Książki, od których się nie oderwiecie z konkursem dla Was
Książki pod redakcyjną lupą

Hej, sierpniu! Hej, wakacjusze! Czy pomiędzy moczeniem kijków w jeziorze, skakaniem przez fale i bujaniem w hamaku znajdziecie czas na kilka książek?
Redakcyjne mole nawet w największy upał się nie lenią. Przesyłki z wydawnictw wypatruję z radością porównywalną do lipcowych debiutów jagodzianek w cukierniach. Jedna bułka w rękę, kawa na lodzie w drugą, a przede mną miły stosik książek. Część dotarła już jakiś czas temu – nadrabiam zaległości i jak zawsze na deser serwuję konkurs.
„MALARKA ALA” / TEKST: EWELINA CHWAŁA-LUBOMSKA / ILUSTRACJE: MONIKA SROGA / WYDAWNICTWO ŁADNIE
Zaczynamy od cudownej serii, oko recenzenckie cieszy się i wita na półce nowość wydawnictwa Ładnie. Jest więcej niż ładnie! Bawimy się paletą kolorów, poznajemy barwy w towarzystwie rytmicznych tekstów oraz gości specjalnych – artystów. To oni są tu punktem wyjścia inspiracji do poznawania kolorów czy części ciała. Rafael, Whistler, Van Gogh, Cézanne… bierzmy pod lupę wybrane dzieła, mieszamy epoki jak olejne farby, dostrzegamy sztukę nie tylko na muzealnych ścianach. Świetny pierwszy krok w krainę sztuki już dla dwulatków!




„ZACZNIJ OD KROPKI” / TEKST, ILUSTRACJE: PETER H. REYNOLDS / TŁUMACZENIE: ZOFIA RACZEK / WYDAWNICTWO MAMANIA
Zostajemy w twórczym klimacie, prosimy o dokładkę! Ten autor nie zawodzi, jego wyobraźnia zaraża i zmusza do ćwiczeń kreatywności – każdy ją może wyzwolić, jeśli tylko zechce. Od czego zacząć? Od kropki! Jak mówi Reynolds, każda wyprawa zaczyna się od pierwszego kroku albo od pojedynczej kropki. Jeśli myślisz, że jest zwykłym małym punktem, poważnie nie doceniasz jej potencjału. Może być duża, włochata, w kratkę – w końcu ty jesteś jej autorem. Może grzecznie wieńczyć zdanie, a może energicznie skakać i wirować. Nawet na spacer da się zabrać, weź flamastry i spróbuj. Genialny przewodnik po kreatywności, bez limitu wieku.




„JAK OPOWIADAĆ HISTORIE DZIECIOM” / TEKST: SILKE ROSE WEST, JOSEPH SAROSY / ILUSTRACJE: REBECCA GREEN/ TŁUMACZENIE: MAGDA SŁYSZ / WYDAWNICTWO TO TAMTO
Wiemy jak rysować – twórczo i z pełną artystyczną wolnością! A czy umiemy opowiadać historie? Tworzyć nowe, zaskakiwać zakończeniem, gawędzić, czarować historią? SMS-y, krótkie formy, obrazki, ikonki, skróty – to alfabet ery digitalu. A może tak wrócić do korzeni, poćwiczyć storytelling, stosując proste techniki pokazane w książce. Snucia opowieści można się nauczyć, w końcu to najstarsza umiejetność ludzkości, obecnie niesłusznie zaniedbana. Szerzej pisałyśmy o tej książce tutaj. Wystarczy kilka prostych metod, a gawędziarstwo wejdzie wam w krew i stanie się codziennym rytuałem, choćby przed snem. Ja zamierzam spróbować!



„NIEKOŃCZĄCA SIĘ HISTORIA” / TEKST: MICHAEL ENDE / CZYTA: EDYTA JUNGOWSKA / WYDAWNICTWO JUNG-OFF-SKA
Nucąc piosenkę Limahla (kto pamięta ten hit ekranizacji filmowej?), sięgam z nostalgią po audiobooka klasyki Michaela Ende, czytanego przez Edytę Jungowską. Wracają wspomnienia! Samotny, zakompleksiony chłopak i wyjątkowa książka znaleziona w antykwariacie, brzmi jak początek magicznej historii, ze smokami w Fantazjanie. Czytając na szkolnym strychu starą księgę, Bastian odkryje, że jest tylko jedna osoba, która może zbawić baśniową krainę. Zamykamy oczy i słuchamy!



„JULKA I JANEK, CZEGO NIE LUBI ZŁOŚĆ,”„JULKA I JANEK, CZEGO NIE LUBI BURZA,”/ TEKST: KASIA KELLER / ILUSTRACJE: KAROLINA KRAKOWIECKA / WYDAWNICTWO ZIELONA SOWA
Ich dwoje, budowana w skupieniu wieża z klocków i… znacie finał. Trach! Krzyk, złość i kłótnia rodzeństwa. Mamooo! Złość jest bardzo ważną emocją, pomaga wyznaczyć granice – czytam w książce z serii Julka i Janek. To napisane w prosty sposób przewodniki po emocjach dla najmłodszych, bez moralizowania i naukowego tonu. Co zrobić, gdy przeraża nas burza? A gdy brat zniszczy ulubioną zabawkę? Jak regulować złość lub oswajać lęki? Podglądamy trudne sytuacje i sposób radzenia sobie ze strachami i codziennymi wyzwaniami – dzieci łatwo identyfikują się z parą bohaterów. A dla nas, rodziców, kilka wskazówek na koniec od eksperta. Polecam!




„WIERSZYKI LOGOPEDYCZNE / TEKST: KASIA HUZAR-CZUB / ILUSTRACJE: JOANNA BARTOSIK / WYDAWNICTWO NATULI
Czosnek, który ma czkawkę, wiśnia paraduje ze śliwą pod okiem, sałata sunie na sankach – oto owocowo-warzywna mieszanka, która nieźle miksuje głoskami. Tu zaszumi, tam zaszeleści, podpowie, jak układać język i usta. Wydawnictwo Natuli idzie jak burza, oto kolejny tytuł w serii rymowanek, która wspiera i pomaga – tym razem w logopedycznych ćwiczeniach. Bohaterowie ze straganów okazują się niezłymi nauczycielami – nauka przez zabawę zawsze się sprawdza. I kto by pomyślał, że wiosenny cierpki rabarbar skrywa tak skuteczną metodę na głoskę „R”?




