Tulenie Johana - Ładne Bebe

Tulenie Johana

W wieku dwóch lat buszowała wśród narzędzi taty w garażu. Jako 11-latka prowadziła auto po polnej drodze. Siebie samą nazywa klasycznym petrolheadem. Czy mówiłam też, że lubi cygara i deszcz?

Gdy zobaczyłam zdjęcie Jagody z rajdu klasycznego oldtimerów w Topaczu, wiedziałam, że radość za kółkiem Bentleya z 1962 roku to nie udawany uśmiech przed obiektywem fotografa. To zajawka, pasja pielęgnowana odkąd pamięta. Na kolanach taty, wpatrzona jak zmienia biegi lub wymienia koło. Zresztą jej mama w młodości jeździła na motocyklu ścigaczu – genów nie oszukasz. W kolejnych spotkaniu z cyklu #tulenie w tula zabieram was na przejażdżkę starym mercedesem. Zapnijcie pasy!

Lubisz deszcz, whisky i stare samochody. Powiedz jeszcze, że palisz cygaro…

Cygara nie, ale kiedy pada (a wtedy smakuje najlepiej), podkradam mężowi fajkę i ćmimy ją sobie razem, popijając whisky (śmiech).

Już was lubię!

Od kiedy pamiętam, pomagałam tacie przy samochodach – on miał taki swój mały warsztat. Jako malutka, może 2-letnia dziewczynka biegałam od szafki do szuflady i przynosiłam mu narzędzia, o które mnie poprosił. Od początku ten temat był mi bardzo bliski. Później wyjechaliśmy do Francji i tam pierwsze, na co zwróciłam uwagę, to unoszący się w powietrzu zapach rozgrzanych silniczków skuterów, zwłaszcza w letnie wieczory.

Później chciałam iść do technikum samochodowego, ale grupa przyjaciół z gimnazjum porwała mnie do liceum. Nie powiem, że nie żałuję decyzji, ale wiedzę o samochodach zdobywałam od taty tak czy siak. Mam kilka epizodów z dzieciństwa, gdzie uruchamiałam samochody i gazowałam, albo jeździłam po podwórzu. Kiedy stuknęło mi 11 lat, tata zabrał mnie na polną drogę, dał kluczyki i powiedział, żebym jechała. W ten sposób po kilkudziesięciu minutach pędziłam dziarsko do domu, już krajówką! Za kierownicą zawsze czułam się pewnie, nie bałam się nigdy przebitej opony gdzieś pośrodku nicości, zerwanego paska czy wymiany świecy. Szczerze mówiąc, to moja mama też jest niezłym petrolheadem – ona w dzieciństwie jeździła na motocyklach, ówczesnych „ścigaczach” (śmiech).

Gdyby Mikołaj mógł przynieść ci wymarzone auto do kolekcji, taki twój przedmiot pożądania, to byłby to…

Uwielbiam takie pytania! Ale moja odpowiedź nie będzie ani trochę jednoznaczna. Z mężem również połączyła nas poniekąd motoryzacja (dokładnie rozmowa o V8 i V12), szybko też okazało się, że marzymy o konkretnym modelu mercedesa – S klasie, w coupe z lat 80. (tzw. SEC: S-Klasse-Einspritzmotor-Coupé). Rok temu kupiliśmy naszą prawie już 30-letnią laleczkę, Mercedesa W124 Coupéa SEC pozostaje jeszcze w strefie marzeń, bo ich ceny mocno pną się w górę. 

Czy to wypełniło moją listę? Oczywiście, że nie! Śmiejemy się, że jak w końcu wybudujemy sobie nasz dom, to koniecznie musimy zrobić garaż podziemny, żeby je wszystkie tam pomieścić. Na liście wciąż pozostaje kilka starych mercedesów, porsche, koniecznie jakiś bentley, może land rover. Bardziej wpasowujemy się w klimat youngtimerów niż tych typowych staruszków, które oczywiście również mają miejsce w naszym sercu.

Co cię kręci? Zapach, dźwięk, historia poprzednich właścicieli? Masz analogową duszę.

