„Podczas leśnych wypraw staramy się być dziećmi, bo wtedy jest najwięcej zrozumienia i radości z małych cudów i błota we włosach” – mówi Karolina Balmas-Pęczuła, kolejna bohaterka naszego cyklu Coodotwórczynie.
Decydując się na życie blisko natury, jesteśmy jej gośćmi. Przystajemy na jej reguły i z wdzięcznością przyjmujemy to, co nam daje. Nawet gdy z życiem z dala od miasta wiążą się pewne wyrzeczenia czy ograniczenia – przyroda potrafi zrekompensować to z nawiązką. Karolina, bohaterka marcowej edycji naszego cyklu Coodotwórczynie, zdaje się dobrze znać zasady, którymi rządzi się życie blisko lasu, pola, łąki, podchodząc do nich z lekkością, pokorą i otwartym sercem. To przyroda jest inspiracją w jej muzycznej twórczości, którą prowadzi w ramach projektu Ptaszkowie Śpiewali. Karolina ma to szczęście, że jako jedna z pierwszych może zobaczyć budzącą się do życia wiosnę. Będąc tak blisko natury na co dzień, nie da się przeoczyć jej zmian. Te nieśmiałe uśmiechy cieplejszej pory roku udało się uchwycić na zdjęciach z rodzinnego domu i sąsiedzkiego lasu. Na wspólny wiosenny spacer zaprasza Karolina, jej mąż Kacper i ich córki: trzyletnia Pola i dwumiesięczna Bianka.






Jak się masz, mamo dwójki?
Mam się bardzo dobrze, wyczekuję ciepła wiosny. Przyznam, że nieco ciężej wyobrażałam sobie codzienność z dwójką maluchów. Bianka ma aktualnie 2 miesiące i pięknie przesypia noce, Pola natomiast ma 3 lata i całkiem dobrze odnajduje się w nowej rzeczywistości.
Jako mama niemowlaka więcej czasu spędzasz teraz w domu – czy wasza rutyna blisko przyrody się zmieniła? Jak wyglądają wasze dni?
Mamy to szczęście mieszkać na pięknej wsi pod Lublinem. Okres połogu przypadł mi na malowniczą mroźną zimę, którą podziwiałam z kanapy, podczas spacerów i codziennych wyjść przed dom. Oboje z Kacprem wykonujemy wolne zawody, które pozwalają nam na elastyczną codzienność i wspólną opiekę nad dziećmi. Podwórko to też nasz dom, zawsze spędzaliśmy na nim bardzo dużo czasu. Latem, wiosną i wczesną jesienią przenosimy się całkowicie na zewnątrz, spędzamy całe dnie i wieczory w okolicznościach przyrody. W zimie staramy się codziennie wychodzić przed dom lub wybierać się na krótkie wycieczki, bardzo tego wszyscy potrzebujemy.
Od kiedy mamy w domu niemowlaka, nasza codzienność niewiele się zmieniła. Od pierwszych dni Bianki spacerujemy w chuście po lasach, łąkach, podwórku z podobną częstotliwością jak przed porodem, choć czasem na innych zasadach. Zwykle bez planu i bez oczekiwań. Natura daje nam oddech i energię, bo nawet jeśli spotkania z nią są dla nas rutyną codzienności, to ona sama nie jest rutynowa, a pozytywnie zaskakująca. Uczymy się też odpuszczania.





Mieszkacie na lubelskiej wsi, w samodzielnie wybudowanym domu – jak sama to nazywasz, recyklingowym. Dlaczego tutaj, dlaczego tak?
