Święta tak, jak chcecie - Ładne Bebe

Święta tak, jak chcecie

asd

Po miesiącu planowania, załatwiania, pośpiechu i napięcia następuje happy end. Ile rodzin, ile domów, dla każdego to szczęśliwe zakończenie jest czymś innym. Jak lubicie spędzać Święta?

Najwcześniejsze ciepłe wspomnienie świąteczne, jakie mam pochodzi z pierwszej połowy lat 80. Dom mojej babci, wigilijne popołudnie, budzę się po drzemce, mam na sobie koszulkę z pszczółką Mają. Pchnie świerkiem, z kuchni dochodzą kobiece głosy, panuje przyjemna krzątanina, a cały dom błyszczy światełkami z jednego drzewka – magia dzieciństwa. Pod choinką stoi ogromna szopka, w której włączam gwiazdę, a pokrętłami ruszam trąbą słonia i aniołem dzwoniącym dzwoneczkiem. W żłobku leży maleńki Jezus, dookoła pastuszkowie, Trzej Królowie i zwierzęta. Białym przyciskiem, ukrytym z tyłu, mogę włączyć światełko w stajence, tylko wtedy widać osiołka. Szopkę zrobił mój Dziadek i była nieodłącznym elementem moich dziecięcych Świąt. Dwa lata temu, kolejną zrobił dla moich dzieci. Tak samo nieodłączne i ukochane były kolorowe, przepiękne bombki Babci, które pamiętały pewnie lata jej młodości. Rok temu moja córka, stłukła ostatnią różową bombkę w kształcie i rozmiarze melona. Babci nie było żal, była szczęśliwa, że trzyletnia wnuczka stroi dla niej drzewko, śpiewając kolędy – taki prezent dla prababci.

Wracając do zimy sprzed trzydziestu kilku lat… nie wiem, która godzina, ani jakie są plany, ale wiem, że dziś wydarzy się coś wyjątkowego. Będzie pięknie. Inaczej niż codziennie. Z tamtego 24. grudnia pamiętam tylko to. Przez całe życie szukam tego poczucia radości z oczekiwania, bycia tu i teraz, odbierania rzeczywistości wszystkimi zmysłami. To mój największy świąteczny skarb, lekko już wyblakły i zmniejszający się każdego roku, ale noszę go w sobie, jak koralik szczęścia. Jako dorosła osoba cały czas szukam swojego sposobu na Boże Narodzenie. Wierzę, że znajdę taki, który sprawi, że mój koralik rozbłyśnie dla mnie i moich dzieci.

Dziś zapraszam was na trzy rozmowy właśnie o tym, o takich sposobach na Święta, które przynoszą radość. O poszukiwaniu, o domowych zwyczajach, o atmosferze i rodzinnym cieple. Bardzo dziękuję Asi, Oli i Kasi, że znalazły chwilę w tej grudniowej zawierusze i podzieliły się swoimi historiami.

*

Asię Strzałkowską znalazłam przez ogłoszenie w jednej z grup na Fb. Napisałam, że szukam rodzin, które chciałyby się podzielić swoimi domowymi zwyczajami. Napisała, że razem z mężem Antkiem i dziećmi, w tym roku pierwszy raz z dwójką, dwuipółletnią Felą i pięciomiesięcznym Frankiem, dzień przed Wigilią, organizują sobie taką kameralną domową uroczystość. Bardzo mnie to poruszyło. 

Wigilia przed Wigilią, skąd taki pomysł? 

Czas spędzony we własnym gronie jest dla nas na wagę złota, niestety ze względu na pracę Antka mamy go raczej niewiele. W ciągu tygodnia zostaje tylko ta godzina, dwie przed pójściem spać, kiedy wszyscy są już zmęczeni i nie jest to jakościowy czas. Chciałabym żeby maluchy pamiętały różne przyjemne zwyczaje z dzieciństwa, więc staram się wymyślać domowe rytuały. Święta mamy zwykle dość intensywne, pełne przygotowań i spotkań z bliższą i dalszą rodziną. Wigilie zaczynamy od późnego obiadu z moimi rodzicami, a później jedziemy na kolację do rodziny męża, gdzie zawsze dużo się dzieje. Dzieciaki krzyczą, biegają, bawią się i otwierają prezenty, a dorośli siedzą przy stole i skupiają się na sobie, więc nie ma miejsca na spokój i refleksje.

Jak wygląda ten wasz wyjątkowy wieczór? 

