Na Ładne Bebe od lat przyglądamy się macierzyństwu z każdej strony. Rezygnacja z niego też jest takim kawałkiem, który chcemy poznać. Świadoma bezdzietność to jego istotna część. Dlaczego kobiety rezygnują z bycia mamą?
Wśród redaktorek Ładne Bebe jako jedyna nie mam dzieci i choć temat rodziny i macierzyństwa mnie fascynuje, nie mam potrzeby zgłębiać go z własnej perspektywy, nie łaknę tego doświadczenia. Coraz częściej obserwuję też, że te bardzo i te trochę bliskie mi osoby również nie planują zostać rodzicami. Trzydziestkę świętowaliśmy kilka lat temu, ale zupełnie nie słyszymy tykania mitycznego zegara biologicznego. Postanowiłam zapytać kilka młodych kobiet, dlaczego zdecydowały się nie zostać mamami. Co nimi kieruje? Czy ta decyzja to synonim egoizmu? A może przeciwnie – to wyraz troski? Czy bycie antynatalistką to zbrodnia przeciw ewolucji i społeczeństwu? Relacje moich bohaterek ułożyłam w formie wielogłosu, byście dojrzeli, że często się przeplatają. Uzupełniam go komentarzem Joanny Frejus – psycholożki zajmującej się wsparciem kobiet w okresie okołoporodowym: kobiet w ciąży i mam małych dzieci, kobiet z doświadczeniem poronienia i tych decydujących się na aborcję. Niechaj słowa terapeutki będę wstępem: Coraz więcej kobiet decyduje się nie rodzić dzieci z jednego, bardzo ważnego powodu. Bo może.
WYBIERAM NIEZALEŻNOŚĆ
Złośliwi nazywają świadomą bezdzietność wygodnictwem, a nawet egoizmem. Społeczeństwo z jednej strony przyjmuje fakt, że zostajemy rodzicami dużo później niż 30 lat temu, albo w ogóle z niego rezygnujemy, ale komentarze dotyczące rzekomo niezabezpieczonej przyszłości wciąż się pojawiają: Czasem słyszę, że będę żałować swojej decyzji, że kto mi poda tę słynną szklankę wody na starość, że to niedojrzałe czy egoistyczne. Zawsze wtedy podkreślam, że to moje życie i moje świadome wybory, a nie fanaberia, dodając, że nie oceniam cudzych, więc nie życzę sobie, aby oceniano moje. W zasadzie nie muszę się z tego tłumaczyć, ale jeśli mam energię, to staram się to robić, aby coś się zmieniło w powszechnym myśleniu – opowiada Paulina Klepacz, dziennikarka i edukatorka seksualna, współzałożycielka magazynu G’rls ROOM. Trzymając się słownikowej definicji egoizmu: „postawa życiowa nacechowana dbałością, wyłącznie lub przede wszystkim, o własne (bądź osób najbliższych) dobro”, możemy traktować wybór kobiet jako wyraz dbałości o siebie. Sabina Mejer, zajmująca się marketingiem i PR-em, od niedawna prowadząca z mężem agroturystykę w Kotlinie Kłodzkiej, tak wyjaśnia swoją decyzję: Czuję, że mój wybór jest pokierowany trochę kwestią samolubną. Bardzo lubię swoje życie, codzienność, do której tak bardzo się przyzwyczaiłam, przygody, podróże, niezależność. Czuję, że taka mała istota, wobec której musiałabym wszystko przearanżować, stanowiłaby dla mnie zbyt duże wyzwanie. Z drugiej strony, podobno posiadanie dzieci i strach przed samotnością na starość to właśnie samolubność…


Słowa Sabiny i Pauliny potwierdza psycholożka Joanna Frejus: Wiele współczesnych kobiet decyduje się, bardzo świadomie, postawić swoje potrzeby, swoją własną niezależność na pierwszym miejscu. Obserwują doświadczenia innych mam w ich otoczeniu, znają opowieści swoich matek i babek, mają świadomość, że zostanie matką powoduje pewne ograniczenia, zamyka drogę do niektórych możliwości – i dodaje: I już słyszę ten protekcjonalny (najczęściej męski) głos, mówiący „Ale przecież tyle możliwości otwiera!”. Być może. Ale nie każda osoba musi mieć potrzebę i ochotę, żeby tego próbować. Idąc dalej tym tropem, niezależność związana z wyborem o niebyciu mamą to także poczucie wolności: Wierzę, oczywiście, że dzieci są ich największą miłością, ale często rozmawiam z mamami, od których ewidentnie wyczuwam minizazdrość, że jestem po prostu WOLNA – mówi Sabina Mejer.
