Zaufanie jest kluczem do udanej relacji z dzieckiem - Ładne Bebe

Zaufanie jest kluczem do udanej relacji z dzieckiem

Marieta Żukowska została mamą, gdy miała 30 lat. Narodziny córki Poli zbiegły się w czasie ze śmiercią jej taty. Nie dała sobie czasu na żałobę. Aż do teraz. Gdy w końcu skonfrontowała się z tłumionymi emocjami, poczuła ulgę. Dziś ma czterdzieści lat, jest po rozwodzie, a jej córka za chwilę z dziecka zmieni się w nastolatkę. Są sobie niezwykle bliskie, choć wiele je różni. Jaki jest sekret ich świetnej relacji? Przekonaj się.

Poznałam Marietę Żukowską wiele lat temu, na planie serialu, w którym grała. Przykuła moją uwagę spokojem, jaki z niej emanował. Wokół panował chaos, ale ona zdawała się go nie dostrzegać. Dopiero zaczynałam pracę w mediach, jednak zdążyłam się już przyzwyczaić do kaprysów gwiazd. Tymczasem Marieta okazała mi niespotykaną wręcz życzliwość. Każde nasze kolejne spotkanie potwierdzało, że jest przyjazną, otwartą i pozytywnie nastawioną do świata osobą. Dziś swoją dobrą energią dzieli się w podcaście „Równowaga”. Posłuchaj go, gdy czujesz, że rzeczywistość Cię przerasta. Bo Marieta ma sposoby na radzenie sobie z przeciwnościami losu. Ten doświadczył aktorkę kilkakrotnie – m.in. odbierając jej ukochanego ojca. Gdy umierał, rodziła dziecko. „Z jednej strony byłam córką, która właśnie traciła rodzica, a z drugiej – matką, muszącą zatroszczyć się o własne dziecko. Musiałam stać się ‘żołnierzem’, wyłączyć emocje” – wyznaje, gdy rozmawiamy przez telefon w piątkowy wieczór. Następnego dnia wyjeżdża do Włoch, na długo. To tam będzie świętować 10. urodziny córki. Miesiąc wcześniej sama obchodziła okrągły jubileusz – skończyła 40 lat. „Czterdziestka to tylko liczba, nic szczególnego – mówi. – Prawdziwy przełom w moim życiu dokonał się wtedy, kiedy urodziła się moja córka.” I właśnie o tym wyjątkowym momencie będzie nasza rozmowa.

Twoje wchodzenie w macierzyństwo nie było łatwe. Najpierw straciłaś babcię. Potem, gdy już byłaś w szpitalu, zachorował Twój tata. Odszedł wkrótce po narodzinach Twojej córki Poli. Jak dziś wspominasz tamten czas? 

Jako słodko-gorzki okres. Babcia zmarła, gdy byłam w szóstym miesiącu ciąży. To było bolesne doświadczenie, po którym szukałam ukojenia. Chciałam, by moja córka przyszła na świat w spokoju, czułości i miłości. Dlatego próbowałam wyciszyć emocje. W ostatnim trymestrze słuchałam dużo śpiewu delfinów. Włączałam sobie filmiki na Youtubie, jeden po drugim. Ten dźwięk działał na mnie kojąco. Byłam też otoczona bliskimi. Gdy już miałam rodzić, u taty się pogorszyło. Tak więc z jednej strony odczuwałam lęk o tatę, z którym byłam blisko związana. Z drugiej – radość i ekscytację w oczekiwaniu na córkę. Na szczęście trafiłam na cudowną położną, Kasię Kleczkowską, która opanowała ten mój emocjonalny rollercoaster i pięknie przeprowadziła mnie przez poród. Dzięki niej narodziny Poli były magicznym doświadczeniem. Naprawdę, nie sądziłam, że poród może być czymś tak wyjątkowym.

Pola miała ledwie trzy tygodnie, gdy Twój tata zmarł. 

I było to trochę nie do ogarnięcia. Z jednej strony byłam przecież córką, która właśnie straciła rodzica, a z drugiej – matką, muszącą zatroszczyć się o własne dziecko. Musiałam stać się trochę „żołnierzem”, wyłączyć emocje. Dziś myślę, że uruchomiłam w sobie coś w rodzaju programu ochronnego. To był instynkt samozachowawczy. Na pewno ukojeniem była dla mnie też opieka nad Polą. To, że los w tym samym czasie, gdy odebrał mi ojca, zesłał na świat córkę, było dla mnie wybawieniem. Nie ukrywam jednak, że nie dałam sobie czasu na żałobę. Za dużo było rzeczy bieżących, prozaicznych, takich, z jakimi boryka się każda świeżo upieczona mama. Oddałam wtedy Poli całą siebie, zatraciłam się w miłości do niej. A kurek z emocjami po śmierci taty zakręciłam.

