Adaptacja nie boli
O początkach w placówce okiem pedagoga i psychologa
Ale tylko wtedy, gdy ufasz dziecku, nie wyręczasz i wspierasz jego samodzielność, adaptacja przedszkolna przebiegnie łagodnie i bezstresowo. Jak się tego nauczyć, opowiada pedagog i psycholog Beniamin Kweclich.
Ostrzegasz, kiedy jest o włos od upadku? A może rzucasz się zamiast dziecka na ziemię, żeby zmiękczyć jego twarde lądowanie? Nie pozwalasz się pobrudzić sukience, podrzeć rajstopkom? I bardzo boisz się przedszkolnej adaptacji, a w domyśle – rozstania z dzieckiem? Jeśli choćby na jedno z tych pytań odpowiedziałaś twierdząco, może grozić ci chorobliwa nadopiekuńczość, nie mylić z troską. Ta to dopiero przeszkadza w budowaniu w dziecku niezależności i poczucia własnej wartości. A pomóc może zaufanie do nauczycieli i opiekunów, spokój, oswajanie z nową sytuacją i trening samodzielności, jak twierdzi Beniamin Kweclich. Oto kilka jego rad w kwestii poskramiania nadopiekuńczości i usprawniania procesu adaptacji w przedszkolu.
*
ZACZNIJ ADAPTACJĘ JUŻ W DOMU
Warto pamiętać, że proces adaptacji nie zaczyna się od pierwszego dnia, w którym dziecko stawia pierwsze kroki za drzwiami placówki, którą wybraliśmy. Adaptacja zaczyna się o wiele wcześniej – od chwili narodzin, i jest warunkowana tym, jak traktujemy nasze dziecko, jak uczymy je samodzielności. Wpływ ma również to, czy dziecko było przyzwyczajane do zostawania pod opieką kogoś innego niż rodzic. Właściwa zabawa w adaptację zaczyna się w momencie, w którym decydujemy się na wysłanie naszego dziecka do przedszkola. Dokonaliśmy wyboru placówki i – co ważne – poznaliśmy kadrę, która wzbudziła w nas zaufanie. Decydujemy się, że od września nasze dziecko stanie się dzielnym przedszkolakiem właśnie w tym miejscu. Wszystko wydaje się piękne i nagle pojawiają się kolejne wątpliwości. Zadajemy sobie pytanie, czy dziecko sobie na pewno poradzi?
*
ZAUFAJ
Zaufanie jest podstawą tego, by zostawić nasze dziecko z kimś obcym – pozornie, bo opiekunowie, ci właściwi, na swoim miejscu, bardzo szybko dla naszych dzieci stają się kimś bliskim, ważnym, swego rodzaju autorytetem. Takie przeświadczenie daje nam spokój – spokój, który przechodzi również na dzieci. Jak pomóc dziecku jeszcze przed pójściem do przedszkola? Skorzystanie z szerokiej oferty klubików dla rodzin i zajęć przygotowujących do pójścia do przedszkola jest dobrą opcją. Niektóre placówki same organizują zajęcia adaptacyjne dla przyszłych przedszkolaków. Może wasza placówka również ma je w ofercie? Pozwoli to najlepiej odnaleźć się dziecku w środowisku, w którym już niedługo będzie funkcjonować na co dzień. Warto o to zapytać przy wyborze placówki.
*
POKOCHAJ RUTYNĘ
Jakiś czas przed rozpoczęciem roku przedszkolnego możemy zacząć wprowadzać rutynę, która będzie odpowiadać rytmowi, jaki wejdzie w życie od pierwszego dnia przedszkola. Dostosowujmy czas posiłków do tego, jaki będzie w tym nowym dla dziecka środowisku. Tak samo możemy postąpić z czasem odpoczynku. Jeżeli placówka na to pozwala, możemy zabierać dziecko „w odwiedziny” do przedszkola, by oswoić je zarówno z drogą do tego miejsca, jak i z przebywaniem na jego terenie. W tym wszystkim pamiętamy o rozmawianiu z dzieckiem o przedszkolu, używając miłych skojarzeń – ale w żadnym wypadku nie koloryzujmy rzeczywistości. Mówmy również o tym, że już jest duże i jesteśmy z niego dumni, że będzie przedszkolakiem. Aby dziecko mogło utożsamić się z nową rolą, warto wybrać się na wspólne zakupy, podczas których samo wybierze przedszkolną wyprawkę, czyli: szczoteczkę do zębów, kubeczek, kapcie itp.