Niezależność to też często wybór wspólny, podejmowany w związku: Oprócz kwestii ekologicznych i filozoficznych, sporo mamy drobnych osobistych powodów, jak niechęci do ryzykowania zdrowia ciążą i porodem czy radość z bycia we dwójkę i chęć zachowania tej niezależności osobistej i finansowej, jaką daje bezdzietność – mówi o decyzji swojej i męża Kaya Szulczewska, prokobieca aktywistka, działaczka społeczna i artystka.
ŚWIAT TO SŁABE MIEJSCE DO ŻYCIA
Myśl o sprowadzeniu na planetę Ziemia nowego człowieka generuje rozmaite lęki – strach przed bólem, trauma, depresja, obawy związane z poronieniem. Motywy kobiet mają naturę emocjonalną i społeczną – obawiają się braku wsparcia. Kamila Raczyńska-Chomyn – instruktorka rekreacji ruchowej i pracy z ciałem, certyfikowana terapeutka BeBo Trening Dna Miednicy i doula, którą możecie kojarzyć jako edukatorkę Dobre Ciało, tak opowiada o swoich obawach: Jako kobieta w ciąży lękałabym się braku pomocy systemowej i opieki okołoporodowej. Tego, że gdyby nie znajomości, mieszkanie w Warszawie i bycie osobą uprzywilejowaną finansowo, nie mogłabym liczyć np. na regularną i bezpłatną fizjoterapię uroginekologiczną czy wsparcie laktacyjne. Kamila wspomina także o kwestiach ekonomicznych – Bałabym się o swoją karierę zawodową, o to, że jeśli bym wylądowała z maluszkiem w szpitalu, to najpewniej spałabym na karimacie na podłodze przy jego/jej łóżku, a mój mąż musiałby stać się jedynym żywicielem rodziny. Podobne obawy, spotęgowane troską o swój stan psychofizyczny ma edukatorka seksualna Paulina Klepacz: Znam bardzo dobrze swoje ciało, swój stan zdrowia i przypuszczam, że ciąża i poród byłyby dla mnie dużym obciążeniem. Po prostu się tego boję i nie chcę doświadczać. A jeśli dodamy do tego jeszcze słaby stan opieki okołoporodowej w naszym kraju, brak dostatecznego wsparcia dla matek, plus sytuację z aborcją, to naprawdę dla mnie nie są to warunki zachęcające do rozmnażania się.


Kamila i Paulina zgadzają się też co do kwestii zawodowej – w ich przypadkach: edukacyjnej i wspierającej – której znaczącą częścią jest właśnie decyzja o nieposiadaniu dzieci. Paulina Klepacz wyjaśnia ją tak: Bardzo cenię sobie moją wolność, spełniam się w pracy zawodowej i w różnych aktywnościach poza nią, np. w szerzeniu seksedukacji. Naprawdę dużo się u mnie dzieje, a ja bardzo to lubię i nie chcę nic zmieniać. Z kolei Kamila Raczyńska-Chomyn jako osoba pracująca w dużej bliskości z kobietami, którym towarzyszy w porodach i połogach, może im przekazać swój czas i energię: Nie posiadając dziecka, mam więcej czasu na pracę, która jest koniec końców pracą opiekuńczą/pomocową i wymaga zasobów, jakie dziecko by mi pochłaniało. Zdecydowanie wolę swoje zasoby inwestować tak, żeby móc wesprzeć wiele osób na wielu polach, a nie nawigować ku dorosłości jedną istotę przez kawał mojego życia. Rozmaite obawy przed urodzeniem nowego człowieka dobrze puentują słowa Kai Szulczewskiej: Wcześniej kłóciły się we mnie dwa odczucia, bo z jednej strony lubię dzieci i fantazjowałam o sobie jako mamie w przyszłości, z drugiej – uważałam świat za słabe miejscem do życia. To przekonanie Kai zostało dawno temu przekute w pogląd filozoficzny, o którym przeczytacie w następnym akapicie.
