Są kobiety, od których bije łagodność i spokój niczym niezmącony. Które poruszają się tak, jakby w ich uszach wciąż grała muzyka, a przed oczami miały szczególnie rozpieszczane przez przez słońce sady, ogrody i strumyki. Oto jedna z nich.
Realizując cykl Kobieta Anniel co rusz wpadam na sympatyczne, superpogodne istoty. Żadne tam kopciuszki, łase na pantofelki, ale kobiety z krwi i kości, utalentowane, cytujące wieszczów i raperów, w dodatku śmieszki niezrównane. To mocno skrócony opis fascynującej osoby Nadii Wójcik, malarki, modelki oraz mamy 6-letniego Antoniego. Ale nie czujcie się stratne – rozmowa jest przyjemnie wartka i obfita. Będą Panie zadowolone.
Co dla ciebie oznacza termin „ładna rzecz”? Jakie musi spełniać kryteria?
Dla mnie „ładna rzecz” to niekoniecznie określony design czy w ogóle jakieś dopieszczone wzornictwo. Oczywiście, lubię „ładne przedmioty” określonych twórców czy marek, ale dla mnie „ładna rzecz” to przede wszystkim taka, za którą stoi jakaś konkretna historia lub związana z tą historią osoba. „Zwykły” kolczyk, ale podarowany od bliskiej mi osoby w moim odczuciu już przestaje być zwykły, a staje się wyjątkowym, właśnie „ładnym” przedmiotem. Dlatego do tego zbioru zaliczam przede wszystkim laurki i rysunki mojego synka Tośka.
Zbierasz coś?
Nie jestem typem kolekcjonerki, w tym sensie, w którym ludzie przeważnie opowiadają o swojej kolekcji, a „słabość” mam przede wszystkim do fajnych ludzi. Nie lokuję swoich uczuć w ubraniach, ani w przedmiotach kupionych w sklepie. Gromadzę, ale nie mam na to wszystko specjalnych regałów, nie kupuję gadżetów dla nich samych. Mam mnóstwo ubrań, ale to wszystko raczej po prostu „jest” w mojej szafie.
A do jakich przedmiotów masz słabość? Czemu nie możesz się oprzeć?
Zapachom. One są moją słabością (śmiech). Koniecznie słodkie, szczególnie balsamy albo mleczka – kokos, wanilia, czekolada. Zawsze nieodłączne perfumy w olejku od mojego kochanego brata – zamawiam identyczne, od kiedy mi je podarował. To szczególna mieszanka paczuli, kadzidła, drzewa sandałowego oraz orchidei, owoców i lotosu. Uwielbiam kadzidełka, których zapach unosił się w moim rodzinnym domu, oraz Palo Santo. Jeżeli do tego wszystkiego dorzucimy zapach deszczu w ciepłe dni, wtedy odtworzymy moją ulubioną atmosferę.
Wierzysz w amulety? Czy zdarza ci się przypisywać przedmiotom szczególne znaczenie albo działanie? Bo ja tak.
Tak, przyznaję się – jestem sentymentalna (śmiech). Z tego powodu szczególną słabość mam do kolekcjonowania pamiątek: torebka od mojej mamy z jej szkolnych lat, rysunki Antka – to są moje amulety, mam ich całe mnóstwo! Pewnie to zabawne, ale trzymam także bilety lotnicze z modowych kontraktów! Nawet ten pierwszy sprzed dwunastu lat, kiedy leciałam do Korei Południowej, też wciąż mam pośród moich pamiątek. Wszystko to, co zgromadziłam przez lata, zamykam w moich magicznych pudełeczkach (śmiech). Tak więc ta nastoletnia pasja chomikowania „niezwykłości” wciąż we mnie żyje.
Jak patrzysz na modę, będąc pod jej wpływem od lat? Wyczułam, że masz serce do tego, co stare i niekoniecznie supertrendy. Czy z takim podejściem można w tym biznesie radośnie i z satysfakcją funkcjonować?
Moda jest dla mnie ważna, interesuję się nią, odkąd pamiętam. Dlatego wybrałam ten zawód, a nie dlatego, że jestem szczupła i mam odpowiedni wzrost! (śmiech). Jednak jeżeli chodzi o ubrania, mogę śmiało powiedzieć, że 90% mojej szafy to te kupione w second-handach. Jeszcze w podstawówce zabierała mnie do nich babcia, co w tamtym momencie mojego życia było pewnego rodzaju „obciachem”, ale nie chciałam jej robić przykrości. Poza tym miałyśmy wtedy superczas i naprawdę duży fun! Tak było, od kiedy pamiętam, czyli – ubrania za grosze, które często sama przerabiałam. Obecnie to wciąż jest to dla mnie norma. Na co dzień moje ciuchy są przede wszystkim wygodne, często czarne – w skrócie: totalny minimal. Wiosna i lato to oczywiście sukienki. Kiedy byłam mała, podkradałam buty babci, koniecznie te „stukające”, na obcasie. Na głowę nakładałam chustę tak, żeby mieć jak najdłuższe „włosy”. I koniecznie sukienka, najlepiej różowa i błyszcząca. Dziś zmieniło się tylko tyle, że na co dzień obcasów raczej nie noszę. Dlatego często jest tak, parafrazując pewien znany tekst piosenki, że „one szpilki, diamenty, ja koszulki ikselki” (śmiech).
A propos diamentów – lubi pani błyskotki?
No właśnie nie bardzo, bo co ja tam mam – kilka par zwykłych kółek, na jednym jest zawieszka, krzyżyk, który dostałam od babci, noszę go od lat. To także pokazuje mój stosunek do mody. Lata 90. pamiętam jak przez mgłę, ale wspominam jeszcze czasy, kiedy oglądaliśmy z moim bratem Kosmą MTV. Teledyski George’a Michaela czy Sinéad O’Connor, w których taki kolczyk odgrywał ważną rolę (śmiech).
