Nie rezygnujcie z marzeń - Ładne Bebe

Nie rezygnujcie z marzeń

asd

Przejedzeni? Wybaczcie, ale dzisiejsze spotkanie i rozmowa odbędą się nad miską aromatycznego, rozgrzewającego ramenu. Po kilkudniowej hegemonii pierogów i kapusty taki zwrot ku smakom Wschodu dobrze nam zrobi, zwłaszcza, że kuchnia to tylko pretekst, by się spotkać z pewną bardzo przedsiębiorczą i zaradną mamą. 

O życiu pogadamy, a jakże! I o konsekwentnym spełnianiu swoich celów i marzeń, a to dobry temat na przełom roku. Nie sztuką jest spisać postanowienia w styczniowy poranek i pochwalić się nimi na Instagramie. Dużo trudniej zakasać rękawy i z maluchem na ręku rozwijać własny biznes, bo kocha się swoją pracę i kropka. Ale Maja i Kison to zgrana ekipa, która wie, czego chce. Właściciele Vegan Ramen Shop i rodzice małej Franki opowiadają dziś, jak to jest tworzyć knajpę z niemowlakiem na rękach. Świat gastro do łaskawych i łatwych nie należy, ale Maja to typ zaradnej i upartej buntowniczki. – Jeśli szukam czegoś i nie mogę znaleźć, wolę to stworzyć sama – przyznaje. Dziś pomiędzy spacerem na plac zabaw a drzemką pędzi do drugiej knajpy, którą właśnie otworzyli na Mokotowie. 150 ramenów dziennie, czapki z głów, a my nie narzekamy, że ktoś tu się napracował w kuchni w te Święta!

 

Czy wiesz, czym jest urlop macierzyński? 

Urodziłam Frankę kilka miesięcy po otwarciu Vegan Ramen Shop i nie miałam tak naprawdę macierzyńskiego. Mała miała troszkę ponad miesiąc, gdy Forbes przyjechał do nas na sesję zdjęciową. Czułam się jak Gisele Bündchen, karmiąc małą podczas przygotowań do sesji: czesana, malowana (śmiech). Czasem jest mi przykro, że nie mam zaplanowanych zdrowych posiłków na cały tydzień, nie spędzam czasu na wybieraniu warzywek na bazarku, a wieczorami nie dziergam zabawek w stylu Montessori, ale tłumaczę sobie, że to, co robię z moją firmą, też robię trochę dla niej. Nie tylko w tym sensie, że to jest zarabianie potrzebnych pieniędzy. To jest pokazywanie jej zaradnej mamy, która nie chodzi osowiała do przemocowego biura, a prowadzi swój biznes, który jest jednocześnie jej pasją. Jak inaczej nauczyć dziecko, jak być szczęśliwym i spełniać się w życiu, jeżeli nie poprzez przykład? 

I chyba nie ślęczysz w poradnikach o macierzyństwie. Obserwuję was, bawicie się z Franką jak dzieciaki, zajawka rodzicielska na całego! 

Nie spędziłam zbyt wiele czasu, zastanawiając się nad tym, jaką będę mamą. Jest parę prądów, które są mi bliskie, ale całą duszą zgadzam się z takim autentycznym rodzicielstwem, z podążaniem za instynktem, a nie za zasadami. Uważam, że rodzic nie powinien nigdy ustawić się na pozycji „szefa“, który wprowadza jakieś systemy kar i nagród. Dla mnie to jest jak tresura. Zależy mi na autentycznej relacji – tak z moim partnerem jak i z córką. Ba, zależy mi na takiej relacji z moimi partnerami biznesowymi i moimi gośćmi. A czemu? Ot, bo tak po prostu jest łatwiej. Gdy nie wchodzimy w jakieś wystudiowane role, a jesteśmy po prostu sobą, ze świadomością swoich wad i zalet, oraz odwagą, by przyznać się do błędu. Także przed dzieckiem. Z jakiegoś powodu to jest wręcz rewolucja w moim pokoleniu, że rodzic może przeprosić dziecko. A to przecież jest osoba, którą kochamy, godna szacunku tak samo (jeśli nie bardziej!) niż każdy inny dorosły. 

Wróćmy do Mai nastolatki. Zawsze miałaś własne zdanie i pomysł na życie. Zmieniałaś szkoły. Nie pasowałaś do systemu?

Nie pasowałam i źle wspominam czasy szkoły, szczególnie liceum. Miałam zupełnie inne zainteresowania niż to, co proponuje szkoła. Nauka zajmowała mnóstwo czasu, którego brakowało na robienie tego co naprawdę lubiłam. No i dość szybko ustaliłam ze sobą, że w takiej sytuacji to nie nauka jest priorytetem. Wagary, wyjazdy, koncerty, alkohol, chłopaki, więcej wagarów. I tak z jednego liceum mnie wywalili, a w drugim spędziłam nadprogramowy rok. 

Gotowanie, świat gastro przyszedł potem?

Już wtedy pracowałam trochę właśnie w gastro. Byłam pomocą kuchenną w belgijskiej restauracji. Główną motywacją było zbieranie kasy na koncerty, wyjazdy. W Warszawie było ich wiele, ale na te najfajniejsze kapele trzeba było jeździć do Berlina. Miałam swoją kasę więc nikogo nie pytałam o pozwolenie, tylko „szłam na noc do koleżanki“.

To się nazywa zaradność. Dziewczyno, w życiu nie umrzesz z takim podejściem.

Uważam, żę zaradność to super cecha i bardzo mamy jej dużo w Polsce. Oczywiście, jak ktoś ma dość walki z systemem, to może wyjechać i mieć słoneczko na plaży w Australii. Fajnie, ale ja wiem, że zaraz bym się chciała zabrać za jakieś działanie tam. Dlatego zostaję, robię swoje i może trochę przy okazji coś tutaj na lepsze zmieniam.

