historie porodowe poród

Historia porodowa okiem taty: Radek Skonieczny

Opowiedz, jak rodziliście razem w domu

Historia porodowa okiem taty: Radek Skonieczny
ARCHIWUM PRYWATNE

Przygotowania na poziomie ciała i duszy, przy wsparciu wioski bliskich osób, w bliskości jako para i jako przyszli rodzice. To piękna i trwała baza do porodu domowego. U Natalii i Radka odbył się zgodnie z planem, w zgodzie ze sobą, w mocy połączonej kobiecej i męskiej energii. „Mogłem być tylko cichym wsparciem i aktywnym fundamentem” – mówi tata Jany, a spokój i pewność tych słów wybrzmiewają z wielką siłą.

Wracamy z historiami porodowymi na Ładne Bebe. I to nietypowo, bo zaczynamy od przedstawienia perspektywy taty. Takiej wspierającej na każdym etapie, doceniającej kobiecą siłę i pełnej podziwu dla Natury. O świadomym przygotowaniach, porodzie domowym i roli ojca opowiada Radek Skonieczny, tata dwumiesięcznej Jany, mąż Natalii Miedziak-Skoniecznej. Swoją historię pod hasłem #rodzew2021 Natalia opowiedziała tutaj. Ciąg dalszy opowieści snuje Radek, który w piękny i wzruszający sposób rozmyśla nad tym, jak mężczyzna może wesprzeć swoją kobietę w jej bólu, zmęczeniu i jak samemu sobie poradzić z tym, jak niewiele może zrobić.

JESTEM GOTOWY

Jesteśmy z Natalią parą od ponad 7 lat i zawsze wiedzieliśmy, że chcemy mieć dzieci, jednak odkładaliśmy tę decyzję na później. W pewnym momencie jednak poczuliśmy, że ktoś na nas czeka. Szczególnie Natalia odczuwała bardzo intensywnie, że jakaś duszyczka chce dołączyć do naszej rodziny i przyjąć fizyczną postać. Ja potrzebowałem dłuższej chwili, ale wyraźnie pamiętam ten moment, gdy wracaliśmy samochodem z odwiedzin u naszych rodziców – i wtedy, podczas rozmowy, poczułem to głęboko w sobie: tak, to jest ten moment, jestem gotowy, chcę mieć dziecko.

Z ZAUFANIEM

Kilka tygodni później zrobiliśmy test. To nie był nasz pierwszy test ciążowy. Podchodziliśmy do starania się o dziecko z bardzo dużym spokojem i dystansem. Nie tworzyliśmy zbytniego napięcia czy – jak to lubimy mówić – nadmiernego potencjału. Więc gdy na teście ciążowym pojawiły się dwie kreski, to trudno nam było w to uwierzyć. Szczególnie, że ta druga kreska była blada, taka niepewna. Zamiast świętować, zwątpiliśmy w to, co zobaczyliśmy, i obydwoje wróciliśmy do swoich przerwanych zajęć. Dopiero po jakiejś godzinie wróciliśmy do siebie i wtedy pojawiły się wszystkie emocje związane z nową wiadomością: radość, śmiech, strach. Wszystko to miało prawo się pojawić, bo przecież od tego dnia nasz świat miał się powoli zacząć zmieniać. Chociaż gdy tak patrzę w wstecz, to widzę, że zmienialiśmy swoje życia od dłuższego czasu. Ostatnie lata przygotowywaliśmy się na wielu płaszczyznach do bycia rodzicami i stworzenia przyjaznej przestrzeni, w której mały człowiek mógłby bezpiecznie i z zaufaniem się pojawić.

