Tulenie Józka - Ładne Bebe

Tulenie Józka

asd

Najpierw jest bicie serca. Własnego oraz mamy, ot taka uwertura, pełna miłości zamiast nut. Potem dochodzi szum wód płodowych, krążąca krew, oddech. Taką symfonię dźwięków słyszy, a właściwie czuje dziecko w brzuchu, niech więc was nie zdziwi, że dziś szykuje się mały koncert. O mądrych wyborach muzycznych i budowaniu wrażliwości na muzykę opowie nam dziś Ania Weber.

Dziecko otwiera się na świat pełen dźwięków dużo wcześniej niż nam się wydaje. Słyszy świat na zewnątrz, a niejedna przyszła mama świadomie raczy go też muzyką klasyczną. Wszystko jest tu muzyką. Zaciekawi się burczeniem brzucha, krzykiem przyszłego rodzeństwa, uspokoi miarowym biciem serca. A potem? Serwujemy dziecku przeboje przedszkolaka wygrywane na syntezatorze, które nierzadko przenoszą nas w klimaty wiejskich wesel w remizie. A można tez inaczej. Można? Ania Weber, kompozytorka i założycielka Pomelody, autorka słuchowisk i śpiewników dla dzieci, nie ma co do tego wątpliwości. Muzyka i instrumenty to w tej rodzinie chleb powszedni i jakże ta polifonia pysznie im smakuje. Bardzo muzykujące będzie to spotkanie w ramach serii #Tulenie w tula. Tulenie niemowlaka w rytm ulubionych dźwięków – oto przepis na dzisiejsze popołudnie i nawet burza nie popsuje tego rodzinnego jam session w ogrodzie. Co więcej, miarowe kapanie deszczu to przecież genialne staccato. Gramy koncert w szałasie?

Pomelody, czyli power of melody. Jaką moc ma muzyka i co traci maluch wychowany w domu bez muzyki?

Przede wszystkim ogromną radość jaka wynika z muzykowania. Kto kiedyś znalazł się w takiej sytuacji, że mógł swobodnie pośpiewać czy pograć na czymś razem z innymi ludźmi, ten wie o czym mówię: podczas wspólnego muzykowania produkujemy oksytocynę – hormon miłości i przywiązania. Dlatego właśnie mówi się o tym, że wspólne muzykowanie buduje więzi rodzinne. A im więcej o tym wiem i dłużej praktykuję, tym bardziej postrzegam tę aktywność jaką nieco magiczną. Jej wpływ na rozwój dziecka ale i mózgu dorosłego jest niesamowita. Nieważne na jakim obszarze rozwoju dziecka zależeć będzie nam najbardziej: językowym, matematycznym, emocjonalnym, motorycznym, kreatywnym – wszystko to swój fundament znajduje w muzykowaniu.

Myślę muzyka dla dziecka, słyszę tani syntezator, proste ram pam pam perkusji. Nie ufamy dzieciom, że docenią inną jakość, różnorodność? Nie traktujemy ich poważnie?

To pytanie nie do mnie! (śmiech) Sama się od lat nad tym zastanawiam, a dokładniej rzecz ujmując wzburzam i zadziwiam na zmianę. Dorastałam z taką myślą, że jeśli coś tworzy się dla dziecka to musi być przynajmniej dwie klasy lepsze, niż dla dorosłego: niezwykle przemyślane i dopracowane, wykonane z najwyższą starannością i najlepszej jakości. Jakie było moje zdziwienie gdy stopniowo okazywało się, że jest zupełnie odwrotnie, tak jakby dzieciom można było wcisnąć wszystko tylko dlatego, że nie będą ubiegać się o reklamację albo nie obsmarują kogoś w Internecie.

Zastanawiam się dlaczego zmiany w jakości w muzyce dla dzieci idą tak opornie. Mamy fajne designerskie meble, są już świetne marki modowe, o książkach nawet nie wspomnę. A muzyka? Często przypomina disco polo w wersji dla pięciolatka. Dziecku da się wszystko wcisnąć?

