Podziel się, przeproś, ustąp – konsekwencje rodzicielskiego przymusu

„Przeproś chłopca, bo będzie mu przykro”, „ustąp dziewczynce, teraz ona chce się pohuśtać”, „poczęstuj ciocię, będzie jej miło” – kto nigdy nie był świadkiem (lub odbiorcą) podobnych upomnień, niech pierwszy rzuci kamieniem! Skąd bierze się taka postawa rodzica lub opiekuna i do czego prowadzi?

Namawiamy dzieci do dzielenia się, ustępowania, przepraszania. Odnoszę wrażenie, że często robią to wbrew sobie – bo rodzice tak chcą. Właśnie o dzieleniu się zabawkami i wyciąganiu ręki do zgody rozmawiałam z psycholożką i specjalistką wczesnego wspomagania rozwoju dziecka Elizą Skop – mamą czterolatka.

Rodzice często mówią dziecku: „ustąp”, „podziel się”, „oddaj”. Skąd to się bierze?

Może z przekonania, że trzeba stawiać innych ponad własne potrzeby, bo wtedy jest się dobrym i wartościowym człowiekiem? Może rodzicom zależy na tym, żeby dziecko nie wyrosło na kogoś samolubnego? Może w ten sposób chcą je nauczyć zasad społecznych, bycia z innymi ludźmi? Może sami byli tak wychowywani i przyjmują, że to jest okej? Pewnie za każdym takim poleceniem stoi dobra intencja, ale nie zawsze przynosi ona dobre skutki.

Przypuszczam, że taka postawa rodziców wynika z tego, że wiele osób za miarę wartości człowieka (dziecka) uważa to, jak traktuje on innych. I poniekąd to prawda. Z drugiej strony najważniejsze jest to, jak sami siebie traktujemy. Czy jesteśmy uważni na swoje potrzeby, działamy w zgodzie ze sobą? Tego powinniśmy uczyć nasze dzieci, a nie tego, żeby zawsze się dzieliły i ustępowały innym. Chciałabym tutaj zwrócić uwagę na takie zachowanie – zmuszanie do ustępowania młodszemu rodzeństwu czy młodszym dzieciom na placu zabaw. Fakt, że ktoś jest starszy, nie powinien pociągać za sobą obowiązku stawiania siebie na drugim czy jeszcze dalszym miejscu.

Zastanawiam się, czy my w ogóle mamy prawo prosić dziecko, by na przykład ustąpiło drugiemu w piaskownicy. By podzieliło się swoją zabawką.

Myślę, że warto pokazywać dzieciom, że dzielenie się jest fajne i wywołuje przyjemne uczucia. Jednak zmuszanie dziecka do tego, by to ono zawsze ustępowało i dzieliło się swoimi rzeczami, może powodować, że stanie się osobą uległą, podporządkowującą się innym. Zastanówmy się, czy tego właśnie chcemy dla swoich dzieci. W ekstremalnych przypadkach może to powodować godzenie się na bardzo krzywdzące sytuacje. W zwyczajnych, codziennych relacjach ciągłe oddawanie czegoś innym, ustępowanie im może powodować, że dziecko będzie myśleć, że to, czego ono chce, jest nieważne. Ważniejsze będzie, aby ktoś inny, rodzic, nauczyciel, kolega, był zadowolony, a to niestety nie jest najzdrowsze podejście do życia i do relacji. Wreszcie – musimy pamiętać, że ta zabawka jest dla dziecka naprawdę ważna…

To jak by nie patrzeć jest jego własność. Czego uczymy malucha nieustannym nakazywaniem, by się dzielił i ustępował innym?

Tego, że dzielenie się to przykry obowiązek i trzeba to robić nawet wtedy, kiedy  się tego nie chce. Że zdanie innych jest ważniejsze niż własne. Że ktoś decyduje za dziecko. A tego typu wnioski mogą powodować u niego obniżenie poczucia własnej wartości, sprawczości. Mogą prowadzić do sytuacji, w których dziecko będzie miało trudności z podejmowaniem decyzji, będzie czekało, aż ktoś zdecyduje za nie. Albo odwrotnie, wykształci w nim postawę zaborczości i nie będzie chciało się niczym dzielić.

Co do własności, to mam wrażenie, że dorośli zwykle nie patrzą na zabawki dziecka w ten sposób. I kiedy widzę, że dorosły próbuje nakłonić dziecko do podzielenia się albo dziwi się, że dziecko nie chce dać czy pokazać komuś swojej zabawki, to korzystam z porównania dziecięcych zabawek do cennych przedmiotów, które mają dorośli. Porównuję je wtedy do telefonu, samochodu. Czy dalibyśmy każdemu przejechać się naszym autem? Albo pobawić się telefonem?

