Marcela Cierkosz jak mało kto zna się na modzie i designie z drugiej ręki. Stąd pewnie wynika jej czułość patrzenia na niedoskonałości, które – jej zdaniem – tworzą nową jakość oraz dodają przedmiotom i ciału wyjątkowości. Istnieją co prawda trendy, które sprzyjają łagodnemu spojrzeniu w kierunku ciała, jak ciało pozytywność, body neutrality oraz japońskie wabi-sabi. Jako że pierwszy z nich narzucał umiłowanie ciała non stop, w kontrofensywie powstał ruch body neutrality, który daje więcej przestrzeni i eliminuje poczucie winy z powodu przestojów w dawaniu ciału miłości. Wabi-sabi z kolei odnajduje piękno w przemijaniu. W myśl stojących za nim idei piękno kryje się w pomarszczonej twarzy, nadtłuczonej filiżance czy wiekowej lnianej koszuli. Warto się im przyglądać, czerpać mądrze, ale i pielęgnować w sobie zdrowy dystans i własny punkt widzenia piękna, ukrytego w niedoskonałościach.
Bliska współpraca z marką Bio-Oil zaowocowała cyklem rozmów ze świadomymi swej urody kobietami pt. „Twoja skóra, Twoja opowieść”. Marcela stała się bohaterką drugiej odsłony, w której opowiada o tym, jak niedoskonała była jej fryzura podczas pierwszej randki z tatą jej synka Leona, o tym, ile można czerpać ze snu, a także o tym, że wszystko jest w głowie.
Jaki jest twój stosunek do własnego ciała?
Akceptowałam je zawsze. Co więcej, bardzo kocham moje ciało i od zawsze lekko narcystycznie się nim zachwycam. Usłyszałam nieraz, że łatwo mi mówić, bo jestem chuda, mam płaski brzuch i bla, bla, bla. Przyznaję – mam, ale mam też wiele idealnie zgrabnych koleżanek o najróżniejszych kształtach, które siebie nie akceptują, więc może to jednak kwestia głowy.
Czym jest dla ciebie ciałopozytywność? Co o nim myślisz w kontekście trendów na body neutrality czy wabi-sabi?
Ciałopozytywność jako akceptacja tego, co przez wiele lat było uznawane za mankamenty, jest boska! Nareszcie przestajemy oceniać każdy rozstęp. Kochamy go i traktujemy jako coś zupełnie normalnego. I to jest super. Jedynie przestańmy się czepiać rozmiarów! Tych większych – wiadomo, to już każdy wie, bo social media od lat dzwonią. Ale również tych skrajnie małych, bo już nieraz usłyszałam, że promuję „skrajną chudość”. Czy mam przepraszać za geny?
Czy dostrzegasz w sobie ciągłe dążenie do perfekcjonizmu, czy raczej odpuszczasz?
Od czasu, jak mam Leona, dużo odpuszczam, ale nie ukrywam, że z tyłu głowy mam cały czas głos perfekcjonistki. Odpuszczam wygląd, ale chciałabym inaczej, odpuszczam sprzątanie, ale cały czas myślę, kiedy posprzątam wreszcie tę komodę! Także nie jest zero-jedynkowo. (śmiech)
Lubujesz się w przedmiotach z drugiej ręki, zarówno w designie, jak i w modzie. Powiedz, co cię w nich urzeka – czy tutaj aspekt niedoskonałości jest w jakimś sensie nęcący?
Zdecydowanie aspekt niedoskonałości w doskonałości. Każdy taki mały „nieidealny” element jest jakąś historią, zresztą to samo tyczy się naszego ciała. Do tego niepowtarzalność – po latach ciężko o drugą taką samą sztukę. I po prostu design, obecnie większość rzeczy jest inspirowana tymi minionymi. Ja lubię nosić i otaczać się wersjami źródłowymi.
Bad hair day – jak często ci się przydarza i jaki masz na niego sposób?
Non stop! Akurat ten aspekt opanowałam do perfekcji, bo w taki dzień zakładam opaskę albo przylizuję włosy na żel i zgarniam serio więcej komplementów niż w zwykły dzień z umytymi włosami. Nawet jak poznałam mojego Bartka i poszłam z nim na pierwszą randkę, to miałam nieumyte, przylizane na żel włosy. Nie chciało mi się ich myć, bo byłam pewna, że i tak nic z tego nie będzie i pójdę się z nim spotkać tylko po to, żeby przestał mnie dręczyć o randkę. Zakochałam się tego samego dnia, a Bartek do teraz wspomina, jak zakochał się w mojej fryzurze.
Kiedy czujesz, że twoje ciało potrzebuje troskliwości, reagujesz natychmiast czy odkładasz na później, czyli nigdy?
Dawniej – wzorowo zajmowałam się sobą. Generalnie miałam styl życia bliski ideału. Bardzo dobra, zdrowa, odżywcza dieta, umiarkowana aktywność fizyczna (dla zdrowia, nie figury), IDEALNA HIGIENA SNU. (śmiech) Ja po prostu jarałam się zdrowym stylem życia. Ale po porodzie wszystko się zmieniło. Ponoć to kwestia pierwszego roku i chyba to czuję, bo odkąd Leon skończył rok, nagle jest łatwiej. Ale nie ukrywam, że miniony rok stawiał mnie na końcu listy potrzeb. Dodatkowo, jak nie śpię, to nie funkcjonuję i ciężko mi zadbać o cokolwiek. Od tygodnia znowu przesypiam noce i och!, jakie inne, łatwiejsze jest od razu życie. Tak że oficjalnie wracam na tor dbania o potrzeby własne. Sen i dieta już są, czas popracować nad jakimiś zajęciami z jogi i pilates (bo kocham) i czasem dla siebie.
Jakie kobiety podziwiasz? Co cię do nich przyciąga?
Ojej, trudne pytanie. Nie wiem, czy jest taka kobieta, którą jakoś szczególnie śledzę, jeśli chodzi o wygląd. Chyba najintensywniej śledzę mamy z rodzin wielodzietnych, bo mnie bardzo inspirują, ale swoimi czynami. Od zawsze marzę o takiej rodzinie i szczególnie obserwuję w nich właśnie kobietę – matkę. Ciągnie mnie właśnie do takich, które ogarniają nie tylko gromadkę, ale też siebie. Mam kilka takich mam w sieci, które dosłownie wyrywają mnie z kanapy i ubierają w cool outfit i dają inspirację, żeby czerpać z domowego życia. Do tego lubię podglądać ich piękne wnętrza, bo to jest dla mnie też aspekt, z którego nie zrezygnuję przy dziecku. Bardzo chcę, żeby moje dzieci w przyszłości pamiętały mnie jako cool, śmieszną mamę, tę z dobrymi stylówkami, i żeby pamiętały, że nasz dom też był cool i piękny, nawet gdy panował w nim bałagan. Ja tak pamiętam swój, choć może z wyjątkiem tego bałaganu, bo moja mama jakimś cudem nigdy do niego nie doprowadzała. Jak ona to robiła? Nadal nie wiem. (śmiech)
Wszystkie artykuły z cyklu „Twoja skóra, Twoja opowieść” powstały we współpracy z marką Bio-Oil.





















