rodzina rozmowa

Brak higieny cyfrowej może zrujnować życie rodzinne

Rozmowa z Magdą Bigaj z Instytutu Cyfrowego Obywatelstwa

Brak higieny cyfrowej może zrujnować życie rodzinne
Archiwum prywatne

Każde „zaraz, tylko coś skończę” to pokazanie dziecku: w tej chwili jest coś ważniejszego niż ty. Jeśli taka sytuacja jest co chwilę, bo co chwilę przychodzą do rodzica powiadomienia, to dziecko stale musi czekać na swoją kolej. Efekty będą opłakane. 

Magda Bigaj jest pomysłodawczynią pierwszego w Polsce badania higieny cyfrowej osób dorosłych. Jest też mamą 12-letniej Marysi, 8-letniego Mikołaja i 2-letniego Jasia. Nam mówi o smutnych wynikach jej badania i o tym, co się dzieje, kiedy relacje w rodzinie zamieniają się w spotkanie awatarów, których uwagę ssie to, co jest w telefonie. Podpowiada, jak amputować ekrany, by uwolnić się z dopaminowej smyczy, jaką daje scrollowanie. I poleca rodzicom swoją książkę „Wychowanie przy ekranie”, która pomoże im odzyskać poczucie sprawczości.

Widziałam ostatnio smutny obrazek. Kawiarnia, mama, tata i dziecko. Jedzą lody, desery i… każde patrzy w swój ekran. Od czasu do czasu pokazują sobie, co znaleźli. Smutny znak czasu? Ilustracja do wyników Twojego raportu? 

To, co obserwowałaś, ma nawet swoją nazwę: phubbing. Od połączenia słów phone (telefon) i snubbing (ignorowanie). To niestety coraz powszechniejsze zjawisko, z którym zapewne spotkał się każdy z nas. Ekrany bardzo silnie oddziałują na nasz mózg, pobudzając ośrodek nagrody, który na zwiastun przyjemności reaguje silnymi wyrzutami dopaminy. Dopamina to neuroprzekaźnik, swego rodzaju „hormon motywacji”. Jej zadaniem jest skłonienie nas do sięgnięcia po źródło przyjemności. Widok telefonu, dźwięk powiadomienia, a nawet to, że czujemy go w kieszeni – to sygnały, na które mózg reaguje pobudzeniem, bo wyczuwa nagrodę. Mózg zaś to prosty organ, którego reakcje nie podlegają ocenie moralnej. Preferuje to, co daje mu szybciej większą dawkę przyjemności. Ekran, media społecznościowe, lajki, konwersacje, memy – to koktajl dopaminowy w zasięgu ręki. 

Obciachowe dłubanie w telefonie

Drugi człowiek nie ma szans z ekranem? 

Otrzymanie równie silnego pobudzenia z relacji z drugą osobą wydaje się mózgowi transakcją w rodzaju dolary przeciwko orzechom. Dlatego tak często nawykowo, czasem wręcz kompulsywnie, sięgamy po smartfon, bez względu na okoliczności. W efekcie wpatrywanie się w ekran sprawia, że czas z drugą osobą nie służy budowaniu relacji. Mamy spotkanie awatarów, których uwagę ssie to, co jest w telefonie. Ludzki mózg potrafi się koncentrować wyłącznie na jednej czynności w danym momencie i jest to potwierdzone naukowo, dlatego jeśli ktoś przy nas „dłubie w telefonie”, jak to nazywają moje dzieci, to po prostu nie zwraca na nas uwagi. 

I jak to z nami jest, dużo „dłubiemy”? 

W Kwestionariuszu Samooceny Higieny Cyfrowej, narzędziu badawczo-edukacyjnym, które w ramach badania stworzyłyśmy z dr. hab. Magdą Woynarowską, uwzględniłyśmy także właśnie phubbing. Co trzecia osoba zadeklarowała, że zawsze lub prawie zawsze unika używania telefonu podczas spotkań i wycisza go, jeśli to możliwe. Wierzę, że za kilka lat ciągłe zerkanie w telefon podczas spotkań z innymi będzie uważane za obciach i objaw niskiej kultury osobistej.  

Gorsze mleko

Przykład idzie z góry, dziecko widzi rodzica z przyklejonym telefonem i co myśli? Że też może tak samo?

