psycholog

A może twoje dziecko stara się i robi najlepiej jak potrafi?

Rozmowa z Gosią Stańczyk

A może twoje dziecko stara się i robi najlepiej jak potrafi?

Wrażliwość dziecka nie jest niedostosowaniem. Wrażliwość dziecka nie jest przeciwko nam. My, rodzice wrażliwych dzieci, powinniśmy to sobie przypominać, bo nasza wspólna codzienność bywa wyzwaniem.

Nie mam wątpliwości, że mam w domu wysoko wrażliwe dziecko. Bywa mu trudniej z adaptacją w nowych warunkach. Wyrzucanie za małych ubrań wiąże się z płaczem i pożegnaniami. Boi się większości bajek, które z dużą śmiałością oglądają jego rówieśnicy. Zdarza mu się płakać w trakcie czytania książki, bo tak silnie empatyzuje z bohaterem. Szybciej się męczy, bo czuje się przebodźcowany. Nigdy nie przegapi, kiedy mam na sobie coś nowego. Często komplementuje. Zachwyca się naturą i sztuką. Dużo rysuje. Jest bardzo elokwentny. Jest bardzo troskliwy. Jest bardzo refleksyjny. Jest bardzo czuły. Czuję go takim, jakim jest, choć w pędzie zdarza mi się iść na skróty. Czuję go, bo uświadomił mi, że przez całe życie noszę w sobie wysoką wrażliwość. Ma ją ode mnie.

Zapraszam was na rozmowę o wrażliwości z psycholożką Gosią Stańczyk.

*

Napisałaś, że jeśli za zachowaniami dziecka, trudnymi i dla niego i dla rodzica: krzykiem, płaczem, pobudzeniem, buntem itd. zobaczyć wrażliwość, a nie złą wolę, to jest to duży zwrot w relacji. To bardzo otwierające, wcale niełatwe na co dzień. 

Pracując z rodzicami, którym trudno z tym przekazem, zadaję pytanie: jakbyś się czuł z tym, gdyby hipotetycznie założyć, że twoje dziecko stara się i robi najlepiej jak potrafi? To często zmienia nam obraz. Jak narzucamy komuś sposób widzenia, to chronienie się jest częstą reakcją. Jak podejdziemy do tego hipotetycznie i sprawdzimy jakby to było gdyby, to okazuje się, że rodzice znajdują dużo więcej narzędzi do tego jak mogą dziecko wspierać.

Jeśli przestajemy te różne zachowanie dzieci traktować, jako coś przeciwko nam, to wtedy zaczynamy być gotowi do wspierania. Dopóki to postrzeganie się nie zmieni, to jesteśmy sfrustrowani, źli i sami potrzebujemy wsparcia, nie jesteśmy w stanie zająć się dzieckiem.

Rzadko chyba sami jesteśmy przy swojej wrażliwości, a teraz mamy być przy wrażliwości dziecka.

Społecznie wrażliwość jest uznawana za coś, co jest niedostosowaniem. Mówi się o przewrażliwieniu, a nie o wrażliwości. Widzi się ją wyłącznie jako słabość, nie dostrzegamy jej potencjału, albo uważamy, że ten potencjał może zrealizować tylko jakaś grupa uprzywilejowanych. My, wrażliwe osoby, sama taką jestem, mamy dużo doświadczeń, w których inni radzili nam, aby tę wrażliwość schować. Dorosły, który mierzy się z tym w życiu, widząc wrażliwość w swoim dziecku jest przestraszony, że będzie miało tak trudno, jak on sam. Dlatego pierwszą rzeczą, którą warto zrobić, gdy orientujemy się, że mamy wrażliwe dziecko, jest zaopiekowanie się sobą, przyglądanie się swojej wrażliwości, próba zaakceptowania jej, znalezienia też tego, co ona nam daje, jak nam chce służyć.

Wrażliwość jest dziedziczna?

Tak, wysoka wrażliwość jest elementem temperamentalnego wyposażenia, więc jest uwarunkowana genetycznie. Zazwyczaj wrażliwe dzieci mają przynajmniej jednego rodzica, który jest wysoko wrażliwy, choć nie zawsze ma tego świadomość. Bywa tak, że rodzice tak nauczyli się swoją wrażliwość chować, odcinać, że dopiero przy dziecku na nowo jej dotkną, otworzą się na ten obszar. Taka świadomość jest bardzo uwalniająca. Rodzice, którzy doświadczają wrażliwości swoich dzieci często obwiniają się o błędy wychowawcze. Mówią, że byli za mało stanowczy albo za mało wspierający, że jakby potrafili lepiej zaopiekować się dzieckiem, to ono by tak nie miało. Tymczasem jeśli dziecko jest wysoko wrażliwe, to ono tak miało, ma i będzie miało, niezależnie od wszelkich działań rodziców.

