W rodzicielstwie słowo kluczowe to „wsparcie”, choćby werbalne – każda mama i tata potrzebują go od bliskich osób i od społeczeństwa, w którym żyją. Ale czasem te dobre rady przybierają postać postrachu dla uszu. Oto jego przykłady.
„Powinnaś_powinieneś”, „musisz”, „ja na twoim miejscu…” – oto jak zaczynają się sentencje, których rodzice na pewno nie chcą słyszeć, choćby czaiły się w nich dobre zamiary nadawcy. Zapytałyśmy znajomych rodziców o zdania-koszmarki, które kiedyś usłyszeli odnośnie swojego rodzicielstwa, a które bynajmniej nie były dla nich wspierające. Może poniższe frazy coś wam przypomną ze swojego doświadczenia i wywołają uśmiech, a może będą małą przestrogą, gdybyście planowali coś „doradzić” innym rodzicom. Posłuchajcie tego, czego mama i tata słuchać nie chcą.
PS Żebyście jednak nie zostali zupełnie bez wsparcia, zachęcamy, aby zajrzeć do listy 5 zdań, które chce usłyszeć każda mama. Ojcowie – wam te pozornie proste zdania też posłużą!
*
Ewa Kaleta, mama Balbiny, reporterka i autorka bloga na Ładne Bebe
„Idź z tym do fizjoterapeuty, a z tym idź do lekarza – zamiast pytać koleżanek”
Gdybym z każdą moją rodzicielską wątpliwością chodziła do lekarza, musiałabym chodzić do niego co tydzień. Zamiast tego, uczę się mojego dziecka i wiem, że np. kiedy Balbina ząbkuje, to trze oczy i zaciska powieki, a zaczerwienienie na ramieniu zeszło jej po wymianie płynu do prania. Wysyłanie matek do lekarzy z każdą pierdołą, zamiast oferowanie im wsparcia w oswajaniu lęków napędza poczucie niekompetencji.

PRZEMEK CHUDKIEWICZ, FOTOGRAF, TATA CZWÓRKI
„No, po kimś to przecież mają”
Kiedy opowiadam o rzeczach, jakie dzieją się aktualnie u najstarszych dzieci (Blanka, 14 lat i Gustaw, 12 lat), nieustannie słyszę: „no, po kimś to przecież mają”. A ja po prostu pozwalam doświadczać moim dzieciom, budować ich własny plecak doświadczeń zgodnie z teorią: Co usłyszy – zapomni, co zobaczy – zapamięta, a co zrobi – zrozumie.


„Widziałeś to – co za matka, męczy to dziecko, że w kozakach w taki upał każe chodzić!”
Idziemy w połowie czerwca 2020 r. na Burakowską na jakąś kolację w związku z 15. rocznicą ślubu. Idę sam na końcu familypeletonu, dzięki czemu nie wyglądam, jakbyśmy szli razem (z moją rodziną). Mijam jakąś parę i słyszę komentarz: „Widziałeś to – co za matka, męczy to dziecko, że w kozakach w taki upał każe chodzić!”. Cały szkopuł w tym, że Rozalia (6 lat) sama decyduje, w co jest ubrana, a że akurat na fali były srebrne kozaczki, to chodziła w nich wszędzie. Niemalże spała.

To pytanie na widok Wierki bosej wiosną czy bez czapki/kurtki/sweterka w momentach, kiedy inni są zakutani w trzy warstwy. Co mnie irytuje w tym pytaniu? Brak zaufania do dziecka, czyli wszystkie stare baby dookoła wiedzą lepiej, jak jej ciało odczuwa temperaturę i jaką temperaturę lubi. Oraz brak zaufania do mnie jako do matki. Co robi to pytanie? Sugeruje, że brak mi wyobraźni i może nie zdaję sobie sprawy, że wszystkim wkoło jest umiarkowanie ciepło, a moje dziecko lata w samej koszulce, że nie widzę, że ziemia jest wilgotna i chłodna, a córka znowu nie ma butów. Doszło do tego, że Wierka w sytuacji, gdy leciwa pani zatrzymuje się na jej widok, odwraca się i krzyczy „jestem morsem!”. A mi kiedyś też się przelało i na pytanie, dlaczego córeczka jest taka rozgogolona odpowiedziałam, że mam nadzieję, że się rozchoruje i umrze.

