O tym, że poród jest ważnym, granicznym doświadczeniem słyszymy albo nie dość, albo za dużo. O tym, że jest połączony z ciążą i połogiem, wciąż się milczy. Mój poród, choć minęło od niego ponad trzy i pół roku, dalej kładzie się cieniem na wspomnienia początków macierzyństwa. Zaskoczył mnie, wciągnął w bolesny wir, odebrał sporo pewności, że wiem, jak być mamą. No bo skąd mam wiedzieć, skoro moje ciało nie potrafiło sprawnie, spokojnie urodzić, tak „jak wszyscy”?
Dlatego e-booka „Trudny poród” wydanego przez Babki z piersiami połknęłam na raz, a na wywiad z jego współautorkami i twórczyniami profilu o tej samej nazwie – Martą i Magdą – stawiłam się pełna emocji. Niby już uporządkowanych podczas terapii, ale jednak wiecznie żywych. Jeśli macie poczucie, że nie tak miało być, mam nadzieję, że ta rozmowa Was otuli. Tak, jak otuliła mnie.
Jedno z wrażeń, a wręcz odkryć po lekturze e-booka jest takie, że poród może być trudny na bardzo wiele sposobów. Wasze opowieści dały mi zupełnie nową perspektywę. Jaki to jest w ogóle trudny poród?
Marta: Staramy się nie tworzyć takiej definicji. A to, co powiedziałaś o wielowymiarowości tego doświadczenia, podkreśla wręcz, że tej definicji po prostu nie ma. Traumę da się tak wyjaśnić, ale żadna z nas nie chciałaby wyznaczać ram. Bo są historie, w których przykry komentarz zniszczył całe doświadczenie, a z drugiej strony są kobiety, które straciły macicę. Czy ta pierwsza mogła mieć naprawdę trudny poród? I doszłyśmy do wniosku, że tak.
Magda: Trudny poród to taki, który dana kobieta odczuwa jak trudny. Nie muszą być spełnione żadne warunki, jeśli czujesz że było ci trudno, to tak było. Każda z nas ma inne granice: to, co dla jednej będzie okej, dla innej jest przekroczeniem tych granic. Chciałyśmy dać wsparcie wszystkim kobietom, które czują, że to doświadczenie było dla nich trudne. Czym innym jest trauma – na początku e-booka można znaleźć wskazówki, które pomogą ją rozpoznać. To jest bardzo uwalniające dla wielu kobiet, które czują, że niby nic się nie stało. Ale myśląc tak, nie dają sobie prawa do zapłakania nad sobą. Nawet jeśli z medycznego punktu widzenia faktycznie nic się nie stało, to fakt, że było im trudniej, niż myślały, że będzie, już sprawia, że mają prawo opłakać to doświadczenie.
Marta: Zobacz, jakie to jest płynne. Dla każdej kobiety „nic się nie stało” będzie w innym miejscu.
Magda: W naszym społeczeństwie poród to dalej tabu. Najpierw wszystko pięknie, mama z brzuszkiem, potem poród, no, jakoś to się musi wydarzyć, a potem znów pięknie, bo mama jest z dzidziusiem. Najważniejsze, że dziecko zdrowe, więc zapomnijmy, każdy musi to przeżyć. Kobiety słyszą to tak często, że zaczynają się zastanawiać, dlaczego tak przeżywają poród, skoro przecież wszystko skończyło się dobrze.
Na Ładne Bebe jakiś czas temu pojawił się komentarz pana, który pod cytatem z rozmowy z Olą Hamkało: „poród jest jak wejście na ośmiotysięcznik” napisał: „Już bez przesady, kobiety rodzą od tysięcy lat. Byłem przy porodzie, wiem, że to się da zrobić”. I to jest chyba doskonałe podsumowanie tego, co szeroko rozumiane społeczeństwo myśli o porodzie.
