Tulenie w tula

Tulenie Stefka

Rozmowa z Agą

Tulenie Stefka
Edyta Leszczak

Ładny. Atrakcyjny, nęcący, gustowny. W parze z vintage, które w swojej rozpiętości znaczeń, w zależności od gustu, meandruje pomiędzy antykiem, zabytkiem a zdezelowanym klamotem. Pamiątką a niepotrzebnym bibelotem. Duet wiele obiecujący. O starociach, pracy z domu i Żoliborzu opowiada Aga, właścicielka sklepu Ładne Vintage.

Sesja na Żoliborzu cieszy mnie podwójnie. Bo już wiem, że na pewno znajdę powód, by przed i po wstąpić gdzieś na kawę, pobłądzić po uliczkach z willowymi perłami, powzdychać i podumać, czy warto jednak w tego totka zagrać, bo a nuż stanie się cud i będę mogła nabyć domek z ogrodem. Na ziemię sprowadza mnie mocna kawa, a potem bezzębny uśmiech małego Stefka. I już wkręcam się z Agą w rozmowę o dzieciach, wolnym czasie (jakim?) oraz starociach. No to coś nas zdecydowanie łączy! Dziś kolejne spotkanie #Tulenie w tula odbywa się pośród starej ceramiki, książek z antykwariatów i furkotu tramwajów, które mkną ku Placu Wilsona.

 

 

Zacznę od podstaw: czy vintage może nie być… ładne? 

Oj, może! Spotykam bardzo dużo rzeczy naprawdę brzydkich lub kiczowatych: falbanek, złoceń, figurek i całej sterty rzeczy, które kiedyś być może mnie śmieszyły, a teraz nie zwracam na nie uwagi. Całe szczęście „Ładne” jest bardzo subiektywną selekcją i oprócz rzeczy wymienionych powyżej w moim sklepie nigdy nie pojawią się: wypchane zwierzęta, ich skóry i poroża, bo po prostu uważam je za obrzydliwe.

Co lub kto cię wnętrzarsko inspiruje?

Kiedyś, dawno temu na pewno inspiracją był blog (który w między czasie bardzo się rozwinął) Freunde von Freunden, gdzie osoby z kreatywnych środowisk pokazywały swoje mieszkania i przestrzeń twórczą. Nie było jeszcze Instagrama, można było podpatrzeć naprawdę ciekawe wnętrza z całego świata, w których było bardzo dużo ponadczasowych vintage rzeczy. Lubiłam też hiszpański magazyn apartamento, teraz rzadko po niego sięgam.

Dobry drukowany magazyn czy morze kadrów z Pinteresta. Oto dylematy! A może podróże? Dużo się przemieszczacie. Jeździcie szlakiem pchlich targów czy bazarki zaliczacie przy okazji? 

Teraz dużo jeździmy, bo postanowiłam te wakacje, kiedy Stefan jest jeszcze mało absorbujący, wykorzystać do maksimum. I rzeczywiście jest tak, że przed każdym wyjazdem sprawdzam, gdzie w okolicy znajdę pchli targ lub magazyn z rzeczami. Nie zdradzę, gdzie wyłowiłam najpiękniejsze perełki! Czasem jedziesz przez pół Polski i nie kupujesz prawie nic, a czasem idziesz na bazarek po ziemniaki, a pan Marian ma paterę z Włocławka.

„Pomocnicy” w prowadzeniu biznesu: 6-latek i 5-miesięczniak. Mówiłaś, że po porodzie marzyłaś o kilku miesiącach bez pracy, a jednak cykasz fotki starym wazonom, ze Stefkiem w nosidle…

Byłam pewna, że maleńkie dziecko uziemi mnie na kilka miesięcy, strasznie się bałam nieprzespanych nocy i uwiązania, bo tak to wyglądało, gdy urodził się Tytus. Ale tęskniłam bardzo za pracą, bo ciąża dała mi strasznie w kość i w czasie jej trwania nie bardzo byłam w stanie pracować. Całe szczęście Stefan jest bobasem idealnym (śmiech). Sporo śpi, mało płacze, dużo się śmieje. Jeździ ze mną do pracy, robię zdjęcia ze Stefciem w Tuli – tu nosidło sprawdza się idealnie, bo mam wolne ręce. Ostatnio, gdy mój starszy syn był na wakacjach, Stefan w Tuli łaził ze mną po bazarkach, szukając nowości do sklepiku. Oczywiście nie zawsze jest idealnie, wszystko trwa teraz dwa razy dłużej, ale mi całkiem podoba się ten rytm.