PRZYGOTOWANIA WOJOWNICZKI

W czasie ciąży dbaliśmy o swoje ciała, ćwicząc movement z ekipą Akademii W Gruncie Ruchu (movement to filozofia ruchu zaproponowana przez Ido Portal, nauczyciela z Izraela, który zburzył mury powstałe pomiędzy różnymi formami pracy z ciałem i dyscyplinami sportu – przyp. red.). Tańczyliśmy intuicyjnie na zajęciach Movement Medicine z Anną Sierpowską, rozpuszczaliśmy napięcia ukryte w ciele podczas praktyki TRE (Tension and Trauma Releasing Exercises – przyp. red.), spotykaliśmy się z zimnem, regularnie morsując. Natalia również praktykowała jogę każdego dnia – nawet w dzień porodu i 6 dni po. Myślę, że te praktyki bardzo nas wspierały i przygotowywały ciało Natalii do niesamowitego zadania, jakim jest stworzenie człowieka. Poprzez dbanie o ciało, dbaliśmy też o sferę emocjonalną, a także duchową – bo przecież jesteśmy całością. Nie bałbym się nawet wysunąć hipotezy, że poprzez te wcześniejsze przygotowania, Natalia tak pięknie – jak prawdziwa wojowniczka – zniosła trud porodu. A rodziła naprawdę niesamowicie, z podniesioną głową, ani razu nie wahając się, czy może jednak lepiej byłoby pojechać do szpitala i dostać znieczulenie. Zamiast tego z determinacją podchodziła do każdego napływającego skurczu, tak by jak najbezpieczniej sprowadzić naszą Jankę na ten Świat.

DOŚWIADCZENIE SPROWADZENIA NA ŚWIAT

Ze strony merytorycznej czytałem książki o porodach domowych, m.in. Ireny Chołuj. Jako praktyczny facet, który nasłuchał się wielu powtarzających się w naszym społeczeństwie historii o facetach mdlejących podczas porodu i o scenach jak z krwawych horrorów, zdecydowałem się skonfrontować te poglądy z rzeczywistością. Razem z Natalią obejrzeliśmy piękny film „Narodziny jakie znamy”, co tylko przekonało mnie do porodu w domowym zaciszu. Na Instagramie polubiłem kanał BIRTH OF A MOTHER, gdzie miałem szansę oglądać piękne, naturalne porody i utwierdzać się w przekonaniu, że nie ma w tym nic strasznego, a wszystkie obawy to tylko szkodliwe poglądy przekazywane dalej w społeczeństwie. Dziś uważam, że poród może być pięknym doświadczeniem i że każdy facet, który czuje, że chce uczestniczyć w porodzie, powinien tego doświadczyć. Mi osobiście dało to poczucie bycia częścią doświadczenia sprowadzania Janki na świat. Mam świadomość, że to Natalia wykonała 99% pracy, a ja mogłem być tylko cichym wsparciem i fundamentem, na którym mogła się oprzeć. Wspierałem ją, masując jej ciało, ściskając punkty akupresurowe, podając wodę. Rodziliśmy razem, ale to ona musiała urodzić Jankę. Wobec tego nie chciałbym, żeby – przez opisywanie tej historii z mojej strony – jej wkład został pomniejszony, bo dla mnie jest superbohaterką, która tak cudownie sprowadziła naszą córeczkę na świat.

BARDZO ODWAŻNA DECYZJA

Żadna opowieść nie odda doświadczenia uczestniczenia w przyjściu nowego człowieka na świat. Od początku ciąży wiedzieliśmy, że najbardziej sprzyjającym i najlepszym dla nas wyborem będzie poród w domowym zaciszu. Chociaż nie zawsze myśleliśmy o tym w ten sposób. Pierwszy raz o porodzie domowym usłyszeliśmy od dziewczyny, którą poznaliśmy na świątecznej imprezie u naszych przyjaciół, a ona razem ze swoim partnerem opowiedzieli nam swoją historię porodu domowego. W drodze powrotnej żywo dyskutowaliśmy z Natalią na ten temat i oboje stwierdziliśmy, że to bardzo odważne, by zdecydować się rodzić w domu. Nie wiedzieliśmy, że ta nowo poznana dziewczyna – Kaśka – zostanie później naszą bliską przyjaciółką, a za sprawą ziarna zasianego tej nocy sami zdecydujemy się urodzić nasze pierwsze dziecko w domu. Była to nasza pierwsza ciąża. I tak jak przed ciążą uważaliśmy, że rodzenie w domu jest odważne, tak po doedukowaniu się i zapoznaniu z realiami oraz po samym doświadczeniu porodu – uważamy, że to rodzenie w szpitalu jest odważne! (śmiech) Oczywiście zdaję sobie sprawę, że każda ciąża jest inna, a my mieliśmy to szczęście, że Natalia w ciąży kwitła, wszystkie jej badania były wzorowe, a cała ciąża przebiegała fizjologicznie, co pozwoliło nam wybrać opcję porodu domowego. Jak się później okazało, poród też był w pełni fizjologiczny. Wydłużony i przez to, że Janka podróżowała przez prawie całą akcję w worku płodowym, był trudniejszy dla Natalii, ale dla Jany – bezstresowy. Nie zauważyła, że się rodziła – jak stwierdziła nasza położna.

