adaptacja cykl Blisko rozmowa

Spokój na dobry początek

O wyzwaniach związanych z adaptacją rozmawiamy z psycholożką Elizą Skop

Spokój na dobry początek
Natalie Bond (zdjęcie główne) i materiały partnera

Pierwsze dni września to dla wielu dzieci i ich rodziców czas nowych doświadczeń związanych ze startem w żłobku lub przedszkolu. Jak w czasie adaptacji zająć się emocjami – i dziecka, i swoimi – opowiada psycholożka Eliza Skop (@psychologwprzedszkolu).

Pamiętam swoje pierwsze dni w przedszkolu, to była zerówka. Płakałam tak bardzo, że zwymiotowałam. Czy te początki muszą się wiązać z tak silnymi emocjami? 

Reagujemy różnie, zarówno dorośli, jak i dzieci. Jedni będą się uzewnętrzniać, czyli wyrzucać z siebie emocje, i wtedy mogą się pojawić nawet jakieś dolegliwości ze strony organizmu. Inni będą w trwać w zamrożeniu i dopiero gdy stres odpuści, pojawią się emocje albo potrzeba, by to „odchorować”. Początek września i związana z nim adaptacja w różnych placówkach przynosi silne emocje i u dziecka, i u rodzica.

To już za chwilę. Jak się nie bać?

W przypadku adaptacji – czy do żłobka, czy do przedszkola, czy już do szkoły – najważniejsze, jeśli chodzi o rodziców, jest to, by byli pewni swojej decyzji. To znaczy naprawdę przekonani do tego, aby dziecko chodziło do konkretnego żłobka, przedszkola czy tej dokładnie szkoły. To jest trudne oczywiście, bo czasami nie mamy wyboru i musimy posłać dziecko do jedynej placówki w okolicy. Jeżeli rodzic będzie miał wątpliwości, nie będzie ufać temu miejscu, dziecko będzie przejmowało te emocje. A to my jako rodzice, ludzie dorośli, powinniśmy mieć strategię radzenia sobie z emocjami i niezarażania nimi naszych dzieci.

To jak z maską w samolocie – najpierw zakładam sobie, dopiero potem dziecku?

Trochę tak. Jeżeli sama nie będę radzić sobie ze swoimi emocjami, to jak mam wesprzeć moje dziecko, które nawet poznawczo może jeszcze nie rozumieć tego, co się dzieje, bo jest małe i działa na zasadzie neuronów lustrzanych, czyli przejmuje samopoczucie i uczucia ode mnie czy innej bliskiej osoby. Pewność rodzica to dobry początek. Warto nabrać przekonania, że pójście dziecka do żłobka czy przedszkola jest w danym momencie najlepszą rzeczą, jaką możemy dla naszego systemu rodzinnego zrobić. I to może wynikać oczywiście z bardzo różnych powodów. Zarówno z tego, że rodzic wraca do pracy, finansowo nie jest w stanie zapewnić dziecku na przykład niani albo po prostu nie może zostać z nim w domu. Może być też przecież tak, że niektóre dzieci są naprawdę „trudne w obsłudze”, wymagające i rodzic jest zwyczajnie zmęczony albo nawet wypalony. Chęć zadbania o swoje zasoby i posłanie dziecka choćby na kilka godzin do żłobka czy przedszkola pozwoli zaczerpnąć powietrza, dzięki czemu będzie mógł się lepiej zajmować dzieckiem. Sfrustrowany rodzic nie będzie wspierającym opiekunem, który udźwignie ciężar wychowania.

Powody mogą być różne, ale przekonanie, że w tym momencie podejmujemy najlepszą możliwą decyzję dla naszej rodziny, powinno generować w nas spokój. Chociaż oczywiście to jest trudne. Sama tego doświadczyłam, gdy moje dziecko szło do żłobka. I tutaj wchodzą różne strategie radzenia sobie z emocjami.

Jakie?

