„Dajmy dzieciom swobodnie się bawić, brudzić, eksperymentować. Podążajmy za ich potrzebami i pomysłami. Jestem pewna, że pokażą nam świat taki, jaki dobrze pamiętamy z młodzieńczych lat”.
Czy leśna wędrówka może być jednocześnie podróżą w głąb siebie? W poszukiwaniu naturalnej kreatywności, czystego doświadczenia, wewnętrznego dziecka, które tkwi w każdym z nas? Ania Jodełka, organizatorka leśnych warsztatów dla dzieci, jest o tym głęboko przekonana. W ramach cyklu Coodotwórczynie zachęca do zanurzenia się wśród drzew i odkrycia możliwości, jakie rodzicom i dzieciom daje zabawa w lesie. W zielonej wyprawie towarzyszą jej uczestnicy warsztatów – Poziomka, Gutek i ich mama, Ania Gancarz.




Las to sposób na ucieczkę od miejskiego zgiełku. W jaki sposób to odcięcie się od codziennych bodźców wpływa na rozwój dzieci?
Ania Jodełka: Natura stała się naszą ostoją, miejscem, w którym możemy się wyciszyć, uspokoić rozbiegane myśli, naładować baterie. Oczywiście od zawsze tak było, ale w tym pędzącym świecie gdzieś o tym zapomnieliśmy. Leśne wędrówki są szczególnie ważne dla dzieci, ponieważ wspierają ich naturalny rozwój. Na łonie natury mogą doświadczyć czym jest cisza, wsłuchać się w śpiew ptaków czy szum drzew. Te dźwięki oraz panująca wokół zieleń wpływają kojąco i wyciszająco na młody system nerwowy. W naturze dzieci poznają świat wszystkimi zmysłami. Zmysł wzroku silnie pracuje, kiedy dzieci patrzą w dal, np. podczas obserwacji ptaków czy przemieszczających się po niebie chmur. Jest to istotne w dobie komputerów i smartfonów, gdzie ekran emitujący światło niebieskie jest często oddalony od twarzy zaledwie o trzydzieści centymetrów. Leśny szum koi słuch, zapach igliwia pobudza zmysł węchu, bogaty w tekstury las wpływa pozytywnie na odbiór bodźców dotykowych, a zebrane leśne owoce pobudzają kubki smakowe. Dodatkowo wszelkie nierówności, wzniesienia, doły czy patyki plączące się pod nogami sprawiają, że dziecko ma możliwość ćwiczyć zmysł równowagi, który wpływa na jego codzienne funkcjonowanie.
Ania Gancarz: Myślę, że obcowanie dzieciaków z lasem i ich swobodna zabawa ma pozytywny wpływ na kilku płaszczyznach. Niezwykle jest ważne to, o czym wspomniała Ania – odbiór świata wszystkimi zmysłami. To nierówne podłoże rozwijające sprawność ruchową i zmysł równowagi. Możliwość pobrudzenia się, dotknięcia różnych faktur. Poza tym będąc daleko od miasta, dzieci rozwijają swoją wyobraźnię. W kilka chwil od wejścia do lasu zaczynają tworzyć własny plac zabaw z patyków, kałuży, przewróconego drzewa. Uwielbiam, jak z każdej takiej wyprawy Poziomka zabiera ze sobą patyk do domu i traktuje go jak najcenniejszy skarb. Las daje też dużą przestrzeń i mnóstwo możliwości zabawy. Dzieci nie muszą stać skupione i uważać na innych w kolejce do zjeżdżalni, bo nie jest to jedyna atrakcja na miejscu.
A czy ta ucieczka do lasu daje też coś rodzicom?
AG: Zabawa w lesie to także mój większy spokój. A wiadomo, spokojna i szczęśliwa mama to szczęśliwe dzieci! Zdarza nam się korzystać z miejskich placów zabaw, ale nie jestem ich fanką. Każda taka wizyta związana jest z moim wewnętrznym napięciem. Nawet nie przez narzucający sposób zabawy drabinki czy zjeżdżalnie, ale przez inne osoby dorosłe. Opiekunów krążących nad dziećmi i pilnujących ich zabawy, komentujących każdy ich krok, ingerujących w drobne konflikty. Mam wrażenie, że poza tymi okolicznościami, na leśnym nie-placu zabaw dzieci mają większe możliwości do samodzielnego rozwiązywania sporów. Z zaciekawieniem obserwuję, jak naturalnie wchodzą w pewne role – starsi pomagają młodszym, młodsi próbują naśladować starszych. Do tego dochodzą bardziej „przyziemne” kwestie. Świeże powietrze, możliwość rozwijania uważności – nie zawsze jest na to miejsce w mieście. I może najbardziej oczywista, ale warta wspomnienia rzecz – szacunek i miłość do przyrody, którą można nabyć przez uczestniczenie w niej i przyglądanie się jej z bliska.