Emocji nie da się jednak wyprzeć, dopadną nas prędzej czy później. Kiedy musiałaś się z nimi zmierzyć?

Dopiero w tym roku. Wczesną wiosną kręciłam film w Grecji. Moja bohaterka staje w nim twarzą w twarz z wypartą traumą. Grając tę rolę, zrozumiałam, że ja też wyparłam żałobę. Przeżyłam ją więc dopiero dziesięć lat po śmierci taty. Pamiętam, jak powtarzałam w wywiadach, że tamten okres, gdy rodziłam, a tata odchodził, był w pewnym sensie niesamowity. Bo jedno życie się ze mną żegnało, drugie się witało. Starałam się w ten sposób zaczarować rzeczywistość. Musiała upłynąć dekada, by to wszystko się ze mnie wylało, bym w końcu przeżyła tę żałobę. Bo emocje cały czas we mnie były i domagały się głosu. W tym roku w końcu je uwolniłam.

Rok 2022 jest dla Ciebie wyjątkowy także z innych powodów. Skończyłaś 40 lat, Twoja córka – 10. To ostatni moment, zanim z dziecka stanie się nastolatką, a Ty – mamą nastolatki. 

Czterdziestka nie ma dla mnie większego znaczenia. Życie po prostu toczy się dalej – bez rewolucji, bez objawień czy jakichś spektakularnych zmian. Prawdziwy przełom w moim życiu dokonał się wtedy, kiedy urodziła się Pola. Ten moment zmienił wszystko. To nie daty determinują nasze życie, tylko właśnie te najważniejsze chwile. Natomiast, jeśli chodzi o moją córkę, to ona rzeczywiście przechodzi przemianę. To fascynujące. To wciąż moja córka, ale też autonomiczny człowiek, indywidualność, osoba z własnymi zainteresowaniami, gustem, a nawet stylem. Obserwuję z zaciekawieniem, jak buduje swój wizerunek. Ja gustuję raczej w kobiecych, eleganckich ubraniach. Polka jest typem chłopczycy, zwiewne suknie to antypody jej osobowości (śmiech). Początkowo chciałam jej podpowiadać, co mogłaby włożyć. I tu pomogła mi Helena Englert. Grałam jej mamę i często rozmawiałyśmy sobie na planie. Helena powiedziała mi, żebym odpuściła Poli i pozwoliła jej wyrażać siebie po swojemu. Nawet jeśli czasem będzie to wymagało zaciśnięcia zębów (śmiech). Mówiła, że dla nastolatki to megaważne, by mogła się „wyindywidualizować”. W środku to wiedziałam, ale usłyszałam te słowa od dziewczyny, która właśnie przestała być nastolatką. Super to wtedy na mnie zadziałało, trafiło prosto w moje serce. Moja córka to typ buntowniczki, ma swoje zdanie, a przy tym jest niezwykle wrażliwa. Wiem, że taka osobowość szczególnie potrzebuje poczucia akceptacji i wolności. A zarazem, jak każde dziecko, potrzebuje obecności swojej mamy. W momencie, kiedy odpuściłam, Pola zaczęła pytać mnie o zdanie. Coraz wyraźniej widzę, że moja córka nie jest już małą dziewczynką, tylko młodym człowiekiem, który tworzy własną rzeczywistość. Pragnę, żeby podczas tej swojej indywidualnej wędrówki zawsze miała poczucie, że jestem obok i stoję tuż za nią.

Wspomniane „bycie obok” to z jednej strony akceptacja i zaufanie, ale też po prostu bycie z dzieckiem. Nie każda z nas ma ten komfort. Ty miałaś – przez kilka lat rezygnowałaś z większych propozycji zawodowych, by być z córką.

