– Kiedyś trochę śmiałam się z rodziców posiadających wytatuowane imię i datę urodzenia dziecka na przedramieniu. Ale teraz rozumiem – opowiada Ola, tatuażystka i ilustratorka, mama 9-miesięcznego Tymka. Czy już ma tatuaż z okazji narodzin syna?
Kropka do kropki, bez pośpiechu. Wyłania się wzór. Płótnem jest ciało, a artystka zamiast pędzla trzyma w dłoni igłę. Bez prądu, bez maszynki – metoda handpoke to jak powrót do korzeni, do hawajskiej sztuki zdobienia. Ola pracuje w skupieniu i, jak sama przyznaje, między tatuażystą a osobą tatuowaną najczęściej powstaje specyficzna więź. Jest to praca, której nie „przyniesie” do domu jak wiele zdalnie pracujących mam, bo dom to dziś terytorium, po którym rozkosznie grasuje na czworakach jej syn Tymek. Obydwoje stawiają pierwsze kroki: on odkrywa planetę Ziemia, Ola – kręte ścieżki macierzyństwa.
Gdy oglądam jej instagramowe filmiki z czasów ciąży, wzrusza mnie ten znany mi dobrze miks radości, ekscytacji i obaw. Zniecierpliwienie, odliczanie do dnia, by wreszcie się zobaczyć – to tak prawdziwe, gdy debiutujemy w nowej roli rodzica. Dziś w ramach serii #tulenie w Tula spotykam się z Olą Dudą-Kowalską, tatuażystką handpoke, ilustratorką, mamą, a ja po raz kolejny zadaję sobie pytanie: hmm, może to już czas na ten pierwszy tatuaż? Obiecuję to sobie od kilkunastu lat…
Ola, zanim o dzieciach i zanim o tu i teraz, robię skok w przyszłość. Wyobraź sobie, że twój syn ma 16 lat i przychodzi do ciebie z prośbą: mama, zrób mi pierwszą dziarkę. Co od ciebie usłyszy?
Synku, z pierwszym tatuażem poczekaj, aż skończysz 18 lat. Napewno jakiś pomysł sam wpadnie Ci do głowy, coś w 100% Twojego, coś, co będziesz czuł całym sobą i nigdy nie będziesz żałował, że jest na Twojej skórze.
Czym się wyróżnia tatuaż handpoke? Dla mnie to trochę powrót do korzeni, od razu widzę Hawaje, tatuaże pełne legend. Jak zaczęła się twoja pasja?
Przy handpoke każdą kropeczkę wbijam osobno, powoli tworząc linię i cały, kompletny wzór. Bez użycia prądu. Już na studiach bardzo chciałam zacząć tatuować, ciągnęło mnie do tego, ale nie miałam maszynki. Zwyczajnie nie było mnie na nią stać. Wojtek, wtedy jeszcze mój narzeczony, powiedział: „to zacznij robić tatuaże bez maszynki, wtedy potrzebna będzie tylko igła”. Pomyślałam, że to świetny pomysł, dodatkowo ta technika wydawała mi się łatwiejsza do opanowania. Panuję nad każdą kropeczką. Hawaje to bardzo miłe skojarzenie! Podoba mi się (śmiech), bo bywa, że moi klienci mówią, że handpoke kojarzy im się z więzieniem…
Zdarzyło mi się też zrobić dwie animacje! Jedną kończyłam animować już z Maluchem w brzuchu. Moje ilustracje (oraz animacje) są zupełnie inne niż tatuaże. Te pierwsze są kolorowe, szczegółowe i mimo wszystko bardziej pracochłonne, a tatuaże to w zdecydowanej większości czarny kontur. Pierwsze projekty powstawały na studiach, w pracowni plakatu na katowickiej ASP. Profesor parzył dzbanek czarnej kawy i przez kilka godzin mieliśmy tworzyć szybkie prace na zadany przez niego temat. Uwielbiałam to, bo nie musiałam siedzieć przy komputerze i mogłam rysować piórkiem i tuszem różne „bazgroły” zupełnie na luzie. Relaks! Fajnie to powspominać…
Czy między tobą a tatuowaną osobą tworzy się jakiś rodzaj więzi? IIe ty się nasłuchasz historii, lepiej niż taksówkarz!
