Nie mogę znieść, kiedy moje dziecko płacze i krzyczy. To mnie rozstraja, tracę cierpliwość, chcę uciekać. Odczuwam też panikę, kiedy moje dzieci się kłócą między sobą. Zaczynam wtedy na nie krzyczeć.
I czuję wtedy, że zawodzę, bo moje reakcje są irracjonalne, bo nie obejmuję ich swoją dojrzałą świadomością. Chyba każda z nas ma taki swój obszar w byciu z dziećmi, który ją odpala, uruchamia bezradność wobec doświadczanych emocji.
Spójrz na poniższą listę, coś brzmi ci znajomo? Zapytałam znajome mamy, co w nich wyzwala to uczucie gniewu podszytego niezgodą, czasem strachem:
- kiedy dziecko agresywnie zaczepia inne albo samo jest zaczepiane;
- kiedy ktoś mu wyrywa łopatkę na placu zabaw i moje dziecko jest ofiarą;
- kiedy jest odrzucane przez innych;
- kiedy jest całe ubrudzone błotem lub jedzeniem;
- kiedy zabałaganiło pokój;
- kiedy mówi, że jestem głupia i żebym sobie poszła;
- kiedy w płaczu mówi, że się zaraz zabije i wtedy zobaczę;
- kiedy na ulicy lub w tłumie rzuca się biegiem przed siebie i nie zważa na moje krzyki.
Diagnoza (zazwyczaj) nie taka trudna
Te trudne momenty uruchamiają nasz horkruks, miejsce, w którym mieszka nasze wewnętrzne dziecko. I ono właśnie przejmuje wtedy stery. Mnie ostatnio najbardziej odpalają kłótnie między synem i córką. Moja przykładowa porażka? Zatrzymałam się na poboczu na autostradzie i powiedziałam, że mają być wreszcie cicho albo mogą wysiadać.
Wszystkie rodzeństwa biją się i kłócą. Ale moich przyjaciół, rodziców dwójki dzieci w tym samym wieku co moje, to w ogóle nie rusza, a ich dzieci żyją zgodniej niż moje. Ci moi przyjaciele są jedynakami. Ja natomiast mam młodszego brata, a moi rodzice stosowali model wychowania, który wspierał rywalizację między dziećmi o uwagę dorosłego.
Bywa tak, że odczuwasz panikę przy kłócących się osobach, bo bałaś się swoich własnych kłócących się rodziców. Może denerwuje cię płacz dziecka, bo ciebie nikt nie utulał w twoim płaczu. Może brud, błoto, bałagan były w twoim rodzinnym domu trudnym tematem, który pociągał za sobą ocenianie. Może sugerowano ci, że jesteś głupia i musiałaś udowadniać, że nie jesteś. To są nasze najintymniejsze, delikatne miejsca, miejsca, w których jesteśmy bezbronne. Za naszymi rodzicielskimi porażkami często stoją strach, samotność, poczucie bycia niewystarczająco kochaną niesione z czasów dzieciństwa.
(I dlatego do ilustracji artykułu wybrałam kadry z disneyowskiego filmu „Moje magiczne Encanto”, który jest barwnym obrazem o dziedziczonej traumie i mierzeniu się z nią – ku pokrzepieniu!).
Stawić czoła sytuacji
Kłótnie rodzeństwa to złożony problem, podobnie jak inne opisane wcześniej zachowania dzieci. To, czy odbierasz je jako trudne, zależy od twojej osobistej historii, od tego, co niesiesz jako doświadczenie z dzieciństwa. Są uniwersalne sposoby poradzenia sobie z tym, co nas rozkłada na kawałki przy byciu z dziećmi.
Może to być zadbanie o czas jeden na jeden z dzieckiem, czyli o sławne 5 do 30 minut dziennie na zasadach dziecka, kiedy podążamy za nim, nie oceniamy, nie korygujemy. To się sprawdza zawsze jako sposób na bliskość i jako metoda terapeutyczno-komunikacyjna. U mnie sprawiła, że dzieci rzadziej się kłócą w sposób, który tak naprawdę ma na celu przyciągnąć moją uwagę i zaangażowanie. Czyli: mniej głośnych konfliktów o drobnostki. Więcej bliskości i porozumienia to mniej płaczu, mniej histerii, mniej rzucania jedzeniem itp.