Najkrótsze zdanie świata, które na mojej matczynej czarnej liście jest absolutnym numerem jeden. Nie, głodzę! Jak na wyrodną matkę przystało. A tak poważnie: czy naprawdę nie ma mniej intymnych, a zarazem bardziej wspierających pytań?

Maciej Białobrzeski, reżyser i operator, tata trójki
„Tato, przestraszyłem się ciebie…”
Na co dzień rzadko używam, nazwijmy to, atakującego tonu głosu. Czasem jednak zdarza mi się w stresie i złości powiedzieć coś ostrzej. Wtedy takie zdanie to przykre, ale potrzebne otrzeźwienie, że trzeba pracować nad sobą i nad relacją z dziećmi całe życie, aby takich sytuacji było jak najmniej. No i oczywiście nigdy nie zostawiać takiego zdania bez czułej i troskliwej odpowiedzi.

Maja Marciniak, współwłaścicielka Ładne Bebe, fotografka, mama dwójki
„Dlaczego nie nosisz nosidła tak, by dziecko mogło poznawać świat?”
Kilka razy, gdy Mika była mała – prawie 12 lat temu – wychodząc z nią w chuście słyszałam, że zduszę dziecko, że jak to dziecko oddycha i dlaczego nie noszę nosidła tak, by córka mogła poznawać świat. Bo ta głowa biedna się kręci na prawo i lewo, a jedyne, co widzi dziecko na wprost, to moja twarz. Ale czasy co nie? Miałam na to zawsze jedną odpowiedź: „Ja jestem rodzicem, to moje dziecko, ja decyduję”. Taką odpowiedź słyszała też teściowa i moja mama.


Ludmiła Szpila-Szemraj, autorka bloga Enjoy your home, mama dwójki
„Powinnaś”
„Powinnaś ją ubrać”, „powinnaś rozebrać”, „powinnaś ją trzymać”, „nie powinnaś jej na to pozwalać”, „powinnaś to zbadać”, „powinnaś ją dokarmiać”, „powinnaś mniej pracować”, „powinnaś sobie odpuścić!”. A może to wy powinniście zaufać matce, że wie, co jest dobre dla niej i dla jej dziecka, przestać podcinać jej skrzydła i wpędzać ją w wieczne wyrzuty sumienia przy każdej błahej sytuacji. Powinniście zapytać, jak się czuje mama, czego ONA potrzebuje, żeby zadbać o siebie, by czerpać radość z macierzyństwa.


PAULINA DERECKA, ILUSTRATORKA i GRAFICZKA, MAMA IGNACEGO
„Jakie te metody wychowawcze są teraz bezskuteczne. Na takie zachowanie to tylko pas”
Sytuacja nie dotyczyła mnie bezpośrednio, byłam bardziej obserwatorką, ale udzieliły mi się nerwy tej rodzinki. Kiedyś na spacerze w parku byliśmy świadkami scenki, która każdemu z rodziców się mogła przytrafić. Dwoje rodziców szło z dziećmi, z czego jedno, na oko 2-letnie wpadło w histerię. Oczywiście przechodząca obok starsza pani nie omieszkała skomentować, jakie to teraz metody wychowawcze są bezskuteczne i powinno się je rozwiązać pasem. Po prostu ręce opadają w takiej sytuacji… Przecież to dziecko mogło być zmęczone. Najlepiej dolać oliwy do ognia i tak już wkurzonym rodzicom!