Tak, bardzo często między tatuażystą a osobą tatuowaną powstaje specyficzna więź, która zazwyczaj trwa tylko tyle, ile czasu zajęło nam wykonanie tatuażu. Doświadczyłam czegoś takiego wiele razy. Z niektórymi klientami spędzałam więcej czasu na rozmowach niż na tatuowaniu, z innymi musiałam przerywać pracę, bo nie mogłam wytrzymać ze śmiechu. Poznałam wiele fajnych osób i faktycznie usłyszałam sporo ciekawych historii. Nie ukrywam, że zdarzyło mi się nawet powstrzymywać łzy. Tatuowałam (oczywiście) rodzinę oraz znajomych ze studiów, pielęgniarki, nauczycielki przedszkolne i szkolne, prawników, psychologów, kitesurferów, lekarzy, weterynarzy, a nawet innych tatuażystów. Lubię słuchać, czym zajmują się w życiu i jak wygląda ich codzienność. Wykonywanie tatuażu trwa kilka godzin, więc mamy sporo czasu, by się poznać. Oczywiście zdarzają się tacy klienci, że ciężko nawiązać mi z nimi większy kontakt i wtedy po prostu pracuję i słuchamy razem muzyki, co też jest okej, bo mogę wtedy pogrążyć się we własnych myślach.
Pamiętasz wszystkie wykonane tatuaże?
Pamiętam większość tatuaży, jakie wykonałam, lubię też, gdy klient wraca do mnie kilka razy i mogę zobaczyć swoje starsze prace po kilku latach. Gdy patrzę na zdjęcia wykonanych tatuaży, często przypominają mi się historie z nimi związane.
A jest jakiś tatuaż, którego sama nie masz, ale chciałabyś mieć?
Chciałabym mieć jeszcze sporo tatuaży, od różnych artystów. Obserwuję ich profile, oglądam ich projekty i marzę, by niektóre z nich znalazły się na mojej skórze. Czasem widzę jakiś rysunek i myślę: „ten jest idealny dla mnie, widzę go na mojej nodze”! Mam też nadzieję, że kiedyś uda mi się zrobić tatuaż poza granicami Polski.
Twój mąż jest prawnikiem, ale ciągnie go do kaligrafii, tatuażu. Poznaliście się w studio? Czyżby połączyły was kropki?
Poznaliśmy się, gdy byliśmy dziećmi, to było chyba jeszcze w podstawówce. Jeździliśmy na te same obozy sportowe, ale nie spędzaliśmy tam razem zbyt wiele czasu. On miał swoją paczkę znajomych, a ja swoją. Dopiero gdy byłam w liceum, okazało się, że jedziemy na Woodstock tym samym autobusem. Zagadał do mnie na przystanku i już się nie odczepił. (śmiech) Mimo że byłam wtedy w liceum plastycznym, to nie myślałam jeszcze o tatuażu. Byliśmy z dwóch różnych światów, ja rysowałam i malowałam, a on grał na gitarze i uprawiał sport. Myślę, że z biegiem lat nasze zainteresowania zaczęły się łączyć. Interesowało go, co robię na studiach, jakie mam zajęcia na ASP, zaczął ćwiczyć kaligrafię (o której teraz wie całkiem sporo, a ja nie nadążam!), ćwiczył nawet rysunek! Bardzo mnie wspierał, gdy zaczynałam tatuować, i ma nawet na sobie moje pierwsze prace! Całkiem niedawno zabrałam go do studia, w którym pracuję, by mógł swoje kaligraficzne projekty przenieść na skórki od banana. Jest bardzo ambitny.
