Nie mam już siły, czyli co robić, kiedy rodzicielstwo wyczerpuje - Ładne Bebe

Nie mam już siły, czyli co robić, kiedy rodzicielstwo wyczerpuje

Są dni, kiedy wyjście na dwór z dzieckiem po zakupy to wyczyn. Dni, kiedy sprawy do załatwienia się piętrzą chybotliwie, dzieci wymagają dodatkowej troski a nerwy rodzica, naprężone jak struny przestrojonych skrzypiec, szarga każdy mocniejszy dźwięk, każde kolejne żądanie. Zastanawiasz się, co się stanie: raczej wybuchniesz czy raczej wybiegniesz z domu w kapciach, porzucając dzieci na pastwę losu? To jest moment na twoje BASTA.

Tak jak w innych dziedzinach naszego życia, w rodzicielstwie także może dojść do wypalenia. Chroniczne zmęczenie, gonienie w piętkę, żmudne trudy codzienności są rodzicielską rzeczywistością. Są też normalnością, na którą się przecież godzimy. Jednak o stale rozładowujące się baterie trzeba zadbać. I nawet nie na zasadzie, że to się nam należy, bo owszem, tylko wręcz: bo to jest niezbędny element rodzicielskiej higieny. Jako rodzice robimy superpracę. Dajemy z siebie dużo, czasem wszystko. Czas odpocząć.

WIELE HAŁASU O SELF-CARE

Nie wiem, jak jest z tym u ciebie, ale ja po dniach gonienia, robienia tysiąca rzeczy, nawalania w klawiaturę, nastawiania prań, spacerów, zakupów, wystawania na poczcie, itp., nie umiem w self-care rodem z kont influencerek. One mówią: „zadbaj o siebie”, a ja zwalam się na kanapę i odpalam serial, którego obejrzeniem nie warto się chwalić. W gorszych dniach można nawet zapaść się w oglądanie reality show. Czy wolałabym zamiast tego pomedytować, wziąć kąpiel z pianą albo wybrać się na masaż? Jasne. Ale nawet na to nie mam wtedy siły. Czy ty też tak czasem masz?

O-SIĘ-DBANIE W WERSJI DLA WYPOMPOWANYCH MATEK

Jak wygląda self-care dla rodziców z wyładowanymi bateriami? Jestem gotowa się założyć, że sposób jest jeden (poza porzuceniem rodziny i innymi ekstremalnymi rozwiązaniami). Uwaga, trzymaj się mocno:

Zamiast robić więcej, przestań robić.

I serio, zobacz ile jest muszę, powinnam, trzeba w każdym dniu. To one wyznaczają nam rytm dnia. Ale przecież są tylko przekonaniami. Czymś, na co się same ze sobą umawiamy, albo je dziedziczymy wraz z wychowaniem i kulturą, ale nie są prawdą objawioną. Nie wiem, czy można z nimi podyskutować, ale na pewno można je na jakiś czas porzucić.

Sprawdźmy to na przykładzie:

– śniadanie to najważniejszy posiłek dnia,
– koniecznie trzeba myć zęby,
– dziecko powinno mieć czyste ubranie (w wersji hardkorowej: uprasowane),
– mieszkanie trzeba posprzątać, podłoga w kuchni nie powinna się kleić,
– kołtuny trzeba rozczesać,
– powinnam ugotować zdrowy obiad… itp., itd.

I ja naprawdę zgadzam się z każdym z powyższych, ale istotne pytanie brzmi: które ze swoich przekonań mogę dziś wykreślić? Czy dziecko pójdzie na spacer w brudnej piżamie, której nie zdejmie aż do wieczora? Czy podam mu na obiad danie z mrożonki? Czy moja kuchnia może stać się rajem dla muszek owocówek i innego owadziego życia? Czy zamiast czesać dziecko sięgnę po nożyczki i wytnę dreda, który się pojawił na potylicy?

KOCHANIE, DZIŚ NIE MA KĄPIELI

Kolacja będzie się składać z tego, co było w lodówce. Kawałków marchewki, winogron i plasterka sera, które podam na papierowym talerzyku. Rano ubrania nie będziemy już wyciągać z szafy, tylko z tej sterty, która czeka na prasowanie.

Porzucenie swoich przekonań – choćby na chwilę – na temat tego, co jest naszą powinnością, jest cenne. Robi wyłam w rutynie, pozwala zobaczyć życie trochę zmienionym, z innej perspektywy. I to właśnie najszybciej regeneruje wyczerpane rodzicielskie baterie. Zwalnia nam trochę czasu, ale przede wszystkim – uwalnia głowę. Daje oddech w kieracie. W codziennym stresie staje się czymś odżywczym, odbudowującym.