Marta: Wszystkie takie komentarze dokładają tylko presji i lęku. Jeśli mówimy do dziecka: „nie bój się”, to ono nie przestanie się bać. My tak naprawdę głupiejemy przed pierwszym porodem, bo z jednej strony słyszymy, jaka to jest rzeźnia, co też nie jest do końca dobre i wiele kobiet walczy z tą wizją, ale z drugiej strony dociera do nas bardzo ogólny komunikat, że „to się da zrobić”. Z trzeciej strony przecież będzie to wspaniałe wydarzenie, bo rodzi się dziecko. Co my mamy zrobić z tymi wszystkimi informacjami?
I nie możemy się wycofać. To i tak się wydarzy.
Marta: I wchodzimy w poród z naszymi oczekiwaniami, nadziejami, wyobrażeniami. A jeśli nasz poród jest trudnym doświadczeniem – Ola Fabjańska, trzecia współautorka e-booka, pięknie to nazwała – porywa nas wir. Wchodzisz na dzień dobry z bałaganem w głowie, a jeśli źle trafiasz, to wir Cię wciąga i dalej to leci już jakby bez Twojej kontroli.
Czy porodami straszą te kobiety, które same miały trudne porody?
Marta: Ciekawe pytanie… Ja myślę, że nie tylko one. A ty Magda, co na ten temat uważasz?
Magda: To chyba element narracji o stawaniu się matką, że tak właśnie o porodach trzeba mówić. Myślę, że to może być związane z tym, że kobiety mają sporo trudnych doświadczeń porodowych i nie wiedzą, co z nimi zrobić, zostają z nimi same. Słyszą: „ nie przesadzaj”, ale chcą też to wypowiedzieć, podzielić się swoją historią. I ta potrzeba w nich będzie, dopóki tego nie zrobią. Szukają takiego miejsca, gdzie mogą to z siebie wyrzucić. Nie ma systemowego wsparcia, które pomogłoby się z tym uporać. Ostatni raport fundacji Rodzić po ludzku pokazał, że coś się powoli zmienia, ale nadal połowa kobiet doświadcza nieprzyjemnych sytuacji w trakcie porodu, wynikających z podejścia, braku profesjonalizmu. Wśród nich są takie, które mają traumę.
Marta: A w tej połowie, która nie zadeklarowała, że było jej trudno, też na pewno są takie kobiety, które nie postrzegają swojego porodu jako trudu, bo przecież inni mają gorzej. Choć to był dla nich trud.
Jak wobec tego mówić o porodzie, skoro większość z nas ma złe doświadczenia?
Marta: Przede wszystkim trzeba zapytać, co chciałaby usłyszeć pytająca, bo mamy różne potrzeby. Jeśli rozmawiamy z kobietą w ciąży, dajmy jej przestrzeń, by zadbała o swoje granice. Ona pewnie wie, co robi jej dobrze na głowę, a co źle. Jeśli mamy ochotę podzielić się swoją historią, powiedzmy: „mogę ci opowiedzieć, jak to wyglądało u mnie, chcesz posłuchać?”. Ja jestem osobą, która musi wiedzieć wszystko, wysłucham każdej historii, a potem jeszcze doczytam w domu i popytam na forach. Ale są kobiety, które tego nie potrzebują. Jesteśmy największymi specjalistkami od samych siebie.
Magda: Gdy robiłam kurs na doulę, usłyszałam zdanie, które wbiło mi się w pamięć: każdej z nas co innego daje poczucie bezpieczeństwa. To, co możemy zrobić w rozmowie z kobietą przed porodem, to skupić się na jej potrzebach. Najpierw je wybadać, a potem zastanowić się, co można jej powiedzieć, żeby te potrzeby zostały zaopiekowane.