Pogadajmy o macierzyństwie. Jesteś młoda, ale czytam na Instagramie, że odkąd pamiętasz, zawsze chciałaś mieć dziecko… Umiesz to wytłumaczyć?
Nie wiem, chyba nie. Gdy byłam malutka, uwielbiałam bawić się lalkami. Miałam swoje ulubione bobasy, którymi się opiekowałam, przebierałam, karmiłam je. Obserwowałam, jak moja mama zajmuje się moją młodszą siostrą, i naśladowałam ją. Gdy trochę podrosłam, lubiłam zajmować się młodszymi dziećmi i ekscytował mnie temat ciąży. Nie mogłam się doczekać, by mieć swoje własne dziecko. Bardzo chciałam doświadczyć ciąży, porodu. To pragnienie więc zawsze gdzieś tam we mnie było. Długo czekaliśmy z narzeczonym na „odpowiedni moment”, aż stwierdziliśmy, że on nigdy nie nadejdzie. Wzięliśmy ślub po ośmiu latach związku i pierwszą rocznicę świętowaliśmy już we trójkę. Nasze marzenie się spełniło!
Oglądam twoje rolki z czasu odliczania do porodu. To rozczulające i wzruszające, jak bardzo się na to spotkanie cieszyliście i jak dobrze byłaś przygotowana. Kompletowanie wyprawki to chyba była czysta przyjemność, przyznaj się…
Nie wiem, czy byłam dobrze przygotowana. Tak naprawdę trudno stwierdzić, czy na przyjście dziecka da się szczególnie przygotować. Jest to niesamowita rewolucja w życiu, w związku. Czytałam dużo książek, szczególnie o porodzie. To prawda, że bardzo się cieszyliśmy na to spotkanie, naprawdę odliczałam dni, zastanawiając się, jak będzie wyglądać nasz upragniony synek, który postanowił pojawić się dopiero po terminie… Cieszył mnie każdy kopniak. Czekałam na ten piękny okrągły brzuszek bardzo długo, dobrze znosiłam ciążę.
A te poukładane miniubranka w szufladzie…
No tak! Miałam ogromną frajdę z kompletowania wyprawki, z radością otwierałam kolejne paczki i układałam wszystko w szufladzie. Wiele rzeczy miałam upatrzonych jeszcze przed zajściem w ciążę! Wiedziałam, że będę fanką noszenia, dlatego już od początku drugiego trymestru na Małego czekała chusta, a nieco później zaopatrzyliśmy się w nosidło Tula. Bardzo lubię mieć synka blisko, a Tula daje mi dodatkowo wolne ręce, odciąża kręgosłup. Polecam każdemu!
Pamiętasz pierwsze emocje, pierwszą myśl, gdy zobaczyłaś Tymka?
Pomyślałam: „on jest idealny, jak to możliwe, że był w środku?!”. Położne położyły mi go na piersi, a on szybko zasnął. Bałam się go dotknąć. Trzęsły mi się ręce, a łzy leciały po policzkach. Obok siedział mąż, też ze łzami w oczach, chwilę wcześniej przeciął pępowinę. Myślałam też wtedy: „dałam radę, teraz zaczyna się nasze nowe życie”. Te emocje były nie do opisania. Po dwóch godzinach przyszła po nas położna, wyciągnęła do mnie rękę i powiedziała: „chodź, Mamo, pomogę Ci wstać…”. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że mówi do mnie, że teraz jestem MAMĄ.
Byliście przygotowani, ale zawsze jest coś, co totalnie zaskakuje, zderzenie wyobrażeń z prozą życia. Bywało, że mówiłaś: „kurczę, nie wiedziałam, że to tak będzie”?
