Warszawa w 48 godzin? I to jeszcze z dziećmi? Pewnie, że tak! Pokażemy wam, że nawet w tak ogromnym i głośnym mieście można spędzić bardzo fajny, spokojny weekend. Do tego mamy też podpowiedzi, co może się przydać.
Wystarczy tylko zejść z zadeptanych i pełnych samochodów ulic, zobaczyć co jest za rogiem popularnego wśród turystów budynku albo schować się wśród drzew kilkaset metrów dalej za wielkim skrzyżowaniem. Bo Warszawa może być zielona, dzika – totalnie w duchu slow. My właśnie taką ją kochamy! I właśnie tak spędzamy tu czas. Weźcie głęboki oddech, załóżcie wygodne buty, wskakujcie na rower, jeśli lubicie. Zaczynamy nasz zielony spacer po Warszawie.
Kawa zawsze jest z nami.
Chyba nikogo nie zaskoczę, jak powiem, że każdą wycieczkę zaczynamy od mocnej, aromatycznej, parzonej w domu kawy? Nasze ulubione podwójne espresso, dolewamy do niego mleko i przelewamy wszystko do butelki termicznej. Dzięki temu nawet po nieprzespanej nocy (serio, czy dzieci zaczynają w końcu przesypiać całe noce, zęby przestają wychodzić, a rotawirusy się kiedyś kończą?), mamy miłą motywację do wyjścia z domu.
Jeśli szukacie dobrego ekspresu do kawy, który przyrządzi zarówno niezawodne espresso, ale też mocniejsze ristretto czy lżejszą lungo, to zwróćcie uwagę na ten model SMEG. My, jak może wiecie z naszego bloga, jesteśmy kawowymi zajawkowiczami. Mamy w domu sprzęt do przelewów, kawy po wietnamsku czy tradycyjnych kawek z kawiarek. Jednak nigdy nam się nie udało zrobić tak idealnego espresso, jak właśnie z tego automatycznego ekspresu SMEG. Klasa sama w sobie. Dodatkowo, marka ma teraz fajną wakacyjną promocję. Sprawdźcie!
Teraz możemy ruszać w miasto!
Dzielnica Wisła, Powiśle i Centrum Nauki Kopernik
Nie ma co ukrywać – Kopernik jest jeden. Nigdzie indziej nie ma tylu fantastycznych ciekawostek dla małych i dużych. Regularnie chodzimy tam na wystawę stałą i te cykliczne, często też odwiedzamy Planetarium czy różnego rodzaju warsztaty dla dzieci (szczególnie polecamy Młode Majsterki dla dziewczyn).
Równie fajnie jest obok Kopernika, na Powiślu. Jest tu Muzeum Sztuki Nowoczesnej nad Wisłą, łąki kwietne z wielkimi drewnianymi siedziskami (my zazwyczaj tam dajemy dzieciom jakieś pół godziny, żeby się wyskakały – dużo lepiej potem śpią). Są Bulwary Wiślane z ogromnymi schodami, na których bardzo często odbywają się koncerty albo spotkania. Są wreszcie fenomenalne ścieżki rowerowe i spacerowe prowadzące wzdłuż Wisły, po obu stronach rzeki (o prawej, bardziej dzikiej stronie za chwilę).
Za co jeszcze kochamy Powiśle? Za to, że w zasadzie można spędzić tu kilka dni, zmieniając tylko miejscówki. Poza spokojnymi, mało obleganymi parkami (my uwielbiamy Park Rydza Śmigłego z superfajnym kameralnym placem zabaw i położony na górce, na granicy ze Śródmieściem, Park Ujazdowski), jest tu mnóstwo knajpek, w których można pysznie zjeść. Są też jedne z najlepszych w Warszawie lodziarni: Passione obok Kopernika, Palermo na Browarnej, Na Końcu Tęczy w Elektrowni Powiśle czy (nasze ostatnie odkrycie) Dal Dalla Gelato przy skrzyżowaniu Leszczyńskiej i Dobrej.
Śniadanie zjecie w SAM-ie na Lipowej albo w Kafce na Oboźnej. Na obiad warto pójść trochę dalej, do położonego przy Solcu 44, LAS-u, gdzie dodatkowo można zaszyć się w tajemniczym ogrodzie (w środy jest tam muzyka na żywo na letniej scenie, są też cudne bezalkoholowe drineczki). Kawka koniecznie w Coffeedesku przy Koperniku albo w STORze na Tamce. A jeśli chcecie sobie pochillować przy dobrej muzyce i jednocześnie mieć dzieci na oku, bawiące się na placu zabaw albo podczas bezpłatnych rodzinnych weekendowych warsztatów, to zajrzyjcie do Gruntu i Wody tuż nad Wisłą. To zdecydowanie ulubiona wiślana knajpka naszych dzieci (nasza też!).
Co się przyda małym spacerowiczom?
Wygodne ubrania! Im więcej swobody, tym więcej dobrej zabawy. Kapsułowa kolekcja QΠШ Kids od Roberta Kupisza robi robotę. Wygodne, oversize’owe sukienki i pasujące do wszystkiego zestawy T-shirtów i spodenek są nie tylko ładne, ale przede wszystkim nie krępują ruchów. Można w nich skakać, wspinać się na murki, urządzać wyścigi. Nic nie ciągnie i nic nie swędzi (bawełna jest wyjątkowo miła w dotyku).