Marta: Myślę, że powinno się mówić o faktach, o dużym wysiłku, wydarzeniu dla głowy i dla ciała. Ale, jak to bywa z każdym dużym wydarzeniem, są rzeczy, do których możemy się przygotować, i rzeczy, które możemy odpuścić, bo i tak od nas nie zależą. Do tego odpuszczenia też można się przygotować. Nie opowiadajmy więc, że wystarczy zacisnąć zęby, a potem spływa na nas błogość. Nie mówmy też o rzeźni. Wspominajmy trudności, ale nie jako główną składową porodu. Podkreślajmy sprawczość kobiet, rolę wiary w siebie. Bo my ją ciągle kwestionujemy, już od momentu zrobienia testu ciążowego. Najpierw lecimy zrobić testy z krwi, czy rośnie beta, potem do lekarza, żeby sprawdzić, czy zarodkowi bije serce. To stawia nas i nasze ciała w takiej pozycji, że coś jest na dzień dobry nie tak, bo przecież tyle rzeczy może się nie udać. Jasne, że wiele kobiet ma właśnie takie historie, nie chcę tego bagatelizować, ale wiele z nas nie ma podstaw do takich obaw. Czemu na dzień dobry zakładać, że nasze ciało zawiedzie? Jak wchodzę po schodach, to nie boję się, że złamię nogę, bo nasze nogi są stworzone do chodzenia. Mnie tego brakuje w opowieściach o ciąży i porodzie, że ten mechanizm działa. Gadajmy o tym, może i położna okazała się p***, ale słuchaj, stara, jakie to było uczucie, gdy dziecko się ze mnie wyślizgnęło! Fakt, skurcze napieprzają jak cholera, ale nigdy nie czułam tak swojego ciała.
Magda: To chyba wynika również z faktu, że jako kobiety jesteśmy przyzwyczajone do negatywnego przekazu na temat naszych ciał. Coś w nich zawsze jest nie tak. Za grube, za chude, pełne niedociągnięć. Więc jeśli ma się wydarzyć coś tak wielkiego, to skąd wziąć w sobie zaufanie, że nasze ciało jest silne, sprawcze i że sobie poradzi?
Czy waszym zdaniem nastawienie do porodu wpływa na to, czy będzie on łatwy, czy trudny?
Marta: (Śmiech) To jest taka pułapka jak z karmieniem piersią. Że jak się bardzo chce, to się uda, bo wszystko jest w głowie.
Magda: Przede wszystkim spróbujmy być gotowe na to, żeby umieć siebie wesprzeć w różnych scenariuszach. W porodzie jest wiele czynników, na które kompletnie nie mamy wpływu. Co ja w trudnej sytuacji mogę sobie dać, co mogę dla siebie zrobić, żeby to, co ważne, było zachowane? W tym nastawieniu najważniejsze jest rozpoznanie swoich faktycznych potrzeb i zastanowienie się, jak o nie zadbać. Spróbujmy być w tym co tu i teraz.
Marta: Gdybym miała głosować, to zagłosowałabym na pozytywne nastawienie. Nasze myśli przekładają się na emocje, a one na reakcje, a one z kolei na nasze działania. Jeśli będę myśleć, że właśnie zaczął się poród, że to jest trudne, ale dobre wydarzenie, to te myśli przekują się w dobre emocje i to, jak zadziała nasze ciało.
Magda: Nie będziemy się tak spinać, a rozluźnienie jest w porodzie bardzo ważne.
Marta: Mówię to w kategorii nieobciążania kobiet, że skoro mi nie wyszło, skoro mnie to spotkało, to z mojej winy, bo się źle nastawiłam. Myślmy o tym pod kątem przyszłych doświadczeń. Jeśli będę się nastawiać, że zaczyna się dobre wydarzenie, to moje pozytywne emocje wpłyną na to, że będę bardziej otwarta na personel. Nie chcę tutaj urządzać victim blaming, ale wszystkie wiemy, że energia, z którą wchodzimy w budowanie doświadczenia, ma znaczenie. Tak więc poród to nie koszmar, raczej wyzwanie. I wtedy łatwiej będzie nam zrobić to, o czym powiedziała Magda, czyli sięgnąć do zasobów.
Jak przygotować się do porodu, wiedząc, że głowa może nas wpędzić w przerażenie?