Och, totalnie! Zawsze miłowałam to, co stare. Zachwycała mnie ta myśl, że ktoś o to dbał, odnawiał, żeby przeżyło jak najdłużej… To zupełnie odmienny klimat w porównaniu do naszego szybkiego życia, gdzie wszystko można zamienić na nowe po taniości.

A stare samochody – cóż, to trzeba poczuć i zrozumieć. Zapach, który otacza nas po wejściu do niego, miękkość tapicerki z zaznaczonym na niej dotykiem czasu, jakość wykończenia wnętrza, prostota budowy silnika, praktyczność, piękne kształty, subtelność. Tam każde zagięcie blachy jest spokojne i dystyngowane. Te samochody nie muszą warczeć, żeby zwrócić na siebie uwagę. Klasyka obroni się sama! Poza tym sama jazda takim samochodem jest czymś nadzwyczajnym. Czasami śmieję się, że te auta mają gorsze humorki niż kobiety w ciąży (śmiech).

Małe foszki?

Większość nie ma wspomagania, pedały gazu i hamulce nie pracują tak gładko, jak w nowych samochodach, do zmiany biegów często potrzeba sposobu i subtelnej siły, a czasami po prostu nie chcą odpalić i trzeba poczekać na odpowiedni moment.

Dźwięku V8 czy V12 mogłabym słuchać do poduszki. Również w pewnych przypadkach fascynująca jest historia właścicieli oraz historia samego samochodu. Czasami nabywając takie auto, zaczynamy dopiero zapisywać jego historię i odkrywać. Dlatego już dawno postanowiliśmy z mężem, że już NIGDY nie kupimy nowego samochodu (chyba, że wejdą w życie takie ekoobostrzenia, że nie będzie inne opcji).

 

On the road – chyba lubisz ten stan. Czy pojawienie się synka coś zmieniło w waszych planach i grafikach? I czy mały w ogóle lubi jazdę autem?

Hmm… chyba tak. Od dziecka podróżowałam z moim rodzicami i nigdy nie miałam swojego miejsca, ale nie pamiętam, by to było dla mnie problemem. Godziny spędzone w samochodzie, spanie w nim, liczenie lamp na autostradzie – pięknie to wspominam. Nawet teraz w trasie czuję się bardzo dobrze. Chyba potrzebuję ciągłych zmian i cały czas szukam tego swojego miejsca.

Johan ani trochę nie zamieszał nam w naszych pasjach, ani tym bardziej w planach. Bierzemy go pod pachę, pakujemy w fotelik, do tego obowiązkowo nosidło Tula, które kładziemy obok, żeby młody miał swoje miejsce po skończonej podróży, i jedziemy! Mamy to szczęście, że Johan chyba od początku przeczuwał, co go czeka i jakimi petrolheadami są jego rodzice – uwielbia jeździć samochodem. Ogląda sobie zmieniające się obrazy za oknem, opowiada nam dużo, a jak się zmęczy, to zasypia. 

Uczestniczyłaś w rajdzie w Topaczu w siódmym miesiącu ciąży. Co szczególnie utkwiło ci w pamięci? 

Całe wydarzenie było wspaniałe! Te kilka dni mogłyby trwać wiecznie. Zaczęło się od tego, że Tessa van Arkel, która z mężem Paulem startowali w Rajdzie Królewskim, szukali pilotów. Zapytali, czy bylibyśmy na tyle mili, aby dopełnić ich team. Oczywiście zgodziliśmy się! Akurat start rajdu zazębiał się z naszym powrotem z Włoch (gdzie zresztą z Filipem jeździliśmy drogami rajdu Mille Miglia). Mieliśmy mniej niż 24 godziny na przygotowanie, przepakowanie się. Następnego dnia o 7 rano wyruszyliśmy w trasę. Momentów, które utkwiły mi w pamięci, jest naprawdę sporo – samo pilotowanie Tessie w jej Bentleyu 3,5 litra z 1936 roku byłoby wystarczającym przeżyciem! 

Na drugi dzień przyszło mi prowadzić innego Bentleya – tym razem padło na Continentala S2 Flying Spur z – jak dobrze pamiętam – 1962 roku. To, jak się prowadziło to auto, to była bajka – on płynął, pomimo swojej wagi, braku wspomagania, oraz… pasów bezpieczeństwa.

Jak to przeżyliście?

