„Moja córka jest brzydka” – o depresji poporodowej

Patrząc na córkę, pomyślałam: jest brzydka. Miała cztery miesiące. Dotychczas nie wychodziłam z zachwytu. Była taka piękna. Kiedy się zmieniła? W którym momencie przestały mnie wzruszać podkręcone rzęsy, małe uszka i drobne paluszki? Przestało mnie zachwycać tulenie, nie roztkliwiał zapach pulchnego ciałka. Może minął jej noworodkowy czar?

Potem zauważyłam, że nic nie jest w stanie sprawić, że się relaksuję. Byłam spięta i zestresowana. Wychodziłam na spacer i nie odnotowywałam, że świeci słońce. W sierpniu, na wakacjach w Apulii, tylko raz poczułam zadowolenie, rzucaliśmy frisbee w morzu, Kromeczka spała w namiocie na długiej drzemce. Nie zachwycało włoskie jedzenie, cappuccino, nie poruszały widoki ani świadomość, że to nasze pierwsze wakacje w czwórkę. Byłam rozczarowana. Myślałam, że to ze zmęczenia i z upałów, które dochodziły do 40 stopni. Chyba za szybko wybraliśmy się na zagraniczne wakacje – tłumaczyłam.

W pewnym momencie przez głowę przemknęła mi myśl, że mąż byłby lepszą matką ode mnie. Pojawiły się myśli, że źle się opiekuję córką, że za mało, nie tak.

Straciłam ochotę na zajmowanie się córką i rozmowy ze starszym dzieckiem. Czułam się niewystarczająca jako mama. Spędzanie czasu z dziećmi stało się obowiązkiem, od którego chciałam uciec. Na samą myśl, że zbliża się moment odbioru starszego ze szkoły, wpadałam we frustrację. Byłam znudzona, przemęczona i przebodźcowana. Nic, co dotychczas służyło regeneracji stanu, który przecież przychodzi cyklicznie do nas, rodziców, nie działało. Ani jedzenie, ani urlop, ani wyjazdy czy samotne wyjścia.

Były i lepsze momenty, ale zniknęło charakterystyczne dla mnie zachwycanie się, branie głębokiego oddechu z zachwytu, za czym szły motyle w brzuchu, miły dreszcz ekscytacji. A potem wszystko, co przeżywałam, zlało się w mdłą, jednostajną papkę. To nie jest tak, że depresja rzuciła mnie na kolana. Te objawy przychodzą bardzo powoli, stopniowo. Powiedziałabym, niezauważalnie. Po kilku tygodniach przyzwyczajasz się do tej nowej perspektywy, zapominając, że kiedykolwiek miałaś inną. Zaczynasz tłumaczyć ją różnymi życiowymi sytuacjami.

Zrzut-ekranu-2024-12-13-o-13.01.49.png

Powoli traciłam także radość z posiłków. Jedzenie nie dawało przyjemności. Nawet to z ulubionej restauracji. Jadłam bez apetytu, jakbym połykała powietrze. Jednocześnie borykałam się z bólami brzucha wywołanymi prawdopodobnie nieżytem żołądka, który męczył mnie od porodu. Zrzucałam więc brak apetytu na problemy z żołądkiem.

Zaczęłam również kompulsywnie kupować. Chyba w poszukiwaniu dopaminy, jakiegoś zastrzyku euforii, radości. Tłumaczyłam te zakupy potrzebą poczucia się ładnie. Siedzenie w domu z niemowlęciem nie oznacza, że mam wyglądać jak lump, prawda?

Potem przyszła złość. Dużo złości i pretensji do męża. Rozwiązałam wór z żalami, które zbierałam na przestrzeni 15 lat wspólnego życia, by rzucać nimi w poczuciu krzywdy i niesprawiedliwości.

A na koniec – obezwładniający lęk i zmęczenie. Potok zalewających mnie destrukcyjnych, krytycznych myśli. Że jestem beznadziejna, za mało zarabiam, nie umiem tego, co dotychczas wydawało mi się, że jest moim konikiem. Coraz rzadziej wychodziłam na spacery z córką, coraz mniej jadłam. Na koniec przestałam się przebierać z dresu, w którym spałam, w te piękne ciuchy kupione kilka tygodni wcześniej.