ANTYNATALIZM TO NIE ANTYDZIECIZM
Wiele osób myli antynatalizm z bezdzietnością, a bezdzietni mogą jako jeden z głównych powodów swojej decyzji mieć właśnie niechęć do dzieci – wyjaśnia aktywistka Kaya Szulczewska. Czym w takim razie jest groźnie brzmiący antynatalizm? Kaya tłumaczy: to filozofia przypisująca narodzinom negatywną wartość, nie ze względu na niechęć do dzieci, a na filozoficzne stanowisko, które zakłada, że narodziny czy szerzej – powołanie na świat człowieka niesie ze sobą ogrom cierpienia, zarówno dla tego człowieka, jak i istot, które nieuchronnie będzie ranić czy zadawać im cierpienie, poprzez egzystencję, konsumpcję, zanieczyszczenie środowiska itd. Chodzi tu zatem o aspekt moralny, o którym traktuje m.in. południowoafrykański filozof i naukowiec David Benatar i który zahacza nieco o filozofię pesymizmu. Filozofowie antynatalizmu mają różne spojrzenia na te kwestię, ale łączy je teza, że lepiej się nie urodzić, niż żyć, ryzykując cierpienie swoje i innych.


Jeśli ten pogląd wydaje wam się okrutny, Kaya wyjaśnia: To rozważanie nie dotyczy już istniejącego życia, antynataliści nie są więc za dzieciobójstwem, morderstwem czy samobójstwem, jak niektórzy sugerują, a rozważają czysto potencjalny byt kontra potencjalny niebyt. Antynatalizm nie jest też praktyką bezdzietności, znam rodziców małych dzieci, którzy patrząc na swoje pociechy i ich cierpienie doszli do tej filozofii. Znam rodziców, którzy dochowali swoje dzieci i z dystansu starszego pokolenia patrzą na to wszystko, rozumiejąc, że brak wnucząt, wcale nie jest taki zły, jak powtarzają im koleżanki z klubu seniora. Reasumując: kluczowe w tej filozofii jest przypisanie negatywnej wartości powoływaniu nowych żyć, a nie samemu życiu. Bazą antynatalizmu nie jest też nienawiść do dzieci. A co z nastawieniem do samych matek? Do kobiecych wyborów o rezygnacji z macierzyństwa? Kaya wyjaśnia: Antynatalizm nie jest też dokuczaniem kobietom w ciąży czy mamom małych dzieci. Zdarza się, że antynataliści są mizoginami, dokuczają matkom, ale to mizoginia, a nie antynatalizm. Antykobiece zachowania nie są podstawą tego nurtu filozoficznego, ale niestety mogą przytrafić się bez względu na liczbę potomstwa czy wyznawaną filozofię życia. Żyjąc w patriarchacie, ludzie często nieświadomie powielają mizoginię, zakładając na nią różne maski.
