Żywienie dzieci to dla rodziców jeden z ważniejszych, a zarazem jeden z bardziej stresujących tematów. Każdy z nas chciałby, żeby jego dziecko z uśmiechem siadało do stołu, z radością próbowało nowych rzeczy, zjadało różnorodne posiłki, zamiast trzech na krzyż, a na słodycze miało ochotę okazjonalnie. Rzeczywistość zazwyczaj wygląda jednak zgoła inaczej.
O tym, jak rozmawiać z naszymi dziećmi, żeby wspólne posiłki stały się dla wszystkich przyjemnością, a dzieci w przyszłości zbudowały dobrą relację z jedzeniem, postanowiłam zapytać Zuzannę Wędołowską – dietetyczkę i psycholożkę, mamę Szpinakożercy, specjalistkę od żywienia dzieci i autorkę bloga Szpinak robi bleee.
Zdjęcia ilustrujące materiał pochodzą z instagramowego konta @tego_nie_zjadło_moje_dziecko, na którym nasza redaktorka Kasia Stadejek dokumentuje swoje frustracje związane z żywieniem trzylatka.
Rozmawiać z dzieckiem dobrze o jedzeniu, czyli jak? Co to oznacza dla Ciebie?
Myślę, że dobrze to znaczy wiedzieć po co. My rodzice rozmawiając z dzieckiem o jedzeniu często mamy trochę ukryte motywacje. Próbujemy w rozmowie albo przemycić jakieś ważne dla nas edukacyjne tematy, albo zachęcić dziecko do zmiany zdania, tego, czy na przykład już się najadło lub czy chce, czy nie chce spróbować jakiegoś dania. Dlatego warto byłoby, na początek obierając długoterminową perspektywę, zastanowić się, po co tak naprawdę chcemy z tymi dziećmi o jedzeniu rozmawiać.
A kiedy warto zacząć rozmawiać z dziećmi o jedzeniu?
Od pierwszych kęsów. A nawet jeszcze wcześniej. Można w czasie karmienia mlekiem rozmawiać przy dziecku o jedzeniu. To jest fajne, jeśli uda się nam niemowlaka, który jest jeszcze przed rozszerzaniem diety, zaprosić w okolice naszego stołu.
Samo rozszerzanie diety to już jest na pewno ten moment, kiedy powinniśmy wejść w rozmowy na temat jedzenia. Pierwszą, najważniejszą rozmową jest przedstawienie tego, co jemy, tego, co się dzieje dookoła stołu. Opowiedzenie, że szykujemy śniadanie, że gotujemy jajka, że na obiad zrobiliśmy zupę z brokułów, że możemy ją teraz posypać trochę serem. Możemy też opisywać to, co dziecko robi: „o, ugryzłeś duży kawałek brokułu”, „teraz naleśniki spadły na podłogę” lub mówić po prostu o tym, co się dzieje podczas posiłku, o tym, co pojawia się na stole. Oczywiście nie chodzi o to, żeby cały posiłek wypełnić naszym monologiem. To, ile chcemy powiedzieć, ważymy względem naszych możliwości, tego, jak dużo w ogóle mówimy do dziecka, czy tego, na ile mamy siłę akurat przy tym posiłku coś mówić.
Dlaczego warto zacząć temat tak wcześnie?
Tu możemy wrócić do poruszanej przeze mnie wcześniej kwestii najważniejszego celu rozmów z dzieckiem. Jesteśmy przewodnikami po świecie jedzenia, dlatego nasze rozmowy o nim mają pomóc dziecku przede wszystkim to jedzenie poznać. Dobrze jest uświadomić sobie, że dziecko, zaczynając rozszerzanie diety i jeszcze później przez wiele lat, ma ubogą wiedzę o jedzeniu. Ono na początku kompletnie nie wie, co to jest to coś na stole i co z tym zrobić. W trakcie rozszerzania diety dopiero zaczyna zbierać pierwsze doświadczenia. A że doświadczeń i aspektów związanych z jedzeniem jest bardzo dużo, że dziecięca perspektywa patrzenia na jedzenie się jeszcze zmienia, to jest dużo do zrozumienia i dużo do dowiedzenia się o jedzeniu. Jeżeli uznamy, że jednym z ważniejszych celów rozmów jest poznanie przez dziecko jedzenia, zaciekawienie nim dziecka, to wyjaśnia nam się, dlaczego warto już od tych pierwszych kęsów zacząć dziecku o nim opowiadać.
Poruszmy jeszcze temat nurtujący rodziców ciut starszych dzieci i porozmawiajmy o tym, jak reagować na trudne sytuacje. Co na przykład zrobić, co powiedzieć, gdy dziecko nie chce jeść, tak żeby nie pogorszyć tej sytuacji, ale żeby też nie zachęcać go na siłę?
