Być mamą ogrodniczką, czyli co mają wspólnego działka, relaks i zdrowa skóra?
W cyklu Weleda Matka Ziemia mówią trzy kobiety-ogrodniczki + KONKURS!

Czy łatwo jest wyhodować tysiąc krzaków pomidorów? Czy własne zioła serio tak różnią się od tych z marketu? Czy faktycznie grzebanie w ziemi relaksuje lepiej niż medytacja? Zadajemy dziś naszym bohaterkom nietypowe pytania po to, by wraz z marką kosmetyczną Weleda przybliżyć życie ogrodniczek (tych z miasta i tych z dalekiej prowincji) oraz zrozumieć związek bioupraw ze zdrowiem naszej skóry i całej planety.
My matki myślimy o zdrowiu dość często. Ale czy jesteśmy świadome, jak łączy się nasz dobrostan z tym, co jemy, jakich kosmetyków używamy i skąd pochodzą ich składniki? Każdego dnia stykamy się z czymś, co pochodzi z ziemi. Drewno było drzewem, które z niej wykiełkowało. Owoce jedzone na śniadanie też są darem ziemi, tak jak olejek, którym smarujemy skronie przed snem. Tak jak nawilżamy, odżywiamy i dbamy o naszą skórę każdego dnia, tak powinniśmy myśleć o glebie: skórze planety. Marka Weleda stale podkreśla ten związek w swojej najnowszej kampanii.
W ramach cyklu Matka Ziemia wspierającego akcję Save Earth’s Skin Weledy odkrywamy przed wami świat ogrodów. Weleda posiada ich kilka – nie tylko w Niemczech, ale też w Anglii, Francji, Szwajcarii, Holandii, Brazylii, Argentynie i Nowej Zelandii.


Przenosimy się jednak do ogródków w Polsce, by spojrzeć na ogrodnictwo z perspektywy mam. Pierwsza z dzisiejszych historii to ogród warzywny, a właściwie spora ekologiczna uprawa. Kto ją stworzył i co praca na niej daje właścicielom? Druga opowieść to przykład tego, jak niewiele trzeba, by zmienić się w ogrodniczkę, a swoją codzienność obrócić w coś piękniejszego i bliższego natury. Moimi rozmówczyniami są Agnieszka Janda i Kasia Stadejek. Na końcu znajdziecie też moją osobistą historię ogrodniczą, która mam nadzieję, podsumuje sprawy, o jakich powiedziały nasze bohaterki.
Agnieszka Janda – pomidory, autentyzm i droga do szczęścia
Trzy tysiące krzaków pomidorów i dwie córeczki. Agnieszka i Konrad prowadzą rodzinne gospodarstwo na Rzeszowszczyźnie. On, profesjonalny rolnik, odnalazł w tym zajęciu życiową pasję. Ona, dziewczyna z miasta i specjalistka od komunikacji, jest stroną odpowiedzialną za wizerunek firmy i kontakt z klientami (prowadzi m.in. piękny profil na Instagramie, który ilustruje własnymi zdjęciami). Zakupy u Jandów robią niemal tylko znajomi, bo Manufaktura Pomidorów Agi i Konrada działa na małą lokalną skalę. Posłuchajcie Agnieszki, jak mówi o tym, że firma nie musi się stale rozrastać, o tym jak dużo radości daje praca rąk, i o tym z czego wynika wysoki koszt ekologicznych upraw.



Jaka jest historia Manufaktury Pomidorów?
Mój mąż zajmuje się uprawą warzyw już ponad 15 lat. Wychował się na wsi i przyszło mu to w naturalny sposób. Dawniej traktował to jako obowiązek, bo jego dzieciństwo i czasy nastoletnie były związane z pracą w gospodarstwie. Z czasem odnalazł w pomidorach swoją życiową pasję. Ja dołączyłam do niego jako dziewczyna z miasta i choć na Instagramie to ja opowiadam o naszych uprawach, metodach i życiu w gospodarstwie, to jednak ekspertem i znawcą tematu jest Konrad.
Jak osiedlenie się na farmie wpłynęło na twoje poglądy związane z macierzyństwem?