No jasne. Przecież jesteśmy zwierzętami i nasze młode uczą się przez naśladowanie. Co gorsza, naśladują nie tylko rodziców, ale też innych członków stada.

Maluch widzący tatę wpatrzonego w telefon zapewne sądzi, że ojciec ogląda Psi Patrol, no bo na jakiej podstawie miałby wnioskować inaczej?

Bez wątpienia natomiast zaczyna uważać to za pewną obowiązującą normę. Jeśli dziecko w pierwszych miesiącach życia poszukuje stale twarzy matki w zasięgu wzroku i przesłania mu ją smartfon – bo przecież wydaje nam się, że nic nie szkodzi jak ono sobie leży w wózku, a my coś tam sobie poklikamy – to naprawdę jest silny dystraktor w rozwoju współczesnego człowieka. To samo dotyczy karmienia piersią. Nie jestem tutaj święta, bo też klikanie pomagało mi przetrwać nocne karmienia.

A co złego w przeglądaniu fejsa podczas karmienia piersią?

Badania pokazały, że w mleku matek, które podczas karmienia używały smartfonów, zawartość melatoniny, czyli tzw. hormonu snu, była niższa. To jest totalnie fascynujące jak bardzo przypominamy roboty działające według określonych skryptów! Niebieskie światło emitowane przez ekrany naszemu mózgowi przypomina światło słoneczne, więc wysyłany jest sygnał „jeszcze nie pora spać” i zatrzymywana jest produkcja melatoniny. Dlatego w teście higieny cyfrowej umieściłyśmy dwa zachowania z tym związane: unikanie korzystania z ekranów na 1–2 h przed snem oraz niezabieranie telefonu do łóżka. To pierwsze praktykuje zaledwie 9,3% osób, drugie – 18%. No, ale rozmawiałyśmy o phubbingu w rodzinie…

Zaraz, tylko…

Właśnie, dziecko odczuwa deficyt uwagi rodzica? Rodzic jednym okiem zerka na budowlę z Lego, drugim w telefon, a dziecko czuje się mniej ważne?

Dla dziecka to jest bardzo negatywne doświadczenie. Wybieramy po prostu ekran zamiast niego. Z tego choćby powodu uważam, że pokolenie naszych dzieci lepiej sobie poradzi z higieną cyfrową, bo będą bogatsi o doświadczenia, których my nie mamy – na przykład konkurowania o uwagę rodzica już nie z rodzeństwem, lecz z telefonem. Każde „zaraz, tylko coś skończę” to pokazanie: w tej chwili jest coś ważniejszego niż ty. I jeśli taka sytuacja jest co chwilę – bo co chwilę przychodzą do rodzica powiadomienia, to dziecko stale musi czekać na swoją kolej.

Czyli przyssanie do telefonu to prosta droga do pogorszenia relacji w rodzinach?

O to akurat nie pytaliśmy w badaniu higieny cyfrowej, natomiast świat nauki zajmuje się wpływem ekranów na nasze życie od połowy lat 90., a jeśli zaliczyć do ekranów telewizor – to znacznie dłużej. Brak kontroli w używaniu ekranów wpływa na rodzinę destrukcyjnie na wielu poziomach. Przebodźcowany rodzic funkcjonujący w postawie stałej dostępności, czyli odbierający powiadomienia, często również te z pracy, naraża się na przemęczenie informacyjne, a to skutkuje np. obniżoną koncentracją, problemami z pamięcią, nerwowością, czasem także obniżonym nastrojem. Bardzo trudno wtedy o uważność, o której tak wiele mówimy. Taki rodzic po prostu gorzej się czuje i gorzej funkcjonuje w rodzinie.

A dziecko?

Lista negatywnych konsekwencji dla dzieci, których rodzice nie wprowadzili mądrze w świat cyfrowy, jest bardzo długa. Ale szczerze mówiąc, zamiast straszyć, wolałabym mówić o rozwiązaniach i sposobach unikania błędów. Oraz o tym, że te błędy będziemy popełniać, bo jesteśmy pokoleniem przejściowym, które w temacie technologii nie mogło liczyć na międzypokoleniowy transfer doświadczeń. W tym duchu napisałam książkę „Wychowanie przy ekranie”, która, wierzę głęboko, pomoże wielu rodzicom odzyskać poczucie sprawczości. Zaburzone używanie smartfonów jest problemem społecznym, ale nie naprawimy go, wpędzając się w poczucie winy. Nie chcę być kolejnym głosem, który mówi rodzicom: jesteś niewystarczająco jakaś, znowu coś zawaliłeś. Poza tym uważam, że dotychczasowa edukacja w tym zakresie nie zawsze była wystarczająca. Eksperci i ekspertki mają tendencję do hermetycznego języka. A umówmy się, kiedy wieczorem padamy ze zmęczenia na kanapę, to nie mamy siły studiować wyników badań. Potrzebujemy prostych porad i przede wszystkim zrozumienia, jakie są źródła problemu. Czy ucząc się właściwego odżywania dzieci, studiujemy piśmiennictwo z zakresu dietetyki? 

