Na pewno wielokrotnie słyszeliście, że probiotyki – tak ważne dla zdrowia i odporności dzieci – powinno się trzymać w lodówce. A co, jeśli zapomnimy je tam schować w upalny dzień? Może zastanawiacie się, jak schłodzić probiotyk w tygodniowej podróży urlopowej? Czy „martwy probiotyk” może nam zaszkodzić? Na wszystkie te pytania odpowiada prof. Karolina Skonieczna-Żydecka*, eskpertka i naukowczyni na co dzień tworząca rekomendacje dla firm zajmujących się produkcją probiotyków.
Co bardziej świadomi rodzice już teraz szykują się do powrotu dzieci do placówek, podając im profilaktycznie probiotyki. O zaletach tych preparatów pisaliśmy wielokrotnie – i wszyscy nasi eksperci ze świata medycyny i dietetyki są zgodni, że podawanie dzieciom tzw. dobrych bakterii może je wspierać zdrowotnie. Problem pojawia się w czasie upałów – jak zachować świeżość probiotyków? Co robić, gdy wyjeżdżamy bez lodówki? A może te wszystkie zalecenia o przechowywaniu nie są aż tak istotne? Profesor Karolina Skonieczna-Żydecka z Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie tłumaczy nam, co warto wiedzieć o bezpiecznym przechowywaniu probiotyków i ich właściwościach.
Zajmuje się pani badaniami biochemicznymi i zdrowiem jelit. Czym technicznie są probiotyki, które przyjmujemy i podajemy dzieciom?
Zgodnie z wyobrażeniem funkcjonującym w powszechnym obiegu, jak i z definicją przyjętą przez FAO (Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa – przyp.red.), probiotyk to substancja zawierająca żywe organizmy – bakterie. Probiotyki podawane do gospodarza, jak to fachowo określamy, mają za zadanie wywołać konkretne korzyści zdrowotne. Zawarte w nich bakterie – choć żywe – są jednak unieczynnione, czyli uśpione.
Bakterie „szkodliwe”, z którymi stykamy się na co dzień, są aktywne, a te w probiotykach nie?
Szczepy korzystnych dla człowieka bakterii zawarte w probiotykach stają się aktywne dopiero w momencie, gdy trafią do układu pokarmowego człowieka, znajdą tam pożywkę i zaczną się rozmnażać. Mikrobiologia mówi nam, że do życia i aktywnego funkcjonowania komórki bakterii potrzebują m.in. odpowiedniej temperatury. Czyli np. temperatura pokojowa, w której przechowujemy probiotyk, jest przeważnie na tyle neutralna, że utrzyma zawarte w nim kultury bakterii w uśpieniu. Gdyby jednak doszło do ocieplenia substancji probiotycznej w opakowaniu, a przed podaniem człowiekowi – wówczas bakterie mogą „ożyć”, zacząć metabolizować i rozmnażać się, co w efekcie doprowadzi do szybkiego zużycia zawartej w preparacie pożywki. Mówiąc kolokwialnie – w ocieplonym probiotyku dobre bakterie szybko ożyją, zużyją składniki odżywcze w kapsułce, a następnie, gdy pożywienie się skończy… umrą z głodu. To może stać się właśnie teraz, w okresie letnim, gdy mamy do czynienia z wysokimi temperaturami.
Czy tylko wysoka temperatura może spowodować, że nasz probiotyk „ożyje” przed podaniem?
Nie, czynników jest więcej, choć na pewno temperatura przechowywania jest dla bakterii najbardziej istotna. Generalnie im cieplej, tym większa szansa, że się rozwiną i dojdzie do przedwczesnej aktywności tych mikroorganizmów. Ale ważnym czynnikiem jest też wilgotność. Mamy takie pojęcie jak aktywność wodna – im jest wyższa, tym szybsze namnażanie bakterii. Jeśli więc producent probiotyku nie zabezpieczy go przez zastosowanie odpowiedniej folii, może sprawić, że bakterie w środku zaczną żyć wcześniej, bo wilgotność wzrośnie. Niezakręcanie butelki z probiotykiem lub nieszczelność kapsułek też może spowodować, że wilgoć dostanie się do preparatu i wyprowadzi bakterie z uśpienia, obniżając tym samym efektywność preparatu.
Dlaczego niektóre probiotyki musimy trzymać w lodówce, a inne nie?
