asd
Cykl Rodzinny dom pozwala nam zajrzeć nie tylko do pięknych wnętrz, podejrzeć ciekawe rozwiązania, pozwala nam ogrzać się ciepłem rodzinnym. Przekonać się, że każdy z was ma własne wersje rodziny i wyjątkowe patenty na szczęście. Jedni odnajdują się w surowych wnętrzach, wypełniając je ciepłem po brzegi, inni kochają vintage i ducha czasu ukrytego w starych meblach. Dziś zaglądamy do rodzinnego domu Martyny, Pawła i dziewczynek Matyldy i Leny, w którym czas biegnie trochę wolniej, a kreatywność bucha z każdej ściany. Chodźcie!
Martyna Walecka niedawno przygotowywała dla nas naturalne kremy i balsamy do ust w ramach naszego kalendarza adwentowego. Na tym nie koniec, z rozpędu założyła właśnie markę kosmetyków naturalnych, Dobro! Zachwyceni jej domem i atmosferą postanowiliśmy go wam pokazać. Martyna na co dzień zachwyca nas swoim kontem instagramowym @matkanabosaka, na którym dzieli się magicznymi kadrami całkiem zwykłych dni.
Zwykłe i niezwykłe zarazem, bo Martyna postanowiła wysiąść z pociągu zwanego pośpiesznym i iść pieszo, dotykać po drodze roślin, zgarniać zwierzęta, kochać ludzi i mieć czas dla tych, których kocha najbardziej – rodziny.
Witamy w bajkowym Poznaniu, a dokładniej na bajkowym osiedlu, gdzie każda ulica brzmi znajomo: skręcamy w Sierotki Marysi i zastanawiamy się co czeka nas dalej. Pani domu skończyła ASP, widać to i czuć po przekroczeniu progu tego pięknego, starego domu. Projektowanie wnętrz i wzornictwo przemysłowe były nie tylko studiami, pasją, ale też pracą.
– To była bardzo wymagająca praca, łączyła się nie tylko z olbrzymim zaangażowaniem, pracą z ludźmi i próbą przełożenia ich marzeń na rzeczywistość, ale był to pochłaniacz czasu – opowiada Martyna. – Kiedy pojawiły się dzieci, coraz trudniej było mi łączyć macierzyństwo i pracę architekta wnętrz, Obserwuję, że koleżanki ze studiów też mają ten kłopot – dodaje ze śmiechem.
– Oczywiście można, ale ja postanowiłam z mężem, że poszukam czegoś innego, co dopasowałoby się do naszego życia i pozwoliło mu płynąć nieco spokojniej – opowiada Martyna przy kuchennym stole, zrobionym naprędce z ikeowego blatu. Wokół stoją krzesła zdobywane na pchlich targach, a na ścianach wiszą prace Leny i Matyldy.
Martyna i Paweł wprowadzili się na to bajkowe osiedle ponad dwa lata temu i dom jest w trakcie ciągłego przeobrażania się. Kuchnia żyje swoim życiem, oczywiście spokojnym, a w piwnicy od ponad miesiąca czekają nowe szafki, ale jakoś nikomu się nie spieszy.
Nam też, powoli łapiemy rytm Martyny. Skupiamy się na detalach, tych w tym domu mnóstwo, a pani domu przyznaje się do zbieractwa. – Paweł mówi, że to przesada i jak coś kupuję pyta, czy wyrzucę coś innego, żeby zrobić miejsce – śmieje się Martyna.
My zachwycamy się ręcznie malowanymi talerzykami, pochodzącymi z czeskiej fabryki, które Martyna upolowała na poznańskiej Rzeźni.
Wchodzimy do salonu, w którym króluje vintage, rośliny oraz widok na ogródek. Drewno, zieleń natury, gliniane donice, duży kaflowy kominek i pianino…to zestawienie, które sprawia, że czujemy ciepło. Na meble, Martyna poluje na targach staroci, stół zrobił Paweł, a szafka to pamiątka po babci.
– Dzisiejsze meble mi się nie podobają, stare meble mają w sobie urok i delikatność formy – mówi Martyna. – Oczywiście jest moda na design z lat 60. czy 70. więc powstaje dużo mebli wzorowanych na tamtym okresie, ale ja lubię te oryginalne – dodaje.
Doskonale zgrywa się z nimi praca licencjacka Martyny – spory drewniany kubik stojący przy wyjściu na taras, w którym stoi wielka gliniana donica z rośliną.
Na ścianie przy stole wisi okrągły obrazek, który dostaliśmy w prezencie od rodziny z Kanady. Powstał w rezerwacie Indian i był malowany roślinnymi tuszami, to nasz ulubiony przedmiot
Nad dużym stołem, w salonie, wisi kolejna praca dyplomowa Martyny. Dziś służy jako lampa, ale pierwotnie była to kołyska dla dzieci. – Zostawiłam samą konstrukcję i często ją przerabiam, dodaję gałązki lub kwiaty – śmieje się Martyna.