WYBIERAM BEZDZIETNOŚĆ, BO DBAM O PLANETĘ
Coraz częściej rezygnacja z macierzyństwa czy ojcostwa jest łączona z kryzysem klimatycznym. Bank Światowy ocenia, że jedna osoba wytwarza średnio emisję 5 ton dwutlenku węgla rocznie, Amerykanie – trzy razy tyle. Na portalu Crazynauka.pl czytam, że badania Guardiana wykazują, iż posiadanie jednego dziecka mniej zapobiega emisji około 58 ton dwutlenku węgla rocznie. Ślad węglowy to jedno, ale na świecie jest nas po prostu za dużo – prawie 8 miliardów ludzi, podczas gdy Matka Ziemia może utrzymać jakieś 1,5 miliarda. O niszczeniu planety i o tragicznej wizji jej przyszłości opowiada z czułością i smutkiem sir David Attenborough. Motywacja antynatalizmu jest dziś też coraz częściej związana z dbałością o planetę, upraszczając: nie chcę sprowadzać na ten przeludniony świat kolejnych osób. Wbrew pozorom, może ona być też wyrazem ogromnej troski: nie chcę sprowadzać dziecka na świat, o którym nie wiemy, jak będzie wyglądał za kilkadziesiąt lat – wyjaśnia psycholożka Joanna Frejus. Każda z moich rozmówczyń odniosła się wyraźnie do tej kwestii. Kamila mówi o swoich obawach: Bałabym się, że musiałabym patrzeć, jak moje dziecko rośnie i dojrzewa na planecie, która ledwo zipie przez nasz gatunek i dodaje: uważam, że sprowadzanie na świat nowych ludzi w dobie kryzysu klimatycznego i migracyjnego jest co najmniej niewłaściwe. Jest nas za dużo na kuli ziemskiej, nasz gatunek rozpanoszył się i będziemy ponosić konsekwencje naszych egoistycznych działań. O przeludnieniu jako jednym z głównych motywów opowiada też Sabina Mejer: Współczesnym, największym zagrożeniem dla świata są ludzie i to, co wyrządzamy naszym ciągłym, niepohamowanym rozpychaniem się Planecie. Jest nas po prostu za dużo! Jaką przyszłość mamy dać dzieciom w świecie, który naprawdę zaraz przestanie istnieć w takiej formie, jaką znamy dziś?



Wszystkie rozmówczynie traktują ten temat dwojako: myśląc o dobru Matki Ziemi i trosce o sprowadzanemu na świat człowiekowi. Sabinie i Kamili wtóruje Paulina: Rzeczywistość, w której żyjemy, nie jest przyjazna, stoimy u progu katastrofy klimatycznej. Nie chciałabym skazywać mojego potomstwa na życie w złych warunkach i pogarszać jego istnieniem stanu Ziemi. Powstają już oficjalne grupy zrzeszające osoby świadomie rezygnujące z rodzenia dzieci, jak BirthStrike, na Instagramie pojawił się też #birthstrike – to wyraz lęku przed klimatycznym armagedonem. Nieposiadanie dzieci nie jest już kwestią tabu, nie jest też pejoratywnie rozumianym egoizmem, ba – można o nim mówić w kategoriach altruizmu. Kaya Szulewska argumentuje: Nie chcę tworzyć nowego konsumenta, nawet gdyby potencjalnie miał wynaleźć sposób na rozkładanie plastiku czy samochody zasilane wodą. Tutaj, gdzie żyjemy, naprawdę konsumpcja jest nieuchronna i w moim odczuciu wybór bezdzietności jest wyborem ekologicznym.
Młode kobiety zupełnie serio traktują temat kryzysu klimatycznego w kontekście powiększania się liczby ludzi, na który mają – cząstkowy indywidualnie, ale zbiorczo ogromny – wpływ. Kaya Szulczewska pyta: Czy miałabym powiedzieć dziecku „Sprowadziłam cię na świat, bo byłam ciekawa, czy będziesz mieć oczy zielone po mamie, czy niebieskie po tacie, a na katastrofę klimatyczną zamknij te piękne oczy i idź dalej”.