Gdy praca jest pasją, trudno namówić siebie samą na urlop?

Trochę tak, bo zawsze jest coś do zrobienia, jakieś pomysły do zrealizowania, ale potem okazuje się, że latem przedszkole jest zamknięte i choć bardzo byś chciała pracować, to po prostu z dwojgiem dzieci w domu – nawet gdy dzielicie się z partnerem opieką – nie bardzo się to udaje. Ja nauczyłam się wrzucać na luz i całe szczęście mam dokąd uciekać, większość lata spędzam na wsi.

 

Jeździsz po Polsce, poławiając piękne stare przedmioty, zapełniasz magazyn, robisz zdjęcia, szukasz lokalu na sklep stacjonarny. Co cie w życiu napędza? 

To zapewne będzie banał, ale przekonałam się, że niezależnie od tego, jak dokładnie coś zaplanujesz, to nagle znienacka może pojawić się coś, co totalnie zniszczy i przewartościowuje twoje plany. Tak więc staram się jak najlepiej wykorzystać czas i robić rzeczy, które sprawiają mi przyjemność, a nie ukrywam, że Ładne sprawia mi wiele radości.

Zdarza ci się, że tak lubisz znaleziony przedmiot, że sprzedajesz go z ciężkim sercem? A może nawet żałujesz?

Miałam tak z jednym wazonem, całe szczęście trafił w bardzo dobre ręce. W każdym razie moja praca ma ten plus, że rzeczy, które bardzo mi się podobają, zostają na jakiś czas w domu, cieszą moje oko krócej lub dłużej, a później bez żalu puszczam je dalej, i mogę zmienić ekspozycję.

Masz swoje specjalne trofea?

Najbardziej cieszą rzeczy, które kupujesz za grosze, a okazuje się, że mają sporą wartość. Gdy zaczynałam przygodę z Ładne, kupiłam za kilkadziesiąt złotych biały biskwitowy wazon o całkiem ciekawej formie. Okazało się, że to dość rzadki okaz projektu Tapio Wirkkala. Ostatnio kupiłam przepiękną popielniczkę Murano zdobioną techniką sommerso. Fantastyczna. Znalazła dom w jeden dzień.

Za co lubisz Żoliborz?

Uwielbiam kameralność Żoliborza, jego ład przestrzenny, tutaj czuję się w domu. Wszędzie jest blisko, jest sporo fajnych miejsc z dobrym wegejedzeniem i kawą. Uwielbiam Fawory, bo mają pyszną kawę i superśniadania. Na lunch polecam Jaskółkę lub Ósmą Kolonię. Żoliborz to fantastyczne miejsce dla spacerowiczów, tu w zasadzie wszędzie jest ładnie, nieważne, czy wybierzesz urokliwe uliczki w okolicach pl. Grunwaldzkiego, czy Żoliborz Oficerski. Ale najważniejsze, że przez lata stworzyliśmy tu siatkę znajomych – w razie potrzeby mam do kogo zadzwonić, żeby odebrał Tytusa z przedszkola, bo nie zdążę. To drobnostki, ale dla mnie, osoby spoza Warszawy, bardzo ważne.

 

 

 

Idzie jesień, to muszę zapytać o twoje plany.

Razem z Anią ze Zbiór Vintage łączymy siły i szukamy wspólnego miejsca na sklep stacjonarny. Mam nadzieję, że niedługo będę mogła cię do nas zaprosić.

W tym temacie dwa razy mnie zapraszać nie trzeba! Dzięki za ten spacer.

*

Aga o sobie: Jestem mamą 6-letniego Tytusa i 5-miesięcznego Stefana. Łączę zamiłowanie do ładnych rzeczy z ideą less waste, prowadząc sklep internetowy z dodatkami do wnętrz: ladnevintage.pl.

Ładne rzeczy możecie oglądać na Instagramie.

*

W sesji Aga nosi Stefka w nosidle Imagine Free To Grow.

Dziękujemy kawiarni Fawory za udostępnienie wnętrz do sesji.

 

Materiał powstał we współpracy z marką Baby Tula.