„KULAWA KACZKA I ŚLEPA KURA / TEKST: ULRICH HUB / ILUSTRACJE: JÖRG MUHLE /tłumaczenie: tłumaczenie: Eliza Pieciul-Karmińska / WYDAWNICTWO DWIE SIOSTRY
Ślepa i kulawa. Obie wygadane. Obie raczej samotne i mające w życiu pod górkę. A jednak to właśnie góra staje się celem tego nietypowego duetu, zwieńczeniem ich wspólnej wędrówki. – Tam na szczycie czeka na nas szczęście! – krzyczy kura. Czy na pewno? Może sama droga jest już wystarczającą atrakcją, jeśli pokonuje się ją w odpowiednim towarzystwie? Jak zawsze u tego autora, dowcip goni dowcip, pod płaszczykiem błahej rozmowy kryją się ważne przemyślenia o samotności, szczęściu i przyjaźni. Być może osobno kura i kaczka czują się jak zakompleksione słabeuszki, ale razem? Mogą przenosić góry!



„A KUKU! SŁOŃCE”, „A KUKU! KROWA” / TEKST: CAMILLA REID / ILUSTRACJE: INGELA P. ARRHENIUS / WYDAWNICTWO ADAMADA
A kuku! Coś dla najmłodszych, zawsze polecam rozpocząć przygody z książkami jak najwcześniej! Przepis na czytelniczy sukces: duże, kolorowe, wyraźne ilustracje, proste historyjki lub słowa i w bonusie jeszcze ruszające się elementy. To wszystko ma w sobie seria Wydawnictwa Adamada. Ilustracje być może kojarzycie – to dzieło świetnej szwedzkiej ilustratorki, osobiście testowałam w domu – dzieciakom śmieje się buzia do jej rysunków. Uwaga, małe łapki będą bezlitosne dla książki, na szczęście twarde, grubsze strony pozwolą cieszyć się lekturą dłużej!




„ŚWIAT FRANKIE”/ TEKST, ILUSTRACJE: AOIFE DOOLEY / tłumaczenie: Karolina Marcinkowska / WYDAWNICTWO KROPKA
„Dla wszystkich tych, którzy czują się trochę inni od reszty” – czytam na wstępie. Czy macie na pokładzie nastolatków? Podsuńcie im koniecznie ten tytuł. W tym wieku czytelnik jest ultraczujny, wyłapie każdy fałsz i sztuczność – w tym przypadku jestem spokojna. Świetne komiksowe ilustracje i postać, której kibicuję od pierwszej strony. Frankie jest totalną gadułą, jej celne uwagi są dalekie od tych dyplomatycznych, nigdy nie wie, co wypada lub nie… Słucha innej muzyki niż cała klasa, regularnie odwiedza lekarza, by przyjmować hormon wzrostu, i nie znosi, gdy jedzenie na talerzu styka się ze sobą. Sama uważa siebie za kosmitkę – to o wiele przyjaźniejsze określenie, niż epitety, jakie słyszy na swój temat w klasie. Jak to jest być autystyczną dziewczynką w neurotypowym świecie? A może bycie „normalnym” jest nudne? – zastanawia się Frankie, a ja połykam książkę w mig i podsuwam ją mojej córce. Jak dla mnie to obowiązkowa lektura, by uwrażliwić nas wszystkich i otworzyć serce na każdą neuroróżnorodność!



„MIKROWYPRAWY Z WARSZAWY” / TEKST: MONIKA MASALSKA, SEWERYN MASALSKI / WYDAWNICTWO ZNAK LITERANOVA
Weekendowa nuda w mieście? Blogerzy, rodzice trójki, którzy od lat promują podwarszawskie miejscówki, nie wiedzą, co to kiszenie się w czterech ścianach. Ich inspiracje, którymi dzielili się na Instagramie, zostały teraz zebrane w książce wraz z praktycznymi informacjami o trasie, gastronomii, atrakcjach, a nawet dostępności dla wózka. Okolice Warszawy zazwyczaj przemierzamy byle szybciej wyrwać się z objęć korków na autostradzie. Autorzy przekonają nas, że niesłusznie nie doceniamy Mazowsza – kryje ono zarówno tajemnicze ruiny i pałacyki, jak i góry, dzikie plaże i rzeki. Przygoda jest bliżej niż myślimy – sugerują autorzy, a ja obiecuję sobie jesienne wypady ich śladem.




„BŁĘKITNY PORÓD RODZINNY DLA NIEJ, DLA NIEGO” / TEKST: BEATA JEDLIŃSKA, KRZYSZTOF MINGE / WYDAWNICTWO TREFL
O porodzie błękitnym pisałyśmy już tutaj, w wywiadzie z autorką książki. Temat powraca i obejmuje tym razem przyszłych rodziców, ją i jego. Jesteśmy w ciąży razem – co to oznacza dla niego i dla niej? Jakie są lęki i obawy, i co się zmieni w postrzeganiu siebie, ciała, swojej roli, związku? Duet: coach porodowy, doula, mama oraz psycholog (i ojciec czwórki) pochylają się nad tematem przyszłego rodzicielstwa, wspólnego przeżywania ciąży i porodu rodzinnego. Przygotowanie się do niego razem to dużo więcej niż odhaczenie szpitalnej listy do spakowania. Razem czy nie? Zacznijmy od szczerego pytania i jeśli odpowiedź jest twierdząca, przygotujmy się do porodu razem, uwzględniając potrzeby i oczekiwania jego i jej. Gotowych scenariuszy nie ma, ale praktyczna wiedza, dodatkowe materiały i pomoce okołoporodowe to skarbnica zebrana w dwóch książkach, dla dwojga.




„ZAAKCEPTUJ SIEBIE” / TEKST: SILVIA CONGOST / TŁUMACZENIE JOANNA OSTROWSKA / WYDAWNICTWO ZNAK LITERANOVA
Czasem prosto brzmiące porady są najtrudniejsze do wprowadzenia. „Zaakceptuj siebie” – tytuł nowej książki hiszpańskiej psycholożki to klucz do wielu emocjonalnych problemów i rozterek, których źródło tkwi w naszej samoocenie. Jak się widzimy, czy potrafimy siebie naprawdę akceptowć, skąd czerpać i jak wzmacniać poczucie własnej wartości? Ile razy, stojąc przed lustrem lub wpatrując się w ekran telefonu, myślałaś: jestem gorsza, bo tak nie umiem, jestem za gruba, za chuda, za wymagająca, za mało przedsiębiorcza, za mało jakaś? Epitety można mnożyć. Zaprzyjaźnienie się ze sobą, zanim wyciągniemy dłoń dalej, to krok numer jeden i wcale nie najłatwiejszy. Autorka bierze pod lupę temat samooceny, tłumaczy, jak ważna jest miłość własna i jak niesłusznie mylona jest z egoizmem. Odnajdźmy w sobie dziecko i przytulmy je, jak się z tym czujecie? Przeczytajcie w wakacje, do wdrożenia w życie od zaraz.




