święta 2023

Nie straszmy dzieci Mikołajem

Rozmowa z psycholożką Martą Chrościcką

Nie straszmy dzieci Mikołajem
Kadry z filmu "Klaus"

Pokusa, by w chwilach kryzysowych zachowań dziecka wspomnieć o obietnicy prezentu od Mikołaja, jest bardzo silna. A mówienie, żeby przestało się nieładnie zachowywać, bo zamiast upominku będzie rózga, zwykle przynosi natychmiastową reakcję. W rzeczywistości jednak robienie z Mikołaja sędziego i straszaka na dzieci to zdecydowanie zły pomysł. Dlaczego – wyjaśnia psycholożka Marta Chrościcka.

„Dziecko ma prawdo do świętowania bez lęku i wstydu” – napisała na swoim koncie Instagramowym Marta Chrościcka. Temat – jak się okazuje – kontrowersyjnej postaci Świętego Mikołaja w przeszłości podejmowała już na łamach naszego magazynu. Dziś przyglądamy się wybranemu aspektowi mikołajologii, czyli straszeniu. Nie chcemy, by nasze dzieci się bały, kochamy je obdarowywać… Skąd więc w nas te wypowiadane w chwilach napięcia słowa „nie dostaniesz prezentu”?

Marta, napisałaś, że każdy rodzic potrzebuje poczucia sprawczości i szybkiego działania, gdy dziecko dokazuje. Czy Mikołaj jest tutaj pomocną figurą wychowawczą?

 

Temat Mikołaja z jednej strony niesie dużo radości i przyjemności. Z drugiej strony wiem, że wielu rodziców ma wątpliwości, być może dlatego, że sami nie wspominają wizyt Mikołaja i opowieści o nim jednoznacznie dobrze. Zastanawiamy się, jak dziecku tego Mikołaja zaprezentować i jaką opowieść wokół niego tworzyć? Zacznijmy od tego, że obraz Mikołaja wybiórczego i przynoszącego prezenty wyłącznie grzecznym dzieciom jest niespójny z legendą czy z postacią historyczną, od której ta tradycja się wzięła. To była idea przynoszenia prezentów, obdarowywania i pomocy potrzebującym, w sposób powściągliwy i altruistyczny. Jak to ziarno wykiełkowało, to sprawa zupełnie innej wagi, bo mam poczucie, że dziś Mikołaj przydaje się dorosłym jako dodatkowe wzmocnienie kontroli nad dziećmi. Te wszystkie słynne: „Mikołaj patrzy, Mikołaj wie, Mikołaj robi listę”…

Słynna lista grzecznych dzieci!

Nawet puszczana w każde święta piosenka „Santa Claus Is Comin’ To Town” o tym mówi. Mikołaj patrzy w niej na listę i sprawdza nawet podwójnie! W związku z tym kulturowo przykleiło się do tej postaci kilka skojarzeń – że jest trochę sędzią, trochę Wielkim Bratem, trochę „sprawdzaczem” i kontrolerem zachowania dzieci. W niektórych domach – tak przynajmniej pamiętam z dzieciństwa – oceny Mikołaja były rozciągnięte na cały rok. „Oczy Mikołaja widzą twoje zachowanie – nie ma ucieczki!”. (śmiech) Mówiąc poważnie, to z każdym podobnym przedstawianiem Mikołaja widzę kilka kłopotów.

Słucham.

Po pierwsze – małe dzieci w okresie przedszkolnym, a czasem jeszcze na początku okresu szkolnego, mają problem z połączeniem sprzecznych cech w jednej osobie. Spójrzmy: mamy dwie rozbieżne opowieści o Mikołaju. W jednej jest postacią, która jest pozytywna – przynosi dzieciom prezenty i radość. W drugiej sprawdza, czy dziecko zasłużyło, grozi rózgą… Wprawdzie rózgi powoli odchodzą do lamusa, ale chodzi o tworzenie wrażenia, że może pojawić się jakaś kara.