W przedszkolu często obowiązuje zasada „dzielimy się zabawkami” – tu rzeczywiście zabawki są dla wszystkich dzieci. Ale nie wszystkim da się podzielić. Kiedy przybiega do mnie dziecko z komunikatem „Proszę pani, Jaś się ze mną nie dzieli autkiem!”, to ja nie mówię „Jasiu, podziel się autkiem”, tylko „Krzysiu, autkiem może się bawić jedna osoba. Kiedy Jaś skończy się bawić, ty będziesz mógł wziąć to auto”. Co innego, jeśli chodzi o „podzielne” przedmioty, na przykład kredki, klocki – wtedy dbam o to, aby dzieci się nimi dzieliły i przekazywały je sobie.

Domyślam się, że rodzice nie chcą źle. Starają się, by ich pociecha wyrosła na kulturalną, miłą i uprzejmą osobę. Czy nie jest trochę tak, że w ten sposób pokazujemy dziecku, że nie może mieć własnego zdania? Musi ulegać?

Właśnie tak może się to skończyć. Ciągłe godzenie się na oddawanie swoich rzeczy, ustępowanie innym może prowadzić do postawy uległej. Do przekonania, że jestem mniej ważny niż inni. I takie przekonanie będzie dziecku bardzo utrudniać stawianie granic, odmawianie, a przecież asertywność jest umiejętnością, na której wielu dorosłym zależy. Zapewne rodzice się teraz zastanawiają, jak to pogodzić. Gdzie jest granica między byciem kulturalnym i uprzejmym a asertywnym? A przecież to się wcale nie wyklucza, można stawiać granice w kulturalny sposób. Można uprzejmie odmówić.

Przejdźmy do przepraszania, czyli kolejnego zachowania, którego wielu rodziców wymaga od dziecka. Czy warto każdego i za wszystko przepraszać?

Warto przepraszać wtedy, kiedy to jest nasza potrzeba, a nie wtedy, kiedy ktoś nas do tego zmusza. Rzeczywiście można zaobserwować wśród dorosłych taką tendencję, że jeśli tylko pomiędzy dziećmi wystąpi konflikt lub jedno drugiemu zrobi krzywdę, to trzeba przeprosić, podać rękę. A często jest tak, że w emocjach, które pojawiają się w wyniku danego wydarzenia, dziecko nie jest gotowe na to, żeby kogoś przeprosić. Bo czuje złość wobec tej osoby. Bo czuje się skrzywdzone. Bo działa w nim mechanizm „walcz albo uciekaj”, a nie empatia. Dlatego z przeprosinami warto zaczekać do momentu, kiedy emocje opadną, kiedy „do głosu dojdą” wyższe partie mózgu. Zwłaszcza że prawdopodobnie każdy z nas potrafi przywołać wspomnienie jakiejś kłótni lub innej trudnej sytuacji, w której było nam trudno przeprosić, choć mieliśmy świadomość, że błąd był po naszej stronie. Tak się dzieje, kiedy buzują w nas emocje. Z dziećmi jest podobnie – a nawet często dziecięce emocje są zdecydowanie intensywniejsze.

Jak nauczyć dziecko przepraszania, ale takiego zdrowego?

Przede wszystkim przez modelowanie. Czyli pokazując dziecku, że sami też przepraszamy, że dostrzegamy własne błędy, jest nam przykro z ich powodu i chcemy naprawiać relacje, które nadszarpnęliśmy. Przepraszajmy dzieci i innych dorosłych. Rozmawiajmy o przepraszaniu. Spróbujmy razem wymyślić, co może naprawić sytuację.

Zastanawiam się, czy nieustanne przepraszanie nie wpłynie negatywnie na poczucie własnej wartości, na samoocenę dziecka.

Pewnie może się tak zdarzyć. Jednak dostrzegam jeszcze inne zagrożenie w ciągłym przepraszaniu pozbawionym refleksji nad daną sytuacją. Przeprosiny stają się wtedy automatyzmem. Dziecko nie przeprasza kogoś, ponieważ widzi swój błąd i chce go naprawić, ale raczej by załatwić sprawę.

Jak zatem wychować kulturalne, ale zaradne, pewne siebie i odważne dziecko?

Dając mu przykład. Sami bądźmy kulturalnymi, a jednocześnie asertywnymi dorosłymi. Uwierzmy, że nasze dzieci poradzą sobie w różnych sytuacjach. Dajmy im możliwość odmowy, szanujmy ich zdanie. Wspierajmy, kiedy tego potrzebują, a zarazem zostawiajmy przestrzeń na różne doświadczenia.

 

Eliza-Skop-zdj.3-min-scaled.jpgZrzut-ekranu-2024-03-29-o-15.42.39-min.pngZrzut-ekranu-2024-03-29-o-15.42.51-min.pngZrzut-ekranu-2024-03-29-o-15.43.14-min.pngZrzut-ekranu-2024-03-29-o-15.51.30-min.pngZrzut-ekranu-2024-03-29-o-15.52.21-min.pngZrzut-ekranu-2024-03-29-o-15.54.23-min.png

Powiązane