POSZUKIWANIA

Od początku wiedzieliśmy też, że chcemy, by nasza ciąża, zamiast przez lekarza, była prowadzona przez doświadczoną położną, która przyjmie poród w naszym mieszkaniu. Chcieliśmy zaufanej osoby, z którą będziemy mogli stworzyć więź. Kilka dni po zobaczeniu dwóch kresek na teście ciążowym wszedłem na stronę fundacji Dobrze Urodzeni i wyszukałem tam kilka położnych. Natalia w tym samym czasie dostała kilka rekomendacji i w naszych niezależnych poszukiwaniach pokrywała się jedna osoba – Magda Witkiewicz. Była ona dla nas wielkim wsparciem przez cały czas trwania ciąży i wymarzoną osobą do przyjęcia porodu. Niedawno Magda była u nas na ostatniej wizycie położniczej i bardzo ciężko nam było się rozstać – tak się polubiliśmy!

CAŁA WIOSKA

W ciąży nie byliśmy sami. Dużym zaskoczeniem dla nas było, kiedy – planując wspólne wakacje właśnie z Kaśką (naszą wspomnianą wcześniej mentorką od porodu domowego) i Michałem, jej partnerem – dowiedzieliśmy się, że również są w ciąży z drugim dzieckiem, z terminem dokładnie miesiąc po nas. To stworzyło nam ogromną szansę do bycia w tej drodze wspólnie. Mieliśmy takie szczęście, że oprócz naszej czwórki w ciążę zaszła jeszcze jedna bardzo bliska nam para i wszyscy zdecydowaliśmy się rodzić w domu (wszystkim się udało!). Dzięki temu mogliśmy iść razem przez ten proces, dawać sobie wsparcie jako pary, ale również jednoczyć się w kobiecych i męskich kręgach. Pozytywne historie porodowe i pozytywne doświadczenia z dziećmi utwierdzały nas w przekonaniu, że idziemy dobrą drogą. Zresztą już z obecnego doświadczenia mogę powiedzieć, że to, że jakieś doświadczenie jest trudne, nie zawsze znaczy, że jest złe. Czasem ta trudność potrzebna jest na drodze stawania się rodzicem. Obracanie się wokół osób, które wzmacniały nasze pozytywne odczucia względem ciąży i dzieci, było nieocenione. Na dwa miesiące przed terminem porodu rozpoczął się dla nas „festiwal kręgów porodowych”. Regularnie, prawie co tydzień, jedno z nas spotykało się w ramach kręgów, które mianowaliśmy narodzinami matki i narodzinami ojca. Ja swój krąg miałem zorganizowany przez Michała – partnera Kaśki, a Natalia miała swój krąg organizowany przez Kasię. Były to dla nas bardzo wartościowe dni, pełne pięknych słów i wzruszeń, w których bliskie nam osoby zjednoczyły się, aby okazać nam swoje wsparcie na nowej ścieżce. Zafundowano nam prawdziwe rytuały przejścia – tak, abyśmy mogli przyjąć nową rolę i wejść w nią z pełną świadomością. Na moim męskim kręgu było ośmioro ważnych dla mnie mężczyzn. Spotkaliśmy się w drewnianym domku w lesie i tam spędziliśmy dwa popołudnia, bez alkoholu, w obecności, wsparciu i jakościowym byciu. Było to spotkanie moich czułych dzikusów – rąbaliśmy drewno w lesie, przygotowywaliśmy wspólne ognisko, przy którym wieczorem zasiedliśmy, wspólnie śpiewając i rozmawiając. Każdy z nich miał dla mnie prezenty w postaci czegoś materialnego i niematerialnego. Podarunki, które miały mnie wesprzeć na nowej drodze bycia ojcem, były to piękne i wzruszające dary. Wiem, że niektórzy ojcowie, kiedy rodzi im się dziecko, robią pępkowe i – gdy kobieta jest w szpitalu – idą pić z kolegami. Ja sobie tego w taki sposób nie wyobrażałem. Myślę, że świętując ważne momenty w życiu przez picie dużych ilości alkoholu często odcinamy się od prawdziwych uczuć, które nam towarzyszą. Właśnie te kręgi organizowane przez bliskie osoby – taki inny rodzaj baby shower i pępkowego, pozwalają nam przeżyć i przyjąć w pełni doświadczenie, jakie do nas przychodzi. Odważę się nawet stwierdzić, że to dzięki temu jestem dzisiaj tak szczęśliwym i spełnionym ojcem, ponieważ zaakceptowałem w pełni to, co zaoferował mi świat.