[...] Mamy dwie rozbieżne opowieści o Mikołaju. W jednej jest postacią, która jest pozytywna – przynosi dzieciom prezenty i radość. W drugiej sprawdza, czy dziecko zasłużyło, grozi rózgą…

Zaczekaj, skoro omawiamy kulturowy obraz Mikołaja, to może wspomnę, że nie wszędzie rózgi odchodzą do lamusa. Od kilku lat spędzam Mikołajki w Krakowie lub Małopolsce i tam autentyczne rózgi z witek brzozowych są dawane dzieciom razem z prezentami, to ludowa tradycja. Można je kupić na stoiskach na targach przedświątecznych. Kiedyś nawet zapytałam o nie sprzedawczynię na krakowskim jarmarku, a ona odpowiedziała, że dziecku „trzeba dać prezent, ale trzeba też pogrozić”. Jak byś to skomentowała?

Rozumiem to jako przekonanie z dawnych czasów, najwyraźniej zakorzenione w naszej tradycji, że dziecku nie może być zbyt komfortowo. Grozimy, bo nie mamy innych narzędzi, by pokazać, jak postępować, gdzie leżą granice, jak wytłumaczyć, co jest dobre, a co złe. Moim zdaniem taka postawa traktowana serio jest bardzo, bardzo szkodliwa dla dziecka.

Rózgi to taki relikt z czasów, gdy priorytetem było przygotowanie na trudy życia, a jednocześnie nie było wiedzy na temat rozwoju i skuteczności tych „behawioralnych” metod wychowawczych?

To wielkie nadużycie sądzić, że od komfortu psychicznego i fizycznego mały człowiek się rozkleja, rozleniwia moralnie. Tak, jak powiedziałam: dziecko nie jest w stanie poznawczo i emocjonalnie połączyć dwóch sprzecznych postaw. Rozszerzyłabym w ogóle myślenie o straszącym rózgą Mikołaju na wszystkie przedstawiane dzieciom dorosłe autorytety, szczególnie te, które mają łączyć się z poczuciem bezpieczeństwa, niesieniem pomocy. Straszenie policjantem jest tak samo szkodliwe – to jest podkładanie miny i dziecku, i sobie. Wciąż wielu dorosłych robi tak, że jeśli im pasuje, to straszą, a jak wygodnie jest uspokoić, używając autorytetu tego typu postaci – to chcą się na nią powołać. To tak nie działa. Z wiekiem dziecko oczywiście zyskuje umiejętność rozumienia i akceptowania, że figury dorosłych nie są czarno-białe, że możliwa jest ambiwalencja. Ale na etapie przedszkolaka i wczesnoszkolniaka to tylko wprowadza dysonans poznawczy i poczucie niepewności. Małe dziecko myśli: albo jest to ktoś dobry i mi pomaga, alby zły i może mnie skrzywdzić.

To wielkie nadużycie sądzić, że od komfortu psychicznego i fizycznego mały człowiek się rozkleja, rozleniwia moralnie.

Jakie jeszcze widzisz problemy z wizerunkiem postaci Mikołaja?

Nadanie Mikołajowi funkcji stałego, krytycznego obserwatora ma być sposobem na szybką zmianę niepożądanego zachowania dziecka. Mikołaj w takim wydaniu to straszak – jego zadaniem jest szybko przywoływać dziecko do porządku. Można o tym pomyśleć jak o przycisku z obrazkiem Mikołaja – gdy go włączamy, może nawet zyskujemy pożądaną reakcję, u dziecka następuje wyhamowanie emocji, na chwilę. Dzieje się tak, bo mówiąc „ciekawe, co na to Mikołaj” lub „a Mikołaj wszystko widzi”, uruchamiamy zalęknienie, strach i wstyd. Emocje, które najbardziej wpływają na zachowanie. Rzecz w tym, że dziecko nie przestaje się zachowywać w sposób niepożądany z przekonania o słuszności naszej argumentacji, tylko ze strachu przed utratą prezentów, względów, przed upokorzeniem.

Strach jest skuteczny, bo paraliżuje?

Pytanie tylko – czy to o to nam chodzi w wychowaniu? Oczywiście nie chcę krytykować rodziców, którym zdarzyło się powoływanie na postać Mikołaja, gdy mieli problemy z zachowaniem dziecka – to często nasza bezradność czy przyzwyczajenie każą się do tego uciekać. Rozumiem motywacje, ale pamiętajmy, co uruchamiamy w dziecku, przyciskając „guzik alarmowy” z wszystko widzącym i robiącym listę niegrzecznych dzieci Mikołajem. W rodzicielstwie jesteśmy długodystansowcami, nie sprinterami, i powinien nas raczej interesować długotrwały efekt.

