„Być siostrą to być w relacji, która ma głębię i jest niezrywalna, niewymazywalna, niezniszczalna. To ma moc” – mówi Marta Grzywacz, jedna z bohaterek pierwszego odcinka cyklu Coodotwórczynie pod hasłem „Siostrzeństwo”.
Coodo od zawsze mówi o tym, jak ważna jest codzienność i celebrowanie jej. Te małe-wielkie cuda, które dzieją się w naszych życiach każdego dnia. I tak też, właśnie z perspektywy codzienności, pokazuje siostrzeństwo, które jest tematem najnowszej sesji zdjęciowej marki i współtworzonego z naszą redakcją cyklu Coodotwórczynie.
Czym więc jest siostrzeństwo? To solidarność i wynikająca z niej moc. Solidarność, którą dziewczynki budują już w pierwszych latach życia – poprzez wspólną zabawę, wzajemne wsparcie i akceptację. Takie to naturalne i prawdziwe, a tak łatwo to utracić z biegiem lat! W nowej odsłonie cyklu chcemy pokazać wam bohaterki, którym udało się zachować tę dziecięcą otwartość i pielęgnować w codzienności ideę siostrzeństwa. W pierwszym odcinku przedstawiamy, z pewnością dobrze wam znane, twórczynie marki Yellow Meadow Martę Grzywacz i Basię Gadomską. Teraz przedstawiamy je przede wszystkim jako siostry i mamy, które z zachwytem obserwują siostrzaną więź między ich córkami. Rozmawiamy o wspólnym czasie, o tym, jak pięknie się różnią, oraz czy i jak życiowe zmiany wpływają na ich relację. Spotykamy się w mieszkaniu Marty, które jest centrum dowodzenia autorskiego biznesu, jak też naturalnym miejscem spotkań dla całego dziewczęcego plemienia, czyli 8-letniej Basi, 6-letniej Hani, 4-letnich Karolki i Poli oraz 2-letniej Marysi.







Jak się żyje w takim siostrzanym kolektywie? Opowiedzcie coś o jego członkiniach.
Marta: My jesteśmy siostrami i nasze córki – razem jest ich aktualnie 5 – wzrastają w siostrzanym kręgu. W kolejności pojawiania się na świecie: jestem ja, 5 lat młodsza Basia i nasze córki: Basia, Hania, Pola, Karolina i Marysia. Dziewczyny nie potrafią wyobrazić sobie innego świata niż ze sobą nawzajem.
Basia: Kiedy jesteśmy razem – jest nam wspaniale, to ogromna wartość mieć te wszystkie dziewczyny blisko siebie. Wspólny czas to jest takie przedłużenie mojego i Marty dzieciństwa – dalej żyjemy, będąc sobą naprawdę, nic nie udając. My możemy się wygadać, a dziewczyny wybawić na luzie w bezpiecznych, znajomych relacjach.
Marta: Żyje się nam razem cudnie. Gdy mam wsparcie i towarzystwo siostry, życie jest pełniejsze i bardziej soczyste. Samo to, że dzielimy się troskami i obśmiewamy swoje potknięcia, jest ogromną ulgą i sprawia, że problemy stają się mniejsze. Z kolei radości przeżywane wspólnie mają też ciekawą zdolność do pomnażania.
Jak spędzacie razem czas w dziewczęcym gronie? Często widujecie się w pełnym składzie?
Marta: Uwielbiamy ten nasz kobiecy świat. W wakacje spędzamy prawie 3 miesiące razem – czy to nad morzem, czy w leśnym domku naszych rodziców. Dziewczyny wytwarzają wtedy niesamowite światy wewnętrzne, a ich wyobraźnia nie zna granic. My zaś doświadczamy wtedy wspólnoty ze sobą i radości bycia z nimi tu i teraz. Macierzyństwo rzuciło nowe światło na temat przemijania i upływającego czasu. Z tej nowej, ulotnej perspektywy łapiemy czas, kiedy naszym dziewczynkom do szczęścia wystarczają patyki, łyżki, słoiki, kwiaty, motyle. A nam wieczorem wystarcza do szczęścia, żeby przeczytać książkę. Wierzcie lub nie, ale przez te 3 miesiące nikt nie pyta o bajkę na komputerze. (śmiech)
Basia: W trybie pozawakacyjnym spędzamy ze sobą co najmniej jedno popołudnie w tygodniu i czasami weekendy. Lubimy być razem na luzie i najlepiej w przyrodzie, gdzie dzieci mogą iść czy jechać rowerami daleko, daleko przed nami i swobodnie ze sobą rozmawiać. I najbardziej lubimy nie mieć specjalnych planów, tylko raczej po prostu być, jeść, chodzić, pływać, gadać.