– Wiele rzeczy robię sama, nie tylko lampy. Nie kupuję kosmetyków, nawet pasty do zębów – opowiada pani domu. – Od jakiegoś czasu jeżdżę do Artystyki, gospodarstwa ekoturystycznego w górach, które prowadzi cudowna osoba – Krysia. Robimy z dziewczynkami wypady na spotkania tylko dla kobiet. Uczyłyśmy się już ceramiki i to właśnie tam, zaczęłam przygodę z ekologicznymi kosmetykami – opowiada Martyna, a my rozglądamy się po salonie.
Tylu roślin w jednym miejscu nie widziałyśmy dawno. Mnóstwo tu sukulentów, małych i dużych donic, które zajmują niemal wszystkie komody i stoliczki. – Reanimuję rośliny – śmieje się Martyna. – Kupuję czasem mizerne kwiatki na przecenach lub w botaniku i wiem, że dam im drugie życie, część trafia do ogrodu, część znajduje miejsce w naszym domu – opowiada.
Obrazki kupowane na targach mieszają się z pracami (ptaszki) dziewczynek.
Zaglądamy do pokoi dziecięcych. Najpierw pokój młodszej Leny. Ośmiolatka uwielbia rysować, malować i sama uczy się gry na pianinie. Zna nuty, ale nie lubi lekcji z nauczycielem, więc radzi sobie sama. Dziewczynki są bardzo samodzielne w nauce, uczęszczają do Szkoły Waldorfskiej, w której stawia się głównie na naukę poprzez doświadczanie, na prace manualne i rozwój zgodny z potrzebami dziecka.
W pokoju Leny stoi sporo mebli poddanych renowacji, spójrzcie na biurko i komodę. Na ścianie znajdują się żółte piramidy, które namalował tata, bo córka uwielbia historię starożytnego Egiptu.
Dziewczynki pokochały chusty akrobatyczne z którymi zetknęły się w Stacji Wolimierz, gdzie były na zajęciach. – Postanowiliśmy kupić takie chusty do domu, są fantastyczne – dziewczynki robią na nich różne ewolucje, mogą z nich powstawać hamaki, można na nich też ćwiczyć Aerial Jogę, świetna sprawa, polecam – opowiada Martyna.
Zajrzyjcie koniecznie tutaj, żeby zobaczyć jakie ćwiczenia na chuście można zaproponować swoim dzieciom.
Pokój starszej, 9-letniej, Matyldy zdobią zielone góry, które na ścianie wymalował Paweł. Matylda, tak jak jej młodsza siostra, uwielbia rysować, malować i grać na pianinie, a ostatnio odkryła dzierganie na drutach i trzeba przyznać, że jest w tym mistrzynią. Na czterech drutach potrafi wyczarować ciepłe skarpetki!
W pokoju wisi mnóstwo prac małej artystki. Tamborki z wyszywanymi przez nią haftami, tworzone z mamą maski, czy cudne skrzydła.
Ulubieńcem dziewczynek jest kot syberyjski Koko, który trafił do rodziny 5 lat temu. Dziś walczy o względy i terytorium z Halinką, psem którego Paweł znalazł w lesie z rozbitą głową. – Halinka jest czuła i kochana, ale pełna lęków i problemów. Postanowiliśmy ją uratować, bo w schronisku chcieli ją uśpić – opowiada Martyna.
– Halinka była już na psychotropach, leczy traumy i wymagała pomocy behawiorysty, ale nie poddajemy się – mówi Martyna. – Puszczamy jej nawet specjalną muzykę relaksacyjną dla psów, a ona siada przed głośnikiem i napawa się dźwiękami. Części z nich zapewne nie słyszymy – śmieje się pani domu. Na razie Koko i Halinka nie dogadują się najlepiej, ale czujemy, że w tym domu i oni w końcu się pokochają.
Dom Martyny pełen jest skarbów, a ona sama przyznaje, że to nie wszystko, część kryje się w piwnicy, dlatego wspólnie z przyjaciółkami, zastanawia się nad spożytkowaniem swojej pasji i otworzeniem sklepu z cudami vintage. Jesteśmy na tak i z chęcią byśmy go odwiedziły. Trzymamy, więc kciuki za spełnianie marzeń i wyczekujemy kolejnych w wykonaniu Martyny.
Odwiedziny kończymy w sypialni rodziców. Nie wiemy czemu, ale często właśnie tam nasze spotkania nabierają rozpędu. Nigdzie się tak nie skacze, jak po łóżku rodziców. Dziewczynki szaleją, a my idziemy na kawę do kuchni. Może Martyna zdradzi nam kilka przepisów na kremy i balsamy!
Wnętrza Martyny zainspirowały nad do przygotowania selekcji z zaprzyjaźnionego sklepu Idea Vintage. Zobaczcie co tam znalazłyśmy.