Mamo, ja nie chcę na normalne wakacje!
Nocleg w lesie, przetrwanie w dziczy, czyli Bushcraft z dziećmi.

Bycie z dziećmi blisko natury to nic nowego. Ale gdyby tak nocować w lesie? Dzień, dwa, tydzień? Bushcraft staje się coraz popularniejszy. Można go nazwać czymś w rodzaju survivalu. Pakujesz, co niezbędne i ruszasz w dzicz. Jak to zrobić z maluchami w pakiecie? I jak genialnie wpływa to na relację rodzic-dziecko? Opowiadają zapaleni bushcraftowcy i ci początkujący też.
Obudzić się o wschodzie słońca. Wsłuchiwać w ciszę lasu, a jednocześnie w dźwięki budzącej się do życia przyrody. Śpiew ptaków, bzyczenie owadów, szum drzew, skrzypienie gałęzi. Nocą zasypiać, patrząc w gwiazdy. Dlaczego mój 6-letni synek po pierwszym obozie z noclegiem w lesie uznał, że na „normalne” wakacje już się nie wybiera?



Szkoła przetrwania
Profesjonalnie nazywa się to bushcraftem. Dosłownie znaczy „rzemiosło w buszu”. Brzmi dziwnie? Tylko z pozoru. To szlifowanie umiejętności związanych z przetrwaniem i życiem w dziczy przy użyciu jej naturalnych zasobów. A w praktyce oznacza wielki fun ze szlajania się po lesie.
Można to nazwać outdorem, survivalem, szkołą przetrwania, przygodą. Najprościej rzecz ujmując: pakujesz do plecaka to, co niezbędne, by przeżyć parę dni w lesie. Reszta? Korzystasz z tego, co znajdziesz, ale tak, by nie niszczyć przyrody, obcować w zgodzie z nią i nie pozostawić po sobie śladów (ang. leave no trace).

Lista zakupów zajawkowicza
Mój mąż „zaraził się” bushcratfem od kumpla z pracy. Na co dzień typowi eleganccy panowie z korporacji, w ramach odskoczni zafascynowani podróżowaniem na dziko. Czytał blogi, przeglądał YouTube. Dołączył do grup w social media (tak, tak, zwolennicy leśnych przygód mają swoje fora, gdzie m.in. dzielą się poradami i opiniami na temat sprzętów).
Pierwsza wyprawa wymagała nie lada przygotowań. Kupienia śpiworów, karimat, namiotu. Wodoodpornych ubrań i butów. Hamaku, tarpa, plandek. Scyzoryków, manierek, menażek, termosów. Specjalnych narzędzi, jak np. składana piła do cięcia gałęzi, saperka. Kiedy patrzyłam na męża gromadzącego te wszystkie gadżety uśmiechałam się pod nosem. Jakbym widziała małego chłopczyka skrupulatnie zbierającego najcenniejsze zabawki.



„Męskie” zabawki i rysowanie map
A skoro mowa o męskich „zabawkach”, to jak tu bakcyla miał nie połknąć 6-letni chłopiec?! Już same przygotowania do wyprawy stały się dla chłopaków fajną przygodą. Lekcją rozsądnego planowania wydatków, przeglądania piwnic i garażu (dla „inwentaryzacji” sprzętu, jaki już mają), i wyszukiwania tego, czego jeszcze brak. Na każdy dzwonek do drzwi podrywali się podekscytowani tym, co przyniesie kurier.
Odstrasza wizja przepuszczenia pensji na leśne gadżety? Tylko za pierwszym razem. Później, gdy już zgromadzi się narzędzia, jest z górki. A i sprzęty posłużą na długo. Zostaje jeszcze „tylko” planowanie – wybór odpowiedniego miejsca, sprawdzenie odległości, miejsc parkingowych, opcji noclegu (nie w każdym lesie to możliwe). Na tym etapie przygotowań to również była świetna zabawa dla synka – mógł np. narysować własną mapę, plan wyprawy. Nie wspominając już o pakowaniu plecaka małego survivalovca.