Kontrola temperatury, w której przechowujemy preparaty probiotyczne, jest bardzo ważna, by zachować jego jakość, dopóki nie zostanie przyjęty przez człowieka. To, jak należy przechowywać dany preparat, zależy od tego, co jest w składzie – na jakim mikroorganizmie bazuje i jaki szczep jest w nim zawarty. Są takie preparaty, które wymagają przechowywania w lodówce, bo tylko tam bakterie w nich zawarte zachowują stan uśpienia, co wykazały testy. Najlepiej stosować taki sposób przechowywania, jaki rekomenduje producent, bo to z kolei wynika z badań prowadzonych m.in. w naszym laboratorium i odnosi się do stabilności preparatu w różnych warunkach temperaturowych.
Na czym polega przeprowadzana przez zakład, którym Pani kieruje, kontrola jakości probiotyków? Czy można zbadać skuteczność danego preparatu?
W naszym laboratorium badamy m.in. stabilność probiotyków. Mamy takie preparaty, które niezależnie od tego, czy są przechowywane w lodówce, czy w temperaturze pokojowej, w procesie badania stabilności zachowują swoje właściwości. Proces, o którym mówię, trwa 24 miesiące. Sprawdzamy w tym czasie, czy zadeklarowana marketingowo przez producenta liczba komórek bakteryjnych w danej substancji utrzymuje się na względnie stałym poziomie. Po takim badaniu tworzymy swoje rekomendacje dla konsumentów i producentów odnośnie do sposobu przechowywania.
Co, jeśli zapomnę schować probiotyk do lodówki, mimo że producent zalecał go tam trzymać? Albo jeśli zabiorę ze sobą krople/kapsułki z probiotykiem do walizki na wakacje? Wielu z nas tak robi, jadąc np. w ciepłe kraje.
Wysokie temperatury szkodzą żywotności probiotyków, więc prawdopodobnie zawarte w Pani produkcie bakterie ożyją, zaczną metabolizować i tak jak wspomniałam – umrą. Nie musi jednak tak być i nie musi dziać się to szybko. Nie zwiększajmy więc dawki, ale liczmy się z tym, że liczba komórek bakteryjnych w preparacie może różnić się od tej zadeklarowanej na opakowaniu. Na pewno bezpieczniej będzie zabrać ze sobą na wakacje preparat, który według zaleceń producenta nie wymaga przechowywania w lodówce. Czyli taki, który dobrze wypadł w testach stabilności w takiej temperaturze.
A jeśli zjemy „martwy probiotyk” – czy może to mieć negatywne skutki dla zdrowia?
Kiedyś – mój mąż się z tego śmiał – na wykładzie z mikrobiologii powiedziałam, że jeśli zażyjemy nieaktywny probiotyk, to „będziemy jeść trupy”. (śmiech) Mówiąc jednak już na poważnie, warto wiedzieć, że nawet martwe komórki bakterii mogą nam przynosić korzyści zdrowotne. Wręcz są badania, w których udokumentowano, że pewne szczepy stymulują reakcje fizjologiczne w organizmie, nawet gdy przyjmujemy je w postaci martwej. I w takiej postaci wywołują większe korzyści dla zdrowia, niż gdyby trafiły do naszego organizmu żywe. Nie jest więc tak, że nieaktywny probiotyk nie przynosi żadnych korzyści. Natomiast nie spełnia wtedy już definicji probiotyku – jest to wtedy inny rodzaj preparatu, właściwie nowa klasa suplementów diety, o której teraz się mówi, czyli postbiotyki: są to celowo zabite bakterie. Przykładem jest Akkermansia muciniphila, która martwa działa lepiej na człowieka, niż żywa.
*Prof. dr hab. nauk medycznych i nauk o zdrowiu Karolina Skonieczna-Żydecka, prodziekanka ds. Nauki WNoZ i Kierowniczka Zakładu Badań Biochemicznych Pomorskiego Uniwersytetu w Szczecinie. Wiodącymi obszarami zainteresowań naukowych jest mikrobiota jelitowa i jej rola w zaburzeniach osi mózgowo-jelitowej. Konretnie zaś zaburzenia składu mikrobioty jelitowej i wpływ tych zmian na funkcjonowanie neuropsychiatryczne i inne objawy kliniczne oraz biologiczne uwarunkowania przepuszczalności jelit. Wyniki tych badań krok po kroku przybliżają do uzyskania narzędzi opartych o mikrobiotę, możliwych do zastosowania w praktyce klinicznej.
*
Materiał powstał we współpracy z marką Sanprobi.
