Dla jednych to będą ćwiczenia, spacery, bieganie, joga – wyrzucenie z siebie emocji w ramach aktywności fizycznej. Dla innych tą strategią będzie po prostu płacz. Jeżeli chce nam się płakać, gdy oddajemy dziecko do przedszkola lub żłobka, to warto, żeby ono tego jednak nie widziało. Płacz jest dobry, jest świetnym narzędziem do regulacji emocji, ale dziecko nie potrzebuje widzieć rodzica płaczącego, kiedy ono idzie w pierwszy, drugi czy piąty dzień do nowej placówki. Trzeba więc uruchomić własną siłę psychiczną, by  pożegnanie z dzieckiem miało pozytywny wydźwięk. Dopiero kiedy drzwi się za nim zamkną, możemy płakać. Wiem, że mamy często płaczą w samochodzie. Jeszcze inni potrzebują się czymś zająć, ja tak mam. Gdy mój synek pierwszy raz został w żłobku, wysprzątałam całą kuchnię. Oczywiście możemy tu korzystać z różnych technik – mindfulness, medytacja, relaksacja, oddychanie.

A jak w czasie adaptacji do żłobka czy przedszkola pomóc dziecku poradzić sobie z jego emocjami?

W przypadku tak małych dzieci, a często są to dzieci, które nie potrafią jeszcze mówić, najważniejszy jest nasz spokój. Dziecko się zaraża i trudnymi emocjami, i spokojem, radością, optymizmem. Pozytywne nastawienie i przedstawienie nowego miejsca są ważne. Warto pokazać dziecku, że ufamy tym paniom, które będą się nim opiekować. Ono powinno się dowiedzieć od rodzica, że ta pani to też jest ktoś bezpieczny i bliski. A po przedszkolu trzeba się zaopiekować emocjami dziecka, bo właśnie wtedy ono potrzebuje odreagować godziny spędzone w placówce.

Jak może to wyglądać?

Wiele zależy od dziecka, od tego, w jakim stopniu jest reaktywne, jak sobie radzi z emocjami, jak je przeżywa. Jedne dzieci będą wyrażać emocje w przedszkolu, na przykład płakać, a inne – trwać w zamrożeniu i dopiero w domu odreagowywać. A jeszcze inne dzieci, o czym też warto wspomnieć, adaptację przejdą bardzo łagodnie i będzie im się podobać w przedszkolu.

Dziecko może być tym okresie być bardziej drażliwe, płaczące, marudne, gorzej spać. Może jeszcze bardziej potrzebować rodzica. Będzie do niego „przyklejone”, wszystko będzie chciało z nim robić, by nabrać pewności, że rodzic jest i nie znika, kiedy ono przebywa w przedszkolu. Mogą się zdarzać wybuchy złości, a eskalacja niekontrolowanych emocji będzie większa niż zazwyczaj.

„Adaptacja właściwie polega na tym, żeby nawiązać relacje. I to nie z innymi dziećmi, na to przyjdzie czas, ale właśnie z dorosłymi.”

Jak sobie z tym radzić?

Trzeba się uzbroić w cierpliwość i wykazać zrozumienie, bo dziecku właśnie zupełnie zmienił się świat. Ono samo nie wie, co czuje, bo po prostu czuje wszystko naraz. Pozwólmy na przeżycie tych emocji, zapewnijmy o tym, że jesteśmy, ale się nie narzucajmy, jeżeli dziecko tego nie chce. Na przykład mój syn, gdy się denerwuje, nie chce, żebyśmy przy nim byli, przytulali go, mówili coś do niego, w ogóle byli obok. Jedno dziecko będzie potrzebowało odcięcia się od bodźców, a inne przytulania, zapewniania o naszej obecności, bycia nie na100, a na 200 procent.

Warto też zaplanować razem wspólny czas po przedszkolu. To może być wyjście na lody, spacer, zabawa konkretną zabawką.

A jak długo może trwać to odreagowanie, o którym mówiłyśmy, czyli de facto adaptacja?