Rzeczywiście, przez półtora roku od narodzin Poli nie przyjęłam żadnej większej roli. Odrzucałam wiele, bo chciałam być z nią. Oczywiście, pojawiło się ryzyko, że już nie wrócę do zawodu. Ale wiedziałam, że bycie z córką w tym wyjątkowym okresie jest dla mnie najważniejsze. To nie było poświęcenie, to był mój świadomy wybór. Ale każda mama ma inaczej. I trzeba to uszanować. To, że ja postanowiłam być w tym początkowym czasie przy Poli, nie oznacza, że jest to jedyny właściwy wzór macierzyństwa. Niektóre kobiety potrzebują od razu wrócić do pracy, bo tylko wtedy będą szczęśliwe. Jestem przeciwniczką robienia czegokolwiek wbrew sobie. Dlatego każda matka powinna zadać sobie w duchu pytanie: co jest dla mnie najważniejsze? A potem pójść za tą decyzją. To, że zostaniesz z dzieckiem przez dwa lata w domu, ale będziesz sfrustrowana, na pewno nie wpłynie dobrze na waszą relację.

Jak po tym dłuższym urlopie macierzyńskim wyglądał Twój powrót do życia zawodowego?

Najpierw, po sześciu miesiącach, wróciłam do teatru. Polkę zabierałam ze sobą. Czułam, że mnie potrzebuje. Potem, wraz z upływem czasu, zaczęłam przyjmować różne role. Ale tak na maksa wróciłam do grania dopiero 4 lata temu, gdy moja córka skończyła 6 lat. Wcześniej to jej potrzeby były na pierwszym miejscu. Aktorstwo jest niezwykle wymagające i pracochłonne. Gdy przygotowujesz się do roli, musisz się temu poświęcić. Ja nie potrafiłam zabrać takiej ilości mojego czasu i uwagi córce. Dopóki nie stała się samodzielna, byłam cała dla niej. Zresztą nawet teraz, gdy wyjeżdżam na plan zdjęciowy na kilka dni, staram się później ten nasz wspólny czas nadrobić. Pola jest już do tego przyzwyczajona. Wie, że czasem, gdy wróci ze szkoły, mamy nie będzie w domu. Często przed wyjazdem zostawiam jej małe karteczki z jakimś czułym zdaniem. Kilka lat temu powiedziała mi  Mamo, nie pisz mi już tych liścików (śmiech).  A ostatnio natknęła się na pudło z tymi karteczkami, zbieranymi przez lata. Bardzo ją to wzruszyło, przyszła do mnie i się bardzo mocno przytuliła.

Zdradzisz, co pisałaś do Poli?

Że ją kocham, że jest dla mnie ważna, że życzę jej superdnia i że wkrótce się spotkamy..

Widzę, że macie bardzo czułą i bliską relację. Domyślam się, że gdy wybuchła wojna w Ukrainie, Pola pierwsze pytania skierowała właśnie do Ciebie. 

My zawsze rozmawiamy szczerze. Pola wie, że może się do mnie zwrócić ze wszystkim. Myślę jednak, że temat wojny jest dla niej na razie raczej odległy. Mimo wszystko wciąż jest dzieckiem. Oczywiście, uczę ją empatii, uwrażliwiam na otaczającą nas rzeczywistość. Nie zaprzątam jednak jej myśli kwestiami, które ją przerastają. Nie chcę też, by nasiąkała smutkiem – tego nie chcą też sami Ukraińcy. Mam wielu przyjaciół pochodzących z Ukrainy. Oni nie chcą naszych łez, litości i smutku. Pragną wsparcia, konkretnego działania, jedności. Mimo tych strasznych okoliczności pozostają pozytywni, pokazują wielki hart ducha. Może to ich mechanizm obronny, by przetrwać? Pamiętajmy jednak, że emocje, jakim się poddajemy, zostają z nami. Jako aktorka jestem nauczona zarządzania emocjami. Potrafię w nie łatwo wejść, ale też równie szybko z nich wyjść. I uczę tego moją córkę. Pokazuję jej, że więcej niż rozpacz są w stanie zdziałać równowaga, spokój i dystans. Pamiętam, jak kiedyś, gdy Pola często budziła się w nocy, a ja byłam z tego powodu nieprzytomna, zwrócił się do mnie Jan Peszek. Powiedział mi wtedy: „Trzeba to przeczekać”. Myślę, że to, co się teraz dzieje, także musimy przeczekać, pomagając, ile się da, skupiając się na tym, co tu i teraz. Swoją energię zamiast w rozpacz lepiej włożyć w działanie.