Tak, czyli jak? Próbowałyśmy zwizualizować wrażliwość i to nam się nie udało. Z czym ją kojarzymy?

Takie pierwsze skojarzenie jakie mamy: nieśmiałość, wyciszenie, może wycofanie. Często rozumiemy wrażliwość jako coś romantycznego. Wrażliwe osoby postrzegamy jako mocno angażujące się i intensywnie przeżywające.

Rozemocjonowane?

Tak, ale zwykle do środka, introwertyczne. Analizujące od  początku te same historie, przeżywające lęk przed tym, co nowe, wycofane. Tymczasem to tylko jedno z obliczy wrażliwości. Część wysoko wrażliwych dzieci reaguje mocno na zewnątrz. Czując dyskomfort, reagują bardzo dużym poziomem pobudzenia, a to już trudno nam skojarzyć z wrażliwością.

Powtarzasz, że taką podstawą do wspierania i towarzyszenia dziecku wysoko wrażliwemu jest zaufanie, że jego perspektywa jest prawdziwa.

Tak, że to, co przeżywają jest naprawdę, że to nie wymysł, nie fanaberia, że nie jest tak że ono mogłoby inaczej doświadczać świata, tylko za mało się stara, albo chce zwrócić na siebie uwagę. Naprawdę potrzebuje więcej czasu, by odnaleźć się w nowym otoczeniu, naprawdę się boi, naprawdę uwierają je buty. Wzięcie tego, co komunikuje dziecko pod uwagę jest niezbędne, by być gotowym stworzyć mu warunki, w których będzie dobrze funkcjonowało.

Przyznaję, że zdarza mi się mojemu wrażliwemu dziecku powiedzieć, że przesadza.

Bo to może być bardzo wyczerpujące dla rodzica. Czasem możemy być bezradni. Mimo, że zdecydujemy się wytrwać, to zdarza się, że czujemy, że już zrobiliśmy wszystko co jest możliwe, żeby je wesprzeć a jemu nadal jest trudno. To, co możemy zrobić to dalej towarzyszyć, z otwartością.

Teraz pomyślałam, że w tym komunikacie o przesadzaniu jest też mój strach…

Rodzice boją się, że jeśli zaakceptują, jak dziecko widzi jakąś sytuację, na przykład wejście w nową grupę jako zagrażającą, to ta akceptacja to przyklepie i dziecko w tym zostanie. Niepokoją się, że może to nie taka jest ich rola, może oni powinni jakoś wypychać te dzieci ku światu, nakłaniać je do tego, żeby trochę te swoje standardy i kryteria, kiedy się czują bezpiecznie obniżyły. To nie tędy droga. Możemy w innych sytuacjach, na co dzień, starać się wypracować inne strategie, dawać im nowe doświadczenia, aby tych strategii przybywało, ale w tej danej chwili może być tak, że na przykład tylko jedna będzie dla dziecka działająca, wspierająca.

Z jakimi problemami przychodzą najczęściej rodzice wysoko wrażliwych dzieci?

Przychodzą mi do głowy dwie takie trudności. Jedna to jest to, że rodzice są zdziwieni, czasem przestraszeni, intensywnością różnych reakcji emocjonalnych, które prezentują ich dzieci. Czyli, że jeśli to jest złość to ona jest na całego, że to jest złość z rzucaniem przedmiotami, szarpaniem, kopaniem. Jeśli to jest smutek to, że trudno dziecko z tego smutku wyprowadzić, że ono może trwać kilkadziesiąt minut w takim rozżaleniu i trudno pomóc mu wrócić do równowagi. I bywa, że takich trudnych sytuacji jest każdego dnia dużo, kilkanaście. W efekcie rodzice mają poczucie, że wciąż tylko gaszą pożary.

My dorośli jesteśmy w stanie się smucić przez kilka dni jedną rzeczą, a kilkadziesiąt minut u naszego dziecka wydaje nam się wiecznością.