Zostałam mamą 8 lat temu i mniej więcej w tym czasie się przeprowadziliśmy do domu na wsi. Zoja i Nela mają tu bardzo dzikie dzieciństwo, większość czasu spędzają na zewnątrz. Mają dużo swobody, od zawsze jest bieganie boso po trawie. Dla nich to bardzo naturalne, że wchodzą z nami pod tunel, bo mamy uprawy tunelowe. Dziewczynki zdejmują buty i wbiegają, by towarzyszyć nam w pracach, eksplorować, bawić się w ziemi. Jesteśmy z Konradem odpowiedzialni za swoje uprawy sami – stąd wielokrotnie nie mamy za bardzo możliwości przekazać dzieci komuś z zewnątrz. A wiadomo, że na wsi latem pracy na plantacji jest najwięcej, to czas zbiorów, nie ma przestrzeni na leniuchowanie. Dziewczynki często towarzyszą nam więc w czasie prac i mamy zasadę, że mogą pomagać w lżejszych zadaniach, jeśli chcą, ale do niczego ich nie nakłaniamy. W ogóle mam wrażenie, że to, co dzieje się wokół nas, stale się zmienia – my się zmieniamy, zmienia się postrzeganie pewnych rzeczy. Nasze życie tu to stała ewolucja.


Wasze życie skierowało się w stronę natury, ekologii. Nie masz wrażenia, że w tym kierunku zmienia się teraz świat?
Świat się bardzo zmienił. Jedzenie zdrowej żywności ze sprawdzonych źródeł dla wielu osób stało się istotną kwestią. Tak samo jak znalezienie godnych zaufania naturalnych kosmetyków. Jednocześnie mam wrażenie, że ludzie przyzwyczaili się do dostępności taniego pożywienia i często nie rozumieją, dlaczego produkty ekologiczne nie są tanie.
Co masz na myśli?
Spróbuję to powiedzieć dyplomatycznie… Zdecydowaliśmy się uprawiać pomidory w zgodzie z rytmem natury. Ktoś, kto nie zna się na rolnictwie i ogrodnictwie, nie ma wyobrażenia jak bardzo pogoda ma wpływ na uprawy. Dla mnie to oczywiste, że jeśli do połowy kwietnia są przymrozki i śnieg, to musimy dogrzewać tunele. Przychodzi wiosna, wszyscy oczekują, że warzywa będą tanie. A przecież rolnicy wydali wiele tysięcy złotych na ogrzewanie upraw! O tym niewiele osób myśli. Nie ma możliwości produkowania na masową skalę taniego, hodowanego w zgodzie z naturą i zarazem zdrowego jedzenia. Ekologiczne opryski też są dużo droższe od konwencjonalnej rolniczej chemii… Dlatego cieszę się bardzo, że my mamy możliwość żyć godnie, prowadząc produkcję w niedużej skali.
Dlaczego twoim zdaniem inwestowanie w naturalne produkty jest ważne?
Wierzę, że w człowieku nic nie działa osobno. Mam holistyczne podejście – szukam nie tylko zdrowej żywności, ale też dobrych naturalnych kosmetyków, ubrań, tego, czym się otaczam na co dzień. Myślę, że każdy aspekt naszego życia jest ważny – to w jakim środowisku żyjemy, jak myślimy też. Jedzenie jest istotne szczególnie, bo ono nas buduje. Od nas zależy czy będziemy inwestować w zdrowe uprawy i bezpieczne produkty, czy potem wydawać na reperowanie zdrowia.
Weleda, która jest patronką naszego cyklu, podkreśla rolę gleby w zdrowiu upraw. Czy możesz ze swojej perspektywy jakoś to skomentować?
Na pewno w glebie ma początek wszystko, co uprawiamy na naszej farmie, więc z pewnością prawdą jest, że jakość gleby ma wpływ na jakość i zdrowotność roślin. Dochodzi do pewnej wymiany składników pomiędzy glebą a rośliną – jeśli ziemia jest zdrowa, to odżywcze składniki trafiają do rośliny.
A jakie są twoje kryteria doboru kosmetyków? Domyślam się, że skoro uprawiasz ekologicznie pomidory, to szukasz też naturalności w produktach do pielęgnacji.