NIEMAMA KONTRA RESZTA ŚWIATA
Jak na decyzję moich bohaterek reagują ich bliscy: przyjaciele, znajomi i rodzina? Chyba mam olbrzymie szczęście, ale jakoś przypadkowo w moim życiu ułożyło się tak, że większość moich bliskich znajomych również nie ma dzieci z wyboru. Mam też bardzo, bardzo wspierającego męża, który akceptuje moją decyzję i póki co jesteśmy bardzo szczęśliwi w dwójkę – mówi Sabina Mejer. Ciekawa jest też perspektywa rodziców, szczególnie w przypadku Pauliny Klepacz, która nie ma rodzeństwa: Moi rodzice są pogodzeni z tym, że nie będą mieć wnucząt – choć chcieliby – tym bardziej że jestem jedynaczką. Mają swoje pasje i aktywności po pracy, są w bliskim kontakcie z dzieciakami z naszej rodziny, więc nie narzekają. Dla nich najważniejsze jest to, żebym była szczęśliwa, więc wspierają mnie w moich wyborach, za co jestem im bardzo wdzięczna. Z podobnym wsparciem od bliskich spotyka się Kaya Szulewska, która od kilku lat otwarcie mówi o swojej bezdzietności, także publicznie – na Instagramowym koncie @kayaszu. Bardziej kontrowersyjne są reakcje, z którymi spotyka się online: Jeśli są jakieś uwagi, jakieś docinki, to najczęściej od nieznajomych w internecie, którzy radzą mi się zabić albo piszą, że będę żałować. W rodzinie już każdy pogodził się z naszą decyzją. Mąż zrobił kilka lat temu wazektomię, o czym też bez ogródek mówimy, więc decyzja wydaje się na tyle dobrze przemyślana i nieuchronna, że ludziom odechciało się nas nagabywać o dzieci.


Nurtujące jest też, jak kobiety, które nie chcą mieć dzieci, oceniają mamy – czy ich niechęć do posiadania potomstwa przekłada się na negatywny odbiór macierzyństwa? Kaya uważa, że nie można wrzucać wszystkich decyzji do jednego worka. Według niej egoistami są rodzice, którzy decydują się na dzieci z egoistycznych powodów, reszty stara się nie oceniać, biorąc pod uwagę, że sporo ludzi nie zastanawia się nad pobudkami, kierując się na przykład presją społeczną. Bierze też pod uwagę kwestie religijne czy aksjologiczne – rodziców, którzy danie światu nowego człowieka traktują altruistycznie. Kamila odpowiada z perspektywy osoby towarzyszącej kobietom podczas porodu i połogu: Uważam, że nie powinno się rodzić więcej ludzi, ale jeśli ktoś podejmuje decyzję o zastaniu rodzicem, to ja zrobię, co w mojej mocy, żeby to doświadczenie było dobre i godne. Żeby poród i połóg nie był traumą, żeby doświadczenie poronienia nie zostawiło po sobie zespołu stresu pourazowego i żeby każda rodząca osoba czuła, że nie idzie w ten żywioł sama.
*
Wiemy, że Ładne Bebe czytają też kobiety, które nie są (jeszcze) mamami. Cieszy nas to, że do nas zaglądacie! Czy wśród was są osoby, które świadomie zrezygnowały z macierzyństwa? Pokażcie się, dajcie znać, co wami kieruje – chętnie się temu przyjrzymy.
Ilość komentarzy: 10!