Jak wyglądają relacje dziewczynek jako sióstr, jako sióstr ciotecznych?
Basia: Tu się ciągle wszystko zmienia. Generalnie są jak jeden organizm i najczęściej bawią się w podgrupach, których składy płynnie rotują. Gdy zabawa i relacja się wysyca, to następuje zmiana – i tak w kółko. Zdarzają się też duże projekty typu budowanie pułapki i wtedy wszystkie są zaangażowane. (śmiech) Oczywiście są też konflikty. Dajemy im w tym dużo wolności. W ogóle jest tak, że każda z nich to jest zupełnie inny charakter, są wśród nich wrażliwe, przebojowe, głośne, ciche, mocne, delikatne.
Marta: Dziewczyny kochają się i sprzeczają z taką samą mocą. Między najstarszą a najmłodszą jest 7 lat różnicy, jednak nie ma w tej naszej grupie tematu wieku jako argumentu siły. Dziewczyny łączą się w pary i grupki we wszystkich możliwych konfiguracjach. Jedne pary są bardziej pomysłowe w stylu Pippi Pończoszanki, inne bardziej spokojne jak Misia opiekunka zwierząt, jeszcze inne zaś ratują świat, wcielając się w postacie z Psiego Patrolu. Fajne jest natomiast to, że – różniąc się między sobą niesamowicie (tak, że aż trudno uwierzyć!) – potrafią się dogadywać, brać i dawać, i być.






Obserwując relacje waszych córek – co was najbardziej wzrusza, uderza, zaskakuje?
Basia: Jestem szczęśliwa, że mogą bawić się tak swobodnie, bez naszej kontroli. Zwłaszcza podczas naszych leśnych wakacji. Wstają przed nami i już od rana wymyślają nowe projekty i potem je realizują. Całe dnie są zajęte. My tylko wołamy je na posiłki i trochę modelujemy rytm dnia, np. wyjście nad jezioro, wyjście na spacer. Niesamowicie się patrzy, jak są przejęte, jak mocno są zaangażowane w te swoje zabawy. Sama pamiętam z dzieciństwa ten stan, gdy nic poza zabawą się nie liczy. To jest cudowne! Chciałabym, by miały tego jak najwięcej, by to trwało jak najdłużej. Jak długo uda nam się pociągnąć takie dzieciństwo bez elektroniki, z prawdziwymi przeżyciami – tego nie wiem, ale póki same tego chcą, spędzamy takiego czasu bardzo dużo.
Marta: Mnie nieustannie zaskakuje, jak moje córki różnią się od siebie i jak, mimo tych różnic w temperamencie, sprawności, ulubionych aktywnościach, i tak zawsze znajdą drogę do siebie.
Co te relacje im dają w codzienności?
Marta: Dziewczyny uczą się na żywym organizmie o ludziach, emocjach, relacjach, konfliktach i negocjacjach. Doświadczając siebie nawzajem widzą, jak różnorodny jest świat i jak bardzo jesteśmy różne. To, co jedną napawa lękiem, dla drugiej jest radosnym wyzwaniem, a trzeciej w ogóle nie obchodzi. Te same sytuacje, jak urodziny, pierwszy dzień w przedszkolu, w szkole, pobieranie krwi, szczepienie – przeżywamy wszystkie razem. Rozmawiamy o tym, jak kto przeżywa, porównujemy i nieustannie się zadziwiamy, że każda z nas jest inna, a jednocześnie, że każda jest OK. Sądzę, że to największy zasób, który dajemy sobie nawzajem.
Basia: Patrząc jeszcze z takiego praktycznego punktu widzenia – moim dziewczynom bardzo dużo daje to, jak są zakochane w Marty córkach. To jest coś – starsze dziewczyny, które w dodatku chcą się z nimi bawić. (śmiech) Do tego Karolka i Pola są w tym samym wieku – super mieć kompankę na tym samym etapie rozwoju. Pola bardzo szybo się rozwija patrząc na starsze dziewczyny. Od początku miała dużą motywację, by jak najszybciej nauczyć się jeździć na rowerze, teraz – żeby pływać, czytać, pisać…