Pierwszy raz
W końcu nastał długo oczekiwany dzień. Moi mężczyźni wstali rano, zjedli porządne śniadanie, zapakowali ostatnie graty wraz z bochnem cieplutkiego jeszcze chleba i ruszyli. Choć prognozy pogody nie zapowiadały się optymistycznie, nic ich nie zniechęcało. Na pierwszy wypad wybrali Puszczę Bolimowską. Dobry dojazd, 1,5 godziny od domu, a nade wszystko dobrze im znana z wcześniejszych wędrówek.
Nie ukrywam, nieco się niepokoiłam. Zwłaszcza, gdy za oknem zaczęło grzmieć i lunął deszcz. Ale nie dzwoniłam, nie sugerowałam powrotu i spróbowania przy lepszej pogodzie. Byłam spokojna, bo wiedziałam, że są dobrze przygotowani i odpowiedzialni i gdyby zrobiło się niebezpiecznie (zwłaszcza dla 6-latka), sami spakowaliby manatki. Ale udało się! Spędzili w lesie dwa dni z noclegiem. Po powrocie ich opowieściom nie było końca!


„Z tatą w lesie jest fajnie”
Mamo, poczułem się jak żołnierz! – to były pierwsze słowa Franka. Pomagał w rozkładaniu namiotu, rozbijaniu obozu, jadł „żołnierskie” jedzenie (konserwy etc. świetnie się tu sprawdzają!). No i miał spodnie i bluzę moro. Co poza tym? W lesie jest ciszej, ciemniej. Pod kołdrą śpię co dzień, to nudne, tu mogłem spać w śpiworze. No i w hamaku – opowiadał Fran.
Atrakcją były też leśne zabawy, gry, wojna na szyszki, robienie patrolu w pobliżu, szukanie skarbów, tropów zwierząt, rozpoznawanie ich odgłosów. Franek samodzielnie okorował gałąź i zrobił procę. Jestem zwolennikiem lasu – podsumował.


Morza szum, ptaków śpiew
Satysfakcja z bycia blisko przyrody jak refren wraca w opowieściach ojców, którzy podobnie spędzają czas z dziećmi. Dawid Łosowski, tata Łukasza (4 lata), w wolnych chwilach jest turystą i zapalonym bushcraftowcem, na co dzień pracuje w branży budowlanej. Jest też miłośnikiem EDC (ekwipunek noszony codziennie przy sobie) i gotowania w terenie. Wspomina: Najciekawszą przygodą było nocowanie w lesie przy plaży. Przeżycia i emocje nieziemskie. Budzisz się rano i pierwsze co widzisz to morze. Bajeczny widok!
Jego przygoda zaczęła się od dziecięcej pasji. Turystyka, bushcraft, las zawsze były bliskie memu sercu. Wkręciłem w to syna i żonę. Kiedy tylko możemy ruszamy w teren, by podziwiać piękno przyrody. Bliskie obcowanie z naturą to niewątpliwie jedna z największych zalet bushcraftu z dziećmi. Ale jest jeszcze coś. Dawid wylicza: Nasze wypady uczą synka, jak radzić sobie w innym otoczeniu. Uczą współpracy, wytrwałości, determinacji i siły ducha. Wychodząc z Łukaszem w teren spędzam z nim wspaniałe chwile! Zdjęcia, filmy, a przede wszystkim wspomnienia! – to zostanie na zawsze. Z każdym kolejnym wypadem Łukasz jeszcze bardziej „wkręca” się w las. On po prostu kocha ruszać w trasę z tatą! Jasne, zdarzają się gorsze dni, ale działamy spokojnie, nic na siłę. Ja i mój syn razem tworzymy swoją historię. Spędzanie aktywnie czasu jeszcze bardziej przybliża nas do siebie.