Po lekturze? Przed lekturą? Niech w te wakacje książki otwierają wam oczy, zadziwiają, łapią na lasso uwagę, śmieszą. No właśnie, zanim zamkniecie ostatnie strony, jak zawsze mamy konkurs – napiszcie w komentarzu poniżej odpowiedź na pytanie: jaka książka was ostatnio rozśmieszyła i dlaczego?
Na zwyciężczynię lub zwycięzcę czeka paczka książek. Na wasze komentarze czekamy do 17 sierpnia, a wyniki konkursu podamy tutaj dzień później.
Wyniki: ile komentarzy, dziękujemy! I zabieramy się za czytanie. I śmianie. Marika, pępkowe niebawem, śmiech to zdrowie, paczka leci do was.
Link do naszego regulaminu konkursowego znajdziecie tu
Ilość komentarzy: 47!
„Po co komu mamut? Do kochania. To najzabawniejsza książka, jaką czytamy z synkiem od kilku lat. Wróbel mafioso, nowa przyjaźń i na koniec człowiek, otwarty na przyjęcie pod swój dach nawet tak zaskakującego stworzenia jak mamut w wersji mini.
No cóż, nie dane mi było jeszcze zostać mamą, więc bajki dla dzieci czytuję jedynie okazjonalnie przy wizytach u przyjaciół i rodziny. Doświadczenie w tym obszarze mam dość ograniczone. 💁 Stąd też dla odmiany polecam przezabawną książkę dla tych już trochę starszych czytelników – a mianowicie „Trzech Panów na łódce (nie licząc psa)” Jerome K. Jerome (autor tak właśnie się zwie, powtórzenie zostało wpisane celowo 😉) . Fabuła książki przedstawia losy przyjaciół, którzy dla poprawy stanu zdrowia (zarówno fizycznego jak i psychicznego) postanawiają wyprawić się w rejs po Tamizie. Książka obficie wypełniona jest anegdotkami oraz komicznymi zdarzeniami, a ironiczny język narratora (który jednocześnie jest jednym z bohaterów wyprawy) w przewrotny sposób przedstawia czytelnikowi typowy ( acz specyficzny 😁) angielski humor.
Wydana w 1889r. Mimo upływu lat nadal bawi! Warto się przekonać samemu, dlatego nie będę zamieszczać fragmentów 🤫
Mnie ostatnio rozśmieszyła seria Królik i Misia, szczególnie niesmaczne zwyczaje królika gdzie pojawia się wątek zjadania własnej kupy przez królika. Każda z książek jest niesamowicie zabawna – w końcu coś ciekawego do czytania i dla dziecka i dla rodzica 🙂
Mnie najbardziej ostatnio rozśmieszył chyba tekst w „Pucio mówi dzień dobry!”. Scena dla mnie – rodem z science fiction: słonko wstało, ale Pucia i Misio nadal słodko spali i trzeba ich było…obudzić. Czy tylko moje dziecko wstaje przed wschodem? 😉
Mnie ostatnio rozmiesza do łez książka Marcina Wicha „Wielka księga Klary”.
Sytuacje z życia wzięte, ze szkolnego podwórka, z wycieczek, z rodzinnych wakacji.
Czytam ja synkowi do snu…i powiem Wam, że usypianie jest dwa razy dłuższe…bo co rusz wybuchamy śmiechem….😄
Nic mnie mocniej nie rozbawiło, niż śmiech mojego 6-miesięcznego Syna, F, podczas wspólnego czytania kolejnych stron Ziuzi. A może i wzruszyło. A może i było to spowodowane śmiechem mojej 4-letniej Chrześnicy, Z, która nie potrafila zrozumieć, jak Marchewka może prowadzić do królestwa Kapusty z Grochem. Spędziliśmy świetny czas na tej lekturze. O tyle wyjątkowy, że normalnie dzielą nas setki kilometrów.
I wciąż mam ten śmiech w głowie. A na twarzy uśmiech, jak o tym myślę! 🙂
Myślę, że fajnie jest od czasu do czasu zaproponować coś alternatywnego. Ostatnio wybieram albo stare książki, które można dostać w bibliotekach albo książki ze znanymi już bohaterami z mojego dzieciństwa. Pinokio, przygody koziołka Matołka, a ostatnio Bolka i Lolka. Najśmieszniejsze jest w nich to, że po latach odkrywamy te historie na nowo i śmieszą zupełnie inne rzeczy niż wtedy, gdy sami byliśmy mali. Polecam! 🙂
Dorwałam się do książek z Pomelo i tak się śmiałam z córkami z polowania na komary, bo to byłam jakby ja, z przytrzaśniętą spódnicą w drzwiach i łapiąca stworzenia nie do złapania. Córki przyznały mi odznakę: nieugiętej – i to najważniejsze. 🙂
Ostatnia książka, która mnie rozbawiła to „Idziemy na niedźwiedzia”. Zabawne wydało mi się to, że rodzina próbuje pokonać różnego rodzaju przeszkody pogodowe, by złapać niedźwiedzia. Gdy styka się z nim twarzą w twarz ucieka jak najszybciej i jak najdalej! Bohaterowie zapominają zamknąć drzwi do domu że strachu, wracają, by je zamknąć. Po czym chowają się szybko w sypialni, w swoim łóżku, pod kołdrą. Urocze! Zabawne!
Ja i mój syn zaśmiewamy się ostatnio przy okazji „Amadeusza Foczki”. , bo Jerzyk ma dwa latka i nie bardzo daje mi przeczytać całe strony tekstu, za to wypowiedzi zwiarząt napisane w dymkach jak najbardziej. No i oczywiście czytamy na głosy! To znaczy ja czytam i najbardziej przykładam się do kwestii żółwia. Jerzyk wtedy zwija się ze śmiechu na dywanie. „Dzieeeeeńńń duoooooobryyyyy, poooprooooszęęęęę zaaabieeeeeg błooooooootnyy”. Im wolniej tym lepiej i rozśmieszam go czasem tym zabiegiem błotnym w „trudnych” sytuacjach.
Ja i mój syn zaśmiewamy się ostatnio przy okazji „czytania” „Amadeusza Foczki”. „Czytania”, bo Jerzyk ma dwa latka i nie bardzo daje mi przeczytać całe strony tekstu, za to wypowiedzi zwiarząt napisane w dymkach jak najbardziej. No i oczywiście czytamy na głosy! To znaczy ja czytam i najbardziej przykładam się do kwestii żółwia. Jerzyk wtedy zwija się ze śmiechu na dywanie. „Dzieeeeeńńń duoooooobryyyyy, poooprooooszęęęęę zaaabieeeeeg błooooooootnyy”. Im wolniej tym lepiej i rozśmieszam go czasem tym zabiegiem błotnym w „trudnych” sytuacjach.