Co czuje dziecko, gdy mówimy mu, że Mikołaj wszystko widzi i na pewno nie da prezentu niegrzecznemu dziecku?

Po Internecie krąży viralowy filmik, w którym chłopczyk reaguje na takie słowa taty. Najpierw marszczy się w złości i zaprzecza, mówi: „Nieprawda, nie jestem na liście niegrzecznych dzieci!”. Kiedy ojciec idzie w zaparte, powtarzając słowa w tym samym duchu, chłopiec zaczyna krzyczeć, wymachiwać pięściami i opowiadać przed kamerą o tym, co zrobi Mikołajowi, gdy ten przyjdzie. Mamy więc przykład reakcji dziecka, któremu przedstawia się, że jest stale poddawane ocenie, nakręcając atmosferę zagrożenia, mówiąc o tym, że trzeba się stale pilnować. To, co czuje i wyraża ten chłopiec, to jest oczywiście złość. Powiedziałabym, że dziecko reaguje prawidłowo – złości się, bo sprawiono mu przykrość. Nie uruchamia natomiast żadnej refleksji, bo refleksja u dziecka nie może wydarzyć się ani w strachu, ani w złości.

Jeśli damy dziecku sygnał, że jest stale obserwowane, to stwarzamy sytuację, w której nie jest skłonne do refleksji i regulowania emocji, tylko do silnego samohamowania.

Rozumiem, że straszenie rózgą i warunkowanie dawania prezentów dziecku jego posłuszeństwem nie ma racji bytu. Ale dlaczego właściwie Mikołaj-obserwator jest zły? Czy to nie jest pokazywanie dziecku przyczyny i skutku, nauka konsekwencji? Jeśli będziesz oszukiwał, bił brata, to skutkiem będzie potem brak upominku pod choinką…

Jeśli damy dziecku sygnał, że jest stale obserwowane, to stwarzamy sytuację, w której nie jest skłonne do refleksji i regulowania emocji, tylko do silnego samohamowania. Myślę, że czytelnikom Ładne Bebe nie trzeba tłumaczyć, że każde zachowanie małego dziecka ma związek z jego potrzebami – zaspokojonymi i niezaspokojonymi. Sztuka polega na takim działaniu, by zaopiekować się dzieckiem, jego potrzebami i emocjami w całości, a nie widzieć jedynie czubek góry lodowej, czyli niepożądane przez nas zachowanie. Poza tym jest jeszcze jeden aspekt. Żeby pokazywanie przyczyny i skutku działało, trzeba być wytrwałym i konsekwentnym. Ostrzeganie dziecka przed konsekwencjami i nierealizowanie tych ostrzeżeń jest przeciwskuteczne. Jak wielu rodziców mówiących dzieciom, że z powodu złego zachowania nie będzie podarunku, potem konsekwentnie ze swoich obietnic się wywiązuje? Najczęściej nawet te „niegrzeczne” dzieci otrzymują jednak podarunki. I co wtedy mają myśleć? Część dorosłych, z którymi rozmawiam, mówi, że takie opowieści o rzekomych konsekwencjach, a następnie niespójność – bo prezenty jednak się pojawiały – mocno naruszyły ogólne zaufanie do tego, co komunikują rodzice.

Straszenie Mikołajem może być trudne w obliczu konfrontacji z innymi dorosłymi. Co wobec tego robić?

Mamy teraz okres, gdy Mikołaj jest wszechobecny i faktycznie dziecko może spotkać się z różnymi narracjami na ten temat. Najważniejsze jednak będzie to, jak my – czyli najważniejsi dorośli w życiu dziecka – będziemy o postaci Świętego Mikołaja mówić. Nawet jeśli dziecko usłyszy wersję inną niż nasza, nie oznacza, że runie to, co my zbudowaliśmy. Zdarzyła mi się sytuacja, gdy inny dorosły skomentował zachowanie mojego dziecka: „Oj, tobie to chyba Święty Mikołaj niczego nie przyniesie, tylko rózgę!”. Zareagowałam, mówiąc do tej osoby: „Ojej – to Pani naprawdę w to wierzy? Że Mikołaj przynosi rózgi? My wierzymy inaczej, nasz Mikołaj daje prezenty wszystkim dzieciom, nawet jeśli zdarzy im się zapomnieć o zasadach. A to jest taki miły czas, gdy wszyscy coś dostają”. To moim zdaniem najrozsądniejsza reakcja, bo najważniejsze nie jest to, co padło z ust innego dorosłego, ale to, jak zareagujemy przy naszym dziecku my.

