Kasia i ja jesteśmy rodzicami trójki dzieci, a niebawem przywitamy na świecie czwarte! Z okazji trzynastej rocznicy małżeństwa chcieliśmy zaplanować coś specjalnego. Jednocześnie, z uwagi na zaawansowaną ciążę Kasi, wiedzieliśmy, że nie możemy przesadzić z logistyką. Mieszkamy pod Krakowem, więc postanowiliśmy celebrować ten czas właśnie w tym mieście.
Życie z trójką dzieci to nieustanna gonitwa, która wymaga od nas dużo elastyczności. Kasia od kilku lat łączy zajmowanie się domem ze studiowaniem pielęgniarstwa, a w tym momencie, gdy do narodzin naszego czwartego dziecka został już tylko miesiąc, zmęczenie dokucza jej coraz bardziej. Kiedy więc nadarzyła się okazja, by spędzić noc w hotelu Vienna House by Wyndham Andel’s Cracow, nie zastanawialiśmy się długo – zwłaszcza, że terminy zgrały się tak, że akurat tego dnia wypadła rocznica naszego ślubu! Byliśmy więc stanowczy wobec dzieci, które bardzo przeżywały nasz nocleg poza domem, i – mimo późnej pory – zawitaliśmy w lobby hotelu późnym popołudniem, w sam raz, by wyszykować się na romantyczną kolację.
Hotel od razu zrobił na nas ogromne (i bardzo pozytywne) wrażenie. Jest położony w samym centrum miasta, tak więc mogliśmy zostawić samochód na parkingu, a wszystkie interesujące nas miejsca odwiedzić na piechotę.
Kolorystyka i zieleń czynią to wnętrze eleganckim i przytulnym zarazem – co czuć już w przestronnym hotelowym lobby. Nasz apartament znajdował się na ostatnim piętrze i miał prywatny taras, od razu więc zachwyciła nas po prostu przestrzeń, którą mieliśmy tylko dla naszej dwójki (bo trzy trójce dzieci wiadomo, jak bywa…)! Z tarasu rozciąga się przepiękny widok na Kraków: w dole widać Dworzec Główny i Galerię Krakowską i czuć tętno miasta, ale zarazem patrzyliśmy na to wszystko z wysoka, ze sporego dystansu. To dało nam duże poczucie spokoju i szczególności tego czasu: odetchnęliśmy, bo dotarło do nas, że wreszcie mamy tę wyczekaną chwilę dla siebie!
Nasz apartament był jasny i oryginalnie urządzony – wiszące nad łóżkiem wiosła oraz kwietne i wzorzyste zagłówki przywodziły na myśl skojarzenia z amerykańskim nadmorskim domkiem, co zresztą nawiązuje do hotelowej restauracji Mavericks, o której zaraz opowiem coś więcej. I choć dla nas najważniejsze były wygodne łóżka, spokój i czas tylko dla siebie, doceniliśmy przestrzeń, minimalistyczne umeblowanie i ogromny komfort.
Odpoczęliśmy chwilę, korzystając z uroków tarasu – nieśpieszna herbata, lektura nieprzerywana niczyim wołaniem… Później odświeżyliśmy się, ubraliśmy się elegancko i zeszliśmy na naszą rocznicową kolację – najpierw przysiedliśmy w barze Smok, w stylistyce nowojorskiej: ciemne kolory i stylowe wykończenia. Współczesne meble są jednak lekkie, co nadaje wnętrzu szczególnego charakteru. Za oknami, przez żaluzje przeziera dziedziniec przed Galerią Krakowską: znów czuliśmy się… no, po prostu inaczej niż zwykle!
Kolacja zapowiadała się bardzo wyjątkowo; Mavericks serwuje bowiem kuchnię kalifornijską, co jest konceptem nieczęsto spotykanym. Ja rozpocząłem posiłek kieliszkiem czerwonego wina, a Kasia – bezalkoholowym drinkiem. Zamówiliśmy noodle po kalifornijsku z filetem z kaczki oraz sałatkę z piklowanymi warzywami i grillowanym serem halloumi, a także orrecchiete z cukinią. Dawno nie zjedliśmy tak dobrze: porcje w sam raz na nasze potrzeby, a do tego ten wachlarz smaków w ramach jednego dania. Szef kuchni połączył to kalifornijskie, a więc lekkie, przywodzące na myśl bliskość oceanu, menu z wpływami azjatyckimi, europejskimi i meksykańskimi. Trudno nam się było zdecydować (w karcie znajdują się też takie pozycje jak autorski Mavericks Sandwich z pieczonym rostbefem, filet z pstrąga z ziemniaczanym gratin czy bulion z kaczki z pierożkami…).