Ale dlaczego ramen? W dodatku podważasz mit, że trzeba najpierw zwiedzić pół Azji, żeby otworzyć miejsce z taką kuchnią. 

Ja mam dużo wiedzy o prowadzeniu restauracji, wprowadzaniu na rynek nowych marek i komunikacji i marketingu w nowych mediach. Fakt, że jako jedyna z naszej spółki nigdy nie byłam w Azji jest trochę deprymujący (do nadrobienia wkrótce!), ale to nie ja odpowiadam za smak naszego ramenu, a mój chłopak Kison. To on jest tak naprawdę tym szefem wszystkich szefów. Ja działam bardziej koncepcyjnie, zarządzam tymi miejscami, przerzucam się papierami w urzędach i planuję kierunek rozwoju. Mam też dobry nos i smak, dlatego to mi przypada testowanie i takie „ostatnie szlify i bajery“. Basia odpowiada za HR, komunikację na Instagramie i codzienny nadzór nad restauracjami. Najważniejsze decyzje podejmujemy oczywiście wszyscy razem. Azję póki co zwiedzam na Youtube. 

Pierwszą restaurację tworzyłaś w zaawansowanej ciąży. Franka jest malutka, a wy właśnie otworzyliście siostrzaną knajpę na Mokotowie. Oglądałam wasze boje z instalacją, wodą, czasem.

To nasze drugie (trzecie) dziecko. Zależy nam na tym, żeby można było u nas szybko i pysznie zjeść w komforcie, żeby nasze miejsca były małe i przytulne, a nie wielkie, na sto miejsc, przypominające fabrykę. Jednocześnie te 20 krzesełek na Finlandzkiej to troszkę za mało. Podwoiliśmy to właśnie i już widzimy, że weekendowe kolejki nie zelżały… Jest tak samo gęsto w obu restauracjach. Bierzemy oddech i badamy co będzie działo się dalej. Być może będziemy cisnąć jeszcze więcej lokali. A może zupełnie coś innego? Zobaczymy. Na razie jest dość trudno, bo trzeba być w wielu miejscach na raz, a to sprawia, że nie wszystko może być tak dopieszczone i dopilnowane jak bym chciała. Na szczęście mogę być pewna, że mamy świetnie wyszkolonych kucharzy (przez mojego chłopaka i chłopaka mojej wspólniczki Basi).

 

Matka na stu etatach. Masz dobre tempo: jedno dziecko, dwa lokale po kolei… Nie zwalniasz.

To jest spoko dla mnie, ja bardzo lubię pracować. Bardzo lubię też moją córkę. Na szczęście mamy pomoc fantastycznej niani (która jednocześnie jest anglistką!) i chociaż przez pół etatu mogę skupić się wyłącznie na pracy. Czasem czasu nie wystarcza, ale powroty do domu, do naszej córeczki są najsłodsze.

Jak obchodziliście święta? 

Lubię świąteczne piosenki, pieczenie pierniczków i ubieranie choinki, ale mam wrażenie, że podniosłe spotkania przy stole to nie jest nasz klimat. Myślę, że to się z czasem wypracuje. W tym roku zaprosiłam do siebie rodziców dwa tygodnie wcześniej, na „rodzinne pierniczenie“, by pod koniec grudnia spróbować upolować jakieś last minute. Zobaczymy co z tego wyniknie…

Ramen to danie, którym nie pogardzi nikt po sylwestrowych dancingach, jeśli akurat nie zasnął z dziećmi przy Śwince Peppie. Czy można bez wiedzy tajemnej przyrządzić podobny wywar w domu?

Polecam na początek spróbować do dowolnej zupy jarzynowej lub prostego rosołu dodać oleju smakowego. Podsmażając w zwykłym, rzepakowym oleju np. jabłko, imbir, cebulę i czosnek sprawiamy, że ów olej przechodzi smakiem. Wystarczy odcedzić i voila. Do jarzynowych wywarów dodaje się często oliwę z oliwek – warto zastąpić ją takim właśnie olejem. Do tego sos sojowy  podpowiem, że można tę przyprawę jeszcze przyprawić i pogłębić, dodając sól, cukier, sake. To na bazie sosu sojowego robi się Shoyu Ramen.  

Kusi cię by spróbować jak smakuje ramen w Japonii? Jakaś rodzinna podróż w planach?

Ramen w Japonii mamy sprawdzony wielokrotnie przez naszą szefową kuchni. Marzy nam się  Nowy Jorku, skorzystanie z tego jakim  niesamowitym kulinarnym kotłem jest to miasto. Jest tam pełno fantastycznych ramenowni i nie tylko. To takie miejsce, które pozwala przewidzieć trochę przyszłość kulinarnych trendów w Polsce. Japonia czeka nas wiosną. Będziemy polować na sakurę. Może to trochę oklepane, ale najbardziej na świecie chciałabym zobaczyć Frankę bawiącą się w parku pełnym kwitnących wiśni. 

 

*

Szczęśliwa, spełniona mama. Ma szczęście, bo w pracy odnajduje swoją pasję i umiejętnie łączy macierzyństwo z pracą. I nie chodzi tu bynajmniej o perfekcję w jednym z tych obszarów, ale o chęć do działania, zmian i marzeń. Z maluchem w chuście, pod pachą, na barana czy z babcią do pomocy lub żłobkiem. Nie rezygnujcie z marzeń. Tego wam życzę wam przedsiębiorcze mamy u progu 2019. To będzie dobry rok!