Wierszyki bliskościowe! Zamiast synem być lub córką, razem ze mną bądź jaszczurką 🦎🦎🦎 uczymy się razem poczucia humoru i poczucia rytmu i… Poczucia bycia innym zwierzakiem.
Mnie ostatnio rozśmieszyła niezdarta Pippi, która dogaduje się z opryszkami i śpi z nogami na poduszce. Przesłanie Pippi która wprost mówi, że jeżeli nie robisz nikomu krzywdy, możesz żyć jak chcesz i pewnie siedzieć jak chcesz także :). No więc my ostatnio wałkujemy, bo ani ja ani dzieci nie chcą czytać nic innego 🙂
Ah, co za wspaniały konkurs!
Bez chwili zastanowienia wiem dokładnie o kim chciałabym napisać. Ostatnio rozśmieszała mnie do łez tytułowa Rosie z „Love, Rosie”. Teraz jest to moja ulubiona książka. 🥰 Chciałabym zapomnieć co tam przeczytałam, by poczuć, że czytam ją po raz pierwszy i na nowo to wszystko przeżyć. Dlaczego mnie tak rozśmieszała? Jej komentarze, uwagi, docinki, myśli.. są po prostu 10/10! Idealnie mój humor, pewnie w wielu sytuacjach zachowałabym się totalnie jak Rosie. Siedzieć w metrze, czy pociągu i do łez śmiać się do książki, takie uczucie jest rzadkie i fantastyczne! 🥰 Chciałabym żeby Rosie była moją przyjaciółką in real life. 🥹🥹
Ostatnio czytając synkowi Basię i podróż mąż wykrzyknąl- „wypisz wymaluj moja żona”, uśmiałam się szczerze….niestety to prawda….nawet uzależnienie od kawy się zgadza😂😂😂
Mnie rozbawiło, a zarazem wzruszyło, kiedy moja mama ze strychu ściągnęła stare książki z bajkami, jeszcze z okresu mojego dzieciństwa. Wspólnie z córka odbyłam podróż po pięknych książkach Disneya. Okazuje się, że mimo upływu wielu lat doskonale pamiętam historie i obrazki z tych książek. Najwięcej zabawy miałam z córką przy czytaniu książki „Podróż do Piaseczkowa”.
U nas numer jeden zajęła ostatnio książka „Brud. Cuchnącą historia higieny”. Książka genialna! Zabawna! Pełna informacji! Można się dowiedzieć jak wyglądał sedes Napoleona, czym wycierano zadki w starożytnym Rzymie czy co mieszkało w percuce Ludwika XV. Świetnie napisana i kolorowo zilustrowana pozycja, przy której raz po raz wybuchaliśmy śmiechem. Duży ładunek wiedzy pobudzający wyobraźnię. Zaskakująca, wciągająca, atrakcyjna. Polecam każdemu, bo to swoista wyprawa do świata intymnego, zakrytego, a przez to intrygującego. Pozytywny kawał popularno-naukowej literatury, który będziemy czytać z wielkim uśmiechem na ustach!!! 😁👍
My z synkiem uwielbiamy książki z serii tata Oli, a że wakacje to na tapecie „Zwariowane wakacje taty Oli”. Tylko ta rodzinka może lecieć na wakacje do kraju o nazwie all-inclusive! Ulubionym daniem taty jest bufet, A frytki są zdrowe bo przecież robione z ziemniaka, a ziemniak to warzywo.
Bawią mnie książki z humorem absurdalnym, zwłaszcza angielski dowcip oraz ten najczarniejszy z czarnych. Kiedy mam chandrę albo po prostu nie najlepszy dzień, namiętnie czytam „humorzaste” książki. Pamiętam doskonale te, które doprowadziły mnie do łez ze śmiechu: „Lekcja anatomii” Philipa Rotha (czytałam w pociągu i tak się trzęsłam, że rozsypałam kartki w przedziale), chyba wszystkie powieści Joanny Chmielewskiej (rechotałam na cały głos nawet do drugiej w nocy), „Zakład pogrzebowy przedstawia! Dobrze, że do nas trafiłeś” Wilhelma Petera (historie opowiedziane przez właściciela zakładu pogrzebowego podniosły mnie na duchu, kiedy opłakiwałam zaginięcie kota), „Przyślę Panu list i klucz” Marii Pruszkowskiej (dobry dowcip nigdy się nie przeterminuje), „Mistrz i Małgorzata” (klasyka czytana wiele razy zawsze wywołuje uśmiech na twarzy), „Trzech panów w łódce…” (prawie jak na planie odcinków Latającego Cyrku Monty Pythona). A oprócz książek dla dorosłych lubię też czytać różne przygodówki dla dzieci i młodzieży, gdzie aż roi się od zabawnych perypetii i bon motów. I ostatnio znów sięgnęłam po taką: „Bartek, Tatarzy i motorynka” C. Leżeńskiego. Czy motorynka może mieć wpływ na przebieg siedemnastowiecznej bitwy z Tatarami? Brzmi niewiarygodnie, prawda? A jednak! Powieść o oryginalnej fabule, w sam raz na wakacje, kiedy tuż za rogiem można spotkać przygodę… Nastoletni Bartek Parker (herbu Wieczne Pióro, jak zwykł o sobie żartobliwie mawiać) właśnie wracał z wagarów, kiedy zdumiony ujrzał w krzakach osobnika w stroju szwedzkiego rajtara. Wytłumaczył sobie, że to pewnie jakiś aktor, spieszący się na próbę. Ale kiedy zamrugał oczami zjawa w niewyjaśnionych okolicznościach po prostu zniknęła. Żeby było śmieszniej zza rogu wychynęła właśnie Sacharynka, czyli pani profesor od matematyki. Z właściwym sobie uszczypliwym poczuciem humoru przypomniała nieszczęsnemu wagarowiczowi o zbliżającej się klasówce z matmy i rychłym końcu roku szkolnego. A od ocen na świadectwie zależy, czy Bartek dostanie od rodziców wymarzoną motorynkę… Jednak zanim to nastąpi, chłopak wraz z rodzicami wybierze się na wakacje na Warmię i Mazury, gdzie niedaleko urokliwej Nataci stoi domek letniskowy państwa Parkerów. Tam przeżyje niesamowitą przygodę, przenosząc się wraz ze swoim jednośladem do XVII-wiecznej Polski (okres potopu szwedzkiego). Jak to możliwe? Otóż Bartek posiada tę niezwykłą właściwość, że w nie do końca wyjaśniony sposób potrafi zmienić miejsce pobytu (dematerializując się w zagadkowych okolicznościach) i… przenieść się w czasie do dowolnie wybranej epoki. Atmosfera Warmii i Mazur oraz lektura przewodnika po Nidzicy sprawiają, że Bartek trafia do Niborka na dłużej. Nastolatek bierze udział w doniosłych wydarzeniach historycznych, m.in. oblężeniu miasta przez Tatarów, a dzięki odwadze, pomysłowości i ryczącemu jednośladowi w znaczący sposób wpływa na bieg wydarzeń. Podczas pobytu Bartka w tej odległej epoce dochodzi do różnych komicznych sytuacji i nieporozumień. „Bartek, Tatarzy i motorynka” to książka zabawna, ale i mądra choćby dlatego, że dzięki niej młody czytelnik jakby mimochodem uczy się historii. Fakty są podane w nietuzinkowy sposób, książkę czyta się jednym tchem nie tylko ze względu na wciągającą i zaskakującą fabułę, ale i z racji niespożytego poczucia humoru autora.
