modoterapia

Modoterapia

Szafa Ewy

Modoterapia

Mamy, kobiety, ich podejścia do ubrań i ich szaf. Zapraszamy was na spotkania, na których przez ubrania rozmawiamy o nas samych. A może odwrotnie?

Otwierasz szafę i nie masz się w co ubrać. Albo zanim ją otworzysz, wiesz doskonale, po co sięgniesz, bo ubranie ma ci pomóc w osiągnięciu celu. Wypełniłaś półki rzeczami, w których chcesz zniknąć, albo takimi, które podkreślają twoje istnienie. Stawiasz na wygodę. Na pragmatyzm albo na ekstrawagancję. Ścigasz się z trendami albo słuchasz siebie. Jesteś mamą i, niezależnie od etapu macierzyństwa, od nowa kreślisz swoją kobiecość. Inaczej się rozumiesz. Inaczej się widzisz. Zmieniły się twoje potrzeby. Poszukujesz swojego stylu.

Wszystkie przez to przechodzimy. Bardzo różnie. Razem z Antoniną Samecką, twórczynią marki odzieżowej Risk made in Warsaw, chcemy z wami o tym rozmawiać. Popatrzeć na te zachodzące w nas zmiany i zajrzeć do szaf. Zrobić sobie modoterapię. Dlaczego? Antonina wyjaśni to chyba najlepiej.

Dlaczego chciałaś zajrzeć do szaf mam?

Bycie mamą wytrąca szafę z rutyny. Najpierw ciąża, potem poporodowe dochodzenie do siebie, rzeczy do karmienia, okres wygodnych dresów – bywa, że wraca się do pierwotnej garderoby, ale czasem życiowa zmiana na stałe zmienia też podejście do ubrań. To się dzieje na różnych płaszczyznach – kupujesz inne rzeczy, albo mniej, albo są bardziej kobiece, a może prostsze, każdy ma inaczej. Ciekawią mnie te historie, czasem zupełnie nieuświadomione, często sprzeczne w doświadczeniach.

Rozmowa o ubraniach otwiera chyba znacznie więcej tematów?

W tym, co nosimy, zaszyte jest znacznie więcej historii, niż tylko stosunek do mody czy estetyki. Zwykle ubrania, które wybieramy, mają pasować do kontekstów, w jakich jesteśmy, i tu zaczyna się już zupełnie nowa opowieść.

Coś cię zaskoczyło na spotkaniu z dziewczynami?

Zdziwiło mnie to, co zdziwiło je – że nigdy przedtem ubrania nie były dla nich tematem życiowych rozmów. Zakupy, wyprzedaże, ciuch jako wizerunek, porządki w szafie – owszem. Ale skupienie się na ubiorze jako emanacji tego, co chcemy zrobić, osiągnąć, kim być – to zupełnie nie.

Jaką, twoim zdaniem, rolę może odgrywać ubranie?

Może cię wzmocnić lub osłabić. Może ci pomóc wejść w rolę albo ją utrudnić. Zupełnie inne rzeczy spotykają tę samą osobę w wyciągniętym dresie, a inne w czerwonej sukience – inne rzeczy się dzieją w pracy, inni mężczyźni się tobą interesują, nawet obsługa w knajpie inaczej cię traktuje.

Co zauważasz, patrząc na kobiety?

Osobę. Staram się zgadnąć, co w sobie lubi, a co nie. To mi się przydaje przy robieniu zdjęć – zwykle w ułamku sekundy rozpoznaję, co ktoś chciałby pokazać, opowiedzieć o sobie na zdjęciu, a co ukryć.

Oceniasz?

Gust? Już dawno nie. Ale dopowiadam sobie wiele historii. Trochę jak wróżka, która czyta z ręki. Ja czytam z ciuchów (śmiech).

A co doceniasz?

Lubię, kiedy kobieta ma świadomość, że ubranie ma nie tylko wpływ na to, jak inni cię oceniają, ale też na to, jak ty oceniasz samą siebie. Lubie też, kiedy używa ubrań dla wzmocnienia siebie.

