Tulenie w tula

Tulenie Zosi

Rozmowa z Michałem

Tulenie Zosi
Aleksandra Sobieraj

140 beats per minute. Podobno tyle wynosi liczba uderzeń w klasycznym techno. Ale gdy Michał patrzy na swoje dziewczyny, jego serce zdecydowanie przyspiesza, i to nie od jednostajnego rytmu w metrum cztery czwarte. Dziś o miłości do techno, podróży życia do Brazylii i miłości – szczerze i tak przez duże „M”.

Z techno osobiście mam tylko jedną przygodę. Czasy uniwerku, mój obecny mąż, a wtedy świeżo upieczony student, zabiera koleżankę studentkę, czyli mnie, na weekend do Berlina. W głowie mu techno parade i rajd po klubach, a ja w planach mam rajd po muzeach i spokojną kawę w jakiejś estetycznie przyjemnej kawiarni. Prawie się rozstajemy po tym weekendzie. Spokojnie, jest happy end, ale fakt – nie każdy tę muzykę czuje. Dziś, choć nadal nie wiem, czym różni się house od rave’u czy acid, gdy Michał w eter puszcza jedną ze swych cennych winylowych zdobyczy, łapię się na tym, że noga sama mi podryguje do pulsujących rytmów. Rozmowa płynie i wplata się harmonijnie między elektronicznie przetworzone dźwięki, słowa znajdują wolną od beatu przestrzeń w poznańskim mieszkaniu, wpasowują się zgrabnie między warstwy basowe. Tupiąc nogami, rozmawiamy, a właściwie ja tupię. Michał kołysze córkę w Tuli, Ola łapie za aparat – do tego widoku obydwoje są przyzwyczajeni, a ja nie mam wątpliwości, że nikt lepiej nie sportretuje zrodzonej miedzy nimi relacji w ramach kolejnego spotkania #Tulenie w tula. Ale zaraz, zanim o techno i miłości, chciałam o Brazylii…

 

Michał, jeśli uznać że instagramowe kadry to wyrywki, które składają się na wasze życie, to już trochę o tobie wiem! I mamy jedną rzecz wspólną: Brazylię. Ja ją kocham, a ty?

Tak, zgadza się. Właściwie kocham całą Amerykę Południową, ale na tę chwilę udało mi się być dwukrotnie w Brazylii. Byliśmy w odwiedzinach u mojego wujka, który mieszka tam od ponad pięćdziesięciu lat. Był naszym przewodnikiem po Rio de Janeiro. Dzięki niemu i wizycie u jego przyjaciół udało nam się zobaczyć to miasto z perspektywy mieszkańca i odwiedzić miejsca, o których nie piszą w przewodnikach. Oprócz Rio, wuj pokazał nam wiele miejsc wokół miasta, odwiedziliśmy też wodospady Iguazu, także te po stronie argentyńskiej. Dla mnie Rio to jedno z najpiękniejszych miast, jakie odwiedziłem. Góry, ocean, rajskie plaże oraz smak caipirinhi na zawsze pozostaną w mojej głowie. Niestety jednocześnie jest to jedno z najsmutniejszych miejsc. Ogromne dzielnice biedy, które cały czas się powiększają, regularna wojna w fawelach pomiędzy kartelami narkotykowymi i policją, sprawiają, że często czuć w powietrzu niepokój, spacerując po mieście. Ale otwartość, radość, chęć pomocy i wieczny uśmiech na twarzach Brazylijczyków, sprawiają że miasto przyciąga jak magnes. Nigdzie na świecie nie czułem takiego luzu, jak tam. Marzę, żeby tam wrócić jeszcze kiedyś z moimi dziewczynami. 

Oczywiście Brazylia to dla mnie przede wszystkim brazylijskie jiu jitsu. Sport, który uwielbiam i z wielką pasją uprawiałem przez osiem lat. Niestety, z powodu kontuzji musiałem przerwać treningi i bardzo mi tego brakuje. Moim wielkim marzeniem jest powrót na matę. 