Podczas studiów mieszkaliśmy w Lublinie i Krakowie, ale najlepiej czuliśmy się na lubelskiej wsi, z której pochodzi Kacper. To tutaj odnajdowaliśmy spokój i tutaj mieliśmy przyjaciół, bo nasza wieś jest wyjątkowa pod względem swojej historii i więzi społecznych. Rodzice Kacpra są artystami i wraz kilkudziesięcioma rodzinami innych twórców, pochodzącymi z całej Polski osiedlili się pod Lublinem, tworząc coś na wzór „alternatywnej społeczności”. Zamieszkując sąsiadujące ze sobą wsie, regularnie się spotykali, tworzyli, muzykowali, uczyli się żyć w zgodzie z naturą i praktykować ekologiczne życie. Powstała piękna społeczność, pełna wyjątkowych i otwartych ludzi (malarzy, rzeźbiarzy, rękodzielników, muzyków, twórców instrumentów itp.), którzy nadal są dla siebie jak rodzina. Przed laty Michał Tarkowski (człowiek stąd) zrealizował dla TVP film pod tytułem „Ogryzek i kwiat jabłoni”, który pokazuje piękno tutejszego życia i mieszkańców. Dziś kolejne pokolenie, czyli m.in. my, kontynuuje ten styl życia i działania.
Na Starym Polu była działka rodzinna, gdzie zapragnęliśmy postawić dom. Nie mieliśmy zbyt wielu funduszy na start, a nie chcieliśmy kredytu. Postanowiliśmy postawić sobie tymczasową 10-metrową chatkę i zamieszkać w niej, budując każdego dnia nasz wymarzony dom. Dom został zbudowany całkowicie naszymi rękami i rękami przyjaciół oraz rodziny. Najwięcej serca i energii włożył w niego mój mąż Kacper, studiując fora internetowe, zasięgając porad sąsiedzkich, ucząc się programów projektowych, projektując i budując. W ciągu roku grafik i filmowiec został cieślą, murarzem, elektrykiem, dekarzem, hydraulikiem, architektem-budowlańcem. Wyszliśmy z założenia, że albo się ma czas, albo się ma pieniądze i tym sposobem zbudowaliśmy dom, w którym 70% materiałów i 90% wyposażenia pochodzi z drugiej ręki. Nadal go wykańczamy, a jego koszt nie przekroczył 100 tysięcy złotych. Ta budowa wiązała się z ogromem pracy i wyrzeczeń, ale dzięki temu dziś mieszkamy w wymarzonym własnym domu w otoczeniu pól, lasów i jeleni.





Często pojawiają się u ciebie piękne kadry ze wspomnianym stadem jeleni. Czy ta bliskość dzikiej, zupełnie niezależnej od człowieka natury na ciebie oddziałuje? Co ci daje?
Bliskość dzikiej przyrody mocno na mnie działa. Każde spotkanie ze zwierzętami lub ich obserwacja daje mi wielką radość, wyciszenie i spokój. Uwielbiam patrzeć na ich zachowania. Czuję się bardzo wyjątkowo, że dzielimy wspólnie podwórko z wieloma gatunkami ptaków, owadów, ssaków, mamy piękny przyjazny im ogród, pełen dzikich zakątków, pozostawionych zwierzętom. Rośliny, drzewa, zioła, wiatr, światło, rzeka deszcz… Wszystko to daje mi moc, wprowadza w stan równowagi, leczy, koi, otwiera. Nieustannie się uczę przyrody, która mnie otacza, uczę się ją przeżywać, zauważać i nazywać. Każde wyjątkowe spotkanie z ciekawa rośliną lub zwierzęciem podczas spaceru do lasu czy zwykłego wyjścia przed dom jest wielką radością i zapisuje się na długo w pamięci – robi dzień!
Kiedy rodzicielska codzienność i rutyna dają w kość, wystarczy krótki uważny spacer, a moje zasoby są doładowane. Towarzystwo dzikiej, niezależnej od człowieka przyrody dodaje mi otuchy i napawa radością, że człowiek jeszcze wszystkiego nie zniszczył. Przyroda kołem się toczy, jest cykliczna, mądra, samowystarczalna i jeszcze daje radę człowiekowi, który zapomniał już, że jest jej częścią…
Piszesz, że to 3-letnia Pola jest kierownikiem waszych leśnych wypraw. Jak to wygląda w praktyce? Czy wy jako rodzice dajecie się ponieść jej spontanicznemu odkrywaniu świata?