*
NO STRES. ZROBIŁEŚ WSZYSTKO, CO MOGŁEŚ
OK, jesteśmy już jedną nogą w przedszkolu. Teraz nie wolno nam zapomnieć, że nie ma jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy dziecko będzie przechodziło adaptację łatwo, szybko, czy – nie oszukujmy się, jak w większości przypadków – będzie to żmudny i długotrwały proces. Swoje zrobiliśmy – wspieraliśmy i wspieramy, jak tylko możemy. Byliśmy obecni przez pierwsze dni pobytu w placówce, braliśmy z nim czynny udział w przedszkolnym rytmie. Kibicujemy naszemu maluszkowi, cieszymy się na jego oczach, płaczemy, kiedy nie widzi. Płaczemy, bo to są emocje i nie należy się ich wstydzić. Rozstanie z dzieckiem zawsze jest trudne. Powoduje to kolejny potok myśli: „A co, jeśli będzie płakać?”, „A co, jeśli zapyta, gdzie jestem?”. Nie bójcie się – od tego jest wykwalifikowana kadra, której już zaufaliście, postanawiając zostawić tu dziecko. Cudowne panie/ciocie oraz (jak widać chociażby po mnie) panowie/wujkowie zrobią wszystko, co w ich mocy, by dziecku było dobrze. To jest moment, kiedy należy odetchnąć i wyluzować, zająć się czymś, co pozwoli nam nie myśleć i wyłączyć w głowie nadopiekuńczość. Jeżeli sami będziemy potrafili zapanować nad swoimi emocjami, naszym dzieciom też się to udzieli i spokój przejdzie również na nie. Ważna rada: stosujmy metodę krótkie pożegnania – długie powitania!
*
NIE DAJ SIĘ EMOCJOM
Tak małe dziecko nie ma jeszcze rozwiniętej umiejętności rozumienia i nazywania swoich emocji. A te emocje są mocno skumulowane w nowej sytuacji, jaką jest pójście do przedszkola. Stąd sposób ich manifestowania może być niepokojący dla rodziców, szczególnie gdy przejawiają się one trudnymi zachowaniami, zwykle spowodowanymi lękiem przed nieznanym. Dziecko może być wycofane, ale równie często staje się nadaktywne. Może mieć zaburzony sen lub odmawiać jedzenia. Może również pojawić się regres w treningu czystości. Nie jest jasno powiedziane, że są to zachowania przypisane do wszystkich dzieci – nie zapominajmy, że każdy maluch jest indywidualnym przypadkiem zbioru zachowań, a ile dzieci, tyle możliwych reakcji. Dziecko nie rozumie tego, co się dzieje, ale my, dorośli możemy mu pomóc w zrozumieniu. Jak już wspomniałem, dzieci przechwytują nasze emocje, więc warto zachować spokój, który dziecku się również udzieli.
Kolejną ważną sprawą jest niezaprzeczanie dziecięcym emocjom. Stwierdzenie „nie płacz” lub „nie ma się czego bać” mogą przynieść odwrotny skutek, niż założyliśmy. Kiedy pokazujemy dziecku, że rozumiemy jego emocje i to, co się z nim obecnie dzieje, odciążamy je od nadmiaru odczuć. Odmowa pójścia do przedszkola często spowodowana jest chęcią pozostania z rodzicem. W takiej sytuacji nie kłamiemy, nie uciekamy, tylko tłumaczymy dziecku, że mamy ważne sprawy, chociażby pracę, i to jest czas, kiedy dziecko musi zostać w przedszkolu. Ułatwieniem w takiej sytuacji jest pozwolenie na zabranie bliskiego przedmiotu, np. ulubionej maskotki, która pozwoli utrzymać poczucie bezpieczeństwa (ze względu na różne zasady panujące w placówkach odnośnie przynoszenia zabawek z domu, warto wcześniej ustalić to z nauczycielem). Jednak zazwyczaj najmłodsze dzieci na początku, podczas adaptacji, mają taryfę ulgową.