Na cyfrowym detoksie

Dobra, to nie straszmy, tylko pogadajmy, jak to naprawić. Nie ograniczymy dziecku czasu przed ekranem, sami będąc do niego przyspawani, to byłaby hipokryzja.  Ale dla naszego przyspawania znajdziemy dziesiątki usprawiedliwień. „Tylko sprawdzę pogodę, tylko zrobię zakupy, przelew…”. 

Na pewno każdy i każda z nas złapała się na takim racjonalizowaniu swoich zachowań. Ja także. W każdym razie zasady higieny cyfrowej muszą dotyczyć całej rodziny. Zresztą jak w życiu, tak i z używaniem ekranów, dzieci muszą widzieć, że my przestrzegamy zasad, których ich uczymy. To nie znaczy, że mamy mieć te same limity ekranowe, ale że np. nie używamy ekranów podczas jedzenia, podczas pracy, nauki, spotkań z innymi. I że zawsze wybieramy najpierw człowieka, a nie urządzenie. Natomiast jeśli już musimy zrobić coś przy dziecku, to wyjaśnienie mu tego zawsze jest dobrym pomysłem.

Pokazanie, że robimy zakupy, przelew, to też dobra droga do pokazania, że telefon nie służy tylko do zabawy, lecz także do wielu praktycznych rzeczy.

Na tym zresztą opiera się rozwój kompetencji cyfrowych, czyli umiejętności używania nowych technologii dla swojego rozwoju i dobra.

Jak sprawdzić, czy moja relacja z siecią jest zdrowa? Liczyć sobie czas przed ekranem?

Przede wszystkim od zrozumienia, że urządzenia ekranowe silnie wpływają na nasz mózg, co wyjaśniałam na początku. Jeśli nie uruchomimy samokontroli, nie będziemy pracować nad samoregulacją, to popłyniemy i zaczniemy tracić kontrolę w ich używaniu. Taka świadomość towarzyszy większości z nas w przypadku używek, prawda? Nie liczymy wypitych lampek wina, ale zwracamy uwagę, czy przypadkiem nie zaczęliśmy popijać alkoholu co wieczór do serialu, czy nie sięgamy po niego w stresie etc. Taki sam rodzaj wyczucia powinniśmy mieć jako dorośli w kwestii ekranów – nie da się nam ustawić limitu czasu ekranowego, bo przecież używamy telefonu do wielu praktycznych rzeczy, także praca „pożera” sporo czasu ekranowego. Ale możemy np. kontrolować to, ile czasu spędziliśmy w mediach społecznościowych, czy codziennie zapewniamy sobie odpowiednią dawkę ruchu, czy poświęcamy czas bliskim, czy tylko jesteśmy z nimi ciałem, stale z nosem w ekranie. Ale jeśli pytasz, od czego zacząć, to zawsze polecam ograniczenie liczby powiadomień do tych absolutnie niezbędnych oraz nienoszenie przy sobie telefonu cały czas. To już samo w sobie sprawi, że czas ekranowy znacznie nam się skróci.

Kultura (nie)dostępności

No właśnie, telefon to też narzędzie pracy. Wyjaśniać dziecku, że zerkamy w ekran co chwilę, bo tak pracujemy? To dla niego różnica?

