Najlepsza inspiracja wakacyjna, ogrom wiedzy, relaks w przepięknych zakątkach schowanych między lazurowym wybrzeżem a Pirenejami – tak było na wyjeździe, który zorganizowała dla dziennikarzy z okazji 40-lecia swojego istnienia marka A-Derma. Dlaczego warto ją poznać i pokochać?
Zanim zacznę opowieść, która przypomina plan filmów takich jak „Dobry rok” (boskie francuskie wiejskie posiadłości), „Czekolada” (francuskie urocze miasteczka) czy „Podróż na sto stóp” (francuska kuchnia i tradycyjne produkty), muszę powiedzieć, dlaczego przyjęłam zaproszenie na wyjazd od francuskiej marki A-Derma, będącej czołowym brandem w portfolio grupy farmaceutycznej Pierre Fabre.
Mam dzieci z delikatną skórą, w tym jedno ze zdiagnozowaną atopią. Pozostałe miewają objawy przypominające AZS. Kto choć raz zetknął się z chorobami dermatologicznymi o podłożu genetycznym czy alergicznym, ten wie, jakie to wyzwanie: dobrać odpowiednią pielęgnację, przekonać dzieci do smarowania, nauczyć się żyć z przewlekłym schorzeniem, które w ekstremalnych przypadkach wyklucza z nauki pływania na basenie, opalania i nie pozwala na uprawianie ulubionych sportów czy nawet utrudnia spokojny sen. Skóra chora to skóra przepuszczająca substancje szkodliwe, a więc wymagająca szczególnego traktowania.
Liczyłam, że poszerzę swoją wiedzę o tym, jak żyć z atopowym zapaleniem skóry, i że dowiem się, jaki jest sekret jedynego preparatu, który pomaga mojemu dziecku. To, czego się nauczyłam, mnie zaskoczyło, dlatego od razu polecę poniższy tekst wszystkim zmagającym się z problemami skórnymi. AZS to choroba coraz bardziej powszechna i najczęściej dotykająca dzieci. Na szczęście istnieją produkty, które mogą wesprzeć leczenie, a regularnie stosowane – wydłużyć okresy remisji choroby. To będzie opowieść o poznawaniu tajemnicy ich skuteczności.
Przygoda w terre d’Avoine
Lądujemy w Tuluzie, starym uniwersyteckim mieście, o którym Zbigniew Herbert pisał w „Barbarzyńcy w ogrodzie”. Jest tak, jak powinno być w akademickim ośrodku na południu Francji: dużo pięknej architektury, dużo barwnego życia na ulicach. Nie zatrzymujemy się jednak na długo, bo naszym celem jest inne miejsce: Terre d’Avoine – położone na wsi, w sercu regionu Oksytania. Właśnie tu swoje centrum ekologicznych upraw ma marka A-Derma, słynąca z bazujących na roślinnych składnikach dermokosmetyków do skóry wrażliwej i problematycznej. Jej nazwa to skrót od słów avoine i dermatologie – czyli „owies” i „dermatologia”. Wyciąg z owsa to coś, co znajduje się w każdym ich produkcie, i jesteśmy tu po to, by przekonać się, dlaczego tak jest.
Owies: naturalny i genialny
Dwadzieścia dwa hektary pól i łąk. Wszystko, co rośnie dookoła, to ekologiczny owies, specjalna odmiana uzyskana przez specjalistów pracujących w laboratoriach A-Dermy, czyli Rhealba®. Tak jak jabłka bywają słodsze lub bardziej kwaśne, jak róże lepsze na żywopłot lub na kwiat cięty, tak i owies występuje w rozmaitych odmianach – jest ich prawie 30 tysięcy, a ta wybrana przez markę A-Derma gwarantuje wymierne korzyści dla skóry
Ruszam na spacer i omiatam okoliczne uprawy krytycznym okiem ogrodnika. Widzę sporo chwastów, czyli faktycznie herbicydów ta ziemia nie widziała. Zgodnie z zasadami biodynamicznego rolnictwa pola są gdzieniegdzie poprzeplatane dzikimi nieużytkami, naturalnymi żywopłotami. Wkrótce czas zbiorów, więc zastanawiam się, czy to z ziaren owsa będą robione kosmetyki. Wyciąg uzyskujemy tylko ze świeżych zielonych łodyg roślin – mówi mi Capucine de Vivies, ekspertka A-Dermy. Po co więc ten dojrzały owies, na który patrzę?
Na nasiona. Zostaną przetransportowane do zachodniej Oksytanii, gdzie A-derma corocznie wiosną obsiewa pola po to, by w ciągu zaledwie pięciu starannie wybranych dni w roku zebrać łodygi na potrzeby produkcji wartościowego ekstraktu. Tydzień robi tu różnicę – zbyt młode kiełki owsa nie są jeszcze tak bogate w substancje odżywcze – a zbyt dojrzałe łodygi mogą alergizować. Jeśli więc pomyśleć o tym, że cała drogocenna uprawa szykowana przez rok musi zostać zebrana w zaledwie pięć dni – staje się jasne, dlaczego jakość jest dla marki A-Derma priorytetem.