Pamiętam! Kultowa rzecz taki kolczyk.
Wtedy był to totalny czad. Lubię ten klimat. Uważam, że dobierając sobie garderobę, trzeba przede wszystkim zawierzyć własnej intuicji. Fajnie, gdy ktoś ma po prostu własny styl. Czasami sama się dziwię, jak super wygląda człowiek w zwykłym T-shircie i trampkach. Wbrew pozorom, to nie są łatwe rozwiązania! (śmiech)
Sporo mówisz o muzyce, wplatasz cytaty z raperów, to może nie traktujmy sztuki małostkowo i pozwólmy ci wypowiedzieć się szeroko – jaki jej rodzaj szczególnie kochasz i poważasz?
Muzyka, kino i książki – wszystko to w moim życiu, tak jak moda, jest od zawsze. Nie ruszam się z domu bez słuchawek. W zależności od nastroju, nie ograniczam się do gatunków filmowych, muzycznych, literackich czy modowych. Kocham i uwielbiam wiele rzeczy, a wielu jeszcze przecież nie odkryłam, co jest megafascynujące. Staram się dużo czytać. Ostatnio Antula przychodzi do mnie wieczorem, gasi mi światło i mówi: „Mamo, ty też idź już spać, nie czytaj tyle książek, bo rano nie możesz wstać” (śmiech). Ostatnio wróciłam do malowania, po kilkuletniej przerwie. Czerpię z tego naprawdę dużo przyjemności. Malowanie pomaga mi zapomnieć o całym świecie, wszystkich problemach. Totalnie mnie to relaksuje, ponieważ uczę się nie oczekiwać od siebie natychmiastowych rezultatów. Staram się szukać rozwiązań formalnych nie na zewnątrz, lecz w sobie. Podczas tej pracy chcę odłączyć się od wytycznych na temat tego, jak „powinno być”. To pozwala mi żyć czystą świadomością skoncentrowaną na miłości, jaką mam w sobie, i płótnie, które mam przed sobą. W moim odczuciu to fundament wszelkiej kreatywności.
A co – poza malowaniem – pozwala ci spuścić powietrze i oderwać się od kłopotów?
Z rzeczy bardziej prozaicznych, ale także bardzo przyjemnych – uwielbiam gotować i piec! To także praktykuję, od kiedy pamiętam. Przykładam dużą wagę do jedzenia. Robię to przede wszystkim z miłości i zazwyczaj nie dla siebie, ale dla innych (śmiech). Całe życie jestem wegetarianką, z czego bardzo się cieszę, i jestem wdzięczna moim rodzicom, że wychowali mnie właśnie w ten sposób i w takiej świadomości. Tak samo wychowuję Tośka, który oczywiście bardzo mi pomaga w kuchni. W czasie „aresztu domowego” zrobiliśmy także olbrzymi domek z tektury. Ostatnio synek ma „fazę” na dinozaury, więc na każdej ze ścianek domku namalowaliśmy inny gatunek.
Dobra myśl, pożyczam! Powiedz jeszcze, jak o siebie dbasz?
Jako że nie przepadam za grupowym poceniem się na siłowni, dużo spaceruję i tańczę. Natomiast jeśli chodzi o kosmetyki, to stawiam na pielęgnację – hydrolaty, kremy, balsamy. Na co dzień raczej się nie maluję, a jeśli już, to tylko korektor i tusz do rzęs. Na wyciszenie od niedawna praktykuję medytację i jogę nidrę, która pomaga mi zaakceptować rzeczywistości — wzbudzić zaufanie, że wszystko jest takie, jakie powinno być. Uczę się umiejętności wybaczania, wdzięczność i miłość. Joga nidra poszerza świadomość – według niej wszystko, czego doświadczamy, jest darem, a postrzeganie każdego momentu życia jest okazją do bycia bardziej kochającą i wdzięczną istotą. W świetle tej koncepcji Miłość to najpotężniejsza siła we Wszechświecie: może uzdrawiać, inspirować, jest niekończącym się darem dla nas i innych. A kiedy jej naprawdę doświadczamy, odnajdujemy siebie! Brzmi sensownie, nieprawdaż?
Ja to kupuję. I dziękuję ci za bardzo przyjemną pogawędkę, wszystkiego dobrego, Nadia!
KWESTIONARIUSZ ANNIEL
Twoja największa pasja? Miłość.
Guilty pleasure? Can’t tell (śmiech).
Ukochane comfort food? Pizza i pierogi ruskie.
Ulubiona książka? Ostatnio wróciłam do „Dumy i uprzedzenia” i Virginii Wolf.
Ulubiona płyta? Od Duy Lipy przez Boba Marleya, po Placebo, Kraftwerk czy The Smiths.
Ulubiony projektant? To chyba ja! (śmiech)
Ulubiony kosmetyk? Balsam do ust.
Ulubiony zapach? Olejek paczuli, kadzidła, aromat drzewa sandałowego oraz orchidei, owoców i lotosu.
Ulubiony film? Coś między „Pulp Fiction”, „Pretty Women” i „La La Land”.
Ulubiona bieliźniana/biżuteryjna/modowa marka? Le Petit Trou/biżuteria od Babci/Levi’s.
Ulubiona dyscyplina sportu? Taniec i joga.
Ulubiona restauracja? Il Posto di Luca Santarossa.
Ulubiony model Anniel? Anniel Black Victoria.
