Ciekawa jestem, czy w ogóle byśmy o tym rozmawiały parę lat temu, gdy nie przynosiliśmy tak ochoczo pracy do domu. Pandemia wszystko zmieniła, zatarły się granice między pracą a domem, nagle zaczęło być normą, że pracujemy przy dzieciach. Łatwo powiedzieć, że nie powinno tak być, ale przecież rozmawiamy uczciwie, więc wolę powiedzieć, że jesteśmy w trudnym położeniu, bo często wykonujemy zawody, w których musimy być dostępni w czasie po pracy albo, jak jest u mnie, chcąc być więcej z dziećmi w domu, decydujemy się na pracę zdalną. Moje starsze dzieci w tej chwili już wróciły ze szkoły i też nie mam dla nich teraz czasu, widzą, że jestem skupiona na rozmowie. Ustaliliśmy, że do 16 jestem w pracy, choć siedzę w domu. Ale musimy mieć wyznaczoną granicę, kiedy przekładamy zwrotnicę i wychodzimy z pracy. Są na pewno okresy, kiedy trudno tę granicę utrzymać – np. gdy pracujemy przy dziecku, które cały czas jest z nami, bo nie mamy niani, a już jesteśmy aktywne zawodowo. Ale umówmy się, to nie trwa wieczność.

Prawda jest taka, że stworzyliśmy sobie kulturę stałej dostępności, zaczęliśmy wymagać od innych i siebie stałego sprawdzania maili i komunikatorów i odpowiadania od razu, jakby jutra miało nie być.

Teraz powrót do zdrowej normy, która oznacza rozdział czasu pracy od czasu prywatnego, nie będzie procesem bezbolesnym.

Będąc nieustannie dostępnymi, jaki komunikat przekazujemy dzieciom? 

Gdy podczas warsztatów w drugiej klasie podstawówki zapytałam uczniów, co pozytywnego dają nam nowe technologie, jedna rezolutna dziewczynka odpowiedziała: Że jak się jest chorym, to można zabrać komputer do domu i pracować z domu. To właśnie pokazujemy.

Początek i koniec

A jeśli scrollowanie fejsa czy przeglądanie internetu też jest formą pracy, to da się wyznaczyć sobie granice? Oddają to wyniki raportu?

Przede wszystkim w rozmowie na temat wykorzystywania internetu w pracy trzeba pamiętać, że rozmawiamy o pracy, czyli odpłatnym wykonywaniu określonych obowiązków w określonych ramach czasowych. Bez względu na to, co tam w tych obowiązkach się znajduje, to powinny one w ciągu doby mieć początek i koniec. Dawanie przyzwolenia na przenikanie się ich, te nieszczęsne kapitalistyczne teorie o work-life blend, to tylko teoryjki mające na celu wyciśnięcie z nas jeszcze więcej zaangażowania czasowego w pracę. To bardzo szkodliwe podejście, którego podsumowaniem jest powiedzenie: Znajdź pracę, która będzie twoją pasją, a nie przepracujesz ani jednego dnia. To bzdura, która jednych wprawia w kompleksy, że ich praca nie jest tak satysfakcjonująca, a innych skłania do przekraczania zdrowych granic, niedawania sobie czasu na odpoczynek i funkcjonowania stale w pracy, bez względu na to, gdzie jesteśmy. Bo przecież nie da się odbić karty na zakładzie, skoro zakład jest w naszej kieszeni. Chcę przez to powiedzieć, że musimy uczciwie stawiać takie pytania jak to. Zdrowe podejście do pracy zakłada jej początek i koniec. Musimy tego pilnować dla własnego zdrowia psychicznego i fizycznego. W przeciwnym razie narażamy się np. na wypalenie zawodowe.

Jakie jeszcze niepokojące zjawiska wśród ludzi po 30-tce pokazuje raport?

Wiek nie różnicował szczególnie mocno odpowiedzi respondentów. Co jest dowodem na to, że brak higieny cyfrowej jest dzisiaj problemem społecznym. To w sumie zupełnie zrozumiałe. Mówimy o czymś, co pojawiło się stosunkowo niedawno, do tego ciągle się zmienia, wszyscy się tego uczymy. Natomiast z danych jasno wynika, że są obszary, które szczególnie wymagają tej nauki. To na przykład kontrola czasu ekranowego i stawianie granic w używaniu urządzeń. Tylko 14,3% dorosłych zwraca uwagę na czas spędzany w internecie, 1 na 5 osób ogranicza liczbę powiadomień, a zaledwie 7,7% unika sprawdzania powiadomień, gdy tylko zauważy ich nadejście. To znaczy, że w zasadzie cały czas chodzimy na krótkiej dopaminowej smyczy, funkcjonując w stałym rozproszeniu, przerywając sobie codzienne czynności reakcjami na powiadomienia. 