*
NADOPIEKUŃCZOŚCI MÓW „NIE”
Gdzie jest granica pomiędzy byciem rodzicem wspomagającym a rodzicem nadopiekuńczym? Niejednokrotnie w swojej pracy spotkałem się z typem rodzica/opiekuna, który swoją nadmierną troską więcej szkodził niż pomagał. W procesie adaptacji i późniejszym etapie pełnego funkcjonowania dziecka w przedszkolnym społeczeństwie najważniejsza jest samodzielność. Jak wiadomo, maluszki 2,5- i 3-letnie wymagają dużego nakładu energii i praca z nimi skupia się głównie na czynnościach opiekuńczych. Ale krok po kroku dąży się do kształtowania tej samodzielności i – co ważne – odczuwania z niej satysfakcji. Łatwo wpaść w pułapkę „wyręczania” i takim oto sposobem, zamiast pozwolić dziecku być samodzielnym i uczyć się nowych czynności, pobudzać jego motywację wewnętrzną i aktywizować do odkrywania świata, możemy zrobić z dziecka kogoś, kto potyka się o własne nogi. Jeszcze gorzej, gdy potyka się o nogi swojego rodzica, który – mniej lub bardziej umyślnie – podstawia mu je właśnie poprzez swoją nadopiekuńczość.
*
POZWALAJ I WSPÓŁPRACUJ
Żeby zwalczać potrzebę kontroli i nadopiekuńczość, trzeba po prostu pozwalać! Nie denerwujmy się, gdy przez 10 minut dziecko siedzi i zakłada jednego buta i to w dodatku nie na tę nogę, bo dziecko nie rozumie tej złości. Za to potrzebuje wyrozumiałości, cierpliwości i wsparcia. Rodzic nadopiekuńczy również może wprowadzić niepotrzebny zamęt w system pracy placówki, a tym samym namieszać w relacji nauczyciel-dziecko-rodzic. Taka osoba wszystko wie lepiej, podważa autorytet nauczyciela. Sytuacja ta jest frustrująca dla obydwu stron: rodzic nie ufa nauczycielowi, boi się, że nauczyciel – nie spełniając jego oczekiwań – nie zadba odpowiednio o dziecko, bo przecież tylko on (rodzic) wie, co jest najlepsze dla jego dziecka. Druga strona, czyli nauczyciel, czuje się kontrolowany, przez co nie może swobodnie wykonywać swojej pracy, w obawie, że każdy krok będzie oceniony negatywnie przez rodzica. Koniec końców odbija się to na dziecku. Istota nadopiekuńczości rodziców względem dziecka ma zwykle głębsze podłoże psychologiczne i nie jest łatwo z nią walczyć. Ale możemy starać się zrozumieć, że chociażby wyręczanie dziecka w czynnościach samoobsługowych może doprowadzić do wyuczonej bezradności, co zaburzy jego prawidłowy rozwój i umiejętności funkcjonowania w społeczeństwie. Jeżeli uważamy, że nasze dziecko jest gotowe na pójście do przedszkola, zadajmy sobie pytanie, czy my sami jesteśmy na to gotowi. A jeśli tak jest, to nie zapomnijmy, że to, aby dziecko poczuło się dobrze w przedszkolu, leży zarówno w gestii rodziców, jak i opiekunów/nauczycieli, a najlepiej jest, gdy ta praca zamienia się w kooperację.
*
Autorką zdjęć jest Ania Walterowicz, która wraz ze scenografką Małgosią Bulą stworzyła projekt Celinka, promujący nową fotografię przedszkolną.