CZY TO JUŻ?

„Ostatnich momentów” przed porodem było wiele, dlatego, że oboje mieliśmy przeczucie, że Janka urodzi się w niedzielę 8 albo 15 sierpnia. Dlatego już od początku sierpnia mieliśmy razem wiele ostatnich spacerów, randek we dwoje, wspólnego oglądania seriali, pozwalaliśmy sobie na wiele przyjemności. Kilka miesięcy przed porodem byliśmy na kursie masażu tajskiego i akupresury dla kobiet w ciąży, a jeszcze przed samą ciążą była to jedna z ulubionych przyjemności, jakie mogłem dać Natalii, więc po kursie, wykorzystując zdobytą wiedzę, robiłem to jeszcze lepiej. Mam wrażenie, że w pewnym momencie masowałem Natalię automatycznie, przez cały czas i w każdej możliwej sytuacji. Do tego dużo przytulaliśmy się i rozmawialiśmy o tym, jak to będzie już mieć Jankę z nami. Ruchy Jany z dnia na dzień były coraz mocniejsze i coraz bardziej widoczne, więc komunikowaliśmy się przez skórę brzuszka. Oczekiwane daty przynosiły nam kolejne ostatnie razy, ale też kolejne małe rozczarowania i coraz więcej napięcia ukrytego w niekończącym się oczekiwaniu.

SKURCZE, CZEKANIE I POCZĄTEK

W końcu, w nocy z 15 na 16 sierpnia, z niedzieli na poniedziałek, Natalia poczuła mocniejsze i bardziej regularne skurcze. Tej nocy o 3:00 nad ranem dzwoniłem do naszej douli Basi oraz budziłem naszą położną Magdę z informacją, że coś się zaczyna, lecz będziemy starali się pójść dalej spać. Ja – jak typowy facet – zasnąłem, Natalia nie bardzo. Rano poszliśmy na śniadanie razem z naszą przyjaciółką Natalią, która jest fotografką i która miała nam towarzyszyć przy porodzie, robiąc parę zdjęć. Zjedliśmy, kolejne z naszych ostatnich śniadań w naszej ulubionej knajpie Secret Life Cafe na Żoliborzu i wróciliśmy do domu pewni, że do godziny 15:00 Natalia urodzi. Zrobiłem Natalii masaż, uciskałem punkty akupresurowe indukujące poród, ale minęła 15:00 i skurcze nadal były takie same, nie przybierały na sile, czasami nawet się wygłuszając. Około 19:00 przyjechała do nas Magda, żeby zbadać Natalię. Niestety nie było wyraźnego postępu. Frustrowaliśmy się, bo przecież mieliśmy wrażenie, że Natalia rodzi już od 3:00 nad ranem. Magda – bazując na swoim doświadczeniu – podejrzewała, że poród rozkręci się w nocy, a my musieliśmy zdecydować, czy nasza położna ma iść teraz na nocny dyżur do szpitala, w którym pracuje, czy zamienić się i pójść z samego rana. Oznaczało to tyle, że bez jej obecności będziemy zmuszeni do porodu w przyszpitalnym domu narodzin, co wiązało się z późniejszym pobytem w szpitalu, czego pragnęliśmy uniknąć. Zdecydowaliśmy, że Magda ma zostać na noc w domu i że zadzwonimy do niej, gdy coś się rozkręci, a rano pójdzie na planowany dyżur. Nie minęła godzina od wyjścia Magdy i Natalia dostała bardzo mocnych skurczy. Nie udało nam się nawet obejrzeć 3 minut serialu, który chcieliśmy sobie włączyć w ramach relaksu. Napełniłem wannę ciepłą wodą i akcja rozkręciła się na dobre.