Ja ostatnio wrocilam do tworczosci Brzechwy 🙂 rozbawia mnie ona wciaz na nowo i przeklada sie na pozytywne nastawienie do zycia 🙂 a dlaczego ? a no wlasnie bo ja sama jestem taka pytalska do dzis 🙂 chyba mi ktos w dziecinstwie nie odpowiedzial na ponizsze pytania 🙂 Kiedy zaczynam znow zameczac mojego przyjaciela pytaniami, wlacza mi on na na caly dom na super glosnych glosnikach ten oto wierszyk a ja wybucham smiechem i nie mam juz potrzeby pytania 🙂 taka terapia prowokacyjna, ktora zawsze dziala 🙂 Polecam kazdemu bo w tych wierszach znajdziemy recepte na wiele codziennych problemow i zagadnien. Praktycznie wszystko mozna obrocic w smiech, ato najlepsza terapia uwalniajaca nasze skryte emocje 🙂 Dla wszystkich super usmiechu 🙂 🙂 🙂
Pytalski
Jan Brzechwa
Na ulicy Trybunalskiej
Mieszka sobie Staś Pytalski,
Co, gdy tylko się obudzi,
Pytaniami dręczy ludzi.
↓
W którym miejscu zaczyna się kula?
Co na deser gotują dla króla?
Ile kroków jest stąd do Powiśla?
O czym myślałby stół, gdyby myślał?
Czy lenistwo na łokcie się mierzy?
Skąd wiadomo, że Jurek to Jerzy?
Kto powiedział, że kury są głupie?
Ile much może zmieścić się w zupie?
Na co łysym potrzebna łysina?
Kto indykom guziki zapina?
Skąd się biorą bruneci na świecie?
Ile ważą dwa kleksy w kajecie?
Czy się wierzy niemowie na słowo?
Czy jaskółka potrafi być krową?
↓
Dziadek już od roku siedzi
I obmyśla odpowiedzi,
Babka jakiś czas myślała,
Ale wkrótce osiwiała,
Matka wpadła w stan nerwowy
I musiała zażyć bromu,
Ojciec zaś poszedł po rozum do głowy
I kiedy powróci – nie wiadomo.
Niezmiennie od paru miesięcy rozśmiesza mnie i córkę,, Babcocha,,
Fenomenalna książka o przygodach przyjacielskiej, zakręconej wiedźmy. 😁
„To prawda – mruknął Puchatek, spoglądając w lustro i klepiąc się po brzuszku. – Nie liczy się rozmiar. Liczy się puchatość!”. Oboje z synkiem siedząc nad książką poklepaliśmy się ze śmiechem po naszych brzuszkach. I takie chwile z okresu macierzyństwa chcę pamiętać – raz kupa śmiechu i przytulania, a raz… no cóż, tylko kupa😉
„Koszmarny Karolek” i wszystkie epitety stojące przed imionami bohaterów, a furorę zrobiła Demoniczna Dydona. 😂. Mało tego, moje dzieci zainspirowane książką postanowiły poszukać odpowiednich dla siebie przymiotników i tak oto mam Marudzącego Michałka (stał się cud bo uznał, że to w pełni zasłużone miano) oraz Chichoczącą Helenę 🙈
„Pamiętnik grzecznego psa”, pisany z punku widzenia malamuta Winterka. Błyskotliwe komentarze psa na temat wychowania psa przez właścicieli, ich rodzinnych relacji, przygód i wspólnych wypraw. Świetny język, inteligentne i ciepłe poczucie humoru. Czytałam trzy razy. Raz z synem raz z córka i raz sama i za każdym razem łzy leciały mi …że śmiechu. Polecam całą serię o grzecznym psie.
W Book Trucku „Tajne Komplety” (co za wspaniały pomysł!) na Slot Art Festiwal w Lubiążu mój trzyletni syn dorwał „Nusię i bracia łosie”, które napisała i zilustrowała Pija Lindenbaum. Co to jest za książka! Odważna, porywająca, abstrakcyjna i absurdalna, a równocześnie ten absurd jest zrozumiały nawet dla najmłodszych. Nusia bardzo chciałaby mieć rodzeństwo i pewnego dnia spotyka trzy łosie, które zgadzają się dostać jej braćmi. Niestety, bycie siostrą łosi nie jest wcale proste! Nie chcą się bawić, jak dziewczynka by chciała, niszczą zabawki, rozwalają jej łóżko, wyrzucają wszystko z szafy, w dodatku zamiast pić kulturalnie z kubka idą do łazienki i piją wodę z muszli klozetowej. I ta muszla doprowadziła do płaczu ze śmiechu – trzylatka, jego rodziców, ich znajomych i wielu obcych ludzi siedzących dookoła. Okazało się, że udawanie łosi to świetny sposób na poznanie innych festiwalowiczów. No i obudziła się dość oryginalne pragnienie w dziecku, bo na pytanie: kim chcesz zostać, gdy dorośniesz, mówi, że łosiem. A bycie takim beztroskim łosiem to chyba całkiem fajna sprawa.
Od dzieciństwa rozśmiesza mnie Kubuś Puchatek. Teraz wracam do niego bez wstydu razem z moim synkiem. Czy to nie cudowne, że jako rodzice możemy bez wstydu i dziką radością robić rzeczy, które teoretycznie są zarezerwowane dla dzieci? Gdy zostałam mamą taka myśl, że jeszcze raz będę mogła być dzieckiem razem z moim synkiem ucieszyła mnie dość mocno. Teraz dzieci mają tak dużo atrakcji i wiele cudownych zabawek, których nie było za moich czasów. Teraz skaczę na trampolinach, pływam i zjeżdżam z najdłuższych zjeżdżalni, wybieram najbardziej kolorowe zabawki… Bawię się najlepiej jak potrafię, a mój synek jest zachwycony taką mamą.
