„Moje poczucie kobiecości zupełnie nie jest związane z wyglądem. Najbardziej kobieco czuję się wśród innych kobiet, a mam to szczęście, że mam wkoło siebie naprawdę fajne babki” – przyznaje Kasia Tochman-Filip i zaprasza do domu nad oceanem.
Jeśli kiedykolwiek przez głowę śmignęła mi myśl o emigracji, to właśnie pod wpływem kadrów, które podglądałam u Kasi i Grześka podczas zimowej pluchy warszawskiej. Joga na tarasie w rytmie szumu oceanu, surfing z mężem, kreatywne chwile w pracowni ceramicznej, lunch w andaluzyjskiej knajpce pełnej opalonych surferów. Takie życie wybrała Kasia z rodziną, zostawiając Powiśle na rzecz południa Hiszpanii, które zaskoczyło ją klimatem białych miasteczek, wielokilometrową plażą i dziką naturą. Kiedyś dyrektor do spraw sprzedaży w marce odzieżowej, instruktorka jogi na babskich wyjazdach z The Love Love Life, a dziś garncarka w studio Luz Ceramics – w każdej roli odnajduje się na 100%.
W ramach serii #między słowami, tworzonej z marką Tyszert, porozmawiamy z Kasią o sile wspólnoty kobiet, życiowych zmianach i hiszpańskim stylu mañana. Idealnie na preludium lata.
Czy emigracja to impuls, a może przemyślana w prawo i w lewo decyzja: głos rozsądku czy serca? Mogłabym o emigracji napisać książkę! – śmieje się Kasia. Przed przeprowadzką staraliśmy się co najmniej miesiąc w roku spędzić w Portugalii, od lat myśleliśmy o przeprowadzce nad ocean. Kochamy surfing i naszym marzeniem było mieszkać w miejscu, gdzie będziemy mogli surfować. Ale jakoś ciężko nam było podjąć decyzję o przeprowadzce, aż przyjechaliśmy w grudniu na dwutygodniowe wakacje do hiszpańskiego Conil. Poczuliśmy, że to jest to. Wróciliśmy do Warszawy uporządkować sprawy i po 9 miesiącach już byliśmy z powrotem. Tak, jesteśmy tu trzeci rok! – dodaje Kasia.
Jak sama przyznaje, była to zdecydowanie miłość od pierwszego wejrzenia i przy okazji zderzenie z wyobrażeniem południa Hiszpanii: Zamiast zatłoczonych nadmorskich deptaków, wybrzeża wypełnionego hotelami i plażami z milionem leżaków i parasoli przywitał nas spokój, długie na dziesiątki kilometrów plaże, dość łagodne fale, cudowny klimat, ogromne przestrzenie. Jest tu mimo wszystko dość dziko. Oprócz oczywistej zmiany klimatu, kultury i języka największą zmianą była zamiana dużej metropolii na dwudziestotysięczne miasteczko.
Integracja z lokalną społecznością? Bezproblemowo, choć gdy przyjechali, nie mówili po hiszpańsku, a angielski zdecydowanie nie jest mocną stroną sąsiadów. Na Południu można poczuć się pracusiem. My, ludzie z Północy vs południowcy ze swoim mañana… Tu work – life balance jest zdecydowanie inny niż ten, do którego przywykliśmy – śmieje się Kasia. Ona odnalazła równowagę i swoją nową ścieżkę zawodową, kobieta kameleon w ogniu naszych pytań, gotowi?
CZUJĘ SIĘ KOBIECO, GDY…
Moje poczucie kobiecości zupełnie nie jest związanie z wyglądem. Mogę mieć na sobie dres, mogę mieć szpilki – nie ma to znaczenia. Najbardziej kobieco czuję się wśród innych kobiet, a mam to szczęście, że mam wkoło siebie naprawdę fajne babki. To właśnie poczucie przynależności do tej niesamowitej wspólnoty dziewczyn wydobywa ze mnie moje kobiece ja. Spędzamy 5 dni w górach, na ski-turach zimą lub rowerach latem, wychodzimy często razem ze strefy komforty, bawimy się i śmiejemy do łez. W takim momentach widzę, jaka niesamowita siła drzemie w kobiecej wspólnocie.