Jestem kosmetyczną minimalistką – im mniej, tym lepiej. Od dawna kryterium jest dla mnie to, by kosmetyk miał krótki skład i zawierał składniki pochodzenia naturalnego. Miałam kiedyś problem ze skórą głowy i dopiero zmiana szamponu na całkowicie naturalny pomogła. Podobnie było z włosami mojej córki, które są długie i ciężkie – o dziwo dopiero szampon w kostce sprawił, że zaczęły być miękkie i mniej splątane. Chętnie przetestuję naturalny szampon regenerujący od Weledy. Na co dzień pracuję rękoma, rzadko używam rękawiczek, bo lubię bezpośredni kontakt z roślinami. Najczęściej zbieram pomidory koktajlówki, pielę ręcznie. Oznacza to oczywiście, że zawsze skóra dłoni jest podrażniona, więc w mojej kosmetyczce bezwzględnym must have są kremy do rąk. Z Weledy używałam też pasty do zębów z solą morską.



Wracając do tego, co powiedziałaś wcześniej – obserwuję cię od pewnego czasu na Instagramie i widzę, jak pięknie dzieci towarzyszą wam w pracy.
Idea naszego profilu na Instagramie wzięła się stąd, że od zawsze lubiłam robić zdjęcia. Mam ich od groma i postanowiłam zrobić z nich użytek. To nie tak, że coś ustawiam czy aranżuję sytuacje do zdjęć. To, co pokazuję, to ujęcia niemal reportażowe, uchwycone chwile z dziećmi w naszym gospodarstwie. Łapię te kadry przy okazji. Dziewczynki nie zawsze mają ochotę zrywać z nami owoce i pomidory, wtedy zabierają pod tunel swoje zabawki. Teraz, gdy są starsze, mogą też chwilę pobawić się w domu, wiedząc, że jesteśmy tuż obok. Staram się też nie odganiać ich, jeśli same się zainteresują jakąś bardziej skomplikowaną pracą. Ostatnio pomagały nam szczepić pomidory. Oczywiście jest za wcześnie, by umiały robić to we właściwy sposób, kilka krzaczków zostało połamanych, ale pierwsze próby mają zaliczone na zasadzie zabawy. Powinnam chyba wspomnieć, że prowadzę edukację domową, a na takim towarzyszeniu nam też polega nauka.
Co jest dla ciebie największą wartością w życiu, jakie sobie stworzyliście w Manufakturze Pomidorów?
Myślę, że poza satysfakcją, która wynika z tworzenia zdrowych naturalnych produktów, jest to, że nasze życie tu jest proste i że jesteśmy w zasadzie samowystarczalni – nie potrzeba nam wiele. Mamy ciszę, spokój, dzieci mają swobodę. Żyjemy w niedużej skali, mamy własne jedzenie. Cieszę się, że z nikim się nie ścigamy, nie mamy presji na rozwój – to daje mocne poczucie osadzenia: pracujesz po to, by siebie karmić. Wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach mamy kult zachłanności. Jeżeli nie chcesz sięgać po więcej, to często może się wydawać, że jesteś dziwny… bo przecież świat jest na wyciągnięcie ręki! Nam do szczęścia wystarcza tak naprawdę bycie tu i teraz i korzystanie z tego, co mamy dostępne. Nie potrzeba nam dalekich podróży czy nowych inwestycji. Nasze uprawy w pełni pokrywają zapotrzebowanie okolicznych mieszkańców, wielokrotnie rozliczamy się z ludźmi na zasadzie barteru – na przykład mam teraz całą piwnicę dżemów, które zrobiłam z owoców pozyskanych na zasadzie wymiany za pomidory.
Dziękuję za rozmowę i mam nadzieję – do zobaczenia kiedyś na waszej plantacji!
Kasia Stadejek – poziomki z własnego ogródka
Nie trzeba być doświadczoną ogrodniczką, by rozumieć związek między procesem uprawy roślin, które trafiają na nasz talerz i do kosmetyków, a ich jakością i wpływem na nasze zdrowie. Kasia Stadejek – mama dwulatka, dziennikarka (znana także z łamów Ładne Bebe), wielbicielka dobrej kuchni i instagramowa foodie, od niedawna odkrywa zalety posiadania własnych upraw ziołowych na 500 metrach kwadratowych działki w Warszawie. Mieści się tam całkiem sporo: chatka poprzedniego właściciela, jego warsztat, trochę zagonów z porzeczkami, drzewka owocowe, trawa…


Kupiliście działkę po starszym Panu. Od razu zaczęły się wielkie prace remontowe i rearanżacja ogródka?