Nie wiedziałam, że te trzy dni w szpitalu będą dla mnie takie trudne. Tymek bardzo dużo płakał, mało spał. W nocy czułam się samotna, byłam wykończona. Walczyłam o laktację, bałam się, że nie będę mogła karmić piersią. Ten temat przyniósł mi sporo stresu. Na szczęście po powrocie do domu było łatwiej, miałam wsparcie. Synek był dość wymagający, jego drzemki były (i wciąż są) bardzo krótkie i to nas szczególnie zaskoczyło, bo naprawdę byliśmy przekonani, że noworodki sporo śpią! Przez długi czas nie znosił też wózka i fotelika samochodowego. Spacer wokół osiedla był dla nas zatem sporym wyzwaniem…
Znam to!
Napisałaś, że nigdy nie doceniałaś swojego ciała tak, jak teraz. Opowiesz o tym?
Wiesz co, czytałam sporo na temat porodu, chciałam wiedzieć jak to wszystko dokładnie działa. Książka Katarzyny Oleś „Poród naturalny” dała mi dokładnie to, czego oczekiwałam – dowiedziałam się, czego mogę się spodziewać podczas kolejnych etapów porodu oraz po. Naprawdę polecam tę książkę! Czułam się dzięki niej naprawdę przygotowana do tego, co mnie czeka. Zrozumiałam też, jak ważny jest każdy kolejny etap i jak współpracuje organizm matki z dzieckiem. Przeczytałam również „Karmienie piersią” i muszę przyznać, że to naprawdę kopalnia wiedzy. Te dwie książki były dla mnie najważniejsze, w mojej opinii niezwykle interesujące. Niektóre fragmenty czytałam mojej mamie, która często komentowała: „niesamowite!”. Już sama wiedza na temat przebiegu ciąży, porodu, karmienia piersią sprawiła, że zaczęłam zupełnie inaczej patrzeć na ciało kobiety. Gdy udało mi się tego doświadczyć, gdy okazało się, że moje ciało również ma takie „magiczne moce” byłam po prostu… dumna.
Fajnie to w sobie poczuć!
Tak, jestem dumna z siebie, z mojego ciała, którego tak często nie doceniałam, w które wątpiłam. Którego nie lubiłam. Obserwowałam rosnący brzuch i wtedy pierwszy raz pomyślałam, że moje ciało jest piękne. Nigdy nie wypowiedziałam tego na głos… Później patrzyłam na ten nasz Mały Cud leżący w łóżeczku i myślałam sobie: „dałam radę, moje ciało jest niesamowite”. Teraz Tymek ma dziewięć miesięcy, a ja mimo trudnego początku, nadal karmię go piersią i patrzę, jak cudownie się rozwija. To naprawdę magiczne i mam nadzieję, że będę mogła tego jeszcze doświadczyć.
Skoro o ciele… Czy masz już tatuaż z okazji początku tej przygody?
Nie, nie mam. JESZCZE nie. Szczerze mówiąc, nigdy nawet nie sądziłam, że będę chciała taki mieć. Trochę nawet się śmiałam z rodziców posiadających wytatuowane imię i datę urodzenia dziecka na przedramieniu. Ale teraz rozumiem. Rozumiem, jak wielkie jest to wydarzenie, jak ogromna to jest miłość. Dlatego zarówno ja, jak i mój mąż chcemy to upamiętnić i prawdopodobnie będzie to dla nas najważniejszy tatuaż. Nie planujemy jednak, by był on tak bardzo oczywisty, to nie w naszym stylu. Szukamy czegoś, co będzie tylko nasze.
Na przykład?
Może… pterodaktyl? (śmiech)
Z tym planem was zostawiam, brzmi dobrze!
Rysunek na ciele, symbol, magiczny znak, sekret. A może zwykła ozdoba, kaprys, owoc chwilowej zachcianki? Motto, które chcesz przypominać sobie w trudnych chwilach? Macie tatuaże związane z rodzicielstwem? Dla mnie to temat, który powraca jak bumerang. Może to już ten czas.
Ola wybrała nosidło Linen Explorer w kolorze Eucalyptus.
Artykuł powstał we współpracy z marką Babytula.







