Jest trochę bardziej niż na co dzień, odświętna kolacja z prezentami. Oczywiście, nie mamy 12 dań, ani nie robimy wielkich przygotowań, za to gotujemy razem używając typowo świątecznych składników. Potem siadamy przy stole, otwieramy prezenty, gramy w gry i rozmawiamy o tym, co będzie się działo następnego dnia…

To piękne wprowadzenie w święta, chyba pozwalające wyhamować? Umiesz się wtedy zatrzymać? 

Chciałabym się zatrzymać, ale mam wrażenie że jestem w ciągłym biegu i przy dwójce maluchów z niczym się nie wyrabiam. W tym roku odpuściłam gotowanie i zdaję się na łaskę mam – mojej i męża. Po naszej stronie będzie zakup wina i kruche ciasteczka ozdobione dziecięcą rączką. Dwójka dzieci to nowy etap w naszym życiu, więc nie mamy jeszcze opracowanej logistyki. Wcześniej na pewno było spokojniej.

Cieszę się, że o tym mówisz, to trudne dla wielu z nas.

Wspominałaś na Fb, że wręczacie sobie własnoręcznie zrobione, tematyczne prezenty, co to było rok temu? 

Nie zależy nam na drogich prezentach ani gadżetach z górnej półki, za to lubimy wyzwania, kreatywność i dobrą zabawę. Dwa lata temu ustawiliśmy sobie limit do 10 zł. na osobę, musieliśmy mocno kombinować żeby w tej kwocie znaleźć coś ciekawego i wywołać uśmiech. W zeszłym roku była już z nami Fela, więc zrobiliśmy sobie laurki, bo to było na miarę jej możliwości.

A w tym roku jaki macie temat? Zdradzisz, co przygotowujesz? 

W tym roku niestety idziemy na łatwiznę i łatamy braki w garderobie. Aktualnie żadne z nas nie ma czasu na chodzenie po sklepach i osiągnęliśmy wiek, w którym para grubych skarpetek czy zimowe rękawiczki naprawdę cieszą.

Mikołaj jest w waszym domu postacią realną? 

Nie ma dzieciństwa bez odrobiny magii, więc mówimy o Mikołaju, który przynosi prezenty, wkłada je do skarpet i zostawia pod choinką. Resztę zostawiamy dziecięcej wyobraźni, nie straszymy rózgą i raczej nie będziemy się za niego przebierać. W tym roku próbowaliśmy „pisać” pierwszy list do Mikołaja, ale nie było entuzjazmu. Powstał za to piękny bazgroł oklejony masą naklejek. To będzie tak naprawdę pierwsza świadoma Wigilia Feli, więc zobaczymy jakie wrażenie pozostanie po Świętach…

Dziękuję za rozmowę. Dobrych Świąt dla was!

 

*

Kasia Karaim, moja redakcyjna kumpela, żona Bartka, mama ośmioletniej Poli i czteroletniego Leo, spakowała rodzinę i poleciała na koniec świata. Pierwsze to dla nich Święta inaczej niż zwykle. Na wnioski i ocenę jeszcze za wcześnie, ale uwaga, uwaga, specjalnie dla ładnebebe, gorąca linia z Abu Dhabi…

Wiem, że kochasz podróże, ten wyjazd to gwiazdkowy prezent?

Chyba nigdy nie traktowaliśmy podróży w kategorii prezentu, choć w kontekście Świąt może takie skojarzenie się nasunąć. Nas wyjazdy naprawdę napędzają, dają motywację do pracy. Ten był raczej nieuchronny, czuję, że po prostu musiał się wydarzyć tu i teraz, choć tak naprawdę pierwszy raz spędzamy święta poza domem. Po pierwsze mamy niepisaną tradycję, że w okolicach Zaduszek (nie pytaj czemu) siadamy i niby niechcący wynajdujemy promocje na bilety lotnicze, to chyba jakieś jesienne przesilenie! Po drugie ta jesień była dla mnie trudna, Bartek pojawiał się i znikał w związku z pracą, więc ogarnianie dzieciaków, szkoły, lekcji, obiadów i pracy… sama wiesz. Wszyscy czuliśmy, że musimy wreszcie pobyć razem, tak naprawdę gdziekolwiek. A po trzecie jest to kierunek podszyty nostalgią, wspomnieniami.

Ciągnie się tu nitka historii twojego męża.