Dzieci w sieci

Z badania wynika, że dużą bolączką jest nieodpowiedzialne umieszczanie informacji w sieci. To dotyczy też rodziców i publikowania zdjęć dzieci. 

Mniej więcej połowa dorosłych zadeklarowała, że publikując rozmaite treści w internecie, ma na względzie ich konsekwencje dla innych osób. Natomiast kwestii publikowania zdjęć dzieci poświęcam cały rozdział w „Wychowaniu przy ekranie”, bo uważam, że jest to dzisiaj jeden z głównych problemów, którym powinniśmy się pilnie zająć. Wbrew pozorom odpowiedź wcale nie jest oczywista. Ani nie jest do końca tak, że mamy prawo publikować, co nam się żywnie podoba, bo zarządzamy prawami naszych dzieci, ani nie jest też tak, że należy upublicznianie takich zdjęć całkowicie potępić. Zresztą gdyby w sieci nie było zdjęć dzieci, byłoby strasznie smutno – zostałyby nam chyba tylko psy i koty. (śmiech) Ale fakt jest taki, że aktualnie dzieci w internecie są uprzedmiotowione.

To znaczy?

Zostawiamy bez rozwagi mnóstwo ich cyfrowych śladów, odbierając im w ten sposób prawo do opowiedzenia własnej historii. Abstrahując od robienia z dzieci powierzchni reklamowej przez wiele influencerek i wielu influencerów, bo to osobny temat, to my, zwykli rodzice dzielący się w social mediach swoim rodzicielstwem, także musimy zrobić sobie rachunek sumienia. Co nami kieruje? Czy w odpowiedni sposób zabezpieczamy dostęp do tych zdjęć? Czy jesteśmy świadomi ryzyka? Kilka lat temu rząd Australii zlecił badanie, z którego wynikło, że połowa zdjęć w kolekcjach pedofilskich została pobrana z profili rodziców. Nie trzeba wcale publikować roznegliżowanych zdjęć dzieci, aby na przykład stały się ofiarą tzw. baby role playing. Ech, to jest niewygodny i trudny temat, wymagający niuansowania, dlatego zajął mi cały rozdział.

Choć czuję, że lektura tego rozdziału zaboli, to jednak nie mogę się doczekać. A wracając do ekranów, to myślę, że edukacja medialna w pierwszej kolejności jest potrzebna nam, rodzicom, dopiero potem dzieciom.

Dużo myślałam o tym, dlaczego jako rodzice tylu tematom poświęcamy ogromnie dużo uwagi, niemalże doktoryzując się w kwestiach odżywiania czy zaburzeń sensorycznych, a jednak wiedza o wpływie czegoś tak powszechnego jak ekrany na nas i dzieci ciągle jest znikoma. I doszłam do wniosku, że po prostu wciąż mówi się o tym zbyt hermetycznie. Oczywiście dorobek nauki i rozmaite debaty profesjonalistów są niezwykle istotne – bez nich nie byłoby podstaw do merytorycznej dyskusji. Ale przede wszystkim trzeba zejść do poziomu zwykłej rozmowy, używać codziennego języka. Pomyślałam, że zaryzykuję i właśnie tak napiszę książkę. „Wychowanie na ekranie” na pewno nie będzie cytowane w bibliografii naukowych publikacji, ale wierzę, że będzie miało mnóstwo cytowań na forach i grupach dyskusyjnych. Napisałam je w sposób, w jaki na co dzień rozmawiam z przyjaciółmi. To nie jest poradnik, tylko raczej przewodnik, gawęda, która czasem rozbawi, czasem skłoni do refleksji, ale przede wszystkim nie będzie karmić naszego wewnętrznego krytyka. Mam nadzieję, że to jest język, który zadziała i zaszczepi w wielu rodzinach taką myśl, że ekrany są super sprawą, ale musimy się pilnować, żeby nas nie zdominowały.

Amputacja telefonu 

Jakie rozwiązania mogą zastosować rodzice, by modelować zachowania dzieci w internecie?