*

Na pierwszym spotkaniu swoją szafę pokazała nam Ewa, fotografka, mama dwójki dzieci. Aktywna zawodowo, karmiąca piersią swoją córkę, szukająca ubrań sprawdzających się w każdym kontekście. Przy okazji naszego spotkania wyrzuciła wielką górę ubrań, trzymała je bez powodu. Za duże, za stare, zapomniane, już nie jej. Poczuła ulgę. Odkryła też, że pięknie wygląda w czerwieni, i że dobry dekolt dodaje jej siły.

Przeczytajcie rozmowę, którą z Ewą przeprowadziła Antonina. Jest o odzyskiwaniu siebie, po kilku latach bycia głównie mamą. O ubraniach do pracy i tych do karmienia. Oraz o tym, że czyjeś dobre słowo potrafi odmienić nasz obraz samych siebie.

*

Co się zmieniło w twojej szafie odkąd masz dzieci?

Mam wrażenie, że kiedy zostałam mamą, po raz pierwszy, na jakiś czas zapomniałam o tym, że jestem też kobietą – wskoczyłam w macierzyństwo na główkę i zaczęło mnie to w pełni definiować.

W czym wtedy chodziłaś?

Nie mam zielonego pojęcia. Przeglądam fotografie sprzed paru lat, ale nie widać mnie na nich. Większości ubrań, które wtedy nosiłam, pozbyłam się ostatnio na dobre.

Co się jeszcze zmieniło?

Moje ciało, moja figura. Coś dziwnego stało się z moją pewnością siebie, z jednej strony straciłam poczucie, że moje ciało jest tylko i wyłącznie moje, z drugiej – odkryłam w sobie wielkie pokłady siły i poczułam się bardzo kobieco. Mocno odnalazłam się w macierzyństwie i choć staram się pamiętać też o byciu Ewą, to bycie mamą jest teraz chyba najważniejszą częścią mnie. Co się jeszcze zmieniło? Zaczęłam chodzić w workach, wiadomo.

A kiedy przestałaś?

Były dwa momenty, kiedy na serio spojrzałam w lustro. Jeden, to kiedy Tymek podrósł, złapałam trochę oddechu i przypomniałam sobie o sobie. Drugi, kiedy dostałam w twarz komplementem (śmiech). Jestem pewna, że osoba, od której go usłyszałam, kompletnie tego nie pamięta. To zabawne, jak bardzo czyjeś rzucone między wierszami zdanie może wpłynąć na samopoczucie. Mówmy sobie miłe rzeczy!

Ubranie jest właśnie odzwierciedleniem twojego samopoczucia?

Zanim przyszłam na to spotkanie, patrzyłam na moją szafę, zajrzałam do torby i pomyślałam sobie: Wiem, że bycie minimalistką jest teraz modne, ale ja totalnie nią nie jestem! Należę raczej do tych matek, które w torbie noszą młotek, tak na wszelki wypadek. Podobnie jest z ubraniami – nie potrafię powiedzieć, że mam jakiś konkretny styl. Mam tyle rzeczy w szafie, ile odsłon osobowości. Bardzo często używam też ubrania do tego, by wejść w jakąś rolę.

Na przykład?

Kobiety-koc, z którą masz ochotę pograć w Fifę lub seksownej żony, która udaje, że umie gotować (śmiech).

W mojej pracy zależy mi jednak na tym, by wyglądać skromnie, to nie jest moje miejsce, żeby błyszczeć. Jestem fotografem, pracuję głównie z młodymi mamami, z których 90% jest w połogu. Stawiam się na ich miejscu i przypominam sobie, jak ledwo sczołguję się z łóżka, w głowie mam tylko pampersy, a obok mnie jest mąż czy partner, który przechodzi pełen emocji, formujący moment dla każdego faceta. I wyobrażam sobie, że wpada do nas jakaś wystrojona, młoda dziewczyna z aparatem, jeszcze pewnie wyspana! Nie chciałabym nigdy tego zrobić żadnej młodej mamie, przede wszystkim z wielkiego szacunku dla niej. Sama źle znosiłam połóg, wiem, jak okropnie można się wtedy czuć. Jest też praktyczna strona noszenia się skromnie i all black everything –  jestem wielką czarną plamą, noworodki mnie widzą i wodzą za mną wzrokiem.

