asd
Lubicie mieć ekscentryczne sekrety? Pikantny detal, drapieżny wzór, ostry kolor. Coś, czego nie widać na pierwszy rzut oka, ale kiedy ktoś zbliży się trochę bardziej, widzi was inaczej…
To spotkanie odbyło się w czerwcu. Lato miało dopiero przyjść, zieleń wybuchnąć, a los dać wszystkie te niespodzianki, które dziś już są wakacyjnym wspomnieniem. Myślę, że na koniec roku te pełne życia natury kadry sprawią wam przyjemność. Justyna, bohaterka słonecznej Modoterapii w wykonaniu Antoniny Sameckiej z Risk made in Warsaw, jest dokładnie taka, jak tamten dzień: słoneczna i jasna. Jestem niemal pewna, że w jej cieniu kroczy kot, przyglądając się jej subtelnej kobiecości. Mama siedmioletniej Heleny i właścicielka firmy cateringowej Pod Przykrywką, kocha doświadczać w kuchni. Tamtego dnia wyczarowała dla nas pachnącą, opartą na sezonowych dobrodziejstwach ucztę smakową i wizualną. Zapamiętałam smak i zapach tamtego spotkania. I rozmowy, niespodziewanie bardzo intymne. To był bardzo dobry dzień i to jest bardzo dobra rozmowa Antosi z Justyną: o modzie i smakowaniu życia. Bardzo wam ją na dziś polecam.
*
Dostałam kiedyś ciasto od pani, która ma taki stosunek do jedzenia, jak Risk do ubierania, czyli my ubieramy się tak, jak chcemy żyć, a ona tak je. Bardzo wpłynęła na mój sposób patrzenia na temat jedzenia. Wiem, że ten temat jedzenia jest też bardzo ważny dla ciebie.
Całe moje życie związane jest z jedzeniem. Odkąd pamiętam, uwielbiałam tworzyć i poznawać nowe smaki. W każdej wolnej chwili czytam o gotowaniu, rozmawiam z ludźmi, którzy gotują i pasjonują się kuchnią. Jedzenie ma dla mnie nie tylko wartość odżywczą czy smakową, ale przede wszystkim społeczną. Jedzenie łączy ludzi, potrafi poprawić nastrój, leczy, stawia na nogi, uszczęśliwia.
Słowo „pasja” jest już teraz tak wyświechtane, że sama boję się czasem go używać, ale całe moje zawodowe i prywatne życie jest poświęcone gotowaniu. Po całym dniu w kuchni wracam do domu i żeby odpocząć, przeglądam nowe książki kucharskie w poszukiwaniu inspiracji. Zresztą niedawno zdałam sobie sprawę, że bardzo często dzięki tej wielkiej miłości do jedzenia zwiedzam różne ciekawe zakątki świata, podróżuję i poznaję niesamowitych ludzi. Spotkania z kreatywnymi kucharzami gdzieś w Izraelu czy Iranie to jak spotkania z artystami, odkrywanie zupełnie nowych dziedzin sztuki. Nawet teraz, kiedy o tym mówię, uśmiecham się, tyle mam cudownych wspomnień związanych z jedzeniem. Kocham gotować. Gotuję z moją mamą, z przyjaciółmi, z córką Helenką.
Uczysz Helenę?
Czas spędzony z córką w kuchni jest dla mnie podwójnie ważny. Helena ma już 7 lat i od urodzenia obserwowała mnie przy pracy. Często siedziała gdzieś na blacie i na swój sposób uczestniczyła w przygotowywaniu kolacji czy ciasta. Teraz coraz częściej chce już gotować sama, a ja dbam o to, żeby wiedziała, że to sztuka i nie ma tu nic przypadkowego, że wszystko ma znaczenie. Na fali naszych wspólnych doświadczeń kulinarnych powstaje właśnie kulinarny blog Bananamama.
A myślisz o tym samym w kontekście ubrań? Że budujesz jej poczucie estetyki?