Idylla made in France
Terre d’Avoine oznacza dosłownie krainę owsa. Rozległe pola otaczają urocze, zbudowane z kamienia sioło – zaadaptowaną dawną siedzibę lokalnego merostwa, zbudowaną w XVIII wieku. To jedna z tych posiadłości, które widujemy w filmach o Francji, na kartach albumów, czy magazynów takich jak Côté Sud. Dawniej urzędował tu lokalny samorząd, dziś w okolicy nie ma prawie nikogo. Cisza, żadnych aut, nieliczne porozrzucane po gminie hacjendy, to miejsca wypoczynku Francuzów z północy kraju, prywatne posiadłości, czy bardzo rzadko – małe ekologiczne farmy. To one dostarczają nam sery na lunch i owsiane wegańskie lody na deser. Wino rose – charakterystyczne dla tych okolic – pochodzi z winnicy należącej do… Pierre Fabre. Na licznych, bardzo fachowo przygotowanych warsztatach, poznajemy nie tylko dalsze tajniki tworzenia kosmetyków A-Derma, ale też profil całej międzynarodowej firmy, która za nimi stoi.
Aptekarz, który kochał kwiaty
Okazuje się, że firma Pierre Fabre nie jest jednym z wielu koncernów farmaceutycznych, choć jej dorobek jest imponujący – są największym pracodawcą po Air Busie w regionie Oksytania, a ich produkty znane są na całym świecie. Spółka jest obecnie w rękach fundacji zajmującej się działalnością pożytku publicznego. We władzach są między innymi krewni założyciela – ś.p. monsieur Pierre’a Fabre – pochodzącego z tych stron farmaceuty. Lubię poznawać historię takich fortun: jak to się stało, że nazwisko aptekarza z małej wsi, dziś znane jest na całym świecie?
Pierre Fabre najwyraźniej był geniuszem i z pewnością wielkim humanistą, stworzył swoje dermatologiczne imperium od podstaw, wyprzedzając czasy myśleniem o CSR, kreatywnością i wykorzystaniem naturalnych właściwości leczniczych roślin. Zaczynał od małej prowincjonalnej apteki, ale stale poszukiwał pomysłów na innowacyjny biznes powiązany z dbaniem o zdrowie i urodę. W tym celu stworzył nawet coś w stylu własnego ogrodu botanicznego, poświęcił się także naukowemu wodolecznictwu (balneoterapii). To on stworzył pojęcie dermokosmetyku!
Glamping
Terre d’Avoine to nie pomysł ambitnych PR-owców, ale samego założyciela, Pierre’a Fabre. Zapisał w swojej woli, że pragnie stworzyć miejsce, które stanie się wizytówką wartości A-Dermy. Będzie czymś w rodzaju rolniczego laboratorium, do którego mogą zajrzeć pracownicy i ich goście. Terre d’Avoine jest miejscem spotkań managerów i służy wewnętrznej integracji firmy czy właśnie tak jak w moim przypadku – bywa celem media tripów. Niestety nie można przyjechać tu prywatnie, komercyjnie – co nie ukrywam, napełnia mnie żalem.
Po całym dniu warsztatów przeplatanych smakowitymi posiłkami i ciekawymi rozmowami, mamy czas na zakwaterowanie. Naszym oczom ukazuje się ekologiczny glamping, czyli luksusowe namioty, również obsiane dookoła słynnym owsem odmiany Rhealba®. Glamping – czyli połączenie słów glam i kamping – to coś, czego chciałam od dawna spróbować. Czym różni się od spania w zwyczajnym namiocie?
Różnica tkwi w jakości doświadczenia. W mojej ekskluzywnej jurcie jest jak w butikowym hotelu: toaletka, wielkie wygodne łóżko, prąd, wspaniałe kosmetyki, ogromne lustro, miejsce do odpoczynku. Każdego zapewne interesuje, co z sanitariatem? Łazienka jest tuż obok, czysta, stylowa, naturalna i całkowicie ekologiczna. Ona również znajduje się w namiocie i ma wielkość sporego pokoju kąpielowego. Prysznic bierzemy, stojąc na drewnianej kratce, z pomocą pompowanego urządzenia, które samodzielnie napełniamy (tzw. prysznic turystyczny). Wydaje się to skomplikowane, ale nie jest – za to zużycie wody spada do minimum. Wszystkie kosmetyki A-Dermy do mycia są biodegradowalne, zatem nie potrzeba tu kanalizacji i ścieku. Dostajemy też milutkie szlafroki i puszyste ręczniki. Raj.
Jeśli chodzi o WC – do wyboru jest tradycyjna toaleta znajdująca się obok namiotów lub toaleta Dry WC wykonana z nieznanej mi dotąd technologii, którą jestem zachwycona. Zero zapachu, zero dyskomfortu, tylko czystość, wygoda i kontakt z naturą. To suche WC to naprawdę genialna sprawa! Zasadą działania przypomina odrobinę kuwetę dla kota, tyle że jest… ekologiczna i bezzapachowa. Marzę teraz, by takie coś zbudować na swojej działce na lato. Kto by pomyślał, że takie rzeczy poznam na wyjeździe z marką dermokosmetyczną?