Mam na to swoją teorię wynikającą z pewnej konkretnej sytuacji jaka wyniknęła w moim życiu. Otóż będąc kompozytorką otrzymuje propozycje skomponowania też konkretnych utworów na zamówienie. Pewnego razu pewne wydawnictwo specjalizujące się w publikacjach dla przedszkoli zaproponowało mi zaaranżowanie przygotowanych przez nich z piosenek. Nie chodziło więc o to by taki utwór od początku stworzyć, ale by dorobić „podkład” do melodii i tekstu wymyślonego już przez panią z wydawnictwa. Mój pierwszy problem polegał na tym, że choć samą aranżacja można bardzo mocno ingerować w utwór to jednak nie do ukrycia był fakt, że wszystkie te melodie były niemal takie same – w tym samym metrum, w tej samej skali. Melodycznie i rytmicznie praktycznie kalki. Przesłano mi także przykłady tych melodii oraz nagranych aranżacji z poprzednich płyt. I cóż. To było po prostu straszne. Ale to jeszcze nic! Pan za zaaranżowanie i produkcje piosenki zaproponował mi stawkę wysokości 30 zł za utwór. Żeby zrobić to dobrze, wartościowo i jakościowo musiałabym każdą z piosenek zaaranżować, przygotować materiały dla minimum kilkorga muzyków, umówić się z nimi na próbę, wynająć studio i odbyć sesję nagraniową, zmasterować materiał. I myślę że to jest odpowiedź na pytanie.

Podjęłaś się tego?

Ja odmówiłam, ale ktoś inny to pewnie przyjął, w takim budżecie zrobił tanią tandetę, a potem kolejna płyta trafiła do dzieci i kształtuje ich gust muzyczny. I tu pojawia się kolejny problem: ani pani w przedszkolu, ani wydawcy, ani rodzice nie są dostatecznie wyedukowani muzycznie, żeby tę dziecięcą muzykę zweryfikować. Oczywiście czują, że jej nie lubią, podskórnie męczą się i kiedy na horyzoncie pojawi się coś lepszego lgną do tego, ale jednak, gdy do przedszkola przychodzi płyta na której napisane jest, że to muzyka dla dziecka, a wydana jest przez instytucję, która działa w autorytecie bycia fachowcem od takowych publikacji, to nikt się nie zastanawia.

A w dodatku puszcza płytę z przebojami przedszkolaka, a maluch  się cieszy. I po sprawie. Kiedy poczułaś, że jest nisza na rynku i kiedy na tyle cię ten brak wkurzył, że sama wzięłaś sprawy w swoje ręce?

To, że maluch się cieszy, jeszcze umacnia przekonanie, że wszystko jest okej. Na muzyce się po prostu nie znamy, nie czujemy tego tematu bo gdyby to już porównać do diety to jednak większość rodziców zauważyłaby, że coś chyba w tym przedszkolu jednak nie w porządku jeśli codziennie jedzą tam frytki i hamburgera. I pomimo tego, że dziecko cieszy się gdy zjadło żelki, gumy czy lizaki, to nasza świadomość starcza nam na tyle, byśmy nie dawali dziecku wyłącznie tego do jedzenia, tylko dlatego, że sprawia mu to przyjemność.

Ja sama nie myślałam w kategoriach niszy na rynku. Po prostu chciałam znaleźć coś dobrego dla swoich dzieciaków. Tak się złożyło, że trafiło na mamę z wykształceniem muzycznym, która dodatkowo jest kompozytorem i ma tę cechę, że bierze sprawy w swoje ręce.

Podchodzisz do tematu poważnie. Porozmawiajmy o śpiewnikach. Podoba mi się różnorodność, to, że w piosence kociej pojawia się akordeon, a jeszcze inna porywa nas do tańca niczym na Karaibach. Marakasy, bębenki. Piosenka może być wstępem do rozmowy o instrumentach, kulturze danego kraju?

Uważam nawet, że piosenka może być czymś znacznie większym niż tylko wstępem. Jestem zwolenniczką takiego spojrzenia na poznawanie świata, w którym najpierw go doświadczamy, a dopiero później nazywany. Pozwalam moim chłopakom się przewrócić, ubrudzić, zmarznąć, czy rozczarować po to, by potem znacznie szybciej i dogłębniej zrozumieli co mam na myśli, gdy na przykład przed czymś ich przestrzegam lub tłumaczę jakieś zjawisko. Tak samo myślę o muzyce, sztuce, kulturze. To zresztą niesamowite, że muzyka jest tak ważną częścią danej kultury i odzwierciedleniem czasu, w którym powstaje. I że przez nią samą możemy się już tyle dowiedzieć o przeszłości, kulturze, charakterystyce jakiegoś regionu, wyczuć nastrój jaki tam panuje. Mam taką hipotezę, że gdy dziecko, które może obcować z muzyką innej kultury i poznaje przez dźwięk jakiś jej pierwiastek, w późniejszych latach np. podróżując do miejsca, z którego ta muzyka pochodziła, już w pewien sposób będzie zaznajomiony z jego kulturą. Nie będzie dla niego zupełnie obca, a to bardzo ważne w procesie oswajanie świata, który nas otacza, bo nawet jeśli mój syn nigdy nie pojedzie do Ghany z której pochodzi piosenka „Obwisana” (która znajduje się w Polskim śpiewniku z wartościową muzyką – Pomelody) to już przynajmniej nie będzie nie lubił tamtejszej kultury – bo przecież często nie lubimy tego czego nie znamy, co jest nam obce.