Z racji tego, że mam dwulatkę, nasze lektury nie są jeszcze zbyt ambitne. Czytałyśmy ostatnio wiersze Brzechwy i odkryłam „pchłę szachrajkę”. Wiersz jest bardzo długi, ale wciąga! Młodszą trochę mniej niż mnie, więc musiałam dokończyć sama. Najbardziej rozśmieszył mnie pomysł pchły, żeby w domu zamiast lusterka postawić krowę za szkłem, żeby koleżanki myślały, że one tak wyglądają. I tak zostałam fanką jej przygód.
W ostatnim czasie całkiem spontanicznie kupiłam książkę Pani Swojego Czasu „Dzieci i czas”. Z myślą, że teraz to będę wymiatać w te wszystkie planowania i ogarnianie życia 😉 Rozpoczęłam lekturę i jestem bardzo miło zaskoczona. Wcześniej nie obserwowałam nic z działalności Pani Oli także styczność z jej forma przekazu jest dla mnie czymś nowym. Książka jest napisana bardzo lekkim językiem i przywołane w niej sytuacje bardzo często wywołują mój uśmiech i uświadamiają, że tak jak ja, wiele matek mierzy się z tymi samymi problemami 🙂
Kilka dni temu dotarła do mnie druga cześć z serii o detektywie Sventonie. Gdy wczoraj ją czytałam, mąż siedział obok mnie. Ja zaśmiewałam się z akurat przeczytanego fragmentu, a wtedy mąż przerwał mi i wypytywał w tego się tak śmieję. 😁 Zaczęłam więc streszczać mu kolejne przygody latającego detektywa.
… Otóż Ture Sventon (prywatny praktykujący detektyw) planował wyjechać na pustynię arabską, aby odwiedzić Omara (to on sprzedał mu latający dywan). Praktykujący detektyw miał jednak jedną słabość – uwielbiał ptysie z bitą śmietaną (z górą bitej śmietany 🤭). Martwił się, że przez upały śmietana może się skwasić, więc wybrał się do konstruktora lodówek podręcznych. Koniec końców pożyczył Arktykę, czyli „magiczną” lodówkę, która pozbywała włożone do niej jedzenie wody. Dzięki temu w niewielkiej lodówce Ture Sventon mógł przechować aż 300 psysiów (Sventon seplenił i zamiast ptysie wychodziły mu psysie 😂). Gdy wylatywał za Sztokholmu okazało się, że na dywanie są również dzieci. Sventon, postanowił skontaktować się z rodzicami (ich tatą był konstruktor lodówek), a tak przebiegała ich rozmowa:
„(…) – Halo! – Odezwał się inżynier Hjortron, który właśnie wrócił do domu. – Halo!
– Czy to pan Hjortron? – spytał Sventon
– Zaraz się dowiem. Chwileczkę – odpowiedział roztargniony wynalazca – Ach tak, hm….to ja.
– Tu mówi prywatny detektyw Sventon. Jestem we Flen. Dzieci są ze mną. Dostały się ukradkiem na dywan. Jesteśmy we Flen.
– We Flen, mówi pan? Zastanawialiśmy się właśnie, gdzież to się dzieci podziały. Więc są we Flen? A myśleliśmy, że poszły do sąsiadów.
– Ja lecę na pustynię arabską – objaśnił Sventon zdecydowanym głosem.
– No to tam będzie nieco ciepłej. Nigdy tam nie byłem, ale we Flen byłem raz – rzekł uprzejmy, roztargniony konstruktor lodówek.
Sventon powiedział ostro:
– Co mam zrobić z dziećmi?Spieszy mi się. Czy mam je może zabrać na pustynię?
– To by było niezwykle miło z pana strony. Byle tylko wróciły na początek roku szkolnego.
Sventon tak się zdziwił, że nie wiedział, co odpowiedzieć.
– Czy pani Hjortron jest w domu? – zapytał.
– Kto? Pani Hjortron?….Aha pani Hjortron. Tak, wiem. Nie, nie wiedzę jej. Jak długo pana nie będzie?
– Trzy minuty – odezwała się telefonistka.
– Ach, tylko trzy minuty – rzekł pan Hjortron. – W takim razie sądzę, że wrócą na czas przed rozpoczęciem szkoły.
Sventon zaniemówił….”
Gdy skończyłam czytać ten fragment mąż patrzył na mnie z bananem na twarzy i się powśmiewywał. Nie uwierzycie, ale kazał mi czytać dalej na głos i dawno się tak nie śmialiśmy 😅 uznaliśmy, że będziemy takie historie czytać naszej córce, jak nieco podrośnie, bo przecież książki przede wszystkim mają bawić!
PS. Swoją drogą może jednak przekonam się do psysi 😂
Jaka książka mnie ostatnio rozśmieszyła i dlaczego?
W ostatnich tygodniach zdecydowanie zwycięską pozycję zajmuje LOTTA. Przekornie podpowiem, że imię to nosi kilka bohaterek literackich i właściwie każda z nich ma w sobie iskrę, od której nie można się oderwać.
Moją, a właściwie naszą, Lottą jest ta stworzona piórem Zofii Staneckiej (wyd. Kropka). Już sam tytuł obiecuje apetyczne danie – cała nasza rodzina (dwie córki, mama i tata) była wielce zaintrygowana, jak oswaja się ludzkie stado. A perypetie tej niezwykłej Principiessy od początku do końca ujęły nasze serca.
Ale do rzeczy – nie jestem psiarą. Odkąd pamiętam zawsze wolałam koty, zapewne dlatego, że w moim domu nie było psa, a kot owszem, charakterny Klakier dożył sędziwego wieku 18 lat. W kontraście reszty rodziny kocha psy bezgraniczną miłością, co owocuje wielomiesięcznym już namawianiem na poszerzenie naszego najbliższego grona o sympatycznego czworonoga. Przyznam się, że odrzucam te prośby, lecz po lekturze Lotty…
Nie wiem, co się zadarzy. Do niektórych scen wracaliśmy kilkakrotnie czytając je wspólnie na głos, tak, jak bardzo lubimy. Lekcje nauki siusiania z osobistym przykładem niesionym przez Mamę (czuję duże pokrewieństwo z ta postacią), podchody w kwestii spania na kanapie, psie zaloty… Ta książka to majstersztyk, zarówno literacki, jak i pięknej oprawy graficznej autorstwa Marianny Sztymy.
Szczerze polecam, bowiem humor miewa różne odcienie – w tym przypadku danie serwowane jest z wyczuciem i klasą, ale i wielką miłością. Zofia Stanecka potrafi znaleźć drogę do serca. I szerokiego uśmiechu.