Z różnych względów, przede wszystkim ergonomicznych i praktycznych, postanowiliśmy raczej oswajać to, co zastaliśmy niż burzyć, wycinać i sadzić swoje od nowa. Bardzo liczę, że nasz domek, który w żartach nazywamy „Frankensteinem”, bo jest obity blachą oraz składa się z kilku chaotycznie dostawianych przybudówek – w końcu zarośnie jakimś pnączem (śmiech). W tej chwili powoli dostosowujemy to miejsce do swoich potrzeb, ale prawdę mówiąc, wybieraliśmy działkę tak, by dało się uniknąć radykalnych akcji rewitalizowania i ingerencji w zastaną przyrodę. Nie chcieliśmy tujek i perfekcyjnej trawy, zależało nam bardziej na klimacie „jak u dziadka”.
Czy to ty wybrałaś działkę, czy działka „wybrała” ciebie?
Prawdę mówiąc, gdy zostaliśmy właścicielami działki, nie za bardzo wiedziałam nawet, jak się sadzi rośliny czy sieje kwiaty. Nie miałam pojęcia! Pytałam męża, czy mam wykopać dołek, czy dosypać nowej ziemi pod kwiatki… Od początku było jasne, że to będzie działka rekreacyjna – nie do jakiejś wielkiej pasji ogrodniczej. Ale zawsze ciągnęło mnie w jakimś sensie do natury, lubiłam otaczać się tym, co naturalne, lubiłam bliskość przyrody.
Wiadomo – na działce jest ona bardziej uporządkowana, ale jednak jest to miejsce, gdzie mieszkaniec miasta może otoczyć się w całości zielenią i zrelaksować. W naszej działce od razu spodobało mi się, że ma dużo owocowych drzew, krzaczki porzeczek, winogrona, poziomki. A ja lubię uczyć się nowych rzeczy i wierzę, że z czasem rozwinę swoją ogrodniczą wiedzę.
Czego nauczyła cię do tej pory twoja działka?
Zrozumiałam jaka to ciężka praca wyhodować swoje pożywienie, i ogólnie uprawiać rośliny. Widzę, ile trzeba rzeczy przemyśleć, ile się dookoła upraw nachodzić. Zrozumiałam, że to nie działa tak prosto: masz roślinę i otrzymujesz z niej plon. Najpierw trzeba wykonać szereg zabiegów, które ci ten plon zagwarantują. Gdy nie masz swojego ogródka, nie myślisz o tym, że każde warzywo, każde zioło, każdy owoc i nawet roślinny składnik kosmetyku, musiał zostać wyhodowany z dużą dbałością i zaangażowaniem.




Uprawiasz w swoim ogródku zioła?
Tak, mam zioła i są teoretycznie łatwe w uprawie, ale jednak trzeba o nie dbać. Te kupowane w sklepie w ogóle się nie umywają – po pierwsze są drogie, po drugie ich jakość jest fatalna, padają po tygodniu, poza tym połowy nawet nie zużywasz… Da mnie fakt, że mam swoje składniki do sałatek czy herbaty jest niezwykle cenny – wiem, co wyhodowałam, wiem, że są to zioła niepryskane. No i mogę też mieć gatunki czy odmiany, które trudno ot tak dostać w markecie czy byle warzywniaku. Doceniłam, że zioła mają jadalne kwiaty, które też mają smak. Kwiaty kopru czy bazylii są pyszne!
Czy zauważyłaś, że gleba, w której uprawiasz swoje rośliny ma wpływ na ich jakość?
Wiem, do czego zmierzasz (śmiech), chcesz zapytać mnie o kampanię Save Earth’s Skin Weledy. Tak, wiem, że jakość gleby ma ogromne znaczenie dla roślin, a składniki z gleby trafiają potem do ich struktury. Jeśli je potem zjadamy czy wklepujemy w twarz w kosmetyku z ich dodatkiem – wiadomo, że gleba musi być zdrowa. Kupując działkę, nie miałam pojęcia, jaki będzie na niej rodzaj gleby, ale gdy zaczęliśmy sadzić rośliny, szybko odkryliśmy, że jest niezwykle żyzna i bogata w substancje odżywcze. To tłusty ciemny mad wiślany, idealny pod warzywa. Duży plus, gdy chcesz uprawiać rośliny na pożywienie dla siebie, dziecka, rodziny i nie musisz jej w żaden sztuczny sposób wspomagać. Choć oczywiście nie ma warzyw bez podlewania.