No to wyobraźmy sobie sytuację, że rodzicowi się zwyczajnie nie chce. Słyszę „nie, mi to słoń na ucho nadepnął, na niczym nie gram..”. Jak muzykę wpleść do zwyczajnej domowej rutyny?

Proces rozwijania potencjału muzycznego z którym rodzi się każde dziecko jest w swojej istocie bardzo podobny do zupełnie dobrze oswojonych nam procesów jak: nauka języka, chodzenia czy jedzenie. Największą w nich rolę pełni obecność autorytetu – najczęściej rodzica. Dziecko uczy się tych czynności po prostu naśladując osobę którą kocha i której ufa. Drugim kluczowym czynnikiem jest brak oczekiwań. I znowu tak samo jak w przypadku nauki mówienia, rodzic nie może oczekiwać od kilkumiesięcznego niemowlęcia, że odpowie mimo tego, że przez te miesiące mówił do niego codziennie. Tylko dlatego, że potencjał muzyczny traktujemy jak jakiś nadprzyrodzony talent, który się posiada lub nie, często rezygnujemy z swobodnego muzykowania z dzieckiem, ponieważ jego brak odpowiedzi traktujemy jako oznakę, że dziecko nie jest tym zainteresowane lub tego talentu nie ma. Albo jeszcze, że my nie mamy wystarczających umiejętności. I tu pojawia się trzeci klucz: świadomość, że dziecko ma potencjał muzyczny w sobie, a więc gdy stworzy mu się środowisko do rozwoju to nauczy się śpiewać nawet naśladując fałszującego rodzica. Tak samo, jak nauczyło się mówić nawet od rodzica z wadą wymowy albo innym akcentem.

Czasem mam wrażenie, że rodzice nie dają dziecku poeksplorować, zobaczyć na czym chce grać, tylko fundują mu instrument, bo sami grali na pianinie albo było to ich niespełnionym marzeniem. Jak mądrze zachęcić i kiedy zacząć przygodę z instrumentem?

Według mnie właściwie każdy powód jest dobry, by edukować swoje dziecko muzycznie. Istotą jest jednak jak będziemy to robić, bo tak naprawdę wiek 6 – 9 lat, kiedy najczęściej rodzice podejmują decyzję o posłaniu dziecka na lekcje gry lub do szkoły muzycznej, to już baaardzo późno na rozpoczęcie działań w zakresie tzw. umuzykalniania dziecka. Instrument muzyczny to nic innego jak kolejne narzędzie do muzycznej ekspresji, ale by dziecko mogło go użyć do wyrażania się, musi najpierw mieć coś do powiedzenia! Gra na instrumencie ma sens tylko wtedy, gdy wykorzystywać będziemy w niej nasze doświadczenia zdobyte podczas używania pierwszego, podstawowego i najważniejszego instrumentu jakim jest nasze ciało i głos. Nie będzie więc miało sensu odtwarzanie utworów z nut, jeśli najpierw nie będziemy wypełnieni treścią, którą chcemy światu przekazać (zdobytą podczas swobodnego muzykowania), tak samo jak nie miałoby sensu uczenie 2 latka wierszy Miłosza, jeśli sam nie byłby w stanie skonstruować jeszcze zdania. Najważniejsze jest więc wykorzystanie ruchu i śpiewu od maleńkości. Kolejny etap to zapewnienie dziecku możliwości obcowania z samym zjawiskiem różnorodności barw jakie powstają w wyniku używania różnych instrumentów. A regularna nauka gry to dopiero wisienka na torcie. 

Pogadajmy o tobie. Komponujesz, prowadzisz biznes, vloga, jesteś mamą trójki. No to powiedz mi gdzie sprzedają dłuższą wersje doby niż 24h? A tak serio, jak łączysz pracę z macierzyństwem. Przydaje się nosidełko, żeby chociaż ręce na klawiaturze położyć?