Och, mamy cały wachlarz możliwości, ale zaczęłabym od uregulowania własnego stosunku do ekranów. Pracując nad badaniem higieny cyfrowej osób dorosłych, od początku wiedziałyśmy z Magdą Woynarowską, że chcemy stworzyć coś pożytecznego, a nie kolejne badanie opublikowane w researchgate, które będzie krążyło w świecie nauki. Bardzo mi zależało na tym, aby po zakończeniu badań opublikować w sieci test higieny cyfrowej dostępny dla każdego. Dlatego tworząc narzędzie badawcze, Kwestionariusz Samooceny Higieny Cyfrowej, zostawiłyśmy w nim dużo więcej pytań niż powinnyśmy. Z punktu widzenia ortodoksyjnej nauki niektóre pytania powinnyśmy usunąć, bo w testach statystycznych wychodziło, że – mówiąc teraz zrozumiałym językiem – są „z innej bajki”, nie pasują do pozostałych. Przykładem jest pytanie dotyczące tego, jak często starasz się rozmawiać z bliskimi bezpośrednio albo czy zwracasz uwagę na emocje, które pojawiają się u ciebie w czasie korzystania z internetu. Zdecydowałyśmy się zostawić tego typu pytania, by zachować edukacyjny charakter testu, słowem – dać osobie wypełniającej do myślenia, że te zachowania mają związek z obecnością ekranów w naszym życiu. Dlatego na Twoje pytanie mogę odpowiedzieć: zróbcie sobie test higieny cyfrowej i będziecie wiedzieć, co dalej robić.

Zrobiłam i… cóż, byłam pewna, że mam czas ekranowy pod kontrolą, tymczasem mój wynik mnie rozczarował. Da się zrobić krok do tyłu, by zmienić niekorzystne zwyczaje? Jakie domowe reguły warto sprawdzić? Rodzic wraca z pracy, chowa telefon i do wieczora nie wyjmuje go z szuflady? 

Powiedziałabym nawet, że to jest krok do przodu, a nie do tyłu! Dbałość o higienę cyfrową to element dbania o zdrowie. Lista zasad higieny cyfrowej nigdy nie będzie zamknięta i nie ma sensu wykuwać jakichś dziesięciu przykazań. Na to zresztą zwracam wyraźnie uwagę w książce. Ważniejsze jest to, abyśmy mieli wiedzę i intuicję, która będzie nam podpowiadać, co jest dobre dla naszej rodziny. Ale gdybym miała wskazać takie dwie najważniejsze moim zdaniem zasady, to ograniczanie liczby powiadomień oraz ograniczenie kontaktu z urządzeniem. To pierwsze sprawi, że zaczniemy być bardziej uważni, wyciszymy się, zyskamy po prostu więcej czasu, bo nie będziemy się odrywać w celu sprawdzenia powiadomień i tracić czasu na ponowną koncentrację na poprzedniej czynności. Natomiast ograniczenie kontaktu z telefonem, czyli amputowanie go od naszego ciała, odkładanie w domu w jedno miejsce, nienoszenie przy sobie – od razu zaliczy nam kilka zdrowych nawyków za jednym razem: nie mając go przy sobie, nie będziemy odruchowo sięgali po niego podczas rozmowy, skupienia na czymś czy podczas posiłków. No i nie będziemy robili w sypialni trójkątów i kwadratów z ekranami.

Magdalena Bigaj – twórczyni i prezeska Fundacji Instytut Cyfrowego Obywatelstwa, pomysłodawczyni i współautorka pierwszego ogólnopolskiego badania higieny cyfrowej osób dorosłych. Medioznawczyni, działaczka społeczna i badaczka wpływu nowych technologii na społeczeństwo. Umieszczona na liście 100 Kobiet Roku 2022 przez magazyn Forbes Women. Mama 12-letniej Marysi, 8-letniego Mikołaja i 2-letniego Jasia. Właśnie zadebiutowała jej książka „Wychowanie przy ekranie” wspierająca rodziców i opiekunów w towarzyszeniu dziecku w świecie cyfrowym.

Ogólnopolskie Badanie Higieny Cyfrowej 2022 zostało przeprowadzone na reprezentatywnej grupie dorosłych użytkowniczek i użytkowników internetu w Polsce. Wykorzystano w nim nowe narzędzie badawczo edukacyjne stworzone przez Magdalenę Bigaj i dr. hab. Magdalenę Woynarowską. Organizatorami badania były Instytut Cyfrowego Obywatelstwa i Fundacja Orange. Raport z badania można pobrać ze strony www.higienacyfrowa.pl, na której można też wykonać darmowy anonimowy Test Higieny Cyfrowej. 

Dodaj komentarz