Uwielbiam to, jak Helena się ubiera, i daję jej dużo swobody, jeśli chodzi o to, co na siebie wkłada, pozwalam jej eksperymentować. Latem wyznała mi, że jej największym marzeniem jest mieć: bluzkę, która odsłania pępek. Pobiegłam od razu do sklepu i kupiłam dokładnie taką jak sobie wymarzyła. Zrobiłam to, bo przypomniało mi się, że gdy byłam w podstawówce, moim największym marzeniem było mieć lajkry w grochy (śmiech). Moja mama nie była tym zachwycona. Pamiętam, że długo nie mogłam się z tym pogodzić i nie rozumiałam, dlaczego muszę się ubierać jakoś, a jakoś nie.
Czasami mam obawy z pomysłami Helenki na codzienne kreacje, ale czuję, że powinnam dać jej przestrzeń, żeby nauczyła się wyrażać siebie także poprzez to, jak się ubiera. Jako 5-latka chodziła do przedszkola w stroju księżniczki z szablą pirata, a ja miałam dużą przyjemność z tego, że mogę obserwować, jak z takich początkowo przypadkowych zestawów tworzy się jej styl. Teraz jest na przykład na etapie malowania się farbkami do twarzy. Bardzo chciałaby już robić sobie dorosły, kobiecy makijaż, ale wychodzą jej indiańskie malowidła. Przez czoło nos i usta biegnie na przykład różowa krecha, a oczy są całe pomalowane na niebiesko. Ostatnio Helenka bawiła się z koleżanką w robienie makijażu i była zachwycona tym, jak wyglądają. Miały za moment iść do kina, ale koleżanka wstydziła się wyjść na ulicę tak umalowana. Helena zaskoczona zapytała: a dlaczego nie? przecież super wyglądasz! Czuję się dumna, że ma tyle pewności siebie.
Macierzyństwo wpłynęło na twój styl?
Rok po urodzeniu Helki miałam ogromną potrzebę zaakcentowania swojej kobiecości tym, jak się ubieram. Kupiłam sobie taką megaróżową sukienkę. Taka kosmiczna, intensywna fuksja! Nigdy wcześniej nie nosiłam ani takich kolorów, ani takich sukienek. Miała suwak, który odsłaniał trochę piersi. Do tego była dosyć krótka, więc czułam się bardzo seksownie i kobieco. To na pewno był ważny moment, ale wtedy nie czułam się jeszcze w takich strojach zbyt pewnie i brakowało mi odwagi. Śmiałość poczułam kilka lat później, obserwując, w jaki sposób Helena bez zahamowań eksperymentuje ze stylem, dobiera swoje stroje, bawi się kolorami. Zaskakująco dodało mi to odwagi.
Córka cię odważyła. Działacie tak na siebie ze wzajemnością?
Zdecydowanie tak! Ona staje przed lustrem i pyta: jak wyglądam?, a ma na sobie spódnicę królowej śniegu, kapelusz św. Mikołaja i bluzkę pirata. Wtedy sobie myślę: no chyba nie planujesz tak iść do szkoły? Zaraz potem zdaję sobie sprawę, że w zasadzie – dlaczego nie? Jesteśmy za bardzo ograniczeni konwenansami i stereotypami. Ważniejsze jest bycie sobą i bycie z tym szczęśliwą.
Dlaczego to dla ciebie ważne?
Myślę, że taka dziecięca pewność siebie, którą się pielęgnuje, jest później cechą bardzo w życiu pomocną. Życie stawia nam wciąż nowe wyzwania i trzeba umieć znaleźć w sobie siłę, żeby stawiać temu czoła. W szkole jesteśmy po raz pierwszy oceniani, szeregowani, standaryzowani. Trudniej jest takiemu małemu człowiekowi znaleźć swoją pasję, inność, radość z tworzenia, jeśli nie lubi siebie i nie ma odwagi eksperymentować.
Tobie jej brakowało?
Bardzo. To był przede wszystkim wynik trudnych relacji z rówieśnikami w szkole. Ludzie, z którymi się uczyłam i to jakie mieli podejście do życia i innych, było dla mnie dużym wyzwaniem i na pewno miało wpływ na to, jaka jestem i ile jest we mnie odwagi.