Tak, mieszkał tu jako dziecko aż do szesnastego roku życia. Kiedyś nie mogłam zrozumieć, dlaczego podczas każdej wizyty teściów, zawsze prędzej czy później pada słynne zdanie: a pamiętasz jak kiedyś w Abu Dhabi… Teraz będąc sama matką, widzę jak to był ważny czas i ile on ma tu wspomnień. Podjechaliśmy więc pod wieżowiec w stylu lat 90., Bartek pamiętał nawet numer mieszkania… Opowiada dzieciakom o szkole (hinduskiej), o słodyczach jakie kupował, o mieszkaniu na campie, gdy ojciec budował wodociągi.

Jak dzieci przyjęły ten pomysł Świąt inaczej niż zwykle? 

Oni są przyzwyczajeni, że ciągle gdzieś nas nosi. Pola bardziej marudzi, bo po pierwsze jako jedyna lubi zimę, a po drugie przejmuje się nieobecnościami w szkole. Spokojnie, książki wzięte! Najbardziej martwiła ją kwestia Mikołaja – absolutnie nie wierzy, że może on znaleźć nas tak daleko od domu, nie robimy więc żadnych przedstawień o brodatym jegomościu, który zamiast na reniferach przybędzie tu na wielbłądach. Dla nich Mikołaj jest w Polsce i tyle. Udało nam się ich przekonać, że poczeka i przyjdzie z lekkim poślizgiem.

Urządzicie sobie kolację wigilijną, czy wczasy od wszystkiego?

Nie chcemy niczego udawać, robić barszczu z torebki. Nasyciliśmy się atmosferą Świąt, bo w tym roku celowo ozdobiłam mieszkanie wcześniej, pojawił się bukiet z gałęzi z bombkami, monstera przywdziała sznur ze światełek. Kilka razy jedliśmy już barszcz i pierogi przed wyjazdem. Postanowiliśmy, że po przyjeździe zrobimy kolację z dziadkami, taką bardziej noworoczną, a na stół wjedzie dosłownie kilka potraw: koniecznie kapusta z grzybami mojej mamy! No i przez te uchylone drzwi brodaty jegomość spóźniony, z zadyszką wpadnie….

Jakie są Emiraty na Święta? Co cię zaskoczyło? 

Jeszcze nie wiem, jesteśmy tu kilka dni, ale nie czuję jakoś szczególnie atmosfery Świąt. I na szczęście nie czuję świątecznej gorączki. Do galerii handlowych się nie wybieramy jakoś specjalnie, co może niektórych dziwić, ale tu niekoniecznie trzeba spędzać czas na zakupach! Ta gorączka kupowania, byle więcej, byle odhaczyć z listy mnie osobiście przeraża, to co widziałam w sklepach w Warszawie już na początku grudnia… Kupiłam po prezencie online w listopadzie. Paradoksalnie w tym kraju nadmiaru, bogactwa, nie widzę kompulsywnie kupujących tłumów, kolejek do wyjazdu z galerii. A 24? Spędzimy ten dzień razem robiąc coś, co każdy lubi. Symbolicznie chcę też wręczyć kartki z życzeniami, jakie napisałam podczas redakcyjnej sesji.

Jesteście na miejscu kilka dni, do Świąt jeszcze kilka kolejnych, nic cię nie uciska, niczego nie brakuje? Za niczym nie zatęsknisz?

Mieliśmy trochę chorowity start, przywlekliśmy rotawirusa i kaszel, więc to jedyna rzecz, o którą się martwię. Gdy widzę jak dzieciaki chłoną nowe miejsca i historie opowiadane przez tatę, to myślę, że każda podróż jest dobrą decyzją. Za smakiem Świąt pewnie się stęsknię, ale babcie w domu czuwają, stół nie będzie pusty. Na pewno dołożymy herbatę z kardamonem i tutejsze słodkości.

Zdrowiejcie i bawcie się dobrze!

 

Fot.: Archiwum prywatne

*

Pukam do krakowskiego domu, gdzie tradycyjne Święta oznaczają wszystko, co najlepsze. Rodzinne bycie ze sobą, biesiadowanie, kolędowanie, a wcześniej wspólne przygotowanie. Ola Milejska-Lekki, mama szesnastoletniej Julki, ośmioletniej Hani i półtorarocznego Leo znalazła też sposób, by w grudniu wyhamować, pobyć razem, wprowadzając się w dobre nastroje. 