Czytałam ten tekst z zaciekawieniem. O tyle o ile rozumiem, że są związki (bo Panów również należy tutaj wziąć pod uwagę, bo to nie powinna być tylko i wyłącznie decyzja kobiety), które nie decydują się na dzieci, to bardzo zabawne jest dla mnie dorabianie do tego proekologicznej postawy i poniekąd ocenianie osób, które decydują się na dzieci, jako te które uległy presji otoczenia. Ja mam dwójkę dzieci, i nie czuję by jakakolwiek presja czy społeczna czy kulturowa została na mnie wywarta, może dlatego że moja rodzina i znajomi nie oczekiwali ode mnie zakładania rodziny., a wręcz przeciwnie 🙂 Nie uważam się też za egoistkę, bo na własną emeryturę spokojnie zarobię sama. Jedynym argumentem który do mnie przemawia, jest początek artykułu: Nie chcę dzieci, bo nie chcę zmieniać swojego świata. Dla mnie to jest ok. Dalej to wygląda bardziej na usprawiedliwianie własnej decyzji, i pokazywanie że cały świat się myli, tylko ja mam rację. Trochę jak u „Mateczek: krytykujących cały świat”. Polecam Paniom zastanowienie się czego one tak na prawdę chcą i czy oby to nie była zasłona dymna co do oczekiwań społecznych. Trochę odbieram część osób jako bardzo niepewne tej decyzji. Jak już wspomniałam, nie każdy musi mieć dzieci, i dzieci szczęścia nie dadzą, póki sami go nie odnajdziemy. Nie ma dobrych argumentów ani za ani przeciw. Jednak należy wziąć pod uwagę, że tak jak wegetarianizm pomaga planecie czy nie używanie plastiku etc. tak nie decydowanie się na dziecko powołując się na ekologię jest dość …intrygujące. A decyzja za może być po prostu potrzebą podzielenia się miłością, stworzenie większej społeczności rodzinnej, nie koniecznie biorąc cokolwiek innego pod uwagę. No może sytuację ekonomiczną 😉
Znając fakty: w czasie lata 2020 tylko 2 województwa w Polsce nie były w stanie zagrożenia hydrologicznego, za 50 lat na większości terenów Polski będziemy mieć problem z dostępem do bieżącej wody pitnej (obecnie problemy ma już Jelenia Góra, Łóź dość szybko zacznie zmagać się z tym tematem itd…) – bagatelizowanie, czy wręcz szydzenie z powódek ekologicznych jako argumentu, który skłania do rezygnacji z rodzicielstwa, to bardzo śmiała postawa. https://www.theguardian.com/environment/2017/jul/12/want-to-fight-climate-change-have-fewer-children
Presja społeczna na posiadanie dzieci jest w Polsce tak ogromna, że nawet można jej nie zauważać. Alternatywny model (pary bez dzieci z wyboru) jest niszowy, marginalny i niezauważalny. Bardziej widoczny jest model „singielek”, czyli kobiet świadomie decydujących się na karierę, a przez otoczenie zaklasyfikowane jako „samotne singielki” (dawniej „stare panny”).To jest manifestacja protestu wobec partiarchatu, który, w przypadku urodzenia dziecka, narzuciłby kobiecie styl życia, który byłby w konflikcie z rozwojem osobistym, karierą zawodową. A wszystko przez to, że partnerstwo w wychowywaniu dziecka w Polsce jest znikome. Znam to wszystko z doświadczenia i bardzo wnikliwej obserwacji placów zabaw, sklepów, przychodni lekarskich, eventów dla rodzin z dziećmi, życia korporacyjnego i innych miejsc, gdzie mogą pojawiać się dzieci.
Ta moja spostrzegawczość, wnikliwa obserwacja i refleksja nad rzeczywistością w Polsce i na świecie, ma swoją genezę w początkach mojego macierzyństwa, gdy po urodzeniu drugiego dziecka dotarło do mnie, że ludzkość czeka lub może czekać bardzo niepewna przyszłość i będzie to dotyczyć dzieci, które właśnie wydałam na świat. Byłam załamana i zadawałam sobie pytanie „Po co ja w takim razie sprowadzałam dzieci na ten świat?”. Dzieliłam się tym z innymi, ale moje otoczenie albo nie widziało problemu, albo mówiło, że „jakoś to będzie” – bo przecież kiedyś prognozowano katastrofę ekologiczną w miastach na skutek gwałtownego wzrostu liczby powozów końskich i końskiego łajna na ulicach… Takie historie właśnie były na czasie wtedy, chyba dla pocieszenia tylko, bo na mnie podziałalo. Przecież nie można ciągle myśleć o katastrofie klimatycznej, gdy na codzień walczysz z ząbkowaniem, kupkami, karmieniem, chorobami i jeszcze pracą…
Warto słuchać innych, jakie mają obawy, przemyślenia, skąd się te obawy biorą i na co wpływają w ich życiu i wspierać się wzajemnie. Skrycie mam nadzieję, że moje dzieci „coś wymyślą” i robię jako rodzic wszystko, aby nauczyły się świadomie żyć na ziemi.