Jak każdy psycholog powiem: to zależy. Zarówno od dziecka i jego temperamentu, jak i od konkretnego przedszkola i żłobka. W niektórych miejscach jest więcej dzieci, panie się częściej zmieniają, zatem bodźców i trudności może być więcej. Adaptacja właściwie polega na tym, żeby nawiązać relacje. I to nie z innymi dziećmi, na to przyjdzie czas, ale właśnie z dorosłymi.

A zatem nie chodzi o rówieśników?

Jak powiedziałam wcześniej, to dorośli budują poczucie bezpieczeństwa u dziecka. A dziecko, żeby się dobrze zaadaptowało, musi się czuć w przedszkolu bezpiecznie. Aby czuło się bezpiecznie, musi mieć relację z nauczycielem czy opiekunem. Więc adaptacja polega na budowaniu relacji i oczywiście najlepiej, jeśli to się wydarzy szybciej niż później, ale nie zrażajmy się, jeżeli to trwa dwa, trzy, cztery tygodnie. Zwłaszcza że i tak dzieci zazwyczaj chorują na samym początku, przez kilka dni chodzą do przedszkola, a później mogą się zdarzyć dwa tygodnie choroby. I adaptacja zaczyna się od nowa.

Co powinno zaniepokoić? Kiedy można stwierdzić, że adaptacja trwa już za długo? 

Jeśli adaptacja trwa wiele tygodni, a nawet miesięcy i nic się nie zmienia, nie jest ani trochę lepiej, warto się zastanawiać, co można zmienić.

Co?

Strategię adaptacji. Może da się kogoś zaangażować, żeby dziecko było wcześniej odbierane z przedszkola, by nie było tam tak długo. Oczywiście można nie mieć takich możliwości i zasobów, jeżeli oboje rodzice pracują po osiem godzin, a dziadkowie mieszkają zbyt daleko. Warto pomyśleć, czy można jeszcze jakoś inaczej wesprzeć dziecko. Na przykład dać mu coś naszego. W przedszkolu, w którym pracuję, jest dziewczynka, która dziś je uwielbia, ale wcześniej płakała praktycznie przez dwa lata. Mama dała jej kocyk z domu, w zasadzie pieluchę tetrową i ona stanowiła dla niej swego rodzaju amulet. Do dziś ją przynosi i przytula w trudnych chwilach. Takie rzeczy z domu mogą pomóc w budowaniu poczucia bezpieczeństwa. Szukamy sposobów na to, żeby dziecku pomóc i by ono się czuło bezpiecznie.

Czy łagodna adaptacja, w ramach której rodzic może być z dzieckiem, to wzorzec? Jak to powinno przebiegać?

W założeniu taki powolny schemat – gdy dziecko nie jest rzucane na głęboką wodę i zostawiane pierwszego dnia w placówce na osiem godzin – powinien pomóc dziecku nabywać poczucia bezpieczeństwa. Ale nie zawsze jest możliwy do zrealizowania, i to z różnych powodów. Czasem z niechęci danej placówki, a czasem jest to podyktowane organizacją tego miejsca. Istnieje też ryzyko, że dziecko się za bardzo przyzwyczai do obecności rodzica w żłobku i przedszkolu i jeszcze trudniej będzie zmienić ten schemat. Każdy model adaptacji ma plusy i minusy.

Dużo mówiłyśmy o tym, co robić, a zastanawiam się, czy jest coś, czego nie powinniśmy robić i mówić.

Nie umniejszajmy emocjom dziecka, nie zaprzeczajmy im, nie zabraniajmy ich przeżywania. Zamrożone, stłumione emocje odbiją się na nim, wyjdą w najmniej spodziewanym momencie. Czyli nie mówimy: nie płacz, nic się nie dzieje, przestań, nie ma o co płakać, nie ma czym się martwić, nie ma się czego bać. Zamieniamy to na: rozumiem, że się boisz, też się stresuję nowymi sytuacjami, widzę, że jest ci trudno itd. Nie należy też obiecywać gruszek na wierzbie. Nie możemy mówić dziecku, że będzie się świetnie bawić, na pewno będzie super, będą fantastyczne zabawki itp. Po pierwsze możemy tego nie wiedzieć, a po drugie na początku naprawdę dziecko może wcale nie bawić się świetnie. Albo w ogóle się nie bawić. Ponadto nie porównujmy swojego dziecka do innychi. Co miałoby to dać, że powiemy: „Zobacz, a Krzysiu nie płacze”? Naszego Stasia takie słowa nie zmotywują do tego, żeby sobie nagle poradzić z emocjami i nie płakać. To nie działa.