Nie tylko dla chłopaków!
Bushcraft stereotypowo może kojarzyć się z męską pasją. Jeśli już wyprawa z dzieckiem to ojciec-syn. Ale nie zawsze! Mariusz Narel (prowadzi program CARP TRIP) w dzicz zapuszcza się z partnerką Kasią i 2,5-letnią Tosią. Swoją pierwszą wyprawę zaliczyła jako 4-miesięczna dziewczynka, więc naturalnie odnalazła się w pasji rodziców.
Narel uprawia nie tyle typowy bushcracfting, co wędkarstwo. Ale nad wodą, w lesie spędzają bez przerwy nawet kilka tygodni. Tym, co ważne z jego perspektywy, to zapewnienie dziecku pewnego komfortu. Mamy bardziej udogodnione warunki, duże namioty z miejscem na łóżka. Jeździmy do połowy listopada, więc temperatura w okolicach 0 st. C nie stanowi przeszkody. To istotne, bo po nieprzygotowanym wypadzie, kiedy cieknie na głowę albo pali słońce, brakuje jedzenia i nie ma się jak umyć, nikt nie będzie chciał wracać do lasu. Zwłaszcza dziecko. Wędkarstwo karpiowe jest skomplikowane. Potrzeba mnóstwa małych gadżetów. Tosia przebiera kuleczki, rozdłubuje, wybiera to, co akurat potrzebne. Przy rozpalaniu ogniska zbiera gałązki. Nie tylko jest, ale angażuje się we wszystko, co robimy. Chce pomagać, choć nieraz bardziej szkodzi (śmiech).
Tosia uwielbia wypuszczać ryby, daje im przedtem buziaka. To samo w sobie jest świetną zabawą, nie trzeba więcej atrakcji. Kiedy jest w domu za długo, tęskni za wyjazdami. Płacze: Tata, ryby! i wiem, że trzeba się szykować – uśmiecha się Mariusz.

Z tatą jest większy hardcore
Wspólne wyprawy niesamowicie przekładają się na relację Mariusza z Tosią. Jego partnerka właśnie urodziła drugie dziecko, obawiali się jak dziewczynka zniesie rozłąkę z mamą. Tymczasem…
Świetnie sobie radzimy! Tosia wciąż się do mnie przytula. Noszę ją w specjalnym plecaku. Czasem mam wrażenie, że jest bardziej zżyta ze mną, niż z mamą (śmiech). Mam dobre podejście do dzieciaków, wcześniej wychowałem dzieci siostry. Tosia chyba czuje, że z tatą może sobie na więcej pozwolić, jest większy hardcore.


Survivalowa torebka
Kolejny miłośnik bushcraftu, Daniel Szymczak, dziś instruktor survivalu, kiedyś ratownik i żołnierz. Doświadczenia outdoorowe zdobywał w Polsce i Czechach, ale i na Syberii, Uralu, Kaukazie i nad Bajkałem. Obecnie, oprócz pracy zawodowej, prowadzi z kolegą zajęcia „Aktywnie w terenie” (survival), nawigacja, pierwsza pomoc i autopomoc, strzelectwo, zajęcia przygotowawcze dla turystów, łucznictwo i zajęcia rekreacyjne dla rodziców z dzieciakami. Rusza w dzicz z 7-letnią córką. Kiedy tylko okazało się, że polubiła leśne życie, tata uszył jej małą torbę na ramię.
Taką, do której będzie mogła zbierać szyszki, patyki, kamyki. Jednocześnie torba jest „survival kitem”. Ma pomóc odnaleźć się w sytuacji kryzysowej. Jest w niej zapisany numer telefonu do mnie. Na krótkiej smyczy przymocowałem gwizdek, a w środku dwie latarki świecące światłem ciągłym i jedna migająca, folia NRC, dwie taśmy odblaskowe, opaska SOS oraz kilka kawałków odblaskowego paracordu (czerwony z odblaskowym oplotem, o zwiększonej widoczności w nocy). Do tego jakieś przekąski. Czasem ląduje tam też nieduża maskotka.
Taka torba, a wcześniej oczywiście zaznajomienie dziecka z zasadami postępowania w razie zabłądzenia, ma ułatwić odnalezienie go w lesie. A dziecku ma pomóc w miarę bezstresowym oczekiwaniu na nadejście pomocy. W pewnym sensie przydaje się na każdym wyjeździe. Migająca latarka pomaga ustalić miejsce, w którym córka się znajduje. Używając gwizdka kontaktuje się z rówieśnikami nie tylko, gdy coś się stanie. Także wtedy, gdy dzieciaki znajdą coś ciekawego dzieciaki albo chcą się zebrać w jednym miejscu. W sytuacji „awaryjnej” nie przydała się. I mam nadzieję że się nigdy nie przyda – dodaje Daniel.