Synkowi bardzoooo podoba się „Historia zwierzaka z wieszaka”☺przygody nietoperza-gentlemana są nie tylko ciekawe i zabawne, ale też ćwiczą poprawną wymowę (przy szybkim czytaniu niejeden dorosły przejęzyczyłby się przy „Zatrzęsła się szafa, lecz zamiast zwierzaka sukienka balowa sfrunęła z wieszaka”😄). A zaczęło się niewinnie – królewna znajduje w swojej szafie zwisającego głową w dół zwierzaka. Tajemniczy przybysz wzbudza wielkie poruszenie, nikt nie wie, kim jest. Wraz z czytaniem, dowiadujemy się o nim coraz więcej. Książeczka wzbudziła ogromną ciekawość u mojego synka. Z zaintresowaniwm słuchał historii, choć w pewnym momencie domyślił się, że niezapowiedzianym gościem jest nietoperz. Opowieść wpada w ucho i myślę, że byłby to dobry wybór w początkach nauki wierszyków na pamięć. A czyta się szybko i przyjemnie ☺
Dziś po 15kilometrach górskiej wyprawy starszaki wybrały już chyba miliardowy raz na dobranoc Aleksandra Dobę – rozdział o zielonych biedronkach. Opowiastka rozwija się miło, przyjemnie i nic nie zapowiada turbo oblężenia a gdy w momencie kulminacyjnym pada słowo „tałatajstwo” zastanawiam się czy ktoś czasem się nie posikał. No cóż sorry ale już sam tytuł Ocean to pikuś jest dowcipny 😉
Książeczka, która w ostatnim czasie rozśmieszyła mnie do łez to pięknie wydana, kolorowa i wciągająca, chociaż z którą fabułą książeczka dla najmłodszych „Kto zjadł biedronkę?” autorstwa H.Dexet’a. Dlaczego mnie rozśmieszyła do łez? Dzięki mojej prawie 15-miesiecznej córeczce, która (z czego bardzo się cieszymy) uwielbia książki można powiedzieć od urodzenia (żartujemy, że może to zasługa częstego czytania przez żonę w trakcie ciąży i moja do brzuszka?:)
Kolejne strony książki odkrywają pytania i odpowiedzi odnoszące się do zaginięcia tytułowej biedronki, przedstawiając pięknie narysowane zwierzątka oraz ucząc przy okazji dziecko kolorów i kształtów. Nasza córeczka polubiła tę książkę w wersji…śpiewanej, tzn. za każdym razem wymyślamy inną melodie, a ona do niej tańczy, nuci, obraca się, macha rączkami i klaszcze doprowadzając nas do płaczu ze śmiechu (chociaż zdarzyło się też z rozczulenie na ten słodki widok). Córeczka sama domaga się, aby jej czytać śpiewając, a my z chęcią łączymy czytanie z muzykowaniem (nawet amatorskim).
Na tarte buraczki!
Żeby to było takie łatwe… ograniczyć się do jednej…
Ale „zrobim co możem”!
Jest taka książka „Sklota i reszta świata” napisana przez p. Agnieszkę Gadzińską, a spod kreski p. Artura Nowickiego. W zasadzie nie ma strony, na której dorosły chłop, nie parsknął by śmiechem.
Dlaczego? Ano dlatego, że książka opowiada perypetie sześcioletniej Skloty i paczki jej przyjaciół. Nie zabrakło także kota. Kot oczywiście opanował zdolność mowy, niczym Osioł ze Shreka.
Książka pokazuje jak dziecko postrzega świat, jak bardzo momentami jest zero-jedynkowy i do jakich wniosków dochodzi, posiadając ten sam zestaw informacji co człek zwany rodzicem. Duużo humoru i genialne odwzorowanie myśli sześciolatki i ich działań powodowały, że musiałem wracać akapit wcześniej i czytać raz jeszcze, bo córa narzekała, że „w sumie to nic nie zrozumiała, bo ciągle się śmieję”. Pokornie wracałem, choć śmiech był nadal, choć teraz już bardziej stłumiony.
Ciężko oddać treść książki i opisać ją bez zdradzania treści, a tę zdecydowanie warto odkrywać na własną rękę.
Dla rodzica jest to kopalnia analogii i z życia wziętych przepisów na zaśmiech, ale i na gwarantowaną katastrofę, jeśli słowa zostaną niewłaściwie dobrane.
Pozdrawiam
Mariusz
Mam małego fana piłek. Wszelakich.
Więc idąc tym tropem lub ślizgiem, znalazłam w antykwariacie wierszowane „Dziwne przygody w magazynie z piłkami” Jerzego Dąbrowskiego, ilustrowane bardzo abstrakcyjnie przez Piotra Syskiego. Bardzo dużo piłek, które personifikowane, mają różne problemy natury nawet kostiumowej. Książka jest pisana lekko, ale treść jest bardzo pojemna, co wychwytuje mój współczytający. Łapie mnie na tym, że się podśmiewam z perypetii piłki, i zmuszona jestem to wytłumaczenia żartów sytuacyjnych lub co gorsza gry słów. Fajne jest, że w trakcie czytania robimy sobie przerywniki aby animować treść piłkami leżącymi po pokoju.
Polecam dla rozbudzenia uwagi, otwierania szeroko zaskoczonych oczu na rozwiązania ilustracyjne i ćwiczenia dżwigaczy ust.
mnie i mojego synka najbardziej rozsmieszyła książka Wierszyki logopedyczne, a najulubieńszy to zdecydowanie Balbala Labalbal 😅 wierszyki same wpadaja do glowy a ilustracje rowniez daja wiele powodu do smiechu! Piekna robota!
Ekstra, gdy książki bawią, a gdy przy tym jeszcze uczą to mamy perfect combo – dla dziecka i rodzica! Ja nieustannie uśmiecham się pod nosem, a nieraz i wybucham głośnym śmiechem, przy lekturze serii o ciele autorstwa Gen-ichiro Yagyu. Ostatnio nasz przedszkolak wziął na tapet odcinek o „Pępku”. Bawi mnie w nim wszystko – specyficzna kreska autora, dialogi dziecięcych postaci, jak i wizja tego, co Pan Piorun robi z pępkami i dlaczego trzeba je zakrywać podczas burzy… Jak to nie zachęca do lektury, to dodam, że to ulubiona książka czterolatka w kategorii „będę miał rodzeństwo”. Bo właśnie o tym, a nie dziwnych zjawiskach atmosferycznych, jest ta pozycja. Tak, tez mnie to zaskoczyło (i rozbawiło, a jak!) po pierwszych stronach z hasłem „zjem ci pępek”.
Rozśmieszyło mnie czytanie ostaniej ksiązki Tokarczuk, syn spał a ja postamowiłam jedną jego drzemkę dziennie wykorzystać na czytanie DLA SIEBIE.