I wtedy, gdy jeszcze nie widziałam, że tonę, usłyszałam od internistki, u której byłam przy okazji jakiejś infekcji, że muszę mieć pomoc. Coś we mnie pękło, bo pomoc mam, męża i teściowej, nawet panią do sprzątania raz w tygodniu, ale nawet gdybym miała całą armię ludzi do pomocy, to w moim samopoczuciu raczej niewiele by się zmieniło.

Cztery tygodnie po przyjęciu escitalopramu siedzę umyta, w nowej koszuli i starych jeansach przy biurku i piszę ten tekst. Zjadłam z mężem jajka na bekonie, wypiłam herbatę i poprawiłam to wszystko waflami przekładanymi masą krówkową. Za oknem pachnie rozgrzanymi na słońcu opadłymi liśćmi. Zasłony tańczą na wietrze. Moja córka pachnie miłością, która wprawia moje wnętrzności w drganie. Biorę w dłonie jej drobne paluszki u stóp. Jest tak miękka, ciepła. Wdycham zapach jej włosów. Za 40 minut jadę po syna do szkoły. Będziemy budować bazę, w której położymy się na poduchach zniesionych z całego domu, by czytać „Budowę samochodu” autorstwa pana Słodowego. Wtulam twarz w loki męża, kocham cię, mówię, jak dobrze, że jesteś, myślę. Czuję wszystko. I jest to najprzyjemniejsze. Czuję, więc żyję. Depresja to bycie martwym za życia.

Karmię piersią, biorę leki antydepresyjne. Bardzo się bałam, czy w jakiś negatywny sposób nie wpłynie to na moją półroczną córkę. Ustaliliśmy z psychiatrą, że będę obserwowała, czy mała nie staje się zbyt senna lub pobudzona. Dziś, gdy jestem w perspektywie dobrego samopoczucia, rozumiem słowa przeczytane w ulotce: niewielki procent SSRI w mleku jest mniejszym ryzykiem dla dziecka niż matka pogrążona w depresji. A ja mam dwoje dzieci. I męża, i pracę, i przyjaciół.

To mój drugi epizod depresji. Pierwszy rozpoczął się dokładnie pół roku po narodzinach pierwszego dziecka. Z tą różnicą, że wtedy próbowałam się leczyć tylko psychoterapią. Terapeutka, na moje pytanie o leki, odradzała mi ich stosowanie, argumentując, że świetnie sobie radzę, a leki mogłyby przytłumić emocje i wpłynąć na proces terapeutyczny. Leczyłam depresję psychoterapią przez trzy lata, po dwóch i pół, wycieńczona, poszłam do psychiatry. Mimo wielu różnych sukcesów w terapii dopiero po decyzji o lekach wyzdrowiałam. Dziś wiem, że czekanie tak długo było wielkim błędem. Między ostatnim leczeniem a obecnym minęły ponad dwa lata. Znów jestem w terapii, znów biorę leki. Znów jestem sobą.

Szacuje się, że w Polsce nawet jedna na pięć kobiet po porodzie cierpi na depresję poporodową. Co druga nie zgłasza się do specjalisty. Dołki i kryzysy są naturalną częścią życia. Nieustające przez kilka tygodni obniżenie nastroju, zmęczenie, trudna w kontrolowaniu złość czy frustracja mogą być czymś więcej niż chwilową trudnością. Mogą być depresją, a ta, nieleczona, zagraża życiu.

* Wyróżniony cytat pochodzi ze strony pacjent.gov.pl.

IMG_0262-scaled.jpeg

Magda Cygan

Mama Cypiska i Kromeczki. Na Instagramie prowadzi konto @magda_cygan, na którym przełamuje tabu i mówi szczerze o doświadczeniu macierzyństwa. Prowadzi także sklep z wyselekcjonowaną odzieżą z drugiej ręki – @nowy_sort.

Podziel się

Powiązane