Miałaś kiedyś jakiś epizod ekscentryczny?
Chyba nie, ale myślę, że to przede mną. Z każdym rokiem czuję się odważniejsza i czuję się ze sobą coraz lepiej. Mam dużo więcej wyrozumiałości dla siebie, akceptacji dla swojego ciała. Zobaczyłam niedawno swoje zdjęcia sprzed kilku lat i pomyślałam: hej, jak ja fajnie wyglądałam! Wtedy miałam tak wiele uwag do tego, jak wyglądam, jaką mam fryzurę, jak jestem ubrana, a teraz z perspektywy czasu widzę, że było naprawdę nieźle (śmiech). Prawdopodobnie, kiedy za kilka lat obejrzę swoje zdjęcia z dziś, to znowu pomyślę, że zupełnie niepotrzebnie byłam wobec siebie taka krytyczna. Myślę, że ekscentryczność ma sens, kiedy dzieje się poza świadomością i wynika z naturalnej akceptacji siebie i wolności w pokazywaniu swojej prawdziwej natury.
Bardzo często jest tak, że kobiety całą swoją ekscentryczność albo barwność, albo jakieś pokłady tandety, jakie się ma w sobie, realizują w jeden sposób – masz coś takiego?
Nie boję się niebezpiecznie ocierać o kicz, jeśli chodzi o moje paznokcie. Mam do tego duży dystans i wielką przyjemność z zabawy szalonymi kolorami. Uwielbiam wzorzysty manicure. Mój ukochany w serduszka, plamki, asymetryczne kreski, które czasem układam w jakieś magiczne kombinacje. Za każdym razem, kiedy wybieram się do salonu, jak maniaczka przeszukuję Internet w poszukiwaniu inspiracji.
Bardzo cenię też ciekawą biżuterię. Kiedyś nosiłam jej dużo, głównie kolczyków. Teraz wybieram raczej minimalizm. W przypadku dodatków nie akceptuję kompromisów i wybieram biżuterię robioną ręcznie, nad którą wiem, że ktoś spędził trochę czasu i stworzył z miłości do piękna.
Masz, oprócz córki, jeszcze kogoś, kto dodaje ci odwagi?
Partnera i przyjaciółki. Wszyscy są bardzo odważni, jeśli chodzi o styl ubierania.
Jak się ubiera twój partner?
To jest bardzo ciekawy mężczyzna i masa rzeczy go interesuje. Nie umie usiedzieć na miejscu. Bierze udział w triathlonach, lubi sport, ale też dużo czyta, szyje, montuje filmy, bawi się improwizacją sceniczną, uwielbia podróżować. Jest kolorowym człowiekiem, odważnym i ekscentrycznym. Na co dzień lubi nosić kolorowe koszule, nie boi się deseni w kwiaty i odważnych wzorów. Potrafi być też bardzo elegancko ubrany, a jednak mieć jakąś szaloną poszetkę, coś innego, co przyciąga uwagę.
Ty jesteś raczej w dżinsach i tiszercie.
Bo tak jest wygodnie. Praca w gastronomii to jednak praca fizyczna i muszę czuć się swobodnie i wygodnie, skoro w kuchni spędzam większość czasu. Lubię sukienki i kobiece dodatki, ale w pracy cenię sobie komfort.
Jakbyś się ubierała, żeby mieć takie poczucie: zrobiłam to!
Na pewno postawiłabym na jakąś bardzo oryginalną biżuterię. Najchętniej połączoną z miejskim, sportowym stylem, opartym na kolorach, dobrych dzianinach i ciekawym kroju. Swobodnym, a jednak bardzo kobiecym.
Poczekaj, bo jak ja to słyszę, to myślę, że to jest najnudniejsza rzecz na świecie, a ty mówisz, że chcesz się odważyć…
Dla mnie nawet moja koszulka w alpaki, która wzbudza uśmiechy, jest ekscentryczna. Ale czuję, że budzi się we mnie odwaga, żeby poeksperymentować z ubraniami, żeby poprzymierzać różne rzeczy. Być może ten miejski styl jest tylko drogą do czegoś więcej, ale w tej chwili to byłoby już coś ekscentrycznego (śmiech).