Powiem ci, że jeśli chodzi o glebę, to ja kocham mieć z nią bezpośredni kontakt: dotykać jej, czuć ją pod rękoma. Nawet polubiłam natrafiać na dżdżownice, teraz nie mam problemu, by pokazać je mojemu dziecku. Grzebanie w glebie to dla mnie dość niesamowite uczucie, trochę takiej „łączności z kosmosem”. To zrozumie tylko ktoś, kto ma własny kawałek ziemi i próbował coś uprawiać.
Dużo powiedziałyśmy o glebie, ale chciałabym też dowiedzieć się, jak bycie miejską ogrodniczą łączy się z miłością do natury u ciebie?
Ogrodnictwo stało się teraz modne, tak samo jak posiadanie działki. Nasi sąsiedzi to bardzo często młode osoby, rodzice dwulatków: matki sadzą kwiatki, ojcowie skręcają dzieciom huśtawki. Bycie ogrodnikiem to teraz popularne zajęcie, myślę, że stało się tak od czasu pandemii. Ludzie wrócili do prostoty, bliskości natury, wykonywania rzeczy rękami – pieczenia chleba czy właśnie uprawiania ogrodu. Dla mnie jako właścicielki psa i matki dwulatka to jest skarb nie z tej ziemi – że mam swój kawałek poletka, na który mogę dziecko wypuścić, a ono może być bezpieczne blisko natury. Po weekendzie w domku na działce czuję się zrelaksowana, jakbym przebywała gdzieś za miastem. Dawniej kontakt z naturą był dla mnie bierny – był to spacer przez las, podziwianie łąki. Teraz doświadczam tego bardziej namacalnie, idę na działkę po dniu przed komputerem i czuję, jak odpoczywa mi głowa.
Co oprócz ogrodnictwa robisz na swojej działce?
Odpoczywam, patrzę na zieleń. Mam w planach zaadaptowanie kącika w domku na miejsce do rozstawienia sztalugi, bo lubię malować. Zbiliśmy z mężem ze starej ramy okiennej wielkie krosno i próbuję też sił jako tkaczka. Mam nadzieję, że uda mi się utkać jakiś kilim, jestem w trakcie eksperymentów. Działka staje się nie tylko miejscem uprawiania roślin, ale po prostu przestrzenią, w której dzieją się rzeczy, których nie zrobisz w mieszkaniu w bloku.
Na koniec zapytam: czy myślisz, że działkowcy rozumieją swoją społeczną odpowiedzialność? Weleda stara się podkreślać znaczenie rolnictwa biodynamicznego i rolę gleby w ekosystemie.
Myślę, że niestety żyję w bańce, w której mała część osób przejmuje się kwestiami takimi jak ekologia, potrzeba zachowania bioróżnorodności w ogrodach czy korzystanie z upraw pochodzących ze zdrowej gleby. Chciałabym móc powiedzieć, że inni działkowcy są na to wyczuleni, że nie sadzą tui, akceptują dzikość i nie próbują stworzyć idealnego trawnika. Niestety, chyba jeszcze długa droga przed nami do uświadamiania, czym jest natura w życiu człowieka.
Zdradź mi jeszcze proszę – których kosmetyków Weleda używasz?
Lubię Weledę za to, że wykorzystuje do produkcji kosmetyków naturalne składniki, co przekłada się na piękne zapachy. Ich kremy pachną dla mnie jak łąka, jak ogród. Moje dziecko cały czas chodzi boso po działce, dlatego do szorowania czarnych dziecięcych stópek używam kremu do kąpieli z nagietkiem lekarskim. Na działce wszystko kompostujemy, minimalizujemy ilość śmieci, wykorzystując różne produkty wiele razy. Ten nastrój udziela się mi także w domu, więc chwalę sobie lawendową kostkę do mycia, która jest właśnie produktem w duchu less waste. Na start dnia wypełnionego ciężką pracą przy grządkach przydaje mi się cytrusowy dezodorant, a przed snem – cudowny wyciszający olejek lawendowy.
Dziękuję za rozmowę!
Mój ogród jako podmiot
Na koniec dwóch ogrodniczych rozmów dodam coś od siebie – jako niegdyś zaangażowana w promocję pięknego krajobrazu ogrodnicza blogerka. Byłam nią i do dziś zdarza się, że znajomi pytają czy jeszcze doradzam w urządzaniu zieleni przydomowej. Nigdy tego nie robiłam, ale lubiłam chwalić się online swoimi kolorowymi klombami. Traktowałam ogródki jak „pokoje do urządzenia”, a rośliny jak meble i dodatki do przestawiania. Choć uważałam się za ogrodniczkę ekologiczną, zdarzało mi się zakładać nowe rabatki, przenosić je, przekopując stale glebę, rearanżować i zmieniać pomysły na układ roślin na działce według kaprysu. Niezbyt zrównoważone było to działanie. Do czasu.