BLISKO ZIEMI

Około 22:00 przyjechała nasza położna Magda. Już wtedy skurcze były tak intensywne, że Natalii ciężko było się skupić na rozmowie podczas ich trwania. Natalia zaraz po przyjeździe Magdy wyszła z wanny i już do niej tego wieczoru nie weszła – od początku wiedziała, że chce rodzić blisko ziemi, na podłodze. 15 minut po Magdzie dotarła do nas nasza doula Basia. Ja już wtedy ściskałem ile sił biodra Natalii, służyłem za wsparcie podczas skurczy i podstawiałem jej kubek wody ze słomką, aby się nie odwodniła. Basia przywiozła ze sobą swoją chustę rebozo, którą wspólnie z Magdą obwiązaliśmy Natalię w pasie i ściskaliśmy. Najlepiej robiła to Magda, więc ja służyłem wtedy jako fundament do wsparcia. Chusta później została z nami – tak się naładowała energetycznie podczas porodu, że stała się symbolem tego dnia dla Natalii, a mi za każdym razem przypomina, jaka moc drzemie w mojej Ukochanej.

PODDAĆ SIĘ FALOM

Poród był dla mnie zwieńczeniem procesu. Zakończeniem ceremonii przejścia z bycia młodym mężczyzną do bycia ojcem. Obserwowanie, jak Natalia znosi każdą z fal, patrzenie na to, jaka moc drzemie w kobiecie przynoszącej na świat życie, powodowało, że z każdym skurczem i ja się kruszyłem. Zrzucałem starą i nieaktualną już skorupę, by mogło się zamanifestować to, co nowe i piękne. Myślę, że dla mężczyzny uczestniczenie w porodzie jest swego rodzaju końcowym testem dojrzałości w związku. My, jako mężczyźni, jesteśmy z automatu dobrzy w dawaniu rad, szukaniu szybkich rozwiązań, a czasem trzeba po prostu być obecnym, wysłuchać z uwagą i towarzyszyć. Właśnie tym jest poród dla mężczyzny. Podczas porodu nic nie możesz zrobić, żeby przyspieszyć, pomóc, wyłączyć ból, wcisnąć przycisk pauzy na chwilę, żeby ukochana odpoczęła. Mogłem być aktywnym fundamentem, ściskać biodra, żeby delikatnie ulżyć, podać wodę, ale głównie poddawałem się procesowi tak, jak kobieta poddaje się falom, które napływają. Wzruszałem się, obserwując, jak Natalia przyjmowała na siebie kolejne skurcze, a gdy już pod koniec, trochę chyba nieświadomie ugryzła mój kciuk, to starałem się uśmiechać, chociaż bolało jak cholera. (śmiech) Byłem świadkiem i towarzyszem, akceptowałem wszystko, co się pojawiało, starając się po prostu nie przeszkadzać. Takie było moje założenie od początku i chyba się sprawdziło.

JA, TATA

Często możemy spotkać się ze stwierdzeniem, że po porodzie wszystko się skończy, że nie będzie już czasu na nic, że seks nigdy nie będzie taki sam. Ja sam jako facet mierzyłem się z żegnaniem starego życia i powitaniem nowego. A co z moją karierą, a co z moją twórczością, a co z moją wolnością? Aż pewnego razu przy śniadaniu razem z Natalią zadaliśmy sobie pytanie: A co, jeśli będzie jeszcze lepiej niż jest teraz? Pełniej? Piękniej? A co, jeśli wszystko się kończy po to, żeby zaczęło się coś piękniejszego, pełniejszego, lepszego? A co, jeśli nic się nie skończy, tylko zostanie nam dany dodatek do gry zwanej życiem i wejdziemy razem na następny level? I wiecie co? Właśnie tak się stało. Od urodzenia Jany jest u nas pełniej. Nasza miłość jest pełniejsza, mniej się kłócimy i potrafimy sobie łatwiej i szybciej wybaczać. Więcej się śmiejemy i pewniej idziemy przez życie. Dla mnie Jana jest pryzmatem, przez który moja miłość do Natalii może zyskiwać nowe barwy.