Ja bym zaryzykowała stwierdzenie, że w obszarze jedzenia istnieje jedno jedyne magiczne stwierdzenie, które warto w takich sytuacjach powiedzieć, czyli: „jeżeli nie chcesz, to nie musisz tego jeść”, „nie musisz siadać z nami do stołu”, „nie chcesz, to nie próbuj”. Takie słowa uwalniają całą presję i napięcie w obszarze jedzenia. Nie sprawią one, że dziecko ominie posiłek, bardzo często działają wręcz odwrotnie. Gdy my rodzice uznamy dziecięcy sprzeciw, zaznaczając, że rozumiemy dziecko i że jest to okej, dziecko ma często większą ochotę, żeby do tego stołu jednak usiąść. Po 2–3 minutach zabawy najczęściej decyduje się, żeby przyjść i zjeść bułkę albo chociaż zobaczyć, co się przy stole dzieje, szczególnie wtedy, gdy my przy nim usiedliśmy i rozmawiamy na przykład z partnerem lub partnerką albo jemy to, co wcześniej przygotowaliśmy. Dlatego tak ważnym warunkiem tego, aby zmniejszyć napięcie wokół stołu, jest to, byśmy siadali jak najczęściej do posiłków wspólnie.
A z drugiej strony – jak wesprzeć dziecko, które bardzo dobrze je, które chce próbować nowych rzeczy? Co powiedzieć, żeby je (w cudzysłowie) pochwalić?
Tak, rzeczywiście unikajmy takiego chwalenia wprost: „o, jak pięknie spróbowałeś”, „o, jak pięknie dzisiaj zjadłeś”. Jedzenie nie jest elementem wychowania, nie powinno być nagradzane w żaden sposób. Natomiast możemy zauważyć to, co się dzieje, to, co widzimy, dokładnie tak samo, jak to się dzieje w przypadku innych umiejętności: „zauważyłam, że dziś spróbowałeś brokułów”, „chyba miałeś na początku wątpliwości, czy spróbujesz tej ryby, ale jak spróbowałeś, to okazała się całkiem smaczna”.
Dobrze jest też uczyć dzieci o tym, że jedzenie się zmienia. Zrozumienie, że jedzenie nigdy nie smakuje tak samo, jest bardzo ważną umiejętnością dla dziecka. Że ta sama zupa pomidorowa gotowana przez babcię może któregoś dnia smakować inaczej. Że zupa pomidorowa przygotowana w domu smakuje inaczej niż ta u babci i jeszcze inaczej niż ta w przedszkolu. Powiedzieć dziecku, że warto jest sprawdzić, czy akurat ta konkretna zupa mi nie zasmakuje. Może zupa pomidorowa mi nie smakuje, ale gęsty krem pomidorowy z mozzarellą podawany w restauracji okaże się pyszny. To jest fajna wiedza o tym, że jedzenie ma różne formy i że warto sprawdzać, co jak smakuje, o której możemy dzieciom mówić. Jeżeli dziecko ma już dość duże kompetencje, to też warto je w ten sposób pogłębiać. Drugim elementem, który jest równie ważny i który warto wspierać przez rozmowy, jest danie dziecku umiejętności poradzenia sobie z jego preferencjami. Dziecko na pewno spotka w życiu takie momenty, gdy coś mu w jedzeniu nie będzie pasować. My też je spotykamy. Ja na przykład idę do restauracji meksykańskiej i tam w każdym daniu jest kolendra, na którą reaguję wręcz alergicznie, ale potrafię sobie z tym radzić. Albo proszę kelnera, żeby zamówione przeze mnie danie było bez kolendry, a jeżeli to się nie uda, to ją po prostu wyciągam i zjadam posiłek. Tego samego możemy uczyć nasze dzieci. Że jeżeli na kanapce jest szynka, której nie chcę zjeść, to jest okej, że można wtedy na przykład tę szynkę sobie zdjąć, że jeżeli przykładowo kotlet jest duży i trafiła się w nim jakaś chrząstka, to można pomóc dziecku ją odkroić, jeśli potrzebuje, a dziecko może sprawdzić, czy reszta kotleta jest okej. To oczywiście nie zawsze działa, zdarza się, że w pewnym momencie dziecko nie zje tych przysłowiowych ziemniaczków, które zetknęły się z buraczkami, bo one są pobrudzone i generalnie nie da się ich według dziecka tknąć. Natomiast stopniowe kształtowanie tej umiejętności jest bardzo ważne. Wtedy dziecko, które w szkole dostanie kluski z innym sosem, będzie wiedzieć, że może sobie te kluski spod tego sosu wyjąć i je zjeść, dzięki czemu nie będzie głodne. To są ważne umiejętności, bo przecież chcemy, by w przyszłości dzieci potrafiły samodzielnie dobrze jeść.
