„Zupełnie inaczej smakuje taka sama kanapka zjedzona w pośpiechu przed wyjściem do pracy i na szczycie zdobytej góry”, mówi psycholożka i psychoterapeutka Aleksandra Fabjańska. Na czym polega zasadnicza różnica? Jak rozszerzać dietę dziecka? Koniecznie przeczytajcie!
O tym, jak rozszerzać dietę przy rodzinnym stole w dobrej atmosferze i bez presji, opowiada psycholożka i psychoterapeutka Aleksandra Fabjańska.
Podchodząc do rozszerzania diety maluszka, skupiamy się najczęściej na produktach, ich jakości czy kolejności podawania. O czym – prócz jedzenia i gotowości dziecka – warto jeszcze pomyśleć?
Na początku rozszerzania diety nie chodzi o to, aby dziecko od razu najadało się stałymi pokarmami. Chodzi o to, aby miało możliwość poznawania i nauki jedzenia różnych potraw. Ten czas to również zaproszenie go do wspólnego, rodzinnego stołu. Posiłek dziecka nie jest już odrębną czynnością – ono może jeść równocześnie ze swoimi najbliższymi, w dodatku te same potrawy, co oni.
A z punktu widzenia psychologii – co jest ważne podczas nauki jedzenia?
Najważniejsza jest atmosfera, którą tworzymy wokół spożywania posiłków. Rozszerzenie diety to także początek relacji z jedzeniem. Pojawia się satysfakcja z tego, że dziecko już nie musi czekać, aż ktoś je nakarmi, ale może robić to samo. Jedzenie może być bardzo ważnym źródłem dostarczania sobie przyjemności. I nie mam tutaj na myśli emocjonalnego objadania się czy niwelowania napięcia jedzeniem. Każdy potrzebuje w życiu przyjemności, a czerpanie jej z dobrej potrawy jest dość prostym sposobem na tę radość.
Czyli znaczenie ma nie tylko to, co jemy, ale także gdzie i w jakich warunkach?
Okoliczności wpływają na to, czy posiłek będzie dla nas przyjemny, czy stresujący. Zupełnie inaczej smakuje taka sama kanapka zjedzona w pośpiechu przed wyjściem do pracy i na szczycie zdobytej góry. Dzieci też będą czuły tę różnicę: czy posiłek jest kolejnym zadaniem do wypełnienia, najlepiej szybko, czy okazją do zatrzymania się i uważności.
Mówi się dużo o wspólnym jedzeniu przy jednym stole. Dlaczego to ważne?
Mało jest tak dobrych budulców dla relacji jak wspólne doświadczenia. A tym właśnie jest jedzenie – doświadczeniem. Smak może nas zaskoczyć, rozczarować lub dopieścić. Wspólne jedzenie jest momentem na zaobserwowanie tego, co nas łączy, a co nas różni w rodzinie. Połączenia będziemy widzieli w tym, jak cieszą nas podobne potrawy; to mogą być niuanse i ciekawe zwyczaje danej rodziny.
Są domy, których mieszkańcy nie wyobrażają sobie pizzy bez ketchupu, i takie, w których do pizzy stawia się na stół oliwę – a tego rodzaju zwyczaje to ważny element kultury danej rodziny. Są też różnice, które pomagają nam pamiętać, że chociaż jesteśmy połączeni, to każdy z nas jest autonomiczną osobą. To się wyraża w prostych rzeczach, dla przykładu: starszy syn obok talerza z zupą dostanie solniczkę, bo wiadomo, że lubi słone, a młodszy zje tę zupę z ryżem zamiast makaronu, bo makaron mu nie pasuje. Każdy ma swoje preferencje i swoją odrębność.
Może jednak te wspólne posiłki są istotne dopiero dla starszych dzieci?
To ma znaczenie od zawsze, od początku życia. Niemowlęta przychodzą na świat z olbrzymim potencjałem budowania więzi. Taki maluszek przecież nie mówi, większość dnia spędza na obserwacji: czego mam się nauczyć, aby pasować do tego domu, jakie umiejętności mam rozwinąć, aby stać się częścią swojej rodziny? Zapraszanie niemowlaka do wspólnych posiłków będzie dla niego jasnym przesłaniem: to jest ważny moment w ciągu naszego dnia i chcemy, abyś był jego częścią.
Jakie znaczenie ma przykład i obecność rodziców lub innych członków rodziny?
Dzieci uczą się w dużej mierze przez obserwację i naśladowanie, więc przykład rodziców ma wielkie znaczenie. Ale trzeba też pamiętać, że dziecko nie jest czystą kartką, na której rodzice zapisują,. co chcą. Dziecko też przychodzi na świat ze swoim usposobieniem i temperamentem, co będzie miało wpływ na jego preferencje związane z jedzeniem.
A czego maluch się uczy przy tym wspólnym stole? Oprócz samego jedzenia oczywiście
W większości rodzin wspólny posiłek jest okazją do rozmowy, wymiany doświadczeń i opowieści o tym, jak minął dzień. Małe dziecko, które zostaje zaproszone do stołu, może się stać obserwatorem i aktywnym uczestnikiem tej rozmowy.
Niedawno przeczytałam w książce Katarzyny Ławrynowicz „Maroko. U mnie w Marrakeszu”, jak Marokańczycy podczas wspólnych posiłków sadzają małe dziecko na środku stołu, przy misce kuskusu, i z czułością obserwują jego minki i sposób, w jaki próbuje jedzenia. Myślę, że początki rozszerzania diety, obserwowanie tego, jak dziecko poznaje świat smaków, może być rozczulające. A zatem z jednej strony dziecko może obserwować nas, z drugiej – my przyglądamy się jemu i pokazujemy, że ciekawi nas, jak przeżywa nowe smaki.
