niesie ze sobą szereg korzyści dla dziecka.
Czapeczka i skarpetki, czyli po tym poznasz dobrą matkę
Dopytuję jeszcze Agnieszkę Zugaj o nieszczęsne wymuszanie, wypominane na przykład przy okazji noszenia – czy to na rękach, czy w chuście lub nosidle. Krytyka noszenia to pokłosie nauk sprzed lat, gdy dziecko miało się samo wypłakać i uspokoić. Dziś już wiemy, że to naszą rolą jest malucha pocieszyć i zapewnić mu poczucie bezpieczeństwa. Zamiast w dbaniu o spokój dziecka, wiele osób upatruje jednak oznak dobrej opieki w… odpowiednim ubiorze malca. Młode mamy, z którymi rozmawiałam, podkreślały, że część ich bliskich ma niemal bzika na punkcie czapeczek i skarpetek.
„Nie noś, bo przyzwyczaisz! A dziecko lżejsze nie będzie!”
– Cóż, to prawda, dzieci rosną i są coraz cięższe – mówi ze śmiechem położna. – Ale mimo tego tak, nosimy je. Zmysły, które mają największy wpływ na rozwój mózgu dziecka, to zmysł dotyku oraz równowagi, czyli ruchu. Taki malec, gdy się rodzi, nie zna swojego ciała, nie orientuje się też w otaczającej go przestrzeni. W tym, aby się tego nauczył, pomagamy my, czyli opiekunowie, nosząc, dotykając i najlepiej jeszcze mówiąc do niego. To tworzy cały set idealnych bodźców do poznawania świata. Dziecko komunikuje się z nami płaczem, mówiąc nam na przykład „nie czuję się bezpiecznie”, „jest mi zimno”, „jestem głodny”. Reagujemy na płacz, podnosząc dziecko, ale nie tworzymy wtedy nawyku płakania czy wymuszania. Maluch nie umie po prostu jeszcze wysyłać komunikatów w inny sposób – podkreśla.
„Ma czkawkę, bo nie przykrywasz mu głowy”. „Niemowlak musi mieć czapeczkę!”
– Przywiązywanie tak dużej wagi do czapeczki może wynikać z tego, że w szpitalu, zaraz po narodzinach, część niemowląt musi mieć zakrytą główkę. Powodem tego jest jednak wyłącznie fakt, że dziecko wychodzi z wody i w ten sposób przeciwdziałamy jego wychłodzeniu. Nie ma żadnych wskazań medycznych, by później, gdy już maluszek jest w domu, dalej miał założoną czapeczkę, wręcz przeciwnie – zdejmujemy mu ją już po pierwszej dobie życia. Czkawka także nie wynika z odkrytej głowy.
„Ma zimne rączki, ubierz go cieplej”. „Gdzie są skarpetki? Zaziębi się przez gołe stópki!”
– Owszem, dzieci często mają zimne rączki i stopy, ale jest to skutek niedojrzałości układu krążenia, a nie argument za tym, by jeszcze dokładniej je opatulać. Jeśli chcemy się przekonać, czy dziecku jest zimno, przyłóżmy rękę do jego karku i sprawdźmy, czy jest chłodny, czy gorący. Mamy niestety tendencję do zbyt ciepłego ubierania dzieci. Czapka w domu i za dużo warstw odzieży może skutkować przegrzaniem, które nie pozwala skórze dziecka prawidłowo się rozwijać i może powodować zmiany skórne – potówki.
A jakie Wy otrzymałyście rady od swoich mam, cioć, teściowych i zupełnie obcych osób? Na szczęście teraz macie już ten artykuł – wyślijcie go wszystkim, którzy mogą go potrzebować.
*
Agnieszka Zugaj – położna, która na Instagramie prowadzi edukacyjny profil @polozna_mamaga. Mama niemal 3-letniej Florentyny i miesięcznej Wandy. Pracuje w Szpitalu Świętej Rodziny w Poznaniu, a wcześniej doświadczenie zdobywała na oddziale pediatrycznym Szpitala im. Karola Jonschera w Poznaniu i na bloku porodowym Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.
Ewa Cieślik – dziennikarka i redaktorka, koordynatorka redakcji Lubimyczytać. Pasjonatka słowa, wielbicielka obrazu, entuzjastka rozmów z ciekawymi ludźmi. Od niedawna również mama, każdego dnia przeżywająca przygodę życia, towarzysząc synkowi w poznawaniu świata.