Równie trudną kwestią dla rodziców jest to, jak traktować słodycze i jak rozmawiać o nich z dziećmi tak, aby nie stały się one owocem zakazanym.
Słodycze faktycznie bywają problemem, ale dominuje on głównie u młodszych dzieci. Ja rozszerzyłabym tę kwestię również o fastfoody, przetworzone jedzenie, słone przekąski. Takiemu siedmiolatkowi może już bardziej zależeć, aby pójść do McDonald’sa i to to staje się większym problemem niż słodycze. W naszej nowej książce „Rozgryzione. Jak nauczyć dziecko dobrze jeść?”, którą napisałam wraz z Martą Kostką, jest bardzo duży rozdział o jedzeniu wysokosmakowitym, czyli właśnie słodkim, słonym i tłustym, oraz o jedzeniu dużych ilości przez dziecko. Tam znajdziemy sporo informacji o tym, jak znaleźć spokój w tym temacie i jak wspierać w nim dziecko. W tym przypadku podstawą jest samoregulacja. To wszystko, co robimy od samego początku rozszerzania diety, to, że nie zmuszamy, nie naciskamy, nie zachęcamy do jedzenia, nie mówimy dziecku „oj chyba jeszcze jesteś głodny”, wspiera dziecięcą samoregulację. Jeżeli jej nie zaburzymy, to dziecko będzie potrafiło decydować o swoim ciele i jego potrzebach, będzie wiedziało, kiedy jest głodne, a kiedy się najadło. To stanie się później podstawą do radzenia sobie ze słodyczami. Wierzymy w to, że dziecko zatrzyma się w jedzeniu tych słodyczy. I początkowo to pięknie widać u takiego dwu-, trzylatka, że kończy jeść deser, gdy jest już najedzone, później nie sprawia mu to już przyjemności. Z biegiem lat dziecko często słyszy, niekoniecznie od nas rodziców, ale z otoczenia, że jednak ze słodyczami jest coś nie tak, że nie należy ich jeść dużo, że nie należy jeść ich często, że są niezdrowe, tuczące, złe, mają złe składy, że coś się stanie złego, jak będziemy je jeść. Im więcej tych informacji, tym rzeczywiście częściej dziecko może po nie sięgać właśnie na zasadzie takiego zakazanego owocu. A co my możemy mówić o słodyczach? Mówić o tym, że są normalne. Że jest to normalne jedzenie, które jemy w trochę mniejszej ilości. Że w żywieniu jest miejsce na śniadanie, obiad, kolację, ale jest też miejsce na deser. I siłą rzeczy, skoro deser czy ta słodycz jest raz dziennie, to jest to mniejsza ilość niż śniadanie, obiad i kolacja razem wzięte. Mówienie o równowadze i proporcji między różnymi rodzajami jedzenia, o tym, że potrzebujemy jeść różne rzeczy, żeby się rozwijać, to są właśnie te dobre komunikaty dotyczące jedzenia wysokosmakowitego.
Czy jest coś jeszcze, co warto byłoby na koniec dodać?
Tak, warto jeszcze pamiętać, że jeżeli rozmawiamy z dzieckiem o jedzeniu, a naszym celem jest umożliwienie mu poznania jedzenia, to warto pielęgnować dziecięcą ciekawość. To, że ciekawość rozwija dziecko, widać w różnych aspektach jego rozwoju. Nie inaczej jest z jedzeniem. Ono jest dla maluchów fascynujące, a szczególnie to, co w obszarze jedzenia robią dorośli. Ta ciekawość może wyrażać się w różny sposób, przez pytania: co to jest, jak to gotować, przez chęć spróbowania dziwnego owocu, który zobaczymy w sklepie (nawet jeśli kosztuje dwadzieścia złotych), aż po to, że dziecko chce eksperymentować i sprawdzać, co się stanie, gdy zamoczy słodkiego naleśnika w sosie. Chcemy tę ciekawość pielęgnować i nie hamować jej powtarzaniem, że warzywa są zdrowe. One mają być ciekawe, fascynujące, kolorowe, pyszne.
Dziękuję Ci bardzo za rozmowę.
*
Zuzanna Wędołowska – dietetyczka i psycholożka. Zaraża spokojem i zaufaniem do tego, że istnieje dziecięca potrzeba dobrego odżywiania się. Współautorka przewodnika „Rozgryzione. Jak nauczyć dziecko dobrze jeść?”. Prowadzi stronę internetową „Szpinak robi bleee”, dzięki której wspiera rodziców w żywieniu dzieci, a także stara się koić lęk dorosłych oraz pokazywać im, jak na jedzenie patrzą ich dzieci.