Część dorosłych, widać, nadal tkwi w przekonaniu, że właśnie tak trzeba przedstawiać Świętego…

W przypadku niektórych rodziców Mikołaj-straszak wpisuje się w mechanizm wzmocnienia naturalnej konsekwencji przez coś silniejszego – czynnik z zewnątrz. Używają Mikołaja, bo towarzyszy im obawa o to, co będzie, jeśli nie zastosują takiej „konsekwencji” wobec dzieci. Warto zauważyć, że sytuacje, w których dziecko strofujemy, powołując się na Mikołaja, często mają miejsce nie bezpośrednio w dniu świąt czy Mikołajek, tylko wcześniej. Dziecko, przypuśćmy, bije się z bratem, słyszy, że Mikołaj nie podaruje mu w związku z tym prezentu… ale ta kara jest odroczona w czasie, czyli tym bardziej nieskuteczna. Małe dziecko nie jest w stanie połączyć sytuacji odległych w czasie w ten sposób. Wychowywanie w systemie transakcyjnym – „twoje zachowanie w zamian za prezent 24 grudnia” – może wywoływać napięcie, stres, ale też… zobojętnienie.

Żeby pokazywanie przyczyny i skutku działało, trzeba być wytrwałym i konsekwentnym. Ostrzeganie dziecka przed konsekwencjami i nierealizowanie tych ostrzeżeń jest przeciwskuteczne.

Co masz na myśli, mówiąc o zobojętnieniu?

Są dzieci, które w obliczu straszenia karą, np. obietnicy, że Mikołaj je pominie, mówią zobojętniałe: „To trudno”. Albo: „I co z tego, ja nie chciałam tego prezentu. Na pewno byłby beznadziejny!”.

…czyli dziecko wytrąca nam z rąk nasze narzędzie do straszenia. O czym to świadczy?

Oznacza to, że zrealizowanie oczekiwania rodzica jest trudniejsze emocjonalnie niż pogodzenie się z brakiem prezentu. Dziecko tak bardzo nie jest w stanie zmodyfikować swojego zachowania, że mniejszym kosztem psychicznym okazuje się powiedzieć, że tego prezentu nie chce. Ma przeprosić siostrę? Łatwiej jest zrezygnować z prezentu i nie musieć wbrew sobie przepraszać. To pokazuje, jak ogromny koszt psychiczny musi ponieść dziecko, które w ten sposób stawiamy pod ścianą. Bywa, że rodzice wtedy mówią sobie: „Stop, coś tu nie działa”. Ale są tacy, którzy odbierają to jako arogancję i zwiększają siłę nacisku…

Cofnijmy się do Mikołaja i warunkowości. Czy wszystkie te postacie – w różnych kulturach – nie są od tego, by dziecku komunikować normy społeczne i oczekiwania wobec niego?

Rezygnując z systemu kar i nagród, ze sprawdzania, notowania wpadek i warunkowania dawania prezentów dobrym zachowaniem, nie rezygnujemy przecież z wychowywania dzieci. Bez kar nadal może zachodzić proces socjalizacji, dalej możemy być przewodnikami swoich dzieci, również w kwestiach zasad i etyki. Lęk o to, że bez karania dziecko wejdzie nam na głowę, jest bardzo silnie w nas zakorzeniony. A drugi towarzyszący mu element to przekonanie, że dziecku nie może być za dobrze. W obu tych przypadkach po prostu trzeba, zabierając narzędzie, jakim są kary i straszenie Mikołajem, dać coś rodzicom w zamian. Moją propozycją jest mówienie o Mikołaju jako o altruistycznej postaci, która uczy nas czynić dobro i pomagać. Być miłym dla innych. Obdarowywać radością. Wydaje mi się to na tyle uniwersalne, autentyczne i zrozumiałe, że powinno wystarczyć.

…poza tym na kształtowanie postaw u dzieci, mamy każdy inny dzień w roku. Dziękuję za rozmowę.

Dodaj komentarz