Jak w takim razie powinno wyglądać pożegnanie, rozstanie w szatni?

Najlepiej umówić się wcześniej, czyli nie wtedy, gdy jesteśmy już w tych emocjach, które są w szatni, w jaki sposób będziemy się żegnać. Można sobie wymyślić jakiś fajny wierszyk. Najlepiej nie kończyć przytuleniem, ponieważ później trudno jest się od siebie odkleić. Samo przytulanie jest jak najbardziej OK, ale potem piąteczka i pa, pa. Bardzo istotne jest, aby dziecko samo weszło do sali. Czyli żeby nie było wnoszone, przekazywane z rąk do rąk, odrywane od rodzica.

Czy dla oswojenia tematu warto bawić się w domu w przedszkole, w odgrywanie ról?

Zabawa jest naturalnym językiem dzieci, które mogą w niej odreagować lub przeżywać na nowo swoje doświadczenia. Najlepiej, jeśli dziecko w tej zabawie nie jest przedszkolakiem, tylko panią albo rodzicem, i ono „idzie do pracy”. Ale nie wszystkie dzieci w to wejdą, na przykład trzyletnie dzieci czasami jeszcze nie potrafią się bawić aż tak bardzo na niby, opowiedzieć historii w zabawie. Wtedy możemy zaaranżować sytuację z pluszakami czy lalkami. Jeśli jednak widzimy, że dziecko nie chce, nie róbmy tego na siłę.

Ważne, aby nie przesadzić. To widać zwłaszcza w przypadku dziecka idącego do grupy starszaków lub do pierwszej klasy, gdy dorośli wciąż mu przypominają, że idzie do szkoły, że zostanie pierwszoklasistą, każdy je pyta o to samo i chce rozmawiać tylko o tym. To może działać negatywnie, dziecko może po prostu mieć dość tego tematu.

„Pytanie „jak było w przedszkolu?” jest z rodzaju tych, na które nie otrzymamy żadnej odpowiedzi. I nie zasypujmy dziecka pytaniami – jedno, dwa wystarczą. Nie pytajmy od razu, kiedy dziecko przejdzie przez drzwi sali.”

Kiedy możemy stwierdzić, że dziecko już się zaadaptowało?

Gdy dostajemy informacje od pań, że dziecko uczestniczy w przedszkolnym życiu, czyli interesuje się zabawkami, mówi do opiekunek albo do rówieśników, ma jakąś aktywność w przedszkolu i poddaje się temu, co się tam dzieje, czyli bierze udział w zajęciach, swobodnych zabawach, posiłkach itp. Może być tak, że dziecko samo opowiada albo odpowiada na pytania o przedszkole. Przy czym są dzieci, które nie opowiadają albo z których trzeba wyciągać informacje, bo po prostu nie pamiętają, co danego dnia robiły.

O co w takim razie pytać?

O konkrety typu „czy byliście na spacerze?”, „czym się bawiłeś?”, „z kim się bawiłeś?”, „czy jadłeś zupkę, czy ziemniaczki?”. Pytanie „jak było w przedszkolu?” jest z rodzaju tych, na które nie otrzymamy żadnej odpowiedzi. I nie zasypujmy dziecka pytaniami – jedno, dwa wystarczą. Nie pytajmy od razu, kiedy dziecko przejdzie przez drzwi sali. Odpuśćmy chwilę, dajmy mu się ucieszyć tym, że nas znowu ma, i my sami się ucieszmy dzieckiem, przytulmy je, powiedzmy: „Fajnie, że znowu jesteśmy razem, cieszę się, że cię widzę”.