Czy w swoich rozmowach z Polą zdarza Ci się już zahaczać o takie tematy jak dojrzewanie i tożsamość?

Mam wrażenie, że ona nie jest jeszcze na to gotowa. A nie chciałabym wkroczyć z tymi wątkami za szybko. Trzeba wyczuć właściwy moment. Zauważyłam, że Pola potrzebuje sporej dozy poczucia bezpieczeństwa do prowadzenia takich intymnych rozmów. Wieczorem, gdy sobie razem leżymy, ona jest zrelaksowana i wie, że ma mnie tuż obok – wtedy się otwiera. Więc pomału staramy się rozmawiać o tych wszystkich zmianach, które nadchodzą. Ale niczego nie przyspieszam. Staram się szanować granice mojej córki i podchodzę do jej rozwoju z subtelnością. Nie ma sensu tworzyć jakichś sztucznych ram, że teraz najwyższy czas na to czy na to. Warto zaufać intuicji. Najważniejsze, to stworzyć swojemu dziecku taki świat, w którym czuje się ważne, akceptowane i bezpieczne. Taki, w którym będzie wiedziało, że może do nas przyjść i powiedzieć: mamo, podoba mi się ten chłopak czy ta dziewczyna. A jeżeli już przyjdzie o tym powiedzieć, to w moim odczuciu sukces.

Co jest dziś dla Ciebie najtrudniejsze w byciu mamą?

Te chwile, gdy jestem zdenerwowana, gdy brakuje mi cierpliwości, gdy czuję, że za chwilę wybuchnę. Wtedy dopadają mnie wyrzuty sumienia. Wiadomo, jestem tylko człowiekiem, ale zawsze bardzo to przeżywam. Pragnę mieć z Polą jak najlepszą relację. Dlatego najgorzej jest mi wtedy, gdy się pokłócimy. I to zwykle o jakiś drobiazg. Na szczęście zdarza nam się to coraz rzadziej. Umiemy już złapać porozumienie, wytłumaczyć sobie wszystko, przeprosić się nawzajem. Trzeba pamiętać, by w momencie, gdy czujemy, że emocje przejmują nad nami kontrolę, nie podejmować żadnej decyzji, nie rozmawiać wtedy z dzieckiem. Trzeba wyjść na chwilę z tego konfliktu, nawet dosłownie – wyjść z pokoju. Bo tę gwałtowność, która w nas narasta, też należy przeczekać. Emocje mają to do siebie, że z czasem opadają. Wróćmy do rozmowy, gdy już się uspokoimy.

Spokój w sytuacji, gdy dziecko histeryzuje, to cenna umiejętność. Przechodzę obecnie przez tzw. bunt dwulatka, więc wiem coś na ten temat. A jak z emocjami radzi sobie Twoja córka?

Pola najczęściej swoje emocje wyśpiewuje (śmiech). Ona kocha śpiewać i często właśnie śpiewa, gdy ma ich za dużo. Pamiętam, że nawet jak była jeszcze malutka, to potrafiła wyśpiewać: nie zrozumiałaś mnie (śmiech). Kiedyś starałam się na siłę rozwiązywać problemy, dawać jej wskazówki, a potem w jakiejś mądrej książce przeczytałam, że po prostu trzeba dziecku dać się wypłakać, będąc obok, po prostu być i zaakceptować tę rozpacz. U nas to zadziałało.

Jesteś osobą publiczną, a te często mierzą się z krytyką, nierzadko bezpodstawną. Czy zdarzało się, że Twoje macierzyństwo było publicznie oceniane? 

Sama z zasady nie oceniam innych. Nic mi do tego, jak ktoś się ubiera czy jakie decyzje podejmuje w życiu. Reaguję, gdy ktoś postępuję nie fair, krzywdzi innych, przekracza granice. Poza tym daję ludziom prawo do życia tak, jak mają ochotę. Dlatego nie przejmuję się tym, kto co sobie myśli o mnie jako kobiecie, partnerce, matce czy aktorce. Czasem oczywiście robi mi się przykro, gdy czuję, że czyjaś wyrażono głośno opinia o mnie jest niesprawiedliwa. Ale nie mam wpływu na to, co ludzie o mnie mówią. Staram się więc, kolokwialnie mówiąc, mieć to gdzieś (śmiech). Mam jednak silne wrażenie, że odbieramy to, co wysyłamy. Patrzę więc na drugiego człowieka z empatią, uśmiecham się, gdy mijam kogoś na ulicy. I jakoś tak jest, że gdy tak postępuję, otrzymuję w zamian dużo życzliwości.