Warsztaty
Po nocy w glampingowym namiocie, fantastycznym typowo francuskim śniadaniu, które składa się z soku pomarańczowego, kawy i croissanta (dla ludzi ze Wschodu uwzględniono dodatkowo owsiankę i włoską przekąskę prosciutto e melone), czeka nas jeszcze jeden warsztat: laboratorium chemiczne. Będzie okazja, by samodzielnie stworzyć krem!
Podążamy za wskazówkami naszych trenerek-farmaceutek. Dokładnie widzimy, na czym bazuje receptura A-Dermy: to w zasadzie woda, oleje roślinne i sekretne dodatki z roślin: owsa i nie tylko. To, co powstaje z naszego podgrzewania, mieszania i komponowania składników, do złudzenia przypomina produkt z tubki, jednak nie ma jego sterylności. W rzeczywistości kosmetyki A-Derma wykonują nie ludzie, tylko wyparzane przez kilka godzin maszyny. Dostępu do nich nie ma żaden śmiertelnik, chyba że przejdzie mozolną procedurę dezynfekcji i sterylizacji ubrania.
Ekologiczne, czyli jakie?
Była okazja dowiedzieć się sporo o strategii rozwoju firmy A-Derma, co dla mnie jest szczególnie ciekawe, bo wybieram kosmetyki ze względu na politykę producenta, jego stosunek do środowiska naturalnego i poziom tzw. sustainability (wciąż brak mi dobrego polskiego słowa, które by w pełni oddało sens tego pojęcia). A-Derma jest transparentna w swoich działaniach. Nie udaje, że wszystko jest tu stuprocentowo ekologiczne, że ślad węglowy jest zerowy. Ale przedstawia fakty, których nie sposób skomentować inaczej, niż gratulując zarządowi.
Całość produkcji odbywa się w obrębie jednego mikroregionu. Składniki ekologiczne i bio posiada 99% produktów. Gdzie się da, tam zamieniono plastik (np. zmieniając opakowania) na plastik z recyklingu. W niektórych produktach zmniejszono zakrętki – drobiazg, który ma ogromne znaczenie.
Zrezygnowano ze zbędnych ulotek, w fazie testowania są opakowania biodegradowalne (ich jakość odstaje jednak od trwałego, mocnego plastiku, więc pozostaje pytanie, czy konsumenci się na nie zdecydują?). Bezpieczeństwo produktów A-Dermy jest w DNA marki, ponieważ grupą docelową są osoby wrażliwe, z chorobami skóry. W A-Dermie nie znajdziemy zatem perfum, substancji drażniących, natomiast jako dermokosmetyki, produkty te muszą przechodzić rygorystyczne testy.
Z rolniczej Oksytanii do górskiego Avène
Pobyt w Terre d’Avoine był kluczową częścią naszego media tripu, ale nie jedyną atrakcją, jaką przewidziała dla dziennikarek z Polski grupa Pierre Fabre. Z Oksytanii przewieziono nas w lesiste góry, w kierunku Marsylii – do siedziby innej marki z portfolio koncernu, w Polsce dobrze znanej z wysokiej jakości dermokosmetyków do skóry wrażliwej. Mowa o Avène – kto z nas nie zetknął się choć raz z ich wodą termalną w spreju? Ja byłam jej fanką jako nastolatka i imprezująca dziewczyna podróżująca z plecakiem, korzystałam z wody w spreju podczas letnich festiwali czy jako produktu odświeżającego w upalny dzień w pracy.
Moja wiedza o Avène okazała się jednak znikoma, bo oto w siedzibie firmy odkryłam, że marka ta w rzeczywistości jest grupą dermokosmetyków do zadań specjalnych: profilaktyki i pielęgnacji skóry w przebiegu AZS (emolientoterapia), łagodzenia skutków alergii, a nawet niwelowania uporczywej suchości skóry w przypadku leczenia onkologicznego. We Francji są zaledwie dwa certyfikowane przez Państwo uzdrowiska dermatologiczne i Avène jest jednym z nich. Przyjeżdżają tu kuracjusze (dorośli i dzieci) z całego świata. Duża grupa pacjentów to Polacy! Rzeczywiście – kto zmaga się z suchą, swędzącą czy też skłonną do atopii skórą, z pewnością dostał od swojego dermatologa rekomendację, by smarować się balsamem XeraCalm A.D i spryskiwać Wodą termalną Avène. Teraz mam okazję przekonać się, dlaczego.
WODA TERMALNA AVÈNE KLINICZNIE UDOWODNIONA MOC
Avène to nie jest spa – stwierdziłam z zaskoczeniem. To uzdrowisko zbudowane na życiodajnym źródle. Woda, nawet najlepszej jakości, była dla mnie zawsze tylko wodą – trudno było mi uwierzyć w jej kojące i niezwykłe właściwości, dopóki… nie spróbowałam zabiegów w Avène. Wysłano nas tu na kąpiele, prysznice i delikatne masaże – takie, jakie odbywają podczas 3-tygodniowych pobytów pacjenci uzdrowiska.




























































