Czujnie się obserwujesz? Wiesz, co sprawia ci przyjemność?
Ogromną przyjemność dają mi muzyka i podróże. Muzyka jest ze mną od rana do późnego wieczoru, kiedy gotuję. Dobieram muzykę w zależności od tego, co gotuję. Inna muzyka do słodkości, inna kiedy po prostu robię obiad, a jeszcze inna do wegetariańskich cateringów. No i znowu o gotowaniu! (śmiech).
Kocham podróże, one też są związane z kulinariami. Wracając z podróży po Iranie, musiałam zostawić większość ubrań, żeby w plecaku zmieścić wodę różaną, przyprawy i garnki, które kupiłam na lokalnych bazarach. Podróże to dla mnie możliwość pogłębiania kulinarnego tematu. W kwietniu w Izraelu poznałam fantastycznego kucharza – Uri Buri. Oprowadził mnie po swojej restauracji, opowiedział o daniach, wyzwaniach. W chłodni z czułością pokazywał wyporcjowane ryby, opowiadał o gatunkach, kolorach, teksturach. To wspaniałe spotkać kogoś, kto z równą wrażliwością i przyjemnością postrzega jedzenie.
Jest coś, co cię aż tak ucieszy odzieżowo?
Tak, na pewno bielizna!
Powiedz coś więcej o tej bieliźnie…
Duże znaczenie mają dla mnie jakość i wzory. Mam całą kolekcję staników, przeróżne materiały, koronki, kolory. Lubię, gdy spod bluzki widać na przykład kawałek kolorowego ramiączka.
Wyrazista biżuteria, paznokcie i bielizna…
Wszystko blisko ciała jest wyraziste, to już mały krok do ekscentryczności!
Trzeba cię znać, żeby to zobaczyć, być bliżej niż z ulicy.
Tak, dobrze to ujęłaś.
*
Z kolekcji Risk made in Warsaw Justyna wybrała dla siebie: Szwedki czarne, Natalie bordową i Ramondreskę oliwkową.
Zwróćcie uwagę na świąteczną, limitowaną kolekcję Risk.
Całą kolekcję Risk made in Warsaw znajdziecie tu.
*
Justyna Siesicka o sobie: od 15 lat zajmuję się zawodowo tym, co od dziecka było moją pasją – gotowaniem i jedzeniem. Współpracuję z restauratorami, współtworzyłam między innymi menu Raju – pierwszej hawajskiej restauracji w Warszawie. Prowadzę warsztaty kulinarne i wykłady o różnych aspektach kuchni, stylizuję potrawy do sesji zdjęciowych. Jestem pomysłodawczynią i połową kulinarnego duetu Pod Przykrywką. W nadchodzącym roku startuję ze swoim najnowszym projektem: razem z 7-letnią córką Helenką poprowadzimy blog kulinarny dla dzieci i rodziców: BananaMama. Każdego roku ze swoim partnerem Bartkiem wyruszam gdzieś w świat w poszukiwaniu inspiracji kulinarnych, nowych smaków i nieznanej kuchni. Unikam turystycznych miejsc, najchętniej eksploruję bazary i lokalne bary.
*
Rozmawiała: Antonina Samecka / Risk made in Warsaw
Makijaż: Aneta Kacprzak / Annabelle Minerals
Polska marka Annabelle Minerals to synonim pięknego, naturalnego i pielęgnującego makijażu mineralnego. Sypkie formuły kosmetyków w większości są skomponowane jedynie z czterech naturalnych składników i dostępne w niezliczonych odcieniach. Pozwalają uzyskać promienny, lekki efekt makijażu i zachwycą każdą kobietę, szczególnie tę o cerze wrażliwej, skłonnej do podrażnień czy alergii. Annabelle Minerals cieszy się uznaniem kobiet świadomych, którym zależy na jakości i bezpieczeństwie, minimalistek dbających o ilość nakładanych na skórę składników, fanek stylu eko czy weganek.
Wybór kosmetyków dla Justyny znajdziecie w naszej selekcji.