Nie przesadzę mówiąc że mam kilkadziesiąt zdjęć z maluchami w Tuli. Chyba w ogóle większość moich zdjęć z nimi jest w nosidle. Zawsze byłam aktywna, więc to rozwiązanie pokochałam już przy pierwszym dziecku. Przy drugim było dla mnie zupełnie naturalne. A przy trzecim nie wyobrażam sobie bez niego życia. Czas jest wyzwaniem i codziennie mam wrażenie, że się z nim ścigam, po to by wieczorem paść na twarz jak sprinter po biegu. Ale jednak następnego dnia budzę się i jakoś biegnę dalej. Radzę sobie różnie, ale widzę jak bardzo to jest kwestia odpowiedniej perspektywy. Postrzegamy dzieci jako wysysacze energii, ale zapominamy, że one też mnóstwo tej energii dają. Inspirują, pokazują nam, dorosłym jak chwytać życie, przyzwyczajają do braku snu (śmiech). Myślę, że gdyby nie one, to nie zrobiłabym tego wszystkiego.

Lubią być noszone? Wyobrażam sobie, że tulisz malucha i jeszcze śpiewasz kołysankę własnej kompozycji…

Starszaki (prawie 5 i 3 lata) nie są już takimi wielkimi fanami przytulasów jak kiedyś – bo przecież są już prawie dorośli (śmiech), ale wciąż nie ma wieczoru, żeby nie zażyczyli sobie kołysanki przed snem. A najmłodszy to ten, którego tulę prawie cały czas – okazji do śpiewania i komponowania jest więc wiele.

 

 

Słuchałam waszego coveru Małomiasteczkowo. Masz chyba spory dystans do kwestii lukrowanego obrazu macierzyństwa, ciąży? Spokój przychodzi z drugim dzieckiem?

Lukrowany obraz macierzyństwa po prostu mnie śmieszy, bo o ile zanim zostałam matką, mogłam w pewne obrazki uwierzyć, o tyle teraz gdy nią już jestem wiem, że życie tak po prostu nie wygląda. O tak – z drugim dzieckiem jest już znacznie łatwiej psychicznie. A z trzecim nawet jeszcze trochę bardziej. Ostatnio, gdy Adam i starszaki jeszcze spali, ale Józek już nie miał zamiaru, wyszłam z nim z sypialni, a że musiałam iść do toalety to zwinnym ruchem rzuciłam na łazienkową podłogę ręcznik i położyłam go na nim. Tym sposobem mogłam spokojnie się załatwić (śpiewając mu jednocześnie rzecz jasna). I pomyślałam sobie dwie rzeczy: że przy pierwszym dziecku to bym się chyba posikała, ale na podłodze bym dziecka nie położyła i szczerze powiedziawszy lubię to, że teraz już nie mam takich oporów – życie jest wtedy znacznie prostsze i więcej można osiągnąć zachowując jednocześnie zdrowie psychiczne.

Rozmawiając o zachowaniu odpowiedniej harmonii, co usłyszę w twoich słuchawkach gdy masz czas tylko dla siebie?

Jestem bardzo spójna z tym co głoszę, dlatego w moich słuchawkach usłyszałabyś różnorodność! Do pracy przy komputerze będzie to III Koncert fortepianowy Rachmaninova, do jazdy samochodem – jakiś dobry beat, po południu – jazz, do sprzątania – latino. Czasem to odskocznia i relaks, czasem okazja do naładowania akumulatorów i energetycznego zastrzyku, a czasem ścieżka dźwiękowa do myśli w głowie, które w końcu mam okazję usłyszeć!

Tym muzycznym epilogiem kończę, pozostaje mi życzyć radosnego wspólnego muzykowania! w domu, w szałasie, w ogrodzie.

***

A dodatkowo zapraszam was do konkursu! Ania ma w sesji nosidełko Abracadabra, ale ceni też sobie te z serii Signature – są to unikalne nosidełka, ukłon dla wyjątkowego rzemiosła jakim jest tkactwo. Każde nosidełko jest szyte ręcznie przez krawcowe w Białymstoku z luksusowych tkanin chustowych. Limitowane kolekcje, niepowtarzalne wzory, projektowane we współpracy z rzemieślnikami i małymi zakładami tkackimi, często jednoosobowymi lub prowadzonymi przez kobiety. Wygrajcie je, opowiadając w komentarzu jakie macie wspomnienie muzyczne związane z waszym dzieckiem? Ulubiony rytuał? Ukochana piosenka czy kołysanka? Czekamy do 16 czerwca, a nagrodą jest nosidło chustowe z kolekcji Baby Tula Signature Full Oscha Anna Prism.

 Wyniki: Żan, wiemy co nieco o kolkach, tyle razy przerabiane a nikt nie wpadł na pomysł, żeby puścić Korteza! Życzymy wielu muzycznych eksperymentów, niekoniecznie z okazji kolek! A wszystkim wam ogromnie dziękujemy za wasze historie, każda nas wzrusza i zaciekawia. Samych miłych dla ucha nut dla was!

 

 

Powiązane