Nic mnie nie uwodzi tak jak stado. Wizja gromadki dzieci, bawiącej się na dywanie w dużym pokoju albo śpiącej razem w łóżku wkrada mi się między codzienne myśli. Stado regularnie nawiedza moją wyobraźnie i domaga się realizacji. Jakby mój biologiczny zegar przyspieszył i cykał mi nad głową w tempie przypominającym trzymanie palca na przycisku „play” i przewijaniu do przodu w celu popędzenia maszyny. Ja się nie spieszę, coś we mnie się spieszy. Kiedy rozwieszam pranie,