ładnebebema10lat

Świąteczne spotkanie z Olą Milejską-Lekki

Sprawdzamy co słychać u starych, dobrych przyjaciół

Świąteczne spotkanie z Olą Milejską-Lekki
Kinga Hołub

Oto nasze trzecie świąteczne spotkanie i znów wypełnione po brzegi miłością. Aż się porozlewało. I kto to teraz posprząta? Ola!

Uważajcie, bo od tej lektury będą łzy. Znając Olę Milejską-Lekki, autorkę bloga Cacaovo i mamę 17-letniej Julii, 10-letniej Hani i 2,5-letniego Leo, można się było tego spodziewać. Ten zawsze zaangażowany, pełen pomysłów człowiek zrobił z nami tyle dobrego przez ostatnie 10 lat, że nie sposób tego zliczyć, a wspominając – nie spłakać się jak bóbr. Zawsze z ochotą, zawsze na 100 procent, we wzajemnej sympatii i wzajemnym zachwycie. Mimo trudności, które wieloma rysami naznaczyły ostatnią dekadę w życiu Oli i z których wyszła zwycięsko, jej wewnętrzna pogoda wciąż jest taka sama. Ustawiona na słoneczne grzanie o temperaturze 30 stopni Celsjusza. Wy już wiecie, za co my lubimy Olę. Teraz przeczytajcie, za co ona lubi nas. Love forever!

*

Czy mogłabyś spróbować wymienić kilka najważniejszych wydarzeń z ostatniej dekady twojego życia? 

Wydaje mi się, że minione 10 lat było najbardziej znaczące w moim życiu. Nabrałam dużo dystansu do otaczającego mnie świata, a zaczęłam nadużywać słowa „kosmos” (zarówno, gdy coś mnie przeraża, szokuje, jak i zachwyca). Moje życie, pomimo bardzo trudnych momentów, stało się spokojniejsze i lżejsze. Pomiędzy trzydziestką a czterdziestką zaczynamy chyba lepiej rozumieć własne doświadczenia, potrafimy wsłuchiwać się w wewnętrzny głos i nie poddajemy się tak łatwo teoriom spiskowym i zbiorowym histeriom. Do lamusa odchodzi też słowo „nigdy”. Ponad 10 lat temu bałam się, że nigdy przenigdy nie pokocham nikogo tak mocno jak moją, wówczas 7-letnią, córkę Julkę. Okazało się, że z kolejnymi dziećmi ta miłość się mnoży, a nie dzieli i to bez naszego udziału. Zarzekałam się też, że nigdy nie mogłabym mieszkać poza Polską, a pierwsze 3 lata ostatnich dziesięciu lat spędziliśmy w Sztokholmie. Mówiłam: żadnych zwierząt w domu, a dziś wyprowadzam na spacer Charliego. Uważałam się za pesymistkę i panikarę, czasem poddawałam walkowerem, co nie budowało mojej pewności siebie. A jednak w sytuacjach najtrudniejszych cały mój organizm przestawiał się na zadaniowy, sprawczy tryb. Bez wątpienia najważniejsze momenty tej dziesiątki związane były z moimi dziećmi – operacjami serduszka Hani, narodzinami Leona czy kolejnymi etapami edukacji Julii. Moja praca i rozwój były gdzieś pomiędzy.

Od jak dawna kolegujesz się z redakcją Ładne Bebe?

Chyba od samego początku. Hania niedawno skończyła 10 lat, a ja bloga Cacaovo założyłam na krótko przed jej roczkiem.

Pamiętasz, jak na nas trafiłaś?