Jako mama, która od zawsze chciala mieć dzieci, ma je i jest z tym szczęśliwia, podziwiam bohaterki artykułu – za odwagę przeciwstawiania się stereotypom. Chociaż jednocześnie trochę żałuję, że takie fajne geny nie będą przekazywane dalej. Co do „szklanki wody”, to największy absurd, bo dzieci wychowuje się dla świata, a nie dla siebie.
Pięknie napisane!
Wielka prośba o poprawienie cytowanych danych dotyczących produkcji przez jedną osobę CO2. Tona to jednostka wagi a nie objętości, chyba że chodzi o tonę rejestrową. Przytoczone informacje są bardzo interesujące ale w Waszym artykule nie sposób porównać danych pochodzących z obu źródeł, które jak zrozumiałam są dość kluczowe dla poparcia argumentacji bohaterek
Dzięki za czujność, poprawiamy! 🙂
No cóż, z mojej perspektywy świat dzieli się na rodziny, związki, które mają Dzieci i tych, którzy nie mają takowych pociech (mam na myśli świadome zrezygnowanie z macierzyństwa). To są dwa inne światy, które mogą się spotkać na pewnych płaszczyznach ale generalnie dzieli je kosmiczna odległość…Na tym też polega nasza różnorodność, odmienność..
Ale bełkot o ekologii w kontekście macierzyństwa to coś co mnie przeraża…Szkoda mi tych Dziewczyn, Kobiet zamykających się w klatce niewiedzy.
Ja majac 20 lat nie chcialam w ogole dzieci. Majac 30 mdlalam na widok porodu, w mojej rodzinie nie bylo zadnych malych dzieci. Nie mialam z nimi doswiadczenia obycia, lubilam swoje zycie prace i generalnie niezaleznosc. Pojawila sie u mnie choroba ktora mogla spowodowac ze nigdy nie zajde w ciaze. I nagle wszystko sie zmienilo. Zaczelam uswiadamiac sobie pewna pustke, swoj wiek, i milion innych mysli, ktore zaczely dzialac bardzo destrukcyjnie. Zaczelam obserwowac matki, wszystkie moje przyjaciolki mialy po kilkoro dzieci odsunelam sie od nich bo wewnatrz zaczelam im zazdroscic rodziny. Natomiast moje bezdzietne kolezanki byly w kolo. Podrozowaly zwiedzaly chodzily na koncerty mialy swoje pasje. Ale z mojej perpsektywy nagle takie zycie stalo sie puste. Ta wolnosc pozorna przestala miec znaczenie. Podjelam walke z choroba. Na kazdym mozliwym polu, medycznym, naturoterapii. Dzis mam 36 lat i prawie roczna corke. Moge smialo powiedziec ze majac dziecko dopiero wiem co to milosc, milosc bezwarunkowa. Nigdy nie podejrzewalabym siebie stroniaca od dzieci, ze oszaleje na punkcie swojej corki. Tego nie da sie porownac z niczym, zadna moja pasja, podroz, czy osoba nie dala mi w zyciu tyle radosci co ona. Ktos tam na fb zadal pytanie jak to jest z perspektywy osoby 20 i 30 paro letniej. Wiec odpowiadam za siebie nie za innych. Nigdy obserwacja cudzego zycia i szczescia ppsiadania dzieci nie bedzie tym samym co wlasne dziecko. I nie zaluje tej decyzji. 🙂
Każda z nas ma prawo wyboru czy chce mieć dzieci czy nie i nie musi tego tłumaczyć (niezależnie czy chodzi o ekologię czy cokolwiek innego). Natomiast co z tymi kobietami, które chciałyby a nie mają, bo nie mają z kim? Tymi, które mogą sprawiać wrażenie singielek pochłoniętych robieniem kariery ale tak naprawdę praca to jedyne co mają? Można mieć pasje, przyjaciół itd. ale dojmująca jest pustka, którą czujesz gdy chciałabyś założyć rodzinę ale nie masz z kim a szanse na zajście w ciążę z każdym rokiem maleją. I to jest grupa osób, która niestety często jest pomijana 🙁