Książki dla dzieci recenzja urodziny

Jak to się stało, że znów masz urodziny?

Czytamy nową książkę z serii o Stasiu Pętelce

Jak to się stało, że znów masz urodziny?
Marta Więcek

Staś Pętelka, bohater serii książek Barbary Supeł (sprytne, sprytne!), obchodzi szóste urodziny i jest tym bardzo przejęty. Ja, mama, i mój syn Kajtek, w tym samym momencie kończymy trzy lata. I też jesteśmy przejęci.

Siadam do tego tekstu, gdy mój dom dalej jest przystrojony balonami po przyjęciu. Wielka złota cyfra 3 kiwa się w salonie, a ostatni kawałek malinowego tortu zjedliśmy przed chwilą trzema łyżeczkami prosto z pudełka. Urodziny dziecka to emocje, których nigdy się nie spodziewam. Lekki stres przygotowań, delegowanie zadań na chętnych (ty cynamonki, ja po chleb, ty sałatkę, ona obiecała tort), a potem – jak dotąd, bo matką jestem dopiero trzy lata – jedna z najfajniejszych imprez roku. Radość, bo jesteśmy razem z naszą wioską. Jemy, nadrabiamy zaległości, ładujemy kolejne zmywarki, robimy zdjęcia, kolejno chodzimy z naszymi dziećmi siku i znów wracamy do rozmowy. Bo to jeszcze ten moment, kiedy my, dorośli, robimy po swojemu, a oni, mali, bawią się przy nas. 

Gdy Kajtek kończył rok, czułam, że to krok milowy. Gdy mijały dwa lata, odpuszczał covid i wreszcie nie bałam się zorganizować urodzinowej imprezy. Ale dopiero te trzecie urodziny wydają się prowadzić do jakiegoś nowego rozdziału, do świata, w którym moje dziecko staje się istotą społeczną, oddziela się. Chwilę temu położyli mi go rozgrzanego i kwilącego na brzuchu, a dziś sam sobie śpiewa „sto lat”, klaska jak szalony i cały chodzi z radości, że to jego święto. Jaki będzie jako sześciolatek? Mrugnę i za chwilę się dowiem. Tak to działa, prawda?

Mój syn nieśmiało wypływa na szerokie wody życia towarzyskiego, a Staś Pętelka w najnowszej książce z cyklu Barbary Supeł już się w tym oceanie pluska z dużą swobodą. Kończy sześć lat. Ma najlepszego przyjaciela i umie się podpisać na zaproszeniach na przyjęcie, czyli z mojej perspektywy – kosmos. Jego urodziny odbywają się w sali zabaw z kulkami, mają swój motyw przewodni. Animatorka jest piratką, maluje dzieciom twarze i wymyśla aktywności. To też trochę kosmos, ale oboje z Kajtkiem jesteśmy gotowi poznać, choć w teorii, te nowe terytoria. A więc sześciolatki to istoty bardziej wymagające, już nie dadzą sobie pewnie wmówić, że nie było rozmiaru tej pstrokatej koszulki z Psim Patrolem, nie zamknie się ich w domu w większej grupie. Rozsadzą siedmiometrowy pokoik. Mnie na razie zdejmuje rozczulenie, gdy Kajtek wybiera sobie kolory balonów, po zakupach krzyczy od progu, że kupili z tatą girlandę, na każdy kolejny dzwonek domofonu reaguje dzikimi podskokami, a potem, obok sterty prezentów i tłumu gości, i tak bawi się kawałkiem włóczki. Wszystkie emocje ma na wierzchu, co do jednej. Takie to ciężkie czasem. Tak to kocham. Czy skłonność do roztkliwień mija wraz z matczynym stażem?

Przygody Stasia wydawca ocenia jako przeznaczone co najmniej dla czterolatków, ale my z rodziną Pętelków dzięki lokalnej bibliotece dobrze żyjemy już od paru miesięcy. Może dlatego, że pokazują codzienność, która jest dla Kajtka znajoma. Staś choruje (bo spróbował piasku z piaskownicy – dzięki, teraz wiemy, jak to się może skończyć!), wyjeżdża na wakacje z dziadkami, biwakuje na działce. Nawet w książkach, które nas nie dotyczą, jak te o nowym braciszku czy adopcji psa, znajdujemy coś dla siebie. Na przykład zalążek dyskusji o tym, jak wychodzą z brzucha dzieci albo co to jest odpowiedzialność za zwierzaka. Czasem ćwiczymy na nich pamięć (komu chciało się siku podczas robienia zdjęcia pamiątkowego, a komu zrobiło się niedobrze od chrupek serowych?), a czasem tylko oglądamy obrazki. Staś i jego dwuletnia siostra Jadzia pokazują mojemu dziecku, że ludzie są różni. Inaczej reagują na hałas, nowe wyzwania, nagłe przeszkody. Czują całe spektrum emocji i z pomocą rodziców całkiem nieźle sobie z nimi radzą. 

A do tego autorka cyklu po prostu wie, jak jest. Że odświętne ubranko jest zwykle diabelnie niewygodne, że dzieci na kinderbalach z obłędem w oczach pasą się głównie żelkami i chrupkami, że po urodzinach czasem robi się smutno, że już się skończyły. Mnie uświadamia, że sześciolatki mają już niezłe życie wewnętrzne, tyle spraw do załatwienia, że już niebawem zacznę znikać z centrum kajtczynego wszechświata. Ilustracje z kolei sprawiają, że mam wrażenie, że wiem, gdzie mieszkają Pętelkowie i gdzie robią zakupy. Oni sami też są z krwi i kości. Mylą się, bywają zmęczeni, rozczochrani, zagubieni. Jedząc urodzinowy tort, mówią dokładnie to, co pada na każdej polskiej imprezie z tortem w roli głównej. Dobry, taki nie za słodki!

„Jest sobota. Staś budzi się wcześnie i od razu wie, że to TEN dzień”. Czytam i sama staję się bardziej dzieckiem niż rodzicem, bo tak dobrze pamiętam te poranne uderzenia radości, gdy nadchodziły długo wyczekiwane urodziny. A teraz przeżywam to wszystko jeszcze raz. Tę radość, płynącą głównie z robienia czegoś miłego dla kogoś miłego. Czyjeś dmuchanie świeczek. Nawet prezenty, którymi przecież i tak się będę bawić. Od trzech lat mam urodziny dwa razy w roku. Sto lat, Kajtek, sto lat, Staś, sto lat, ja!

„Staś Pętelka. Urodzinowe przyjęcie”

Wydawnictwo Zielona Sowa

Tekst: Barbara Supeł

Ilustracje: Agata Łuksza

Materiał powstał przy współpracy reklamowej z wydawnictwem Zielona Sowa.

Dodaj komentarz