Co jeszcze zawsze, ale to zawsze zabieramy ze sobą, kiedy wychodzimy z domu? Kilka małych, zajmujących naprawdę maleńko miejsca w plecaku gier. Dzięki temu nasze dzieciaki bez problemu czekają w restauracji czy knajpce na jedzenie. Jeśli gdzieś dłużej jedziemy, mają też zajęcie w trakcie podróży. Tym razem zabraliśmy ze sobą zestawy od CzuCzu –zwierzakowe memorki dla trzyletniej Basi i tematyczne zgadywanki plus quiz o Ziemi dla starszaków. Dzieciaki nie tylko fajnie spędzają czas, ale przy okazji się czegoś uczą. No i nie siedzą przyklejone do naszych smartfonów, a każda taka chwila bez ekranu jest na wagę złota.
Plaża w środku miasta
Jeśli chcielibyście zaznać większego miejskiego plażingu, to 5 minut spacerem od Gruntu i Wody z jednej strony i 5 minut od Kopernika z drugiej, tuż przy Moście Poniatowskiego, jest przystań promowa, z której prom o uroczej nazwie Pliszka przewiezie was na drugą, praską stronę Wisły, wprost na słynną plażę Poniatówka. Rejsy odbywają się co 20 minut i są bezpłatne. Na promie bez problemu zmieści się zarówno wózek, jak i rower. Trzeba je tylko sprowadzić z Bulwarów Wiślanych po dosyć stromych schodach, a po praskiej stronie – przepchać kilkadziesiąt metrów po piasku.
Poniatówka, poza świetną szeroką plażą (miasto całkiem dobrze dba tu o czystość), na której można się opalać czy bawić się w piasku, to świetna miejscówka do całodniowego biesiadowania. Są tu przygotowane zarówno miejsca na klasyczne ognisko, jak i na miejskie grille, są zarośnięte zakamarki na bardziej kameralne spotkania, jest też otwarta przestrzeń na drewnianej, szerokiej wijącej się jak meandrująca Wisła, ławce. Swoją drogą, warszawska wiślana mała architektura została naprawdę fajnie przemyślana.
No i jest Wiślany Plac Zabaw na Poniatówce, na który warto przychodzić niezależnie od pory roku. My urządzamy tam urodziny dzieci (nawet w deszczowym marcu!) i małe pikniki z przyjaciółmi albo wstępujemy na chwilę w drodze powrotnej z przedszkola. To chyba takie nasze miejsce. Niezawodna szybka tyrolka, przestrzeń na eksperymenty z wodą, ogromne (ale bezpieczne) zjeżdżalnie i huśtawki. W skrócie: przestrzeń zarówno dla roczniaka, jak i dla ośmiolatka.
Za co jeszcze kochamy Poniatówkę? Za to, że jest tu mnóstwo starych, rozłożystych drzew, które dają cień. Jest trawa, na której możemy się rozłożyć, jeśli nie lubimy siedzieć na piachu. Są Podwieczorki Poranki, knajpka z bardzo dobrą kawą i lunchowym jedzeniem, którym można się poratować, kiedy zabraknie nam naszego. No i jest Stadion Narodowy, na którym zawsze coś ciekawego się dzieje.
Co warto zabrać na plażę?
Wiadomo, że zawsze – niezależnie od tego, ile lat ma dziecko – przyda się jakiś mały zestaw plażowy. Nasze dzieci mają dwa takie sety – oba kompaktowe, bo przy trójce ważny jest każdy centymetr plecaka. Jeden to zestaw foremek i łopatek z piłeczką od Quut. Zabawek tej marki używamy już trzeci sezon i ciągle wyglądają tak samo. Plastik jest bardzo trwały, a elementy na tyle charakterystyczne, że ciężko je pogubić (a o to, mając troje dzieci w domu, naprawdę nietrudno).
Drugi zestaw zabawek plenerowych compacToys (ze sklepu Baby and Travel) ujął nas wyjątkowo kompaktową formą – wiaderko można złożyć na płasko, schować do niego grabki, łopatkę i 3 foremki, a następnie przykryć całość sitkiem. Zabieramy oba sety, zmniejszając ryzyko konfliktu pomiędzy rodzeństwem do minimum (śmiech).
Latem szczególnie ważne jest odpowiednie zabezpieczenie przed słońcem. Dlatego też do plecaka wkładamy smerfowy (jak się domyślacie – dla dzieci kolor ma ogromne znaczenie) sztyft przeciwsłoneczny i klasyczne mleczko z wysokim filtrem Alphanova Sun. Do tego olejki po opalaniu tej samej marki, które pięknie podkreślają opaleniznę. Dopełnieniem tego zestawu z Ekodrogerii.pl są mokre chusteczki WaterWipes BIO nawilżane wodą (zerknijcie na ich skład – poza wodą… nic więcej tu nie znajdziecie!).
W torbie na małe wyprawy muszą znaleźć się też plasterki. I to w dwóch różnych wzorach, bo jak wiadomo – kolorowe plastry na zadrapania po prostu muszą być. Dla Mani, wielkiej fanki koni, są jednorożce, a dla Basi, kosmicznie ciekawego świata dziecka, jest kosmos. Więcej takich plasterkowych wzorów od Rex London znajdziecie w Baby and Travel.
Obowiązkowo zabieramy też zawsze nakrycia głowy – my z Marianką odkryłyśmy ostatnio kapelusze australijskiej marki Lorna Murray (Australia to takie nasze ciche marzenie – kupiliśmy nawet bilety do Sydney, ale pandemia nam pokrzyżowała plany), które można znaleźć w elfamily (świetny concept store z wyselekcjonowanymi perełkami dla dzieci i dla mam). Kapelusze są nie tylko przepiękne, ale też superfunkcjonalne – można je po prostu zwinąć i schować do torebki czy plecaka.






































































