Czy o adaptacji mówimy tylko w przypadku, gdy dziecko idzie pierwszy raz do żłobka lub przedszkola, czy też należy o niej pomyśleć także po powrocie po wakacjach?

Każdy powrót po dłuższej przerwie może, choć nie musi, wiązać się z koniecznością ponownej adaptacji. Nazywamy to readaptacją. Ona powinna trwać krócej niż wtedy, gdy dziecko jest pierwszy raz w tym miejscu, ale też może się wiązać z większą emocjonalnością czy drażliwością. Może się pojawić wzmożona potrzeba bliskości z rodzicem. Często się zdarza, że dzieci „zapominają” pewne umiejętności – chcą, by rodzic zakładał im buty albo je karmił. To naturalne, można w to wejść na zasadzie zabawy. Dziecku daje to poczucie, że rodzice są nadal dla niego, że je kochają i chcą mu pomagać.

Przy czym dłuższa przerwa to w przypadku kilkulatków pojęcie względne, czasem wystarczy dwutygodniowa nieobecność spowodowana chorobą. Warto też podkreślić, że nawet jeśli dziecko chodziło do żłobka i teraz zaczyna przedszkole, to też będzie potrzebować adaptacji. Nie jest tak, że jeśli dziecko chodziło do żłobka, zaadaptowało się do niego, to już wszystko przeżyje. Nie. Przedszkole to nowe miejsce, nowe osoby, właściwie nowe wszystko.

Czy jednak jest szansa, że później będzie łatwiej, łagodniej? Mój syn właśnie zaczyna pierwszą klasę, więc żywo mnie to interesuje. 

Można zakładać, że będzie łatwiej przede wszystkim dlatego, że dziecko jest starsze i ma większe możliwości poznawcze, opanowało też jakieś sposoby związane z samoregulacją emocji. Zwłaszcza jeśli jego bliscy zwracają uwagę na te emocje, to ono potrafi je już nazywać, wie, co się z nim dzieje. Możemy z nim porozmawiać o tym, co mu pomaga: czy woli przejechać się rowerem i wyżyć fizycznie, czy obejrzeć film i poprzytulać z mamą. Pamiętajmy, że skoro dziecko idzie do szkoły, to znaczy, że tę gotowość szkolną ma. To znaczy, że sobie poradzi, i to nie tylko pod kątem edukacyjnym, ale także społecznym. Oczywiście nie odpuszczamy wsparcia, opiekowania się tym naszym pierwszoklasistą.

Z jaką myślą zostawimy rodziców na początek września?

Dacie sobie radę. I wy, i wasze dzieci. Życzę rodzicom, aby mieli w sobie wiarę, że będzie OK. Będą pozytywne momenty i będą trudniejsze, tak jak w życiu. Uwierzcie, że macie zasoby, by sobie z tym poradzić – żeby ta przygoda żłobkowa, przedszkolna i szkolna nie była trudnym doświadczeniem, ale właśnie przygodą.

***

Eliza Skop

Psycholożka, na co dzień pracuje w przedszkolu z dziećmi neurotypowymi i z różnego rodzaju zaburzeniami rozwojowymi (między innymi autyzmem dziecięcym, zespołem Downa, niepełnosprawnością intelektualną, mózgowym porażeniem dziecięcym) i ich rodzicami; prowadzi zajęcia rozwijające kompetencje emocjonalno-społeczne, wczesne wspomaganie rozwoju dziecka i zajęcia rewalidacyjne.

Partnerem cyklu jest Blisko – sieć niepublicznych żłobków i przedszkoli bliskościowych, punktów opieki dziennej i klubów dziecięcych, które wspierają w świadomym rodzicielstwie. Częścią Blisko są też Wioski – kameralne miejsca opieki inspirowane filozofią Reggio Emilia. Wioski są miejscami premium, otwierają je i prowadzą osoby, które chcą zmieniać edukację wczesnodziecięcą. Więcej o sieci Blisko przeczytacie tutaj.

Dodaj komentarz