NOEMI PAWLAK, AUTORKA BLOGA MATKAPREZESA.PL, MAMA DWÓCH CHŁOPCÓW
„Ile ma miesięcy? A dlaczego jest taki mały?”
Jako mama dwójki wcześniaków, zwłaszcza z pierwszym synem słyszałam to pytanie miliony razy. Jedni dawali sobie spokój, kiedy mówiłam, że jest wcześniakiem, inni potrafili nawet powiedzieć, że współczują mi takiego dziecka, no bo z tych wcześniaków to nigdy nie wiadomo co wyrośnie… Mój starszy syn miał zaledwie 68 cm, mając 13 miesięcy, czyli tyle, ile przeciętne 4-6 miesięczne dziecko. Dla mnie jako matki, która w tym swoim macierzyństwie przeszła zbyt wiele, każde takie pytanie powodowało frustrację, bo czułam się tak, jakbyśmy byli okazami w zoo. Wiele z tych osób nigdy nie spotkało na swojej drodze dziecka, które ważyło mnie niż 1500 gramów. Notabene – syn ma prawie 12 lat i jest chyba najwyższy w klasie…


Rodzice, a co mało pokrzepiającego wy usłyszeliście od innych dorosłych albo od swojego dziecka?
Zdjęcie na otwarcie materiału jest autorstwa Przemka Chudkiewicza
Ilość komentarzy: 7!
„Współczuje Pani” i „ musi być Pani bardzo ciężko” słyszane milion razy głównie od starszych kobiet na widok czwórki moich zdrowych dzieci. O dziwo od mężczyzn często słyszę ze podziwiają i szanują ze daje radę ( cokolwiek to znaczy)
– Powinnaś ją dokarmiać,
– Nadal tak mało je?
– Nie noś, bo przyzwyczaisz,
– Rok i jeszcze nie chodzi? A moja to już zaczęła jak miała 9 m-cy,
– Dziecko musi mieć swoje łóżeczko,
– Ma zimne rączki,
– Ale jak tak na boso?
– Jaka ona drobniutka i malutka,
– Jeszcze karmisz?
„Jesteś niekonsekwentna, rozpuściłaś dzieci, pozwalasz im na wszystko” – usłyszane od teściowej która odwiedza nas 2 razy w roku na 2 dni. Choć nie ma pojęcia co dzieje się u nas w domu to diagnozę ma już postawioną. Zwykle dzieci są przy niej grzeczne, dopiero jak teściowa zostaje z nimi sama na 2h to okazuje się że są rozpuszczone. Musi sobie jakoś usprawiedliwić to że ich nie ogarnia, a najłatwiej zrzucić winę na synową.
1. Czy karmisz piersią?
2. Dziecko ma gołe nóżki, za zimno na to jest ( nie miało. Bylo na rękach i odkryly się łydki,)
Tak, „nie noś bo przyzwyczaisz” to można rzec klasyk gatunku, do tego jeszcze „dziecko powinno to albo tamto”…
Dla mnie jeszcze zaskoczeniem było kiedy teściowa mi, na chyba drugiej wizycie u wnuka, zakomunikowała że dziecko ma płaska głowę za uchem, więc powinnam go kłaść częściej na drugim boku… nie doczekałam się, że dziecko ładne, fajne, nic podobnego…
Na szczęście jest blog manafizjiterapeuta bo musiałam męża przekonywać, że teściowa nie zawsze ma rację.
Współczuję Wam dziewczyny powyżej. Ludzie nie zastanawiają się, czy to co mówią, znaczy tylko tyle, ile kilka słów, czy dużo więcej. Pewnie rzadko celem ich wypowiedzi jest zranienie rodziców, ale wychodzi jak wychodzi.
A z moich najgorszych doswiadczen: od lekarza neonatologa w szpitalu po porodzie usłyszałam, że mały ma żółtaczkę, bo go źle karmiłam. To był mój pierwszy syn. I moje pierwsze karmienie. Mały jadł całkiem ładnie, o co lekarz…nie zapytał. Nabawiłam się głębokiego babybluesa.
Że kiedy nie jesteśmy z mężem jednomyślni i dyskutujemy przy dzieciach to jest niepedagogiczne. Że kiedy dwoje dzieci płacze jednocześnie, a ja prawie razem z nimi i nie wiem, które pierwsze ukoić, że to nieetyczne z mojej strony. Że moje dzieci są niewychowane i ja sama też, bo pozwalam im się kłócić. Do tego oczywiście, gdzie jest czapeczka, a także co za głupiec wymyślił rower bez pedałów.