Olu, wy się odnajdujecie w tradycyjnym spędzaniu Świąt…

Przyznam, że kilka razy próbowaliśmy myśleć o świętowaniu na wakacjach z dala od domu, ale za
każdym razem pomysł ten spotykał się ze stanowczym oporem naszych córek. Dla nich święta to dziadkowie i ciocia Madzia czyli moja siostra. I tak od kiedy pojawiła się nasza druga córka, zarówno moi rodzice jak i mama
męża przyjeżdżają na ten czas do nas. Kolację wigilijną przygotowuje moja mama, my mamy nie przeszkadzać i biegać po wszystko, co sobie przypomni. Przeważnie w dzień Wigilii ubieramy choinkę. Po kolacji, którą zjadamy u mojej siostry, piętro wyżej, schodzimy do nas pośpiewać kolędy przy pianinie i dać czas Aniołkowi na pozostawienie
prezentów pod choinką. Kiedy dzieci ochłoną już z emocji i uda im się zasną  w spokoju dopijamy kompot z suszu. Następnego dnia zaczynamy wspólnym śniadaniem już u nas. Potem dzieci angażują babcie we wspólną zabawę, każdy coś podjada, a kalorie spalamy podczas wspólnych spacerów, co roku odwiedzamy Franciszkanów i ich żywą
szopkę. Na rynku zawsze jest okazja, by pośpiewać kolędy. I tak powolnie, leniwie i z pieśnią na ustach mijają 2 dni.

Żeby tak sobie poświętować, to trzeba najpierw sporo przygotować. Babcia jest szefową kuchni, a reszta jaki ma specjalizacje?

W przygotowania zaangażowani są wszyscy, choć każdy na swój sposób, panowie na przykład zajmują się choinką, ale ubieranie jej spoczywa głównie na dziewczynkach. Dziadek w Wigilię zabiera dzieci na spacer. Dziewczyny sprzątają swoje pokoje, choć Hania chętniej ćwiczy kolędy na pianinie. Ja zajmuje się dekoracjami, babcia gotuje, każdy chwilowo nie zajęty staje się jej pomocnikiem i gońcem.

W tym ferworze udaje się znaleźć wam trochę czasu na przyjemności? 

Mamy taką naszą małą tradycją, że jeszcze w grudniu wyjeżdżamy razem na kilka dni. Raz zdarzyła nam się wyprawa do Świętego Mikołaja do Laponii, ale przeważnie jeździmy w nasze góry. W tym roku pojechałam tylko z dziewczynkami i ich koleżanką na narty, typowo babski wyjazd, polecam każdemu. Do chłopaków dołączyła mama mojego męża i wiem, że podarowałam jej najpiękniejszy czas, w którym dostała swoich mężczyzn na wyłączność (śmiech).

Zdałam sobie sprawę, że bardzo brakuje mi wspólnych chwil spędzanych z książką i z tym dziewczęcym światem, który dzielę z Hanią i który uwielbiam. Dlatego postanowiłam, że każdego wieczoru adwentu, będziemy wspólnie czytać, pomimo, że ona już mamusine czytanie dawno ma za sobą.

Między waszymi dziećmi jest spora różnica wieku, jak to wpływa na temat Mikołaja? 

Wszyscy wierzą, Mikołaj nie przychodzi do tych, co nie wierzą, zwłaszcza gdy są starzy (śmiech). Dla Leo to jeszcze temat abstrakcyjny, Julia jest na tyle dojrzała, że wie, że nie wolno nikogo pozbawiać  marzeń.

Pogrzebiesz proszę ciut w pamięci? Znajdziesz świąteczne wspomnienie, które zostało z tobą? 

W moich wspomnieniach, Święta mają zapach sosny i pasty do podłóg i mebli (śmiech). To czas, kiedy babcie wygrywały z koleżankami, ale jedzenie było najgorsze w skali roku. Dziś za grzybową mojej mamy i kompot z suszu oddałabym ekspres do kawy, gdyby była oczywiście taka bezwzględna konieczność!

Czego mogę wam życzyć? 

Zawsze zdrowia w nielimitowanej ilości i bliskich dobrych ludzi  w życiu.

Tego wam życzę!

*

A jak wy spędzacie Święta? Jak wspominacie, te najpiękniejsze, piszcie proszę, bo zawsze dobrze się zainspirować. Życzę wam, by tegoroczne, były takie, jak chcecie.

Przypominam zeszłoroczną rozmowę z psychologiem Agnieszką Stein, bo w Święta, dobrze jest pomyśleć o sobie.

 

 

Powiązane