Jako dorośli mamy wiedzę i doświadczenia, które sprawiają, że patrzymy na świat inaczej niż dzieci, dlatego dajemy się ponieść Poli i jej spontanicznemu odkrywaniu świata, bo wtedy to odkrywanie dla obu stron jest nowe i fascynujące. Zazdrościmy dziecięcej uważności i kreatywności, chcemy się jej nieustannie uczyć. Staramy się też inspirować córkę, pokazywać jej wielorakie możliwości, przemycać wiedzę przyrodniczą i historię, tworzyć, wchodzić z nią w nowy świat. Przez ostatnie 3 lata nauczyliśmy się wypraw bez większych planów i oczekiwań, aby unikać frustracji w sytuacji, kiedy Pola ma inne pomysły niż mieliśmy my. Staramy się podążać za dzieckiem, a w czasie dalszych podróży przyjmować plan minimum. Podczas leśnych wypraw staramy się być dziećmi, bo wtedy jest najwięcej zrozumienia i radości z małych cudów i błota we włosach.





Tworzysz piosenki inspirowane wielkimi „małymi” zachwytami dnia codziennego, tym, co nas otacza. Czy natura od zawsze miała tak wyjątkowe miejsce w twoim życiu?
Pochodzę z małego blokowiska mieszczącego się obok fabryki tuż nad Wisłą w Sandomierzu. Z czwartego piętra mieszkania rozpościerał się widok na pola uprawne, zagajniki i wiślany wał. Moje dzieciństwo było pełne przyrody, całe dnie wraz z bratem spędzaliśmy przed blokiem, gdzie był zielony plac zabaw i dzikie boisko, kanał melioracyjny fabryki, zagajniki, mały lasek. Bawiliśmy się swobodnie z innymi dziećmi, nieustannie obcując z przyrodą. Również rodzice starali się mnie uwrażliwić na piękno przyrody podczas wycieczek, podróży, czy w codzienności na wsi u dziadków. Z mamą uwielbiałam pracować w babcinym ogródku, z tatą poznawałam zjawiska przyrody i zwierzęta, u babć smakowałam uroków wsi.
Polska wieś zafascynowała mnie wiele lat temu, kiedy zaczęłam poznawać polską muzykę tradycyjną. Uczyłam się jej od najstarszych muzykantów, uczestnicząc w warsztatach, taborach, spotkaniach i samodzielnie organizując podróże etnograficzne po okolicy. Dawna codzienność wsi przepełniona była przyrodą, człowiek był od niej całkiem zależny, uczestniczył w niej bardzo mocno. Natura kierowała codziennością, ludzie ją szanowali i doskonale ją znali. Dzięki tej fascynacji zaczęłam tworzyć w zespołach Kipikasza i Dziadowski Projekt. W czasie lockdownu postanowiłam zrealizować swoje marzenie i stworzyć muzykę pełną przyrody, również dla dzieci. Tak powstał solowy projekt Ptaszkowie Śpiewali – muzyka pełna wsi, przyrody i małych „wielkich” zachwytów dnia codziennego.
Czy otoczenie ma duże znaczenie w twojej działalności artystycznej? Czy widzisz jej dobroczynny wpływ także w spontanicznej twórczości starszej córki i innych dzieci?
Bez wolności na łonie natury nie byłabym w stanie tworzyć. To ona daje mi nieustanne inspiracje do wszelkich działań artystycznych. Pojawia się w moich rysunkach, filmach, animacjach i muzyce. Podobnie jest z Kacprem, natura też jest ważnym elementem jego twórczości, a Pola bacznie nas obserwuje i powiela wzorce. Mamy to szczęście, że okoliczne dzieci to też dzieci lasu. Wraz z zaprzyjaźnionymi rodzinami spotykamy się w lesie, na starej kopalni piasku, nad rzeką pod lasem. Po to, by wspólnie spędzać czas na łonie natury i również po to, by nasze dzieci wspólnie mogły spontanicznie działać i tworzyć w okolicznościach przyrody. Spotykamy się również na wielopokoleniowym muzykowaniu, rozpalamy ogniska i tańczymy.







Praktykujesz Montessori blisko życia – potrzebne pomoce dydaktyczne w organicznym wydaniu znajdujesz w domu, w ogrodzie, w lesie. Co z natury Pola szczególnie lubi wykorzystywać?