Jak myślicie, co może dać im siostrzeństwo w przyszłości, z waszej perspektywy jako sióstr?
Basia: Same jesteśmy ciekawe, jak to będzie w przyszłości. Z ekscytacją myślimy o kolejnych etapach. I zazdrościmy im trochę, że mają siebie. 5 dziewczyn! Siostrzeństwo to też najlepsze, co i nam się przytrafiło w życiu, wiec znamy wartość tematu.
Marta: Siostrzeństwo z mojej perspektywy jest jednym z największych skarbów, jakie posiadam. Nie wyobrażam sobie życia bez Basi. Jest dla mnie nieustająco źródłem wsparcia, inspiracji i radości. Ta energia, która między nami krąży, jest jak taniec bosymi stopami po mokrej od rosy trawie – ożywcza, inspirująca i niosąca nadzieję, a jednocześnie uziemiająca i dająca poczucie bezpieczeństwa i więzi na najgłębszym możliwym poziomie.







Rozpoczynałyście przygodę z Yellow Meadow jako partnerki biznesowe. Czy początki były trudne? Dowiedziałyście się o sobie nawzajem czegoś nowego jako siostry?
Marta: Początki były bardzo łatwe! Nasze energie i charaktery idealnie się uzupełniały i napełniały nasze żagle wiatrem. Mi nadal ciężko uwierzyć, jak to nam się udało stworzyć, a to wszystko w ciążach i przy malutkich dzieciach! Potem było już trochę trudniej i myślę, że dowiedziałyśmy się, jak bardzo się różnimy.
Basia: Bywało trudno, ale chyba głównie dlatego, że ja wtedy weszłam w nową rolę, rolę mamy, po raz pierwszy. I to od razu mocno wymagającego dziecka. Trudno było mi godzić macierzyństwo z biznesem. Muszę dodać, że to chyba zbyt szumnie brzmi w naszym przypadku: „partnerki biznesowe”. Byłyśmy po prostu siostrami, które próbowały to wszystko jakoś ogarniać. (śmiech) Miałyśmy z tego ogromną frajdę!
Po tych kilku latach kolorowej wspólnej przygody przy Yellow Meadow zostaje tylko Marta. To była trudna decyzja?
Basia: Dla mnie to była trudna decyzja. Było mi ciężko z tym, że zostawiam Martę samą. Ale jednocześnie od początku czułam, że to słuszna i w pełni zgodna ze mną decyzja. Oddałam się całkowicie roli mamy, ja zawsze o tym marzyłam i lubię być mamą ma pełen etat. Bardzo doceniam ten czas, dokładnie tego chciałam. Wiedziałam przy tym, że Marta sobie poradzi. Cieszę się, że byłyśmy w tym razem na początku i że to wszystko się w ogóle wydarzyło. Czuję, że tak miało być i jest dobrze!
Marta: Decyzja była i trudna, i łatwa w pewnym sensie, ponieważ przyniosło ją życie. Czy było mi z tym trudno? Nie będę ukrywać, że tak. Musiałam przeżyć swojego rodzaju żałobę po wyobrażeniu o wspólnym prowadzeniu biznesu, dzieleniu się pomysłami i odpowiedzialnością. Ale czy miałam to Basi za złe? Nigdy. Przecież byłam tuż obok, byłam częścią jej życia, widziałam, jak staje się mamą dwóch dziewczynek. Wiedziałam też przecież od zawsze, że to rodzina jest na pierwszym miejscu, zarówno u Basi, jak i u mnie. Tylko tak się złożyło, że ja mam starsze dzieci i udało mi się znaleźć teraz w życiu przestrzeń również na pracę.