Mieszkaliśmy wtedy w Sztokholmie, Hania była już po dwóch operacjach, a ja bardzo potrzebowałam resetu głowy. Chciałam żyć zwykłymi problemami macierzyństwa i trochę sobie ten świat uładnić. Szukałam informacji o aktywnościach dedykowanych dzieciakom, o wydarzeniach kulturalnych, o nowościach wydawniczych, po które sięgałam przy każdej wizycie w Polsce, czy praktycznych gadżetach. I tak trafiłam na Ładne Bebe, które na początku też było blogiem (śmiech). To były fajne czasy. Poznałam kilka dziewczyn, które robiły piękne zdjęcia i dokumentowały życie swoich dzieci, starając się, by przekaz był zawsze pozytywny, co nie znaczy lukrowany, a ja potrzebowałam takich bodźców. Ładne Bebe od początku poszło też mocno w modę dziecięcą. Mieszkałam w Sztokholmie i miałam w sklepach dobry przekrój marek uznawanych wówczas za niszowe. W Polsce powstawały wtedy pierwsze dziecięce sklepy online, potem pojawiły się polskie marki szyjące dla dzieci. Ładne Bebe od początku było wielkim popularyzatorem polskich firm, doceniając ich jakość i wartość. Szybko stałyście się takim moim okienkiem na odległe dla mnie i normalnie niedostępne podwórko. W dodatku szybko się uczyłyście, strona przechodziła spektakularne metamorfozy, a wy produkowałyście supersesje modowe. Z czasem tematyka lekka, łatwa i przyjemna zaczęła ustępować miejsca trudniejszym tematom. Chyba dojrzewam wraz z wami, bo lubię sięgać do blogów i rozmów, ale najwięcej czytałam relacji z podróży.

Za co najbardziej lubisz Ładne Bebe?

Od samego początku za kulturalną komunikację. I to na różnych płaszczyznach. Nie boicie się trudnych tematów, ale pokazujecie, jak pięknie można się różnić. Przez te kilka pierwszych lat mailowo miałam okazję rozmawiać z Małgosią (założycielka Ładne Bebe – przyp. red.) – tu wielki buziak dla niej) i była to prawdziwa przyjemność. Zresztą po drugiej stronie komputera zawsze pojawia się od was ktoś fajny. Przez te 10 lat żadnej wtopy. Wszystkie was, dziewczyny, ściskam mocno! W prawdziwym życiu poznałam Paulinę (redaktor naczelna – przyp. red.), która skradła serce moje i Julki, i która jest jedyną na świecie posiadaczką najładniejszych naturalnych blond loków ever!

A skoro mam już okazję dziękować, to muszę wymienić dziewczyny, które stały po drugiej stronie obiektywu: Asię z Migavki, Marysię Miklaszewską, Kingę Hołub, Ewę Przedpełską. Pozdrawiam was serdecznie.

Jak przygotowujesz się do tegorocznych Świąt? Jak chciałabyś je spędzić?

Kiedyś rozważaliśmy wyjazd świąteczny, ale gdy zaproponowaliśmy to naszym córkom, ich zdziwienie i rozczarowanie nami, tym jak w ogóle przyszło nam do głowy spędzić święta bez dziadków, sprawiło, że pogrzebaliśmy temat. Więc spędzimy ten czas bardzo rodzinnie, w Krakowie. Z roku na rok przygotowaniom do Świąt towarzyszy mniejszy szum. Leoś jest jeszcze malutki, więc nie dokładam sobie pracy, angażując wszystkich w zadania, które trwałyby dłużej niż normalnie (śmiech). Ale staramy się budować atmosferę ciepła i bliskości, czytamy wspólnie, palimy świeczki, na pewno upieczemy pierniczki, obejrzymy „Express Polarny” i „Rudolfa”.

Dziękujemy za słowa ciepłe jak pierniki wyjęte prosto z pieca. Życzymy ci spokojnych Świąt i wielu jeszcze wspólnych dekad razem. 

Kochane Ładnebebe! I dla was całą naszą piątką składamy najserdeczniejsze życzenia miłości i zdrowia. Niekończących się pomysłów i chęci do działania. Grajcie jak Wielka Orkiestra, do końca świata i o jeden dzień dłużej!

*

Przed nami i Wami jeszcze jedno świąteczne spotkanie. Oczywiście nie powiemy, kto będzie jego bohaterką, ale małą wskazówkę możemy przemycić: pracowała z nami przy tworzeniu „Książki do zabawy” i chyba nie ma takiej rzeczy, której swoimi cudownymi rękami nie potrafiłaby stworzyć. I już jesteśmy cichutko.