Podczas zabawy na podwórku lub wycieczek zbieramy szyszki, kamyki, ciekawe patyki, piórka, rośliny. Wszystkie te skarby służą do zabawy, ale też do kreatywnego wykorzystywania, przemycania za ich pomocą wiedzy. Inspirację czerpię w dużej mierzę z Instagrama od twórczych mam, które mają wspaniałe pomysły na wykorzystywanie natury w edukacji. Zamiast pięknej drewnianej ścieżki sensorycznej biegamy na bosaka po podwórku. Kąpiemy się w rzekach, kałużach, strumykach, budujemy szałasy. W lesie robimy pikniki na stolikach ze ściętych drzew. Pola towarzyszy nam w codzienności i chętnie angażuje się w prace domowe i ogrodowe, ucząc się samodzielności, która wszystkim ułatwia życie (śmiech).
Co wasza codzienność, z dala od miasta, blisko lasu, z własnym ogrodem daje dzieciom?
Wolność, wielość doznań, ukojenie, wyzwania, świadomość tego, co nas otacza, spokój, prywatność. Budzi kreatywność, rozwija ją, uczy uwagi, koncentracji, wrażliwości na piękno. Stawia wyzwania, pozwala się zgubić i odnaleźć. Mam poczucie, że jeśli świadomie i otwarcie będziemy towarzyszyć naszym dzieciom, dając im jednocześnie przestrzeń, wyrosną na wspaniałych ludzi, którzy zmienią ten świat na lepsze. Już go zmieniają swoją obecnością. Dopiero kiedy zamieszkałam na wsi, zaczęłam uczyć się rozpoznawać ptaki, ich odgłosy, poznawać zioła i ich właściwości, nazywać drzewa i kontemplować przyrodę, zachwycać się tą zwyczajną codziennością na zewnątrz. Pola poznaje to wszystko od kołyski, mając 3 lata zna więcej roślin i ptaków, niż ja w wieku 20 lat.
„Las leczy nas” – trafiłam na to hasło w jednym z twoich wpisów. Jak je czujesz jako kobieta, jako matka?
Przebywanie na łonie natury jest dla mnie jako kobiety i matki ogromnie ważne. Nawet najmniejsza codzienna chwila na zewnątrz pozwala wziąć głęboki oddech na resztę dnia. W małej dawce jest lekarstwem na przybijającą matczyną rutynę. W większej dawce regeneruje, inspiruje, daje siłę, która przeobraża się w kobiecą moc – tę wyzwalającą, oczyszczającą, otwierającą, pozwalającą zatroszczyć się o siebie i swoje potrzeby. Bo w całym macierzyństwie najważniejsze jesteśmy my – kobiety. Kiedy jesteśmy „zaopiekowane” i traktujemy siebie z czułością, wszyscy na tym zyskują, dzieją się wtedy piękne rzeczy.
Dziękuję za rozmowę i życzę jak najwięcej tego piękna!






Karolina Balmas-Pęczuła – autorka tekstów i muzyki, multiinstrumentalistka, twórczyni „Ptaszkowie Śpiewali”, skierowanego do dzieci projektu muzycznego popularyzującego muzykę folkową i tradycyjną. Zakochana w Lubelszczyźnie, gdzie mieszka z rodziną we własnoręcznie wybudowanym domu. Mama trzyletniej Poli i dwumiesięcznej Bianki.
*
Pola i Bianka mają na sobie ubranka z najnowszej kolekcji Coodo „Dzieciaki z lasu”. Pola wybrała bluzę-płaszczyk z weluru, rozpinaną bluzę z frotte i welurową kominiarkę. Bianka podczas sesji nosi body z frotte, niemowlęcy kombinezon i zawiązywaną czapeczkę. Wszystkie ubranka marki Coodo są szyte w Polsce z certyfikowanej, ekologicznej bawełny.
*
Rozmowy z innymi Coodotwórczyniami znajdziecie w naszym cyklu.
Publikacja powstała przy współpracy z marką Coodo.
Jeden komentarz
Bardzo fajna rozmowa i bardzo fajny dom. Chcę tylko zwrócić uwagę na wełnę mineralną, zastosowaną do ocieplenia ścian i dachu: może być niebezpieczna dla płuc, oczu i podrażnia skórę. Nawet przy jej montowaniu ważna jest maseczka i gogle!