Jechaliśmy bocznymi, urokliwymi drogami Dolnego Śląska i niestety w pewnym momencie nie skręciliśmy na odpowiednim skrzyżowaniu i wjechaliśmy do małego miasteczka, gdzie trzeba było zawrócić, bo za nami jechała reszta naszego teamu. Możecie sobie wyobrazić, jak zawraca się takim kilkutonowym, prawie 6-metrowym byczkiem bez wspomagania na wąskiej drodze. Zrobił się korek z obu stron, ale ludzie byli na tyle zachwyceni zjawiskiem, że wysiadali ze swoich samochodów, ostrzegali o korku, podchodzili nas pozdrowić i zapytać, z jakiej epoki się tu wzięliśmy (śmiech). Myślę, że gdyby to działo się w roli głównej z jakimś nowym samochodem, to miałabym kilka pomidorów na masce.

Samo wydarzenie w Topaczu to jest coś, co polecam przeżyć każdemu. My mieliśmy nasze stanowisko z wystawionymi old- i youngtimerami. Tessa propaguje ideę kobiet za kierownicą takich właśnie samochodów, więc na konkursy piękności jeździłam na przemian z moją koleżanką, zachęcając po drodze inne kobiety, żeby nie bały się okiełznać takiego żywiołu. Wiem, że nie każda z nas ma dostęp do takich samochodów, ale na przykład fajnym rozwiązaniem jest projekt Drive Story – organizuje wyjazdy do pięknych miejsc grupą kilku BMW 2002, każdy dostaje kluczyki do swojego i zaczyna się przygoda. 

Tymczasem samochodowy duet zderza się z lockdown. Zmieniliście zawodowo i prywatnie bieg z piątki na jedynkę? 

Na pewno zwolniliśmy – jak wszyscy, jednak jesteśmy freelancerami i kwarantanna nie wprowadza zbyt wielu zmian do tego, jak pracujemy. Ja nadal sobie posiaduję przy komputerze i dziubię swoje graficzne tematy, Filip obrabia zdjęcia i zahaczył troszkę o fotografię produktową, którą może wykonywać w domu. Zawsze byliśmy blisko, pracowaliśmy w większości z domu – nie licząc wyjazdów Filipa na sesje – więc dla nas to wszystko to taka troszkę codzienność.

Domyślam się, że macie sporo planów na wyjazdy w Polskę, następny kierunek to…

Biebrza! Wynajęliśmy sobie tam domek, zanim to wszystko się zaczęło. Możliwe, że w czerwcu uda nam się tam wyrwać – na pewno zasypię internet zdjęciami, bo miejsce jest przemagiczne.

Masz na IG zakładkę Mind Travels. Jaka myśl towarzyszy ci dzisiaj?

… że mogłoby w końcu popadać i zastanawiam się, jak dziś pachnie powietrze na Isle of Skye!

Kobiety na traktory – niekoniecznie. Kobiety za kierownicę starych BMW, bentley’ów czy porsche, w rękawiczkach skórzanych i stylowych okularach – czemu nie!

 

Jagoda wybrała nosidło Tula Explore Coast Beyond.

Materiał powstał we współpracy z marką Tula.

 

MG_4151-x-filip-blank.jpgDSCF4734.jpgDSCF4676.jpgDSCF4662-scaled.jpgMG_4296-x-filip-blank.jpgDSCF4776.jpgDSCF4811.jpgDSCF5060.jpgDSCF5139.jpgDSCF5205.jpgDSCF5221-scaled.jpgDSCF5241.jpgDSCF5318.jpgDSCF5231.jpgDSCF5215.jpgDSCF5420.jpgDSCF5635.jpgDSCF5833.jpgDSCF6050.jpgDSCF6138.jpgDSCF6489-x-błażej-żuławski-scaled.jpgDSCF6231-x-błażej-żuławski.jpgDSCF6473-x-błażej-żuławski.jpgDSCF4877.jpgDSCF4670-scaled.jpgDSCF4954-scaled.jpgDSCF6426-x-błażej-żuławski-scaled.jpgDSCF5328.jpgDSCF5822.jpgDSCF5918.jpgDSCF5947-x-błażej-żuławski.jpgDSCF4811-1.jpg

Powiązane