No więc trwa juz to jakieś 2 miesiące aja jestem na stronie nr 100… bardzo mnie to śmieszy 🙂 mysle sobie, że może jestem jednak za głupia na jej książke 🙂
Za to syn ma wtedy drzemkę najlepszą, bo przy mamie 🙂
Jest taka książka, która wywołuje uśmiech od samego patrzenia na okładkę.. To 'Gruffalo’ (Axel Scheffler, Julia Donaldson) – pisana rymowanym wierszem (miód dla uszu!) opowieść o sprytnej leśnej myszce i nietuzinkowym potworze z pypciem na nosie.
Pouczajaca, ciepla i zabawna historyjka z pięknymi ilustracjami o tym, jak wykorzystywać spryt i wyobraznie a nie przemoc do pokonania wrogów.
A odwaga małej bohaterki dodaje dzieciom wiary w siebie:)
Moja babcia, mój dziadek – to książka która zawsze rozbawia i przyprawia o uśmiech mnie, moje młodsze i starsze dzieciaki, i oczywiście dziadków! Tej książce towarzyszą emocje jak przy widoku czerwonego kabrioleta, do którego wsiada para 80 latkow! Polecam!:)
My jesteśmy maluszki i dopiero zaczynamy przygodę z książeczkami, dotychczas coś co nas bawiło najbardziej to czytanie wierszy Brzechwy z podziałem na rolę z Tatą, zabawa po pachy:)
Więc mało wyszukanie ale to wierszyki których uczyli mnie moi rodzice więc tradycja idzie dalej w świat💜
Dzisiaj w audycji Lato z radiem w konkursie „skojarzenia” bylo pytanie o przyporzadkowanie autorów do wierszyków- Tuwim czy Brzechwa My jesteśmy jeszcze maluszki i dopiero zaczynamy przygodę z książeczkami, niemniej zaczelysmy od klasyki i to jest najwspanialsza przygoda i szczerze zdecydować się nie mozna co jest najlepsze:) Uwielbiamy wspólny czas i czytanie wierszykow/bajeczek kiedy z Tatą dzielimy się na rolę i robimy kameralne przedstawienia dla Tosi:)
Więc byc może mało wyszukanie ale to wierszyki których uczyli mnie moi rodzice więc tradycja idzie dalej w świat💜 a przy okazji kto pamięta Lato z radiem, kanapkę z dżemem i wiecznie starte kolana, ten ma wspaniałe wspomnienia z dziecinstwa🥰
Moje dzieci śmieją się w głos za każdym razem gdy ciocie pucia uszczypnie w palec u nogi rak…a ja śmieje się wtedy razem z nimi i podszczypuje je w nóżki tak ze obydwoje podskakują i krzyczą, ze chcą jeszcze raz! Ale bądźmy szczerzy…mnie ten rak wcale nie śmieszy… 😉 ostatnio udało mi się zaś namówić dzieci na audiobook i w tym czasie czytałam ,,siedem dalekich rejsów,, – w końcu lektura dla dorosłych, gdzie w pieknym portowym Darłowie pewien przypadkowy pan i pani są lekko w sobie zakochanie (a może jednak nie są?) mali handlarze walczą o przetrwanie a władza jak to władza pali cygaro…podśmiewalam się co chwile, a gdy dzieci pytały co mnie tak śmieszy pospiesznie mówiłam, ze ciocie pucia w nogę ugryzł rak 😉
Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że jesteśmy już gotowi na pojawienie się naszego synka na świecie: Ignaś dołączy do nas już za niecały miesiąc! 🙂 Łóżeczko gotowe, pierwsze ubranka wyprane, bambusowe pieluszki – otulacze przygotowane, a książki… równo poukładane na półce. Tak! Książki to dla mnie niezbędny element wyprawki – wierzę, że czytanie maluchowi buduje niesamowitą więź między rodzicami a dzieckiem. Przyznam się Wam też bez bicia, że nasza książkowa kolekcja stale się powiększa, a ostatnio wzbogaciła się o pozycję, która wybitnie mocno rozśmieszyła zarówno mnie, jak i mojego męża – to „Miasto Psów” Nikoli Kucharskiej 😀 Obydwoje jesteśmy psiarzami i chcemy zaczepić w naszym synku miłość do zwierząt, a ta książka świetnie pokazuje, że życie z czworonogiem nie musi być „przykrym obowiązkiem”, ale niesamowitą frajdą i dobrą zabawą! 😉
Znacie serię o Lisku i Prosiaczku z niezakręconym ogonkiem? To właśnie czytając te książeczki zaśmiewam się do rozpuku 😉 Niewybredny dowcip i kreska tak brzydka że aż ładna wywołuje uśmiech na mojej twarzy 🙂
Już same tytuły z serii są inteygujące np. „Kropkoza”, „Sprej na komary” czy „Kawiarenka pod ptasim ogonem” 😉
Dzięki pozycji „Kropkoza” dowiedziałam się w końcu co to jest „fumf” i dowiedziałam się jaki jest najlepszy lek na zapalenie fumfa – czyli „szyszkirina” oraz poznałam lekarza Girlandera, który jako jedyny jest w stanie wyleczyć Kropkozę 😉
Tak naprawdę nie da się streścić tych książek, by móc napisać dlaczego one śmieszą – trzeba je przeczytać (i zobaczyć ilustracje) by zrozumieć 😉
Dużo podróżujemy więc uwielbiamy czytač z dziećmi książki o takiej też tematyce. W związku z tym,że wkrótce wybieramy się w dłuższą drogę właśnie do jednej z Ameryk sięgneliśmy po ” Jadą Haliki przez Ameryki” .Oczekiwaliśmy przede wszystkim sporej dawki wiedzy o obu kontynentach w przystępnej, dziecięcej wersji. Oczywiscie, nie pomymyliśmy się ale jakże pozytywnie zaskoczyły nas opisy przygód znanego chyba wszystkim podróżnoka Tony’go i jego zony Pieret. Książka jak dla nas, niesamowita! Pełna humoru i mnóstwa sytuacji, z których nie sposób się nie śmiać. Zachowania, reakcje, sposoby komunikacji bohaterów są momentami tak zabawne je śmiejemy sie w głos.
A sama osoba Tony’go …no cóż , jego spontaniczność, pomysłowość i Ideterminacja powodują, żeczytanie tej pozycje to wesoło spędzony czas dla calej rodziny.
Mama mu. Wraz z dziećmi czytam tą książkę. Jest o przebojowej krowie, która chce wszystkiego doświadczyć, oczywiście czegoś co nie jest dla niej stworzone. Jej wierny przyjaciel pan Wrona. Mózg wszystkich operacji również swoimi pomysłami daje nam kolejną dawkę śmiechu. Ostatnio spodobała nam się wersja o zjeżdżalni. Uważam, że każdy w domu powinien mieć kilka książek z dawką humoru, która porywa do łez.