*

ZAMIAST ZAKOŃCZENIA – JESZCZE KILKA SŁÓW OD RADKA

Drogi przyszły Tato – bądź obecny. Myślę, że to jest najważniejsza rzecz, jaką może zrobić przyszły tata przed pojawieniem się dziecka, podczas porodu i gdy już zostanie ojcem. W trakcie porodu bądź fundamentem i wsparciem, nie dawaj rad, tylko płyń razem z ukochaną w kolejnych falach i zaufaj, że każda kolejna fala, choćby nie wiadomo jak wydawała się być ciężka, to zbliża was do przyjścia na świat tego małego cudu. Ciało kobiety zostało stworzone do kreowania i wydawania na świat życia – ono wie, jak urodzić. Nawet gdy spotka was sławny kryzys siódmego centymetra i twoja ukochana zacznie na ciebie krzyczeć, to przyjmij to z pokorą, pochyl głowę i powiedz, że ją kochasz i dacie razem radę. Nawet jeśli będzie gryźć twój kciuk, to pamiętaj, przez jaki wysiłek przechodzi, żeby dać wam dziecko i uśmiechnij się. Jeśli będziesz chciał się wzruszać, to wzruszaj si, ale bądź dla niej fundamentem i postaraj się nie okazać słabości. Jeśli będziesz chciał płakać, gdy zobaczysz swoje dziecko, to płacz – prawdziwe chłopaki płaczą i okazują swoje emocje. A po porodzie weź urlop i bądź z kobietą i z dzieckiem. Te pierwsze dni są tak niesamowite i nierealne. Obecność taty dla dziecka i obecność partnera dla kobiety w połogu to najważniejsze rzeczy, jakie może dać od siebie mężczyzna. Kobieta po porodzie potrzebuje wsparcia, jej organizm przeszedł ogromny wysiłek i musi się zregenerować. O kobietę po porodzie trzeba dbać, wspierać ją i być dla niej obecnym. Dbaj też o siebie. Dzieciaczek jest najważniejszy, ale to wy musicie mieć siłę, żeby o niego zadbać. Pozwólcie sobie na radość, na śmiech, na płacz, na wzruszenie, pozwólcie sobie na długie patrzenie w oczy noworodka, obserwowanie jego ruchów i szukanie podobieństwa do mamy czy taty. Przytulajcie się i bądźcie blisko. Powiedz swojej ukochanej, że jesteś wdzięczny i że jest superbohaterką, boginią albo heroską, bo naprawdę na to zasłużyła.

METRYCZKA

Kto i gdzie przyszedł na świat: Jana Danuta Skonieczna, na Starym Żoliborzu w Warszawie, w naszym ciepłym i przytulnym mieszkaniu.

Data narodzin: 17 sierpnia 2021

Czas trwania porodu: Miałem wrażenie, że Natalia rodziła już od dwóch tygodni, często budziliśmy się w nocy z pytaniem: czy to przypadkiem nie już? Ale w książeczce mamy wpisane 9,5 godziny.

Waga: 3580 kg

Wzrost: 56 cm

O rodzicach:

Natalia Miedziak-Skonieczna – fotografka, autorka cyklu Ciałobrazy, traktującego o bliskości, nagości i połączeniu człowieka z naturą.

Radek Skonieczny – ilustrator i animator. Wspólnie z Natalią stworzyliśmy karty Geometria Pytań (nasze pierwsze dziecko).

*

Chyba nie mamy nic do dodania po apelu Radka w ostatnim akapicie. Tak pięknych porodów i tak świadomego wejścia w nową rolę życzymy każdej mamie i każdemu tacie!

*

Inne historie porodowe znajdziecie tutaj.

Dodaj komentarz