Marta: Skupić się na tym, na co mamy wpływ. Spisać, czego się boję, co jest dla mnie ważne, podzielić, czy mam na to wpływ, czy nie. Czy wszystko pójdzie dobrze od strony fizycznej? Nie wiadomo. Czy mogę przygotować ciało? Tak. A resztę odpuśćmy.
Ale jak? To jest oddanie kontroli.
Marta: To jest temat rzeka, bo strasznie trudno puszcza się kontrolę w każdej dziedzinie życia. To jest związane z lękiem. Pomoże jego akceptacja. Na przykład: bardzo się boję, że mi natną krocze. Uznajmy tę myśl w sobie. Widzę cię, ale jesteś tylko myślą. Odpłyń.
Magda: To też jest kwestia poczucia bezpieczeństwa. Mi pomaga, jak daną kwestię rozpatruję od strony faktów, czytam, co może na co wpłynąć, to mi pomaga odnaleźć to, w którym momencie mogę mieć faktyczny wpływ. Boję się nacięcia krocza, więc sprawdzam, w którym szpitalu jest wykonywane najrzadziej, i wybieram takie miejsce, gdzie nie jest to rutyną. Szykuję plan porodu. To, co może pomóc tam, gdzie nie mamy wpływu, to na przykład techniki oddechowe, relaksacyjne.
Ja się łapałam na myśli, że niejedna dziewczyna „z blokowiska” nie czyta nic, idzie rodzić i wychodzi jej to lepiej niż mnie, takiej oczytanej i przygotowanej. Czyli to moja wina.
Marta: Żyjemy w świecie „5 sposobów na”. Zrób tak, a będzie tak. My to stosujemy do każdej dziedziny w naszym życiu. Niby wiemy, że te sposoby mogą nie zadziałać, ale jednak tego oczekujemy. Mówiąc i myśląc o porodzie, podkreślajmy z dużą czułością dla ciała, że nie ma takiego obszaru, na który ma się 100% wpływu. Wchodzisz wtedy w przygotowania trochę z innego miejsca. Nie odcinajmy ciąży od porodu i połogu, traktujmy to wszystko jako lekcję macierzyństwa, w którym non stop traci się kontrolę. O tym w ogóle się nie mówi. Żyjemy oderwane od innych ludzi, wiele z nas widzi małe dzieci tylko na imieninach teściowej, bo szwagierka przyszła, ale ten obraz jest wypaczony. Tutaj dużo dobrego mogą zrobić media społecznościowe, oczywiście pod warunkiem, że dobrze dobierzemy docierające do nas treści.
W e-booku trafiłam na takie wzruszające zdanie: „jesteśmy pierwszym pokoleniem kobiet, od którego świat oczekuje, że będą wiedziały, jak się zajmować dziećmi”.
Magda: Kiedyś było tak, że matce pomagały wszystkie najbliższe kobiety albo przynajmniej obserwowałaś, jak wygląda życie z dzieckiem. Skąd masz dziś wiedzieć, że dziecko płacze, skoro nigdy nie widziałaś niemowlęcia?
I potem są te myśli. Czy tylko mój poród był taki trudny? Czy tylko moje dziecko tyle płacze?
Marta: Zobaczcie, jak wysoko mamy postawioną poprzeczkę. Nasze mamy miały ciężkie doświadczenia porodowe, to były masowe porodówki, prawdziwa rzeź. Nikt nie umniejsza ich bólu, ale dokładają nam, bo jednocześnie opowiadają o swoich strasznych porodach, a potem dodają, jak sobie świetnie radziły. Zapominają wspomnieć, że babcia mieszkała dwa bloki dalej, a na płacz dziecka nikt nie reagował. Idziemy z tym na porodówkę, do tego wszystkiego świat każe nam się skupiać na takich rzeczach jak wózek czy ubranka. Jasne, te rzeczy są potrzebne, ale dużo więcej energii poświęcamy na wybór łóżeczka niż na to, w jakim szpitalu co się dzieje czy na plan porodu. Tyle czasu szukamy bodziaków w kolorach ziemi, a same się wpędzamy do ziemi. (śmiech)
Magda: Wydaje nam się, że jesteśmy przygotowane, bo mamy muślinowe pieluszki, ale nie wiemy do końca, co nas czeka.