Tak, to chyba wynika z tego, że my sobie bierzemy na głowę odpowiedzialność, że powinniśmy potrafić sprawić, żeby nasze dziecko nie przeżywało trudnych emocji – jako, że miarą naszego rodzicielstwa jest to, czy ono jest szczęśliwe. Natomiast rozwój polega na tym, że się te wszystkie rzeczy przeżywa ale i testuje. Bycie tam w smutku, złości, rozregulowaniu, wychodzenie i wracanie do równowagi jest bardzo potrzebne w rozwoju regulacji emocjonalnej.

Jaka jest druga trudność, z którą przychodzą?

To trudności z przedszkolem i szkołą, czyli z tym, że te miejsca bardzo często są niedostosowane do potrzeb wrażliwych dzieci. Że kiedy jest duża grupa, to trudniej jest wyjść naprzeciw potrzebom jednego dziecka, które są inne od potrzeb pozostałych. Wiedza o rozwoju dziecka w ogóle i o jego potrzebach emocjonalnych czasem jest ograniczona. Często wrażliwe dzieci spotykają się albo z taką reakcją, że przecież temu dziecku jest tu świetnie, bo nie komunikuje problemów. Albo z drugiej strony, to są dzieci, które dostają etykietę tych agresywnych, samolubnych, nieuwzględniających innych, bo nie chcą się podporządkować, bo trudno im współpracować, gdy są przebodźcowane.

W placówkach chyba bardzo łatwo się przebodźcować.

Myślę, że tak. Chociaż czuję, że wrażliwe dzieci potrafią sobie budować takie strategie, żeby sobie z tym radzić. Potrafią się w coś bardzo głęboko zaangażować, tak że wydają się trochę odcięte od tego, co się dzieje na zewnątrz, bardzo są pochłonięte albo czynnościami twórczymi, albo samodzielną zabawą. Ale też, myślę o jednym wrażliwych dzieci, które po prostu potrafiło sobie w przedszkolu, w najgłośniejszej sali znaleźć taki kącik, w którym układało się do snu i regenerowało się. I to nie było zamrożenie, które świadczyłoby o tym, że ma za dużo stresu, tylko znalezienie sobie miejsca i pójście za swoimi potrzebami, żeby się po prostu wyregulować.

W dużej grupie, jeśli dziecko nie komunikuje tego wystarczająco ekspresyjnie, a wręcz tuszuje emocje, nikt nie zauważa, że jest mu trudno i potrzebuje resetu, tylko, że jest grzeczne, łatwe, że się zaadoptowało…

Wrażliwe dzieci w tych miejscach, w których nie czują się wystarczająco bezpiecznie, w których nie mają przekonania, że ktoś będzie w stanie wyjść naprzeciw ich emocjom, często bardzo próbują dostosować się i nie pokazywać, że w ogóle dzieje się z nimi coś trudnego. To są te dzieci, o których się często mówi: Jak to on ma jakiś problem? Przecież to najłatwiejsze dziecko w grupie. To są dzieci, które wybierają dostosowanie się kosztem tego, że do końca ich potrzeby nie będą zaspokojone, że nawet ich nie zasygnalizują. Bo koszt wyjścia i pokazania się innemu dorosłemu, do którego nie do końca mają zaufanie, byłby dużo większy.

Dlatego tak ważne jest dla osób z wysoką wrażliwością, żeby móc się z nią pokazać i ją otworzyć w najbliższych relacjach.

Myślę, że to niezwykle ważne, żeby móc czuć, że to co ja przeżywam jest w ogóle jakoś adekwatne, że tak można mieć, że mogę mieć jakieś miejsce w którym będę przyjęty cały, taki jaki jestem, z tym co przeżywam. To jest podstawa, na której buduje się poczucie własnej wartości i umiejętność akceptowania samego siebie.

I tu znowu duże wyzwanie dla rodzica.

Rodzice czasem mówią: Skąd mam brać tę akceptację w sobie?. Agnieszka Stein mówi, że czasem pierwszym etapem jest to, żeby zaakceptować, że się nie akceptuje. Pierwszym krokiem ku wolności może być to, by powiedzieć sobie: Teraz tak mam. Może potrzebuję wsparcia, może ja sama potrzebuję, żeby z kimś porozmawiać, jakiegoś empatycznego towarzyszenia, żeby o siebie zadbać. I dopiero wtedy zrobi się miejsce na to, żeby to dziecko przyjąć. Często to też wymaga właśnie opłakania tego, że nie spodziewaliśmy się przyjdzie nam rodzicielstwo z takim wyzwaniem. Bo bycie rodzicem wrażliwego dziecka jest wyzwaniem.