Druga miłość to muzyka. Spotkałabym cię kilka lat temu na festiwalu techno?

Jasne, że spotkałabyś mnie na festiwalu techno, nawet jeszcze rok temu (śmiech). Nasze ukochane festiwale to nieodbywający się już Nagle nad morzem i niemiecki Melt. Mam nadzieję, że za rok lub dwa odwiedzimy Garbicz oraz Fusion. O wiele bardziej lubię słuchać elektroniki w klubach. Berlin i tamtejsze kluby nad Szprewą mają jednak swój niepowtarzalny klimat. Uwielbiam tam wracać. Również w Poznaniu dzieje się dużo fajnych muzycznych wydarzeń i na przestrzeni wielu lat powstawały tutaj wyjątkowe miejsca. Nawet dziś jest kilka naprawdę ciekawych klubów, gdzie muzyka porywa ludzi.

Widzę błysk w oku! Przy dziecku wypad do klubu trzeba czasem zamienić na muzyczną domówkę. Masz niezłą kolekcję winyli. Wyłowisz dla mnie kilka perełek, okazów, z których jesteś wyjątkowo dumny?

Każda płyta jest dla mnie wyjątkowa, ale mam dwa winyle, które są dla mnie najważniejsze. Pierwszy z nich to płyta Frank and Tony zatytułowana „You” z wytwórni Scissor and Thread. Gdy usłyszeliśmy razem z Olką kawałek „Bring the Sun” z tej właśnie płyty, od razu wiedzieliśmy, że to numer nie z tej planety – przynajmniej dla nas. Trochę zajęło mi znalezienie tego wydawnictwa, ale udało się! Nie ma tygodnia, bym wraz z moimi dziewczynami jej nie słuchał. Za równie wyjątkowy winyl uważam pierwszą płytę wydaną przez wytwórnię Ostgut Ton, czyli produkcję Marcela Dettmanna i Bena Klocka. Utwór „Dawning” był jednym z pierwszych numerów z pogranicza techno i house, który usłyszałem. Od tego momentu zaczęła się moja miłość do berlińskiej elektroniki, która trwa do dziś i będzie ze mną przez kolejne długie lata. Tę płytę dostałem na urodziny od mojej żony. Wiedziała, że o niej marzę i zrobiła mi ogromną niespodziankę. Zresztą mam wiele płyt z początku istnienia tej wytwórni i wszystkie bardzo sobie cenię. 

 

Jesteś domowym DJ-em ? Tańczysz czasem z córką? Techno jako kołysanka, kto wie… Dzieci lubią powtarzalny rytm.

Nie mam pojęcia o profesjonalnym miksowaniu kawałków, ale to prawda – w domu jestem nadwornym DJ-em (śmiech). Zresztą od kiedy jesteśmy razem z Olką, zawsze puszczałem jej zakupione winyle i obserwowałem jej reakcję. Uwielbiałem i uwielbiam nadal, gdy nieświadomie zaczyna wybijać takt puszczonego kawałka. Oznacza to, że płyta została zaakceptowana, nawet nie muszę się już pytać. Teraz kupując płyty, marzę o naszym domu, gdzieś na wsi, w którym będę otoczony naszymi dziećmi i razem będziemy podskakiwali do puszczanej przeze mnie muzyki. Zośka jest już recenzentem wielu winyli z mojej kolekcji i widać duże zaciekawienie, gdy słyszy nowe dźwięki, ale jednak do snu wybiera nieco bardziej chilloutowe płyty. Krótko po jej narodzinach puszczałem Alice Boman i właśnie do tej płyty najbardziej lubi kołysać się do snu. Ta muzyka kojarzy nam się z naszymi pierwszymi chwilami w trójkę, ogromnym wzruszeniem, wdzięcznością i mnóstwem miłości. Uwielbiamy z żoną do niej wracać. 

I tym pulsującym rytmem, dochodzimy do największej miłości – twój Instagram opanowały dwie kobiety. Pamiętasz ten moment, gdy zobaczyliście dwie kreski na teście? 

