Mówią, że wakacje z dziećmi to nie wakacje, tylko zmiana miejsca pobytu. Coś w tym jest i choć nasze rodzinne wojaże były piękne, to jako mama trzyipółlatka rzadko mam wokół siebie ciszę, a jeszcze rzadziej bywam zupełnie sama. Z ogromną radością skorzystałam więc z okazji i wybrałam się do hotelu Vienna House by Wyndham Amber Baltic w Międzyzdrojach.

Nie mogłam się doczekać, aż zobaczę morze z mojego pokoju, więc nawet długa droga pociągiem mnie nie zniechęciła. Samotne podróże mają w sobie masę uroku, zwłaszcza po sezonie. Książki, przegryzki, laptop pełen zaległości w pracy, sztormiak, bo mamy już październik… i w drogę!





Cel podróży intrygował – Vienna House by Wyndham Amber Baltic Międzyzdroje to miejsce kultowe, znane z Festiwalu Gwiazd w czasie którego to tutaj tętni festiwalowe życie, również po godzinach. Hotel był pierwszym sieciowym hotelem w Międzyzdrojach i do dziś jest wizytówką kurortu. Znajduje się w samym centrum, pomiędzy słynną Aleją Gwiazd a klifami, nad którymi góruje Woliński Park Narodowy. Po remoncie zyskał elegancki, marynistyczny sznyt. Ciekawa byłam, czy rzeczywiście z każdego pokoju widać morze.




Międzyzdroje przywitały mnie mżawką i szarym, rozkołysanym Bałtykiem, pięknym jak zwykle. Szybki meldunek w hotelu, wjazd windą na czwarte piętro, motyle w brzuchu, które miewam przed odkryciem pokoju hotelowego, i wreszcie można odpocząć, w dodatku z widokiem. I to takim, który sprawia, że głowa sama odpoczywa i paruje z przebodźcowania – na morze i układankę statków gdzieś w oddali. Co robi mama, mając dla siebie cały pokój i prawie dwie doby czasu wolnego? Taka mama jak ja zakopuje się w śnieżnobiałej pościeli i włącza telewizor z nadzieją na Kuchenne Rewolucje. To też jest regeneracja, przyznacie sami. A w porze kolacji bierze książkę i zamiast podgrzewać i studzić dziecku kolejne kąski, odpowiadać na setkę pytań czy chronić szklanki przed upadkiem ze stołu, je sam na sam z wciągającą lekturą i widokiem na morze – tak, tak, restauracja też ma ten cudowny feature.






Jednym z najmilszych elementów nocowania w hotelu jest oczywiście śniadanie. To znak rozpoznawczy hoteli należących do HR Group i nic dziwnego – bufet hotelowy zaskoczył mnie swoją obfitością. Oprócz klasycznych pozycji śniadaniowych (pyszne pancakes i pasta jajeczna!) można tu znaleźć także lokalne sery, ryby i wiele opcji wegańskich. Śniadanie, gazeta i widok na morze – czego chcieć więcej o poranku? Chyba tylko słodkiego zakończenia tej części dnia, po które udałam się do mieszczącej się w hotelu klimatycznej kawiarni Cafe Vienna, w której od 30 lat udoskonalane są receptury na takie desery jak tort Amber czy Sachera. Podczas mojej wizyty do tego przytulnego wnętrza wpadło spod padającego wciąż deszczu przynajmniej kilkanaście osób, spragnionych słodkości i dobrej kawy.










Kiedy pogoda zrobiła się ciut łaskawsza, wybrałam się na plażę. Jako typowy stołeczny mieszczuch na morze reaguję bardzo entuzjastycznie i ogromnie zazdroszczę wszystkim, którzy mają je na co dzień. Poza sezonem jest dla mnie chyba najpiękniejsze – niezatłoczone i bezkresne plaże przyciągają wtedy spokojnych spacerowiczów, spragnionych kontaktu z naturą. Zawsze można pogłaskać jakiegoś psa, posłuchać mewich wrzasków i w nieskończoność napawać się widokami i zapachem jodu. I tym razem morze mnie nie zawiodło, a plaża poprowadziła na wschód, pod kolorowe rybackie kutry. Z chęcią wspięłabym się na klify, zajrzała na Kawczą Górę i do Wolińskiego Parku Narodowego, ale tu pogoda powiedziała stop. Zaczynał się sztorm, więc smagana wiatrem wróciłam do przytulnego pokoju, zamówiłam room service i zabrałam się za nadrabianie seriali. Ukoronowaniem tego dnia był masaż w hotelowym SPA, rozpoczęty od pachnącej pomarańczami kąpieli dla stóp. Moje plecy bardzo tego potrzebowały! Największą nagrodą po takim dniu było dwanaście godzin nieprzerwanego snu, mimo że za oknami mojego pokoju szalało morze, wiatr i deszcz. A może właśnie dlatego tak dobrze mi się spało? Gdy wracałam z tej podróży do domu, czułam jakby ubyło mi lat, a przybyło miłości do swojej małej rodziny. Magia jakościowego czasu dla siebie, taka prosta, a taka skuteczna.




Co jeszcze robiłam w Vienna House? Pomalowałam paznokcie, co zdarza mi się raz na pół roku, bo to nie takie łatwe znaleźć godzinę, w której nie będę musiała niczego dotykać ani nikogo przytulać. Przeczytałam półtorej książki i jedną gazetę, niegnana absolutnie żadnymi ograniczeniami me time’u. Nadrobiłam zaległości w pracy, bo najbardziej lubię pisać wtedy, kiedy nikt mi nie zawraca głowy, nawet skrzynka mailowa, a ta w weekendy śpi.





Czego nie robiłam? Nie musiałam zastanawiać się, co począć z bąbelkiem, gdy za oknem deszcz, ale gdybym jednak musiała podjąć jakąś decyzję, na pewno spodobałoby mu się w sali zabaw Nemo, która mieści się na parterze hotelu, albo na przestronnym basenie z częścią dla dzieciaków. Tutaj nie ma szans na nudę, chyba że taką zaplanowaną, jak moja!


Materiał powstał we współpracy z siecią hotelową HR Group, do której należy Vienna House by Wyndham Amber Baltic w Międzyzdrojach oraz pięć innych hoteli marki Vienna House by Wyndham w Katowicach, Warszawie, Łodzi, Międzyzdrojach i Krakowie.