Horkruksa i sytuację można rozbroić śmiechem. Działa na obie strony: na dziecko i na mnie. Zanim narośnie we mnie złość, mogę sobie zażartować w ciepły, rozbrajający sposób. Był taki mem, w którym mama rozdzielała dzieciom płatki kukurydziane po jednym do miseczki, bo każde myślało, że to drugie dostanie więcej. To dobry kierunek. Można się śmiać z samej siebie, udawać niezdarę. Nigdy natomiast nie wyśmiewajmy uczuć dziecka. Dlatego nie rzucamy żartów, kiedy dziecko płacze.
Moc rozbrajania sytuacji może mieć szczere nazwanie swojego stanu. Jest mi przykro, czuję się bezradna, bo nie wiem, jak ci pomóc… Jest jednak cieniuteńka granica między nazywaniem emocji a obciążaniem dziecka naszym stanem, przerzucaniem na niego odpowiedzialności za to, co czujemy. Przy trudnym zachowaniu dziecka zaopiekujmy się właśnie nim, a zaopiekowanie się sobą odłóżmy na spokojniejszy moment.
Jednak najlepszym, trwałym sposobem na zaopiekowanie się tym, co nas odpala, jest rozmowa z inną, mądrą dorosłą osobą. To może być oczywiście psychoterapia. Ale może nim być także wspierające spotkaniem z kimś, kto cię umie słuchać, kto przyjmie twoją opowieść i nie oceni. Na takie posłuchanie umawiam się z inną mamą lub z przyjaciółką. Od razu zapowiadam: potrzebuję wysłuchania, bo mam w sobie pewien ciężar. Wypowiedzenie tego, że płacz i krzyk moich dzieci powodują, że mam ochotę uciekać i jednocześnie jestem jak sparaliżowana, pozwoliło mi nie tylko przywołać zatarte, niemiłe wspomnienie z dzieciństwa, nazwać mój ból, ale także lepiej, świadomiej reagować, kiedy moje dzieci znowu wchodzą w głośny konflikt.
Bolesne sfery w rodzicielstwie
Rodzicielstwo porusza w nas takie bolesne sfery, które nie miały okazji uruchomić się wcześniej. Nie można się na to przygotować z wyprzedzeniem. Dopiero jako mama lub tata jesteśmy w trudnych sytuacjach przerzucani w przeszłość, w czas, kiedy sami byliśmy dziećmi w podobnym wieku co nasze. Większość rodziców, z którymi rozmawiam, ma podobne doświadczenia – rodząc się do roli matki lub ojca, zaczynamy dotykać także tego, co zostało w nas uśpione od czasów własnego dzieciństwa.
Możemy teraz z tego czerpać. Dobre doświadczenia z dzieciństwa stanowią nasz oczywisty zasób. Te trudne też mogą nim być, jeśli gotowi jesteśmy je sobie przypomnieć i przyjrzeć się im. Opieranie się temu bolesnemu procesowi powoduje straty i reakcje takie jak moja, kiedy zatrzymuję się na autostradzie. Moja przeszłość skleja się wtedy z teraźniejszością moich dzieci i nie pozwala mi zachować się z poziomu osoby dorosłej. Zamiast dojrzałej mnie reaguje wtedy mała, przestraszona dziewczynka. Na poboczu autostrady, w samochodzie siedziało więc troje pozbawionych poczucia bezpieczeństwa dzieci: moich dwoje i ja.
Opowiedzenie komuś o sytuacji, w której ponieśliśmy rodzicielską porażkę i próba zlokalizowania jej przyczyny w sferze własnych doświadczeń z przeszłości pozwala odetchnąć, nabrać perspektywy i nowej lekkości. Przynosi olbrzymią ulgę i jest uwalniające. Z tego narzędzia standardowo korzystają pedagodzy i rodzicielskie grupy wsparcia.
Są też takie traumy, których nie uniesiemy sami i nie wystarczy nam grupa wsparcia znajomych rodziców ani uważne słuchanie przyjaciółki. Ich przepracowanie wymaga fachowej pomocy psychoterapeuty. Wiele kobiet decyduje się na nią właśnie w początkach swojego macierzyństwa i zawsze warto dać sobie na to przyzwolenie.