To prawda, Zosia i Olka całkowicie zawładnęły moim sercem. Zawsze rodzina była i jest dla mnie najważniejsza, i bardzo jestem wdzięczny moim kochanym rodzicom, że wpoili mi takie wartości. Od długiego czasu marzyłem, by założyć rodzinę. Gdy spotkałem Olkę na swojej drodze, wiedziałem, że jest właściwą kobietą. Kolejne spędzone razem lata tylko nas w tym utwierdzały i marzyliśmy, by mieć ukochane dziecko. Tak naprawdę o tym, że Olka jest w ciąży, dowiedziałem się mniej więcej tydzień przed nią. W pierwszym dniu naszej podróży poślubnej, gdy zajęliśmy miejsca w samolocie lecącym na Maderę, Olka powiedziała do mnie, że źle się czuje. Wiedziałem już wtedy, że jest w ciąży. Byłem pewien, że jest w niej nowe życie, ponieważ przez 8 lat przelataliśmy wspólnie w samolotach dziesiątki godzin i nigdy Olka nie powiedziała, że jest jej niedobrze.

Męska intuicja…

Tak, we mnie była już pewność, energia i radość, że lecimy na Maderę w trójkę. W dzień wylotu z wyspy musieliśmy wcześnie opuścić hotel, by zdążyć oddać auto i spokojnie odprawić się na lotnisku. Wstaliśmy po 5:00 i Olka zrobiła test, który dzień wcześniej kupiliśmy. Test był jakiś kosmiczny, z wyświetlaczem cyfrowym i dodatkowymi funkcjami, a instrukcja do niego – po portugalsku, co było utrudnieniem dla nas, ale Olka zna język hiszpański, który jest dość zbliżony do portugalskiego. Do dziś pamiętam, jak żona spogląda raz na wynik testu, raz na instrukcję i tak kilka razy powtórzyła – powoli i nieco niepewnie „Hmm, chyba jestem w ciąży. Chyba tak. Tak, jestem w ciąży! Na pewno jestem w ciąży!”. Przytuliliśmy się i popłakaliśmy. Tak bardzo marzyliśmy, by zostać rodzicami, i nasze marzenie zaczęło się właśnie realizować. Byliśmy i jesteśmy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Tak po prostu!

Wyobrażenie, jak będzie, versus rzeczywistość. Był zgrzyt, zderzenie z trudem bycia rodzicem?

Najgorsze dla mnie i dla żony okazały się kolki, które trwały u Zosi do 4 miesiąca. Wciąż nie potrafię sobie nawet wyobrazić, jaki to musiał być dla niej ból. Serce pękało, jak widziałem cierpienie na jej twarzy. Staraliśmy się jej pomagać chyba wszystkimi możliwymi metodami. Niestety tak to u niektórych niemowlaków bywa. Trzeba to cierpliwie przeżyć i dużo tulić malucha. Teraz, gdy jej układ trawienny już dojrzał, mamy zupełnie inne, radosne i szczęśliwe dziecko w domu. My też obydwoje odetchnęliśmy z ulgą.

Co wnosi w twoje życie ta mała dama?

Równowagę, ogromną radość i poczucie, że to nasze życie jest czymś więcej, że ma ono sens. Nie chcę być samozwańczym filozofem, wiem też, że powstanie nowego życia wyjaśnia nauka, ale ja rozpatruję to w kategoriach cudu. Z dwojga ludzi, ich miłości, powstaje nowe. Dla mnie to absolutna magia. Pamiętam, jak w pierwszych tygodniach jej życia budziliśmy się w nocy i wzruszeni patrzyliśmy na nią. Nie mogliśmy uwierzyć, że ta mała istotka jest już z nami, i że to my daliśmy jej życie. Zresztą cały czas ciężko w to uwierzyć!

Jest coś, za czym tęsknisz z życia „pre-kids”?