LUBIĘ W SOBIE…
Charakter. Moja interdyscyplinarność była wiele lat dla mnie źródłem rozterek i frustracji. Ukończyłam ekonomię, psychologię, seksuologię. Skończyłam jako garncarka. Teraz to zaakceptowałam – w różnorodności jest siła. Potrafię szybko się uczyć i szybko zapominam o tym, co nie jest mi w życiu potrzebne.
CHCIAŁABYM W SOBIE ZMIENIĆ…
Chciałabym bardziej siebie doceniać. Nigdy nie jestem z siebie w pełni zadowolona. Chcę częściej chwalić się za to, co robię dobrze, mniej skupiać się na niedoskonałościach.
OTWIERAM SZAFĘ I WIDZĘ W NIEJ…
Dobre jakościowo materiały – len kaszmir, wełna. Jeśli coś syntetycznego, to tylko odzież techniczna. Na pewno nie znajdzie się w niej ani jedna rzecz, w której nie byłoby mi wygodnie.
CO SEZON NOWY KOLOR CZY BLACK IS BLACK?
Przez wiele lat czerń rządziła w mojej szafie, ale dojrzałam do łagodniejszych barw. Ten sezon to pastele.
JAK OKREŚLAM SWÓJ STYL?
Beach bum style! Po latach mieszkania w mieście mogę w końcu na mojej prowincji śmigać na boso w dresie. Choć moim głównym elementem ubioru są chyba pianka lub bikini.
ODKĄD JESTEM MAMĄ…
Zastanawiam się, co by było, gdybym nią nie była (śmiech). Chociaż z czasem coraz mniej. Macierzyństwo okazało się dla mnie zaskakująco złożonym doświadczeniem. Trudno mi przyszło wejście w rolę mamy – z całym dobrodziejstwem i ograniczeniami tej nowej funkcji.
MOJA PASJA, INSPIRUJE MNIE…
Inspiruje mnie mój mąż. I moje niesamowite koleżanki. Mam sporo pasji. W końcu w różnorodności moja siła! Kocham surfing, snowboard, rowery. Ewidentnie nakręca mnie adrenalina. Z drugiej strony od ponad 10 lat praktykuję jogę, zawodowo tworzę ceramikę: to dwie pasje, które wymagają wręcz medytacyjnego skupienia i wytrwałości.
JEŚLI MOGŁABYM ZREALIZOWAĆ NAJBARDZIEJ SZALONY POMYSŁ CZY MARZENIE, TO…?
Chyba już go zrealizowałam! Moje obecne szaleństwo to plan na więcej spokoju w życiu. Chyba wszystko już odhaczyłam. Skupiam się na doskonaleniu tego, co mam. Chcę być lepszą ceramiczką, rozwijać moją firmę, lepiej surfować. Nie ma tu spektakularnych rzeczy… No dobra, niech będzie – własny dom nad oceanem!
Na koniec pytam surferskich emigrantów, czy czegoś im brakuje, czy za czymś tęsknią? Brzmi unisono! Za instytucjami opiekuńczo-wychowawczymi czynnymi do 16. Tutaj zarówno przedszkola jak i szkoły są czynne do 14:00, potem sjesta, rzecz święta! Gdzie Kasię spotkacie latem? Na całe wakacje uciekamy przed tłumami hiszpańskich turystów na Warmię i na Hel. Z polskimi przyjaciółmi spędzamy w Hiszpanii więcej czasu niż w Warszawie!
Kasia w sesji wybrała letnie nowości marki Tyszert: lnianą koszulę Sophie, kimono Morning Mist oraz uniwersalny top z dwustronnym dekoltem.
Materiał powstał we współpracy z marką Tyszert.



