Jak wyglądał wasz czas wolny w okresie wspólnej pracy? Umiałyście rozdzielić życie rodzinne, towarzyskie od zawodowego? Czy przy ognisku rozmawiałyście o wzorach i zamówieniach?
Marta: Totalnie nam się to mieszało i nigdy nie próbowałyśmy tego specjalnie rozdzielać. Yellow Meadow było częścią naszego życia i jakoś niespecjalnie traktowałyśmy je na początku jako pracę, bardziej jak realizację jakiegoś turbo superprojektu. Więc rozmowy o tym projekcie przy ognisku, na plaży, w parku były na porządku dziennym. Tak samo jak to, że spotykałyśmy się w naszym biurze na pracę i całe dwie godziny rozmawiałyśmy o książce dotyczącej rodzicielstwa czy innych tematach macierzyńskich.
Basia: Na szczęście sporo wspólnego czasu spędzamy też z naszymi chłopakami, wtedy siłą rzeczy pojawiają się też inne tematy. (śmiech)
Jak jest teraz? Czy – do niedawna wspólny – biznes pojawia się w waszych codziennych rozmowach?
Basia: Rozmawiamy o wszystkim co bieżące, więc oczywiście o Yellow Meadow też. Wymyślamy nowe produkty, dyskutujemy nad wzorami. Ja ogromnie trzymam za Martę kciuki i zawsze będę ją wspierać!
Marta: Basia zniknęła z codzienności Yellow Meadow, ale nadal bierze udział w sesjach zdjęciowych, doradza mi podczas tworzenia nowych wzorów czy nowych modeli ubrań. Jest słonecznym wspierającym duchem tej marki. Po rozmowie z nią mam zawsze mnóstwo nowej energii do działania, więc przyznam, że czasem z tego źródła korzystam. (śmiech)
A tak odchodząc od biznesowej perspektywy. Jak to jest być siostrą? Jak to jest mieć siostrę?
Marta: Super jest mieć siostrę! Najlepiej! Być siostrą też fajnie, to takie bycie w relacji, która ma głębię i jest niezrywalna, niewymazywalna, niezniszczalna. To ma moc.



Basia Gadomska – mama dwuletniej Marysi i czteroletniej Poli. Razem ze starszą siostrą Martą założyła markę Yellow Meadow, działającą w duchu slow fashion. Obecnie – pełnoetatowa mama.
Marta Grzywacz – mama ośmioletniej Basi, sześcioletniej Hani i czteroletniej Karolki. Aktualnie samodzielnie prowadzi autorską markę, zajmując się przygotowywaniem najbardziej kobiecego homewearu na świecie od etapu pomysłu po marketing.
*
Karolka, Pola i Marysia mają na sobie ubranka z najnowszej kolekcji Coodo „Siostrzeństwo”. Karolka do rodzinnych przytulasów wybrała longsleeve w paski i wiązane ogrodniczki. Na tańce wkłada spódnicę z weluru w odcieni khaki. Podobny zestaw – bluzkę i grafitową spódnicę, nosi Pola. Marysia najlepiej bawi się w sukience w kolorze waniliowym. Gdy po tańcach, akrobacjach i skokach robi się gorąco, Pola wkłada ogrodniczki, a Karolka sukienkę oversize w jesiennym, miedzianym odcieniu. Dla kontrastu Marysia wskakuje w szafirową sukienkę basic. Wszystkie ubranka marki Coodo są szyte w Polsce z certyfikowanej, ekologicznej bawełny.
*
Rozmowy z innymi Coodotwórczyniami znajdziecie w naszym cyklu.
Publikacja powstała przy współpracy z marką Coodo.
Jeden komentarz
Cudna rodzina, piękne relacje, piękne projekty i tkaniny…
Powodzenia !!!