Nie wychodzimy tak często na miasto, nie jesteśmy w klubach do 10:00 rano, ale nie brakuje mi tego. Nasi prawdziwi przyjaciele i rodzina są przy nas, a to jest najważniejsze. Jedyne, co się zmieniło, to to, że wszędzie jesteśmy w trójkę, a nie w dwójkę. No i to, że teraz jeszcze więcej spacerujemy i spędzamy coraz więcej czasu na zewnątrz.

No właśnie spacery i facet z nosidełkiem. Zdarza ci się, że ktoś obejrzy się czy skomentuje, czy to już nie te czasy?

Wydaję mi się, że tata mający dziecko w nosidełku to już dość powszechny obraz. Raz tylko, będąc w restauracji u naszej koleżanki, jeden pan dziwnie mi się przyglądał, nie wiem do teraz, czy był to wzrok pogardy, czy aprobaty, a może po prostu nasza Tula wpadło mu w oko! Jeżeli ktoś zwraca na mnie uwagę, to raczej bardziej interesuje go zawartość mojego nosidełka i mija mnie z serdecznym uśmiechem rzuconym do mnie i do córeczki. Od siebie mogę dodać, że byłem nieco sceptycznie do tego nastawiony, ponieważ Zośka jest bardzo ruchliwa i nie lubi być w jednej pozycji. Moje obawy okazały się bezpodstawne. Nie dosyć, że Zosieńka jest spokojna i zrelaksowana, to parę raz zasnęła w nosidle. To dla mnie ważne, ponieważ mimo moich starań, Zośka zawsze wybiera zasypianie z mamą przy karmieniu. Teraz zasypia, wtulając się też we mnie.

Gdzie najczęściej was teraz spotkam? 

W parku. Bardzo ważne jest dla mnie obcowanie z naturą. Uwielbiam długie spacery po lesie z moimi dziewczynami. Jest to dla nas ogromny relaks i czas odpoczynku. Uwielbiam obserwować Zosię, jak spogląda na każde mijane przez nas drzewo. Jak interesują ją zmieniające się kształty i kolory drzew i krzewów. Uwielbiam, jak próbuje znaleźć wzrokiem ptaka, który śpiewem towarzyszy nam podczas spaceru. Jakiś czas temu w naszej ulubionej księgarni kupiłem książkę „Ostatnie dziecko lasu”.Louv Richard opisuje w niej, jak bardzo ważne jest dla człowieka obcowanie z naturą. Pochodzę z małej wioski i dla mnie wspomnienie dzieciństwa to przede wszystkim spacery z rodzicami po ogromnym parku nieopodal naszego domu, pomoc w polu podczas żniw mojemu dziadkowi i beztroskie bieganie po pobliskich łąkach i lasach. Moje dzieciństwo to wchodzenie na drzewa z kuzynem. Ale przede wszystkim to chowanie się z siostrą w wysokim zbożu na naszym polu, gdy letnie słońce już zachodziło. I wołający głos mamy, że pora na kąpiel i czas na sen. Chciałbym, by Zosia mogła mieć podobne wspomnienia, dlatego moim największym marzeniem jest wybudowanie domu przy lesie. Powoli to marzenie nabiera kształtów i wierzę, że uda mi się je zrealizować.

To już wiesz, czego wam życzę! Dziękuję!

*

Michał o sobie: Jestem szczęśliwym mężem i tatą niespełna półrocznej Zosi. Kolekcjonuję płyty winylowe, a razem z żoną zbieramy meble i pamiątki z okresu PRL-u. Na codzień pracuję w rodzinnej firmie zajmującej się produkcją drewnianych domków. Uwielbiam stare auta i motocykle. Czytam sporo książek i lubię kino niezależne. Od kiedy tylko pamiętam, sport to nieodłączna część mojego życia. Gram w tenisa, dużo czasu spędzam, jeżdżąc rowerem. Kocham podróże i muzykę elektroniczną. Marzę o modernistycznym domu przy lesie.

 

Michał i Ola wybrali nosidełko Inquire Tuli.

Materiał powstał przy wsparciu marki Tula.