Coś jeszcze załatwia ci w pracy ubranie?

Biznesowe spotkania w branży kreatywnej to skomplikowana sprawa jeśli chodzi o wizerunek – muszę dobrze przemyśleć to, co i kiedy chcę podkreślić – przebojowość, profesjonalizm, obycie, kreatywność. Adam ma łatwiej – wkłada koszulę, marynarkę, idzie do pracy i wygląda tak, jak chciałby i jak powinien. No ale ja przynajmniej nie muszę codziennie prasować!

 

Ubrania pomagają ci osiągać cele?

Na pewno. Myślę też, że mój styl i podejście do mody przeżywają teraz okres dojrzewania. Jako że wskoczyłam właściwie z dzieciństwa w rodzicielstwo, to jakoś nigdy nie miałam płaszczyzny w życiu na to, żeby poświęcić temu jakiekolwiek czas i uwagę.

Ale urządzenie domu było dla ciebie ważne…

Tak, bardzo. Mam wrażenie, że moje otoczenie było dla mnie ważniejsze niż to, co widzę w lustrze. W naszym nowym, pierwszym prawdziwym domu mieszkamy już dwa lata i ciągle zbieramy się do tego, żeby kupić lustro, w którym widać całego człowieka. Teraz mam takie, w którym, żeby zobaczyć się poniżej pępka, trzeba stanąć na stoliku kawowym, otworzyć drzwi do schowka i podskoczyć albo stanąć na palcach… Mam wrażenie, że to jest jednak troszeczkę wymowne.

Mówię szczerze – długo było mi po prostu szkoda pieniędzy na ubrania – wolałam kupić sobie nowy obiektyw niż porządny płaszcz. I takim sposobem szafa zapełniła mi się łaszkami na jeden sezon.

A jak z rzeczami „specjalnie dla matki”, np. z tymi do karmienia?

Tu jest spora różnica między pierwszą a drugą ciążą. W pierwszej ciąży sprawiłam sobie kilka bluzek do karmienia, a potem szybko odkryłam, że wystarczy fajna rozpinana koszula, którą lubisz, większy dekolt lub koszulka na ramiączkach. To czas, w którym dobrze czuć się dobrze.

Pamiętam, jak mnie drażniły wzorki na chustach do karmienia, a potem zobaczyłam znajomą, która zamiast tego okryła się jedwabną apaszką Hermès…

A nie czymś z podszewką w motylki! U mnie, np. zimą funkcję chusty pełni szalik. Mam trochę kompleks pociążowego brzuszka, ale większy dekolt zazwyczaj załatwia sprawę, a poza tym – hej, można skorzystać! Baby cleavage nie trwa przecież wiecznie (śmiech).

Po rozmowach i przymiarkach, razem z dziewczynami z Risk made in Warsaw, Ewa wybrała Masz wiadomość, Jolkę, Natalie, Amelię zwaną „Earhartówką”, Cygariski i Malenę. Te i pozostałe modele znajdziecie w sklepie internetowym Risk Made in Warsaw oraz w butiku stacjonarnym w Warszawie przy ulicy Szpitalnej 6a.

Piszcie w komentarzach, jak czujecie się ze swoimi ubraniami. Co decyduje o waszych wyborach. Jak postrzegacie siebie same po urodzeniu dzieci. Czy i co chcecie ubraniami załatwić. Jesteśmy bardzo ciekawe refleksji każdej z was.

Do zobaczenia w szafie Martyny, architektki, mamy dwóch dziewczynek.

*

Opracowanie: Paulina Filipowicz

Zdjęcia: Aga Bilska

Make-up: Iwona Siepracka / Mary Kay