Widać, że bardzo spełniasz się w roli matki. Dlatego korci mnie, by Cię zapytać, czy nie chciałabyś mieć więcej dzieci. 

Macierzyństwo to najpiękniejsze i najbardziej rozwojowe doświadczenie mojego życia. Jednak tak się jakoś złożyło, że mam tylko jedną córkę. Ostatni czas naznaczony jest ciągłą niepewnością – pandemia, wojna, kryzys… Okoliczności nie skłaniają do poważnych decyzji. Gdyby jednak do mojego świata zechciało przyjść kolejne dziecko, przyjęłabym je z miłością. Akceptuję wszystko, co mi się w życiu przydarza. Doceniam ludzi, których mam wokół. Jestem wdzięczna za to, że dane było mi ich spotkać. Jestem też wdzięczna, że Pola wybrała mnie na swoją mamę. Zachwyca mnie sobą codziennie, uczy mnie nowych rzeczy o świecie, a nawet o mnie samej. Bycie jej mamą to mój największy przywilej i największy sukces.

Myślę, że za sukces możesz uznać również to, że udało Ci się przeprowadzić Polę przez Twój rozwód. To zawsze ogromne wyzwanie.

Myślę, że najważniejsze, to przejść przez ten trudny okres we wzajemnym szacunku. Wobec partnera, ale też wobec dziecka i wobec siebie.

Rozwód to pożywka dla mediów. Twoje nazwisko zaczęło jeszcze częściej pojawiać się w prasie i Internecie. Jak na Twoją popularność reaguje Pola?

Ma do niej dystans. Czasem nawet sobie z tej mojej rozpoznawalności żartuje. Gdy wchodzimy do sklepu i zauważy moje zdjęcie w gazecie, mówi: O, Marieto Żukowska, jesteś na okładce! (śmiech). Myślę, że Pola rozumie, że jej mama jest częścią tego medialnego świata. Przywykła też do tego, że ktoś mnie czasem zaczepi i poprosi o wspólne zdjęcie. Nigdy nie robimy z tego sprawy, to jest część naszego życia. Co ciekawe, Poli w ogóle nie ciągnie do social mediów. Smartfon nie jest dla niej czymś ekscytującym. Woli życie w realu. Zamiast siedzieć z przyklejonym do dłoni telefonem, woli pójść ze mną na spacer do lasu, pojeździć na desce. Telefon dałam jej zresztą dość późno, bo dopiero, gdy chciała sama wracać ze szkoły. O, to było dla mnie wyzwanie! Bardzo się tego bałam, ale musiałam zaciągnąć hamulec emocjonalny. Wiedziałam, że to dla Poli ważne, że wkracza w nowy etap. Więc choć było to dla mnie trudne, zacisnęłam zęby. Ufam Poli. I myślę, że zaufanie, obustronne zresztą, jest kluczem do udanej relacji.

Marieta Żukowska: aktorka teatralna i filmowa, nominowana do nagrody Orła za rolę w filmie „Nieruchomy poruszyciel” (2008). Prowadzi podcast „Równowaga” we współpracy z „Vogue Polska”. Słynie z doskonałego stylu. Mama 10-letniej Poli.

 

Natalia Hołownia: dziennikarka, autorka książek „Jak być paryżanką w Polsce” i „Modna Polka”. Współpracuje z magazynem „Vogue Polska”. Współprowadzi podcast o macierzyństwie „Tak Mamy!”. Mama dwuletniej Zuzi.

 

65049701_2781661825241225_375832163080177931_n.jpg62187690_2332877606802632_7373740771293034639_n.jpg138334866_847588809369872_8832197274054192013_n.jpg90638093_206577713926983_1123782280424699550_n.jpg129732963_140314054263114_7343887219359016260_n.jpg137036047_394105558553262_4434926374817496177_n.jpg283981730_999129317636153_4990440523590028436_n.jpg67572111_344158979833064_4988559919872486147_n.jpg283751698_1157625298353600_5210198297292020303_n.jpg59650179_306045296953420_424683190798693459_n.jpg1660915069623.jpg1660915069616.jpg1660915069608.jpg1660915069598.jpg1660915069589.jpg1660915069569.jpg

Powiązane