Bardzo się cieszyliśmy, że mogliśmy spędzić naszą rocznicową kolację w eleganckich, kolorowych wnętrzach Mavericksa. Jak się domyślacie, mieliśmy przepiękną, spokojną noc i wreszcie się wyspaliśmy!
Następnego dnia z rana, jeszcze przed śniadaniem, ruszyliśmy na siłownię – hotelowe miejsce dla sportowców nie jest co prawda zbyt duże, ale wyposażone we wszystko, co jest potrzebne, by nie przerywać codziennych treningów tylko z powodu wyjazdu. Nie tylko ja tak uważam – gdy weszliśmy do sali ćwiczeń, było tam już kilka osób! Kasia mogła skorzystać z relaksującego masażu w centrum SPA&wellnes, gdzie znajduje się także sauna fińska.
Hotelowe śniadanie było kolejnym wspaniałym momentem tego dnia – ogromny wybór, z uważnością na każdą opcję żywieniową: od wegan czy alergików po tych, którzy lubią mięso, słodkie czy słone, owocowe i warzywne, na ciepło i na zimno… A wszystko tak przepięknie podane, aż chce się próbować! Nie spieszyliśmy się, starając się wycisnąć z tego dnia jak najwięcej, a plany mieliśmy ogromne…
Ciekaw też jestem restauracyjnych zestawów śniadaniowych. My jedliśmy hotelowe śniadanie bufetowe, gdzie wybór był imponujący, ale podobno te zestawy nie mają sobie równych. Porcje są bardzo duże, a wszystko bardzo smaczne i podane w piękny sposób. Ponoć coraz więcej osób spoza hotelu odwiedza restaurację Mavericks właśnie na weekendowe śniadanie.
Ponieważ znamy Kraków nieźle, zdecydowaliśmy się zajrzeć do galerii MOCAK, gdzie aktualnie można obejrzeć m.in. wystawę „Współczesne modele realizmu – nowa odsłona”, złożoną w całości z kolekcji galerii, oraz kolekcję dziesięciu filmów (nowego nabytku galerii) Valie Export, prekursorki sztuki konceptualnej, performansu i filmu. Polecam zresztą takie spojrzenie na Kraków i zwiedzanie go niekoniecznie utartym szlakiem turystycznym, a właśnie kluczem choćby fotograficznym, bo jest to miasto o wielkiej tradycji artystycznej i fotograficznej, swego czasu będące w awangardzie i wyznaczające kierunek całej polskiej sztuce oraz literaturze. Niby wiemy to jeszcze ze szkoły, ale w dorosłym życiu jakoś nam to umyka… My lubimy sobie o tym przypominać!
Kolejnym naszym wyborem – celowo nieoczywistym, żeby obecność w mieście zbilansować sobie kontaktem z naturą – był zalew Zakrzówek. Ten, znajdujący się zaledwie 15 minut autem od hotelu Vienna House, sztuczny zbiornik wodny powstał w latach 90., po zalaniu starego kamieniołomu. Jego rozmiary są imponujące, a białe skały porośnięte niewysoką roślinnością bardziej przypominają Chorwację niż Małopolskę. Pod kątem turystów przygotowano tu ogromną kładkę, którą można przejść niemal na środek zalewu. Zrobiliśmy krótki spacer, złapaliśmy kilka chwil oddechu i jesienne promienie słońca – jaki to był wspaniały czas! Do domu wróciliśmy wypoczęci i pełni nadziei i oczekiwania na kolejną członkinię naszej rodziny.
Nie pozwalamy sobie na takie przyjemności zbyt często, ale i tym razem obiecaliśmy sobie, że częściej będziemy sobie robić miniwakacje we dwoje. Hotel Vienna House by Wyndham Andel’s Cracow idealnie się do tego nadaje!
Materiał powstał we współpracy z siecią hotelową HR Group, do której należy Vienna House by Wyndham Andel’s Cracow oraz pięć innych hoteli marki Vienna House by Wyndham w Katowicach, Warszawie, Łodzi, Międzyzdrojach i Krakowie.






























