Wraz z przyjściem pandemii oraz transformacją z bezdzietnej blogerki w mamę trójki dzieci mieszkającą tymczasowo na wsi, zrozumiałam, że najpiękniejszym, co może dać mnie i mojej rodzinie ogród są naturalne uprawy. Nie tylko pozbawione chemii, ale tworzone na zasadzie współpracy z przyrodą. Zakończyłam erę trawnika i stale udoskonalanych rabat bez chwastów. Poznałam ideę permakultury, która polega na powstrzymaniu się od przekopywania gleby i podążaniu za rytmem natury. Spokój ducha uprawianie działki dawało mi już wcześniej, ale dopiero założenie permakulturowego warzywnika, który nie wymaga podlewania i pielenia, dodanie kolejnego kompostownika, pozostawienie niektórych kątów ogrodu „dla innych jego mieszkańców” pozwoliło mi docenić, czym jest prawdziwe naturalne ogrodnictwo.
Zrozumiałam, jak wiele wysiłku wymaga uprawa ekologiczna (bez oprysków chemicznych, owadobójczych i grzybobójczych) i zaczęłam inaczej patrzeć na żywność i kosmetyki „eko” w sklepach. Wiele razy na drodze do moich własnych ekoplonów stawały mi choroby roślin, żarłoczne gąsienice, a nawet dzikie pszczoły, które założyły sobie gniazdo w moim kąciku ziołowym. Te doświadczenia stały się dla mnie dowodem na to, że nie ma ekologii bez nakładów: czasu, zasobów, finansów, pracy.










Epilog + konkurs Weledy
Gdy po rozmowach z Kasią i Agnieszką myślę o ogrodnictwie, wierzę, że to dziedzina, która ma szansę zmienić świat. To coś, co można praktykować w miastach – na nieużytkach, działkach, dachach, balkonach. I na wsi, gdzie rolnictwo przemysłowe może działać w mniejszej skali i z poszanowaniem ekologii.
Tradycyjnie wraz z marką Weleda przygotowałyśmy dla was konkurs. Tym razem do wygrania są trzy świetne produkty: kultowy krem do pielęgnacji wyjątkowo suchej skóry Skin Food, olejek przeciw cellulitowi z brzozą oraz krem do twarzy z nagietkiem dla niemowląt.

Pytanie konkursowe brzmi: dlaczego naturalne produkty do pielęgnacji są dla was ważne? Odpowiedź musi zmieścić się w dwóch zdaniach w komentarzu pod artykułem. Zbieramy je do 9 sierpnia. Redakcja wybierze najciekawszą odpowiedź i ogłosi wynik konkursu 10 sierpnia w tym miejscu.
WYNIKI KONKURSU
Dziękujemy wam za udział w konkursie. Wygrywa Ola za komentarz, w którym tak tłumaczy czemu naturalne produkty do pielęgnacji są dla niej ważna: „Są wyrazem naszej konsumenckiej wrażliwości i wolności wyboru. Praktyczną troską o naturę, najbliższych i samych siebie w codzienności.” Gratulujemy, redakcja skontaktuje się ze zwyciężczynią e-mailowo.
Link do naszego regulaminu konkursowego znajdziecie tu
*
Materiał powstał we współpracy z marką Weleda.
Ilość komentarzy: 5!
Bo naturalne to lepsze, bliższe, prawdziwsze, czyste, lekkie, zdrowe, wartościowe, proste i wystarczające.
Są wyrazem naszej konsumenckiej wrażliwości i wolności wyboru. Praktyczną troską o naturę, najbliższych i samych siebie w codzienności.
Bo Matka Natura wie, co dla nas dobre. Ja Jej ufam.
Naturalne kosmetyki to mniejsze ryzyko alergii dla mnie i mniejszy wpływ na środowisko!
Bo innej drogi już nie ma – to z natury wyszliśmy, po nią sięgamy z nią o swoje ciała i samopoczucie dbamy. Oddaje nam swoje dobro i siłę, uwodzi konsystencja i zapachem.