I naprawdę, doskonale cię rozumiem, jeśli jesteś tą osobą, która w nieposprzątanym domu czuje się źle albo jeśli wierzysz w moc zdrowego jedzenia. Nie nakłaniam cię, żebyś przeistoczyła się w bałaganiarę karmiącą dzieci frytkami. Chodzi o jedno z twoich i moich przekonań – może jedno na dzień, a może jedno raz w tygodniu, to, co do którego czujesz, że możesz je na chwilę porzucić, odstawić i dać sobie z nim błogosławiony luz.

ODPOCZYNEK WYSOKOKALORYCZNY

Zrzucenie z ramion któregoś ze swoich muszę nie zastąpi masażu ani serialu na kanapie, ale krzepi jak cukier. Luzuje pętlę, która nas codziennie trzyma w rytmie zadań. Dzięki temu poluzowaniu oddycham głębiej, zaczynam sobie lepiej radzić ze stresem.

Dlaczego? Bo właśnie DAJEMY SOBIE PRZYZWOLENIE na powiedzenie:
– dość,
– tego jest za dużo,
– potrzebuję wypocząć,
– mam za dużo napięć i presji w każdym moim dniu.

Porzucenie poczucia winy to jak włożenie palca do kontaktu, w którym płynie radość, pomysły na czas razem, i cała ta energia do bycia rodzicem, której często zaczyna brakować. Życie bez poczucia winy robi się bardziej chaotyczne, bo automatycznie jest w nim miej kontrolowania wszystkiego. A jednak – robi się zdrowsze, pełniejsze.

ROBIENIE MNIEJ ZMIENIA ŻYCIE NA LEPSZE

Większość pracodawców niekoniecznie by się zgodziła z tym twierdzeniem, ale to rodzicielska praktyka potwierdza, że ono jest prawdziwe. Każde z nas wielokrotnie odkrywa, że nie zrobienie czegoś powoduje, że – owszem – owa rzecz nadal jest nie zrobiona, ale nie, że wali się nam życie. I przy wyczerpaniu byciem rodzicem to się przydaje szczególnie.

Więc zanim dorzucimy sobie kolejne jakieś powinnam na bary, zgłaszam tezę:

Robienie mniej jest wręcz terapeutyczne

Robienie mniej ma konkretne skutki uboczne:

– wnosi radość do życia rodzinnego (wymaga jednak czasem uświadamiającej rozmowy z partnerem),
– ćwiczy nas w proszeniu o pomoc bez poczucia winy,
– ułatwia wypoczywanie, nawet kiedy jesteśmy ogólnie przytłoczone,
– sprawia, że zaczynamy lepiej czuć siebie, swoje granice.

Wychodzi na to, że robienie mniej jest mocnym krokiem w rozwoju osobistym. Dlatego, kochane czytelniczki, serdecznie Was proszę, abyście zadbały o swoje baterie, a ja w ramach odpuszczania idę wziąć prysznic z zamkniętymi oczami (by nie patrzeć na stan wanny).

Ach, i na koniec link ratunkowy, czyli świetne konto KC Davis, kobiety od sprzątania, która odtruwa nas po perfekcyjnych paniach domu. KC Davis mówi: bałagan jest spoko, zlecenie komuś sprzątania jest spoko, a w ogóle brudny dom jest neutralny moralnie. Zrób to jutro też jest superopcją.

*

Tekst ilustrują prace belgijskiej artystki Giselle Dekel, proste jak memy, ale pełne subtelnej uczuciowości w opowiadaniu o tonięciu w codzienności i o lęku przed zgubieniem w niej siebie.

Maria Bator – stała autorka na Ładne Bebe, nauczycielka przedszkolna, studentka pedagogiki przedszkolnej i wczesnoszkolnej, a także kursu dedykowanego przedszkolankom waldorfskim. Mama dwójki nastoletnich dzieci. Inne jej teksty o rozwoju dzieci i związanych z nimi wyzwaniach rodzicielskich czekają tu.

 

odpocznij-2.jpgodpocznij-4.jpgodpocznij-6.jpgodpocznij-8.jpgodpocznij-11.jpgodpocznij-13.jpgodpocznij-14.jpgodpocznij1.jpgodpocznij7.jpg

Powiązane