Zanim ruszycie
Leśny nocleg trzeba dobrze przygotować. Niezbędnych rzeczy do zapakowania jest sporo, przyda się dobry plecak. Ale jednocześnie, nie przesadzajmy z ekwipunkiem, bo czeka nas (w zależności od planu) parę kilometrów marszu. Lepiej bez zbędnych kilogramów na plecach. Dawid radzi: Pamiętajmy o ciuchach na zmianę, przydadzą się w razie przemoczenia. Poza tym woda, woda i jeszcze raz woda. Odwodnienie podczas wędrówki będzie miało negatywne skutki. I oczywiście jedzenie. Kto nie lubi dobrze zjeść podczas marszu (śmiech). Podnosi morale i daje siłę na resztę wycieczki.
Najciekawiej może być jednak, gdy… czegoś się zapomni. To jest dopiero nauka przetrwania. Narel wspomina, jak zapomniał zapakować butlę gazową. Wszystko, łącznie z mlekiem dla małej, trzeba było gotować na ogniu.


Szkoła samodzielności
Dobrze jest zaangażować dziecko/dzieci już na etapie planowania. A w lesie na tyle, na ile to tylko możliwe, dać im wolną rękę. Daniel Szymczak opowiada: Dzieciaki robią mapy obozu oraz jego okolic. Na ziemi – z szyszek, kijów i piachu. Albo na kartce papieru (zawsze trochę go ze sobą mamy). Lepią zwierzątka, miski lub kubki z gliny. Pod moim okiem dbają o ognisko (znoszą opał, pilnują, by ogień „się nie rozlazł”). Bardzo ważnym elementem życia obozowego jest dbanie o obóz i otoczenie. Dobrym rozwiązaniem jest wprowadzenie dyżurów. Z jednej strony pozwala to utrzymać czystość w obozie, z drugiej – wiadomo kto, kiedy i czym się zajmuje. To uczy dzieci obowiązkowości i odpowiedzialności, a przede wszystkim samodzielności.


Najwspanialsza przygoda!
Dlaczego dzieciaki tak łapią leśnego bakcyla? Może dlatego, że dla tych miejskich to prawdziwa odskocznia. Zamiast kiszenia się w betonozie mają nieograniczony kontakt z naturą. Mogą do woli biegać, kąpać się, wspinać po drzewach, umorusać w błocie czy piachu. Zabrzmię sentymentalnie, ale pamiętacie wakacje na podwórkach? Czasy, kiedy od rana do nocy biegało się po podwórkach, wisiało na trzepakach, a rodzice tylko wołali z okien na kolację. Może dziś dzieciakom brakuje takiej wolności?
Wypad do lasu, bez telefonu, internetu będzie w dodatku niezłym detoksem dla tabletowych dzieci. Będą miały szansę poznać inny, ten prawdziwszy świat. I coś jeszcze.
Łukasz wspomina leśne wyprawy wspaniale. Nie tylko jako wyzwanie, ale najwspanialszą przygodę życia. Nigdy nie widziałem syna tak podekscytowanego! – zapewnia Dawid.
Podobnie jest z moim Frankiem. Już wiecie, dlaczego z dystansem myśli o „normalnych” wakacjach?
PS Po powrocie z lasu synek zapowiedział stworzenie komiksu o wyprawie z tatą. Jak widać, leśne przygody rozwijają dziecięcą kreatywność także poza granicami rezerwatów i parków.


Grupy i strony, które mogą się Wam przydać przed pierwszymi wyprawami:
https://www.facebook.com/groups/lludzie
https://www.facebook.com/groups/1458232657732166
Fhttps://www.facebook.com/lesniludziepolska
https://www.facebook.com/lesniludziepl
https://www.youtube.com/c/Adventurer