I możliwością rozwoju.

Tak!  Na wrażliwe dzieci nie działają starej daty podręcznikowe metody wychowawcze, próby utemperowania, bo one nie są w stanie z nami współpracować w takim dyskomforcie. Poszukiwania sposobów na komunikację to trudny, ale bardzo rozwojowy proces.

Druga rzecz to doświadczanie potencjałów wrażliwości. To zaczyna być możliwe wtedy, kiedy, ktoś z nami pobędzie przy naszych trudnościach, kiedy najpierw zatrzymamy się nad nimi, kiedy opłaczemy to, że wyobrażaliśmy sobie inaczej nasze rodzicielstwo. Czasem jest tak, że potrzebne jest pożegnanie się z różnymi wyobrażeniami, na przykład, że nasze dziecko będzie duszą towarzystwa, albo że będziemy zabierać je na różne zajęcia, aktywności, pikniki dla dzieci, że będziemy się razem wspólnie tam bawić, a okazuje się, że ono potrzebuje dwóch godzin, żeby najpierw siedzieć nam na kolanach, zanim w ogóle wejdzie w zabawę. I widzimy że ten stres, który ono tam przeżywa jest w ogóle niewspółmierny do korzyści, więc decydujemy, że nie będziemy uczestniczyć w takich aktywnościach. Jak zaopiekujemy się tym, co jest trudne i tym rozczarowaniem, to za jakiś czas może kiełkować takie dostrzeganie tego, co dobrego niesie ze sobą wrażliwość.

Co znajdziemy?

Twórczość, myślę, że ona jest jakoś nieodłącznie związana z wysoką wrażliwością. Czyli taka umiejętność szukania rozwiązań, patrzenia na świat z głębią, nie zostawania na powierzchni, tylko analizowania tych wszystkich rzeczy, które widzimy. Wyczulenie na subtelne bodźce. To, czego w ogóle zazwyczaj ludzie nie dostrzegają, wrażliwe dzieci łatwo wychwytują, to predysponuje do szybkiego alarmowania o zagrożeniu – taki jest ewolucyjny sens wysokiej wrażliwości.

Na pewno potencjałem jest empatia, czyli umiejętność rozumienia, dostrzegania tego, co przeżywają inni ludzie. To zazwyczaj sprzyja budowaniu satysfakcjonujących relacji. Jednak zdarza się, że małe dzieci są przestymulowane i przytłoczone ilością bodźców społecznych, które obserwują właśnie dzięki wysokiej empatii. Czyli jeśli ktoś przy nich przeżywa smutek, złość, trudność to jest to dla nich bardzo obciążające. Szczególnie jeśli nie ma nikogo, kto jest gotowy tą osobą się zaopiekować, właściwie obiema, bo dziecko, które to rejestruje i przetwarza też potrzebuje wsparcia.

Empatyczne, wrażliwe dzieci chyba słabiej bronią swoich granic?

Niektóre z nich mogą tak mocno starać się, żeby wszystkim było dobrze, że przestają dbać o siebie. Jest mała grupka takich dzieci, które będą współpracowały kosztem swoich własnych granic.

Żeby się zaopiekować dorosłym?

Tak, żeby się zaopiekować dorosłym, żeby innym było z nim miło. To ciężki bagaż. Ale znaczna część wrażliwych dzieci w bezpiecznej relacji mocno komunikuje, jak coś jest dla nich trudne. Potrzebna tylko nasza uważność i akceptacja ich perspektywy.

Wysoka wrażliwość podbija nam trudne emocje, a jak to jest z zasobami?

Z wysoką reaktywnością emocjonalną wiążę się to, że łatwiej jest o smutek i on osiąga jakieś wyższe natężenie niż u innych osób. Tak samo jest ze złością, dzieci mogą szybciej reagować złością, a ich reakcje są bardziej spektakularne. Ale wysoka wrażliwość pozwala też pełniej doświadczać przyjemności, satysfakcji, poczucia wspólnoty, bliskości i innych rzeczy, które są w życiu budującą treścią.

*

Gosia Stańczyk, psycholog, dziennikarka, propagatorka rodzicielstwa bliskości, mama trójki dzieci.

 

Rozmowę ilustrują zdjęcia Vivian Maier. Fotografka przez większość życia zajmowała się dziećmi jako niania. Przez całe życie fotografowała. Pudła z tysiącami zdjęć znaleziono dopiero po jej śmierci.