Plac zabaw a nie-plac zabaw. Czy konar drzewa jest lepszy niż drabinka albo zjeżdżalnia?
AJ: Chyba nie ma co porównywać tych elementów w kategoriach lepszy-gorszy. Jestem pewna, że drabinki, huśtawki, zjeżdżalnie, tak jak zabawa na drzewie, wnoszą wiele dobrego w życie dziecka. Ważna jest tutaj zabawa, ale ta swobodna, którą dzieci same inicjują na własnych zasadach, a nie tych narzuconych przez dorosłego. O to właśnie chodzi w tych placach i nie-placach zabaw. Często dorośli z góry nadają zabawkom określone cechy czy ich konkretne przeznaczenie. Wydaje im się, że np. zjeżdżalnia służy do tego, by w odpowiedniej pozycji zjechać z góry na dół. Natomiast dzieci widzą ten obiekt zupełnie inaczej – jako miejsce do wspinaczki, sekretny kącik schadzek pod ślizgawką lub wymyślają dziwne pozycje przy zjeżdżaniu. Tak samo dzieje się w naturze. Jak się okazuje, las w oczach dzieci to jeden wielki naturalny plac zabaw albo dżungla pełna tajemnic. Drzewa z grubymi gałęziami idealnie nadają się do wspinaczki, błoto sprawdza się przy lepieniu ciast, a patyki, liście i szyszki to przysmaki, które można wykorzystać w leśnej kuchni. Dzieci bawiąc się w takim nie-placu zabaw, pobudzają wyobraźnię, kształtują twórcze myślenie i nowe umiejętności. Żadne interaktywne zabawki kupione przez rodziców nie oddadzą tego, czym może obdarować dzieci natura.






Idea zorganizowanych zajęć na łonie natury w każdą pogodę przyszła do nas ze Skandynawii. Czy można mówić o jakiejś specyfice tego typu zajęć w Polsce?
AJ: Główną inspiracją do takich zajęć u nas jest właśnie codzienne życie naszych sąsiadów z Północy, o których wspominasz. Od nich pochodzi to słynne powiedzenie „nie ma złej pogody, są tylko źle dobrane ubrania”. W naszym kraju styl życia blisko natury, nazywany przez Norwegów „friluftsliv”, rozwija się powoli. Zorganizowane zajęcia plenerowe dla dzieci są wciąż nowością na naszym podwórku. Obecnie na mapie Polski można zaobserwować przyrost liczby zajęć dla dzieci w zgodzie z naturą czy leśnych przedszkoli. Taka forma aktywności w przyrodzie zyskuje coraz więcej sympatyków i mam nadzieję, że będzie również dostępna na co dzień dla przedszkolaków i uczniów szkół państwowych.
Jesteś autorką poradnika ze wskazówkami, jak zacząć organizację leśnych warsztatów z dziećmi. Jaką radę masz dla pedagogów na początek przygody z edukacją blisko natury?
AJ: Tak, niedawno moja książka „Leśne warsztaty” ujrzała światło dzienne. Mam nadzieję, że będzie drogowskazem i towarzyszką w czyimś prywatnym lub zawodowym życiu. Moja rada na początek tej niezwykłej, dzikiej przygody, jaką jest edukacja blisko natury, to: spójrz na las oczami dziecka i podążaj za tym, co ci w duszy gra!




Wspominając swoje dzieciństwo – czy widzicie duże różnice w tym, jak spędzają je współczesne dzieci? Jak to u was wyglądało, a jak jest teraz według waszych obserwacji?
AJ: Dzisiejsze dzieciństwo różni się od tego, którego doświadczyliśmy my. Powodem może być zmiana tempa życia, rozwój technologii, natłok dodatkowych zajęć. Jak się okazuje, nie dotyczy to tylko dorosłych. Coraz mniej czasu spędzanego jest na swobodnej zabawie w naturze. Zamiast tego są zajęcia z programowania, siłownie dla dzieci czy spędzanie czasu przed ekranami. Dawniej codziennością zaraz po przedszkolu czy szkole było przebywanie na podwórku z rówieśnikami. Wspinaliśmy się na drzewa, budowaliśmy bazę w krzakach, a siniaki na naszych nogach były jak trofea, które skrywały ciekawe historie. Dziś dzieci w polskich szkołach fascynują najnowszej generacji gadżety czy gry komputerowe, a nie przyroda. Dlatego tak ważna jest proekologiczna postawa dorosłego, rodzica, nauczyciela, edukatora, która ponownie rozkocha dzieci w naturze.
AG: Sama łapię się na tym, że próbuję czasami robić pewne rzeczy z dzieciakami i patrzę na dostępne możliwości, zajęcia dodatkowe przez pryzmat tego, czego ja sama nie doświadczyłam w dzieciństwie. Myślę jednak, że nie ma co się obrażać na te różnice w jedną czy drugą stronę, wartościować ich. Trzeba się adaptować do czasów, które mamy. Ale nie uważam, że musi to oznaczać siedzenia z nosem w telefonie cały dzień. Dzieciaki uczą się przez obserwację, więc jeżeli chcemy, by spędzały czas outdoorowo, były sprawne ruchowo czy czytały książki – sami to róbmy, najlepiej z nimi. Moje dzieciństwo od pewnego momentu nie było tak prawdziwie swobodne, skupiało się na zajęciach dodatkowych z tańca, potem szkoły baletowej, w której spędzałam czas od poniedziałku do soboty, od rana do wieczora. Moi rodzice zaszczepili mi miłość do jednodniowych wycieczek. Co niedzielę wsiadaliśmy w samochód i jechaliśmy do lasu albo na inną mikrowyprawę. I tę tradycję sama staram się kontynuować.