Wspomniałaś o znaczeniu atmosfery przy stole. Jak wpływa ona na kształtowanie się relacji z jedzeniem?
Pewnie każdemu z nas zdarzyło się zjeść obiad w nieprzyjemnej atmosferze – doświadczyć kłótni rodzinnej czy bardzo rygorystycznych zasad w stołówce przedszkolnej albo na obozie letnim. Myślę, że każdy z nas zna to uczucie, jakby przełyk zesztywniał i żołądek się zasznurował. Będzie to truizm, ale niech to wybrzmi: dobra atmosfera wspiera relację z jedzeniem, a jeśli jest zła, to z reguły ludziom odechciewa się jeść.
Ale uwaga! Wiem, że to jest taka wiedza, która mogłaby łatwo wpędzić w poczucie winy. Nie chciałabym tutaj rysować bardzo romantycznej, wyidealizowanej wizji „wspólnego, rodzinnego posiłku w ciepłej atmosferze”. Realia są takie, że w każdej rodzinie zdarzają się kłótnie, także w trakcie posiłków. Nierzadko musimy się spieszyć, dzieciom zdarza się grymasić, a rodzicom złościć. Nie chcę, żebyśmy tą rozmową dodawały jakieś kolejne zobowiązanie młodym rodzicom, bo i tak mają ich już dużo.
Jak zatem bez nadmiernej presji zadbać o to, by przy wspólnym stole było po prostu miło?
Łatwiej o fajną atmosferę, kiedy jemy to, co bardzo nam smakuje. Sama przypominam sobie o tym jako mama. Jak większości rodziców, zależy mi, żeby moje dzieci jadły zdrowo. Wiem jednak, że czasami lepszą decyzją będzie podać coś mniej zdrowego, co dziecko szczerze ucieszy i przyciągnie do stołu jak magnes.
Dzieci uczą się poprzez zabawę. Czy jedzenie może być zabawą, czy nie powinno?
Oczywiście! Jeżeli boję się czegoś dotknąć, to tym bardziej boję się to włożyć do buzi i jeść. Zabawa jedzeniem jest naturalnym etapem w nauce jedzenia.
Czy warto zachęcać dziecko do jedzenia? Czy niesie to jakieś ryzyko?
Dzieci nie są autodestrukcyjne – zaznaczę, że mówię o zdrowych dzieciach i tych bez trudności rozwojowych – w ich interesie jest grać do bramki własnego rozwoju. Z reguły wystarczy, że jako rodzice przygotujemy coś zdrowego, co sami mielibyśmy ochotę zjeść. Po stronie dziecka jest już odpowiedź na to zaproszenie. Ludzie nie lubią być ograniczani i kontrolowani w podstawowych sprawach, jak sen, wydalanie czy jedzenie. Odpowiedzialnością rodzica jest przygotować taki posiłek, aby był dla dziecka zdrowy, zachęcający i możliwy do zjedzenia, odpowiedzialnością dziecka jest to, ile ono zje.
A jeśli nie chce jeść, próbuje niechętnie – jak się nie zrażać, nie frustrować i jednocześnie nie wywierać presji na dziecko?
Najpierw należy zwrócić wzrok na siebie i przypomnieć sobie lub zapytać bliskich, jak sami jedliśmy jako dzieci. Czy jesteśmy wspominani jako niejadki? Być może nasz lęk wcale nie wynika z realnych trudności dziecka, a jest jedynie wspomnieniem tego, co dla nas samych było lub jest trudne w relacji z jedzeniem.
Jak zatem nie przesadzać z dążeniem do ideału, z dostosowaniem się do porad i nie zadręczać wyrzutami, jeśli nie będzie idealnie?
Myślę, że warto pamiętać, że nie tak łatwo jest zepsuć dziecko. Większość dorosłych osób, które znam, je różnorodnie i z przyjemnością. Oczywiście, rodzice i opiekunowie wpływają swoimi działaniami na to, jaką relację z jedzeniem nawiąże dziecko. Ale trzeba pamiętać, że wewnętrzne „oprogramowanie” dziecka raczej mu sprzyja, niż je ogranicza. Każda rodzina ma swoje sposoby na bliskość i celebrację. Dla jednych będą to posiłki, dla innych wyjazdy w góry czy wspólny seans filmowy. Nie ma się co katować w kwestii celebrowania posiłków, jeżeli to nie nasz styl.
Aleksandra Fabjańska
Instagram: @psychologiczna.szkolarodzenia
Psycholożka i psychoterapeutka. Założycielka Psychologicznej Szkoły Rodzenia. Zajmuje się psychoedukacją i psychoterapią okołoporodową. Stale współpracuje z położnymi i innymi specjalistkami okołoporodowymi. Prywatnie mama dwójki.
***
Zarówno przy codziennych wspólnych posiłkach, jak i wielkich rodzinnych spotkaniach przy stole nieocenione będzie krzesełko Tripp Trapp®, które zostało zaprojektowane tak, by zbliżać do siebie rodzinę. Co ważne, krzesełko rośnie razem z dzieckiem i jest odpowiednie na każdym etapie jego życia – od urodzenia do dorosłości. Zestaw dziecięcy Tripp Trapp® Baby Set² zamienia ten mebel w wygodne krzesełko do karmienia, odpowiednie od momentu, gdy dziecko będzie w stanie samodzielnie siedzieć.
Artykuł powstał we współpracy z marką Stokke.


