Od roku jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami działki. Nigdy nie czułam potrzeby posiadania własnego ogródka, ale odkąd on jest, wszystko wydaje się lepsze. Dziś czytamy w hamaku serię książek o zwierzętach Simony Smatany, pięknie wydaną przez Tatarak.
Zanurzamy się w zarośla grochowskiego ROD-u i od razu robi się chłodniej, bardziej wilgotno. Pedałujemy wąską ścieżynką, ja i mój trzylatek, który w mig załapał jazdę rowerem, po nogach chlastają nas trawki i gałązki. Otwieram furtkę, wchodzimy i jesteśmy na wakacjach.
Przyjęliśmy tę działkę z całym jej dobrodziejstwem, przedziwną szarozieloną altanką, krzakami piwonii, zaniedbanym sadem, malowniczą werandą, krzesłami z lat 60. Nie pasują mi tu nowe, ładne meble i boho dodatki, to nie ten świat. Tu czas płynie wolniej, obiady smakują najlepiej, a nowe lekcje, nie tylko botaniki, wchodzą do głowy w mig. To na działce oboje dowiedzieliśmy się, jak ślimaki robią kupę – zebraliśmy je z porzeczek i położyliśmy na ławce, a te zamiast się ścigać, zrobiły nam pokaz innej funkcji życiowej. Stąd nieraz googlałam, jak nazywa się dany robak, co jedzą żuki, jak wygląda komarzyca. Moje dziecko żąda ode mnie pewności, wiedzy. Wierzy, że ja wiem, więc się dowiaduję.
Albo gdy po raz pierwszy próbujemy swoich sił w ogrodnictwie. Z ziemi wyszedł już szczypior i liście rzodkiewki, kwitną krzaki pomidorów i borówki. Kajtek skopał z tatą grządkę na groszek. Ciągle czekamy na fasolę i cukinię, może już po ptokach i dawno zjadły je ślimaki? Po zeszłorocznej porażce w uprawie dalii bacznie obserwuję grządkę, na której posadziłam karpy. Zdejmę każdego, który się do niej zbliży, mimo że brzydzę się tych ogromnych, bez skorup. Drzewa na szczęście kwitną same, łamię kilka białych gałązek do wazonu, a reszta parę dni później sfruwa nam z nieba na głowy.
Na hamaku zawieszonym między jabłonkami bawimy się w sztorm (mamo, bujaj, ale mocniej!) i czasem obijamy sobie tyłki, bo sznurek ma swoje granice. Kajtek nieraz tu drzemie, a hamak zamyka się wtedy nad jego ciałkiem jak kokon bardzo głodnej gąsienicy. Wspaniale się tu czyta, razem i osobno. Na przykład te piękne i mądre książki wydawnictwa Tatarak, które widzicie na zdjęciach. Traktują o naturze, ale tak naprawdę i o nas samych. Zajrzymy?
Simona Smatana to ilustratorka ze Słowacji, którą od tej pory będę śledzić. Zadebiutowała „Pszczelarzem Józkiem” w 2019 roku, przypuszczalnie dlatego, że sama zajmuje się pszczołami. Gdyby to nie była jej pasja, pewnie nie byłaby w stanie tak prosto i pięknie przekazać radości i życia, także w dosłownym wymiarze, które niosą ze sobą te pożyteczne owady. Rozjaśniają smutny świat kreta Józka, który żyje sam i nie ma żadnych przyjaciół. Gdy w jego dolinie pojawiają się niespodziewani goście, wszystko się zmienia. Z ostatnich stron książki można dowiedzieć się, jak żyją pszczoły, jak powstaje miód i co trzeba zrobić, żeby trafił do słoika, a to wszystko napisane przystępnym, zrozumiałym językiem.
Druga część opowiada o dżdżownicy imieniem Franciszek, strapionej bezsensem swojego istnienia. Zupełnie nie wie, kim chce zostać. Wszyscy wokół wydają się tacy silni, mądrzy, utalentowani, a on? Nie ma nawet rąk, nie wspominając o niezwykłych zdolnościach. Czy Franciszek znajdzie zajęcie dla siebie? My wiemy, że tak, bo mamy na działce kompostownik, a w nim pełno życia. Kajtek delikatnie bierze czasem przypadkiem wykopane z ziemi dżdżownice i zanosi je w palcach na kompost, żeby „poszukały swojej rodziny”. Nigdy nie zadał pytania, po co w ogródku jakiś robaczek. Skoro jest, to musi być potrzebny, prawda?
Ostatnią bohaterką tego cyklu jest nietoperzyca Elizka, która po raz pierwszy wybiera się do miasta. Nikt jej jednak nie wita, ba! Wszyscy się jej boją. Może to dlatego, że nie jest milutka jak piesek ani nie mruczy słodko jak kot. Nie może znaleźć dla siebie kryjówki, na szczęście spotyka na swojej drodze pewną małą dziewczynkę i jej tatę. Po lekturze wiemy już, jak wygląda rok z życia nietoperza, dlaczego nie warto bać się tych latających zwierząt i co trzeba zrobić, gdy znajdziemy jedno z nich, na przykład w pokoju z otwartym oknem. I wyciągamy deski na budowę budki dla nietoperza, która zawiśnie na ścianie altanki.
Wszystkie te historie są zilustrowane spokojnymi kolorami i pięknie przetłumaczone ze słowackiego na polski przez Izabelę Zając, równie zakochaną w naturze co autorka. Co więcej, kiedy już nasycimy się lekturą (albo dziecko na amen zakocha się w serii), możemy posłuchać wersji audio. Każda książeczka ma bowiem na pierwszej stronie kod QR, który przenosi do audiobooka. Sprytne! Lecz to nie techniczne rozwiązania cenimy sobie w książkach dla dzieci najbardziej, tylko ich drugie dno. Każda z książek Simony Smatany niesie ze sobą uniwersalny przekaz, który dzieci z pewnością zrozumieją. Józek czuje się najbardziej samotnym kretem na świecie, ale gdy otwiera się na nowe relacje, wnoszą one do jego życia dużo więcej, niż mógłby przypuszczać. Franciszek udowadnia, że nawet najmniejszy robaczek ma do odegrania ważną rolę i trzeba tylko spróbować znaleźć swój potencjał. Elizka, bohaterka najnowszej książki, wzbudza w innych strach, bo jest inna. Książeczka została opublikowana chwilę przez wybuchem wojny w Ukrainie i późniejszą migracją dużej liczby ludności do Polski, ale nie trzeba wojny, żeby widzieć w naszym kraju brak tolerancji dla inności. Ostatnie zdanie z książki mogłoby więc trafić na banery, mównice i do kościelnych kazań: „Zanim kogoś ocenimy, spróbujmy go choć trochę poznać. Zwykle bowiem najbardziej boimy się tego, czego nie znamy”.
*
Wpis powstał we współpracy reklamowej z wydawnictwem Tatarak, które nie tylko wydaje piękne książki, lecz także wystartowało z akcją #TataTeżCzyta. Jak pokazują najnowsze badania, obecnie w Polsce chłopcy i mężczyźni czytają dużo mniej niż dziewczynki i kobiety, chłopcy „porzucają” książki w wieku 9–10 lat. Główną przyczyną takiego stanu rzeczy jest brak męskiego wzorca czytelnika. Wejdźcie na stronę akcji i sprawdźcie, co możecie zrobić, żeby zmienić tę sytuację. I dlaczego warto – bo warto!


