Co jest pomocne dla rodziców i innych dorosłych w spojrzeniu na świat oczami dziecka? Czy bliskość przyrody to istotny czynnik?
AG: Z punktu widzenia rodzica na pewno pomocny jest wzajemny szacunek, traktowanie młodego człowieka jako partnera w rozmowie czy w działaniach. Myślę, że trzeba też pielęgnować swoje wewnętrzne dziecko, zachwycać się drobiazgami i cieszyć z danych nam doświadczeń. I obcować z przyrodą jak tylko się da. Dzisiaj przeczytałam wpis u Karoliny z Our little adventures, w którym to podzieliła się przeżyciami po wspólnym biwaku i nocowaniu pod namiotem z córą. We wpisie znalazło się hasło „survival jest dla dziewczyn”. Czuję się tym bardzo zainspirowana!
AJ: Bliskość przyrody jest na pewno ważnym czynnikiem, który wesprze rodziców w zmianie perspektywy i spojrzeniu na świat zupełnie w inny sposób, jakby oczami dziecka. Natura daje nam wszystkim ogromne możliwości, które są na wyciągnięcie ręki. Wystarczy wyjść z domu i spróbować pozbyć się lęków, które narosły przez pokolenia. Najlepiej (jeśli to możliwe) przepędzić z tyłu głowy wszystkie dobre rady babci, dziadka, cioci, mamy, koleżanki, które prawią, że dziecko powinno być „czyste” i „grzeczne”. Jak dobrze wiemy, brudne dziecko to szczęśliwe dziecko! Dlatego dajmy dzieciom swobodnie bawić się, brudzić, eksperymentować. Podążajmy za ich potrzebami i pomysłami. Jestem pewna, że pokażą nam świat taki, jaki dobrze pamiętamy z młodzieńczych lat.





Czy jako mama widzisz wpływ leśnych warsztatów na dzieci również w domu, po zajęciach?
AG: Zacznę od tego, że jestem zauroczona formułą leśnych warsztatów jako formą zajęć dodatkowych dla rodziców z dzieciakami w mieście. Myślę, że jest to doświadczenie, którego nam, mieszczuchom, brakuje na co dzień. Magia leśnych warsztatów trwa dalej po ich zakończeniu. Po takich zajęciach nie mowy już o wyrzuceniu opakowania po jajkach („Mamo, to jest pudełko na skarby z lasu!”). Powrót z przedszkola ma teraz inny charakter i trwa nieco dłużej. Wspólnie rozglądamy się ślimakami, zbieramy liście i szukamy kowali bezskrzydłych. Widzę po Poziomce i Guciu, że świetnie i autentycznie przeżywają ten czas. Zawsze się bardzo cieszą na hasło o leśnych warsztatach i żywo reagują, gdy jesteśmy w miejscu, w którym się odbywały. To wydaje mi się być najlepszą rekomendacją i dowodem, że był to dla nich dobrze spędzony, wartościowy czas.




Wiemy już, co te leśne zajęcia dają dzieciom. A co dają tobie, wychowawczyni, edukatorce?
AJ: Leśne warsztaty dają mi przede wszystkim poczucie spełnienia zawodowego. Jestem wdzięczna za to, że mogę mądrze towarzyszyć dzieciom podczas wspólnych wędrówek, rozbudzać ich ciekawość, sprawić, by pokochały las. Wielką wartością dla mnie jest nauka, którą czerpię od dzieci. Dzięki nim każde zajęcia są przepełnione małymi i dużymi zachwytami, śmiechem, radością, szczerością i wrażliwością. Nie ma dwóch takich samych leśnych zajęć. Zawsze czeka na nas jakaś nowa przygoda.
Dziękuję wam za rozmowę.
*
Ania Jodełka – edukatorka, pedagożka, wychowawczyni. Organizatorka leśnych warsztatów „Jodełka”. Autorka książki „Leśne warsztaty. Poradnik dla nauczycieli, edukatorów i rodziców”.
Ania Gancarz – mama 5-letniej Poziomki i 2,5-letniego Gucia, uczestników leśnych warsztatów, wychowująca ich w duchu miłości i szacunku do natury.
*
Gucio i Poziomka mają na sobie ubranka Coodo z najnowszej kolekcji „Dzieciaki z lasu”. Gucio nosi dyniową kamizelkę, dyniowe getry i żółty longsleeve z frotte. Poziomka na sesję wybrała bluzę-płaszczyk z weluru, niebieskie getry i biały longsleeve. Wszystkie ubranka marki Coodo są szyte w Polsce z certyfikowanej, ekologicznej bawełny.
Publikacja powstała przy współpracy z marką Coodo.