Marta: Zobaczcie, ile tych trudnych historii dałoby się uniknąć, gdyby kobieta miała wiedzę i wybór. Być może to doświadczenie nie byłoby dla niej trudne, gdyby dostała możliwość wyboru, co z tą wiedzą zrobić.
Magda: Ja byłam bardzo zaskoczona, gdy rodziłam drugi raz. Trafiłam do szpitala przypadkowo, bo był najbliżej, bardzo mnie zaskoczyło, jak wiele kobiet świadomie wybiera ten szpital, no bo przecież jest w okolicy.
Marta: W idealnym świecie ten najbliższy szpital byłby okej.
Magda: Nikt im nie powiedział, że nie muszą jechać najbliżej, w większości sytuacji zdążyłyby podjechać do lepszego szpitala. Drugie kryterium wyboru miejsca to lekarz prowadzący, który w danym szpitalu pracuje. Lekarz może być dobry, ale to nic nie mówi o szpitalu. Nie zwracamy uwagi na to, co jest istotne.
Ciężarnej ciężko jest też uwierzyć, gdy czyta o porodzie, wyobrazić sobie wydarzenie, w którym jeszcze nie uczestniczyła. Tak jak nie wierzymy, że zatęsknimy za pobudkami nocnymi, gdy tkwimy w koszmarze pobudek.
Marta: To jest złożony problem wynikający z naszego systemu edukacji. Przez całe życie mówią nam, co mamy robić. Nie ma nauki samodzielności, więc trudno jest oczekiwać od kobiet, że gdy powinny być samodzielne, to po prostu to ogarną. Jest w nas oczekiwanie na pomoc, dlatego trzymamy się lekarzy i tego, co nam mówią. Dla mnie wielkim odkryciem był fakt, że w trakcie wizyty w ciąży mogę odmówić jakiegoś badania. Odwróćmy więc twoje pytanie – nie: „po co czytałam”, tylko: „ciekawe, co by było, gdybym nie czytała”. Doceńmy siebie. Jesteśmy też uczone, że ciągle wytyka nam się błędy, i przyzwyczajone tak myśleć o sobie i o wyzwaniach. Zmieńmy wytykanie sobie błędów w docenianie tego, co nam się udało. Może dzięki temu, że masowałam krocze, to skończyło się tylko na takich obrażeniach itd.
To jest super instatip. Zwłaszcza że moje następne pytanie brzmi: co zrobić, gdy czujemy, że nasz poród był trudny? Pewnie czasem trudno jest samą siebie docenić. Co jeszcze można zrobić, gdy czujemy, że to doświadczenie utrudnia nam funkcjonowanie w nowej rzeczywistości?
Magda: Pierwsza rzecz to jest rozmowa. Dla mnie opowiadanie mojej historii porodowej było bardzo uwalniające. Wybierzmy do tego osobę, która przyjmie ją z czułością i bez dawania złotych rad. To może być doula, może być inna kobieta, do której mamy zaufanie. Zobaczmy, jak w nas pracuje opowiedzenie tej historii, spisanie rzeczy, które nas bolą. Dajmy sobie czułość. W e-booku piszemy o metodzie powrotu w swojej głowie na salę porodową. Dajmy sobie tam to, czego nam w rzeczywistości zabrakło. Powiedzmy: widzę, że ci tam było trudno. To jest zaopiekowanie się samą sobą.
Marta: Tylko na to też musisz być gotowa. Musisz znaleźć w sobie poczucie gotowości, że naprawdę chcesz tam wrócić, złapać za rękę tę dziewczynę